2. Nowy koniec, stary początek.

Betowała E. Dziękuję!

Poczuła wielki, nieodłączny strach. Usłyszała własne imię, a potem czyiś zimny oddech… oddech spowił jej twarz, a otworzenie oczu nie pierwszy raz stało się przerażające. Nie chciała się bać, ale to wszystko znowu wróciło. Czy śmierciożerca właśnie się nad nią pochylał, żeby zabić ją we śnie. Poderżnąć gardło? Od razu poczuła zimne łzy zbierające się pod powiekami, ale nie mogła ich wypuścić, wobec śmierci nie można okazać słabości. Usłyszała wrzask, który wydobywał się z jej ust. Starała się skupić tylko na słowach, a nie na strachu, który przeszył jej ciało równie boleśnie co zaklęcie Cruciatus, ale miała problem ze skupieniem myśli.
Nie płacz, nie jesteś słaba.
Chciała wydostać się z tych słów i znowu spróbować zaczerpnąć oddechu, ale to, t e n  b ó l,  w klatce piersiowej, jakby rozpalił się w niej ogień i buchał żarem. Nie mogła oddychać, nie mogła już nawet krzyczeć. Jedyne co jej pozostało, to łzy.
— Hermiono?
Otworzyła oczy i spojrzała mgliście na twarz Ginny, wyglądała na przerażoną. Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej, cała roztrzęsiona poprzednim snem, zdezorientowana rzeczywistością i niespodziewaną obecnością przyjaciółki. Starła łzy, aby zignorować to, co przed chwilą się wydarzyło. Ginny bez słowa wstała i poszła po szklankę. Gardło Hermiony piekło od krzyku, ale z obojętnością przyjęła wodę. Nie napiła się od razu, chociaż miała ogromną ochotę.
— Nie wiedziałam, że dalej je masz — mruknęła Ginny, siadając na krańcu łóżka. Miała na sobie podróżny płaszcz. Rude kosmyki przykleiły się do jej zaróżowionych policzków; musiała dopiero przyjechać. Zapewne chciała Hermionie zrobić niespodziankę, miłą pobudkę, a potem pójść razem na śniadanie… Ale w życiu nie spodziewała się takiego scenariusza, nie taki był plan. Hermiona nie chciała zaczynać rozmowy o tym, co ją męczyło w nocy, a o czym próbowała za dnia zapomnieć. Nie potrzebowała kolejnych słów, mówiących, że powinna poszukać pomocy.
— Minął tydzień od wojny, Ginny — wytłumaczyła zbyt pogodnie. Uśmiechnęła się do swojej przyjaciółki, ale gdy ta dalej miała smutny wyraz twarzy, po prostu postanowiła wstać i udawać, że nic się nie stało. Tak było łatwiej. Dla wszystkich.
Ale Ginny nie rozumiała.
— Fred umarł… Remus, Nimfadora, Szalonooki, Dumbledore… Nikt nie przeżywa tego w taki sposób jak ty. Potrzebujesz pomocy. — Zacisnęła usta, ale w jej oczach wcale nie pojawiły się łzy; była o wiele silniejsza niż Hermiona. Ale Granger lubiła się kreować na niepokonaną. Kłamstwo powtarzane pięćdziesiąt razy staje się podobno prawdą. Dlaczego nie miała próbować oszukać prawdy? Nie jestem słaba, pomyślała gorzko Hermiona i prychnęła Ginny w odpowiedzi. 
— Daj mi tydzień, a wszystko wróci do normy. Obiecuję. — Granger odświeżyła swoje wczorajsze ubrania zaklęciem i przebrała się, starannie ignorując obecność Ginny, która w dalszym ciągu jej nie odpowiedziała. Ale to dobrze, w końcu zrozumie, że w sprawie jej koszmarów nie ma prawa decydować. Mimo przyjaźni i troski.
— A jeśli nie wróci do normy? Powiesz mi o tym? — Hermiona prawie podskoczyła na dźwięk jej rozdygotanego od złości głosu. Odwróciła się na pięcie i spojrzała na Ginny, która stała z zaciśniętymi pięściami. W brązowych oczach czaił się ogień. Kiedy Hermiona nie przerwała wymownej ciszy… — Tak myślałam. 
Ginny przewróciła oczami i poczekała jeszcze sekundę, dając Hermionę szansę na zaprzeczenie. Ale kiedy cisza ciążyła nieprzerwanie w powietrzu, rudowłosa wyszła, zamykając za sobą cicho drzwi. Hermiona czuła się podle, ale oprócz milczenia mogła zrobić coś o wiele gorszego: podzielić się swoim koszmarem z kimś, kogo kochała.

*

Hermiona weszła pewnym krokiem do Wielkiej Sali, gdzie mieli się zebrać wszyscy chętni do odbudowy szkoły. Rozejrzała się uważnie po pomieszczeniu, już nie omijając wzrokiem gryfońskiego stołu, gdzie prawie wszystkie miejsca były zajęte. Za to stół Slytherinu świecił pustkami, poza Malfoyem, Nottem i… Zabinim? Wrócił? Zmarszczyła brwi, bo jego wczorajsze odejście nagle zostało pozbawione sensu. Na drugim krańcu ślizgońskiego stołu siedziała jakaś dziewczyna, ale jej Hermiona nie rozpoznała.
Granger postanowiła nie pchać się do Gryffindoru, zwłaszcza że Harry, Ron i Ginny wcale jej nie nawoływali z radością, tylko patrzyli jakby wyczekująco, śledząc każdy jej ruch. Przewróciła oczami i wybrała miejsce obok Luny, odwracając się plecami do swoich przyjaciół.
— Hermiono. — Blondynka spojrzała na nią promiennie, a jej niebieskie oczy dalej były nieobecne, jakby myślami była daleko wśród chmur. — Bardzo miło cię widać… Przestało padać, gnębiwtryski nie lubią takiej pogody.
— Czyli szykuje się piękny dzień? — Hermiona uśmiechnęła się w stronę dziewczyny, jednocześnie nalewając sobie herbaty z cytryną. Blondynka kiwnęła głową i zajęła się czytaniem nowego wydania Żonglera. W towarzystwie Krukonki Hermiona zawsze czuła pewien brak swobody, ale teraz uważała, że Luna Lovegood była najnormalniejszą osobą w tej sali. Wliczając w to samą Granger… Śniadanie odbywało się z niesłychanym rozluźnieniem, jakby za chwilę miały się rozpocząć lekcje. Hermiona spojrzała na sufit i napotkała błękitne niebo. Mimowolnie uniosła kąciki ust.
— Witaj, Neville — powiedziała Luna, nie odrywając wzroku od jakiejś krzyżówki. Hermiona zdezorientowana spojrzała w tył, a za nią stał wymieniony chłopak. Miał na twarzy lekki zarost i kilka niewygojonych zadrapań, ale również szeroki uśmiech. Pocałował Lunę w policzek i najwyraźniej przyzwyczajony brakiem jej reakcji, usiadł obok Hermiony cały w skowronkach.
— Cześć — powiedzieli sobie jednocześnie. Neville nabrał sobie kiełbasek, ale nie zaczął jeść — Hermiona od razu przypomniała sobie obżarstwo Rona i ucieszyła się, że Neville nie jest pozbawiony wszelkich zasad.
— Słyszałaś już o grupach budowlanych? — zapytał, ale ta pokręciła niecierpliwie głową, trochę  zdziwiona, ale i zirytowana, że tak ważne informacje jej uciekły. — Będziesz jedną przewodzić.
— Naprawdę? — Zrobiła wielkie oczy, a Neville wyszczerzył zęby w uśmiechu. Dlaczego wszyscy byli tacy radośni, pogodni… jakby nic takiego się nie stało. Najprawdopodobniej na miejscu, gdzie Hermiona siedziała, zginęło tuzin osób! Ale najwyraźniej nikomu to nie robiło wielkiej różnicy.
— Jasne! Harry i Ron też dostali swój przydział. — To akurat Hermionę nie zdziwiło. — Ale to pewnie dlatego, że będą się tutaj kręcić dziennikarze. Podobno macie na głowie grupę tylko dlatego. Tak przynajmniej zrozumiałem Filtwicka…
— Ludzie chcą teraz mieć was jak najbliżej — dodała Luna, czytając Żonglera do góry nogami i próbując coś odczytać, mrużąc niebieskie oczy. — Mówią o was, czytają w gazetach… To chyba trochę męczące?
— Trochę — mruknęła nieśmiało Hermiona, bo bycie rozpoznawalną nie było dla niej powodem do dumy. Wręcz przeciwnie, zaczęła się tego wstydzić. Granger nagle dostrzegła siebie i przyjaciół na okładce Żonglera i przestała jeść. Rozczarowanie momentalnie wypełniło jej żołądek. Odwróciła speszony wzrok, popijając letnią herbatę. Jej oczy napotkały Malfoya. Zabini i Nott rozmawiali o czymś przyciszonym głosem, a blondyn wyglądał jak pochłonięty myślami, chociaż z jego twarzy nie można było niczego odczytać. Kiedy Hermiona bardziej się nad tym zastanowiła, nigdy nie widziała w Malfoyu żadnej emocji, oczywiście poza szyderstwem, sarkazmem, czy nienawiścią. Teraz była obojętność i pustka. Miała nadzieję, że pod swoim murem ma ogromne pokłady wyrzutów sumienia, które go niszczą od środka. 
— Ciekawe, dlaczego nie poszli za kraty… — szepnęła do samej siebie, ale Neville ją usłyszał. Poszedł za jej skupionym spojrzeniem. 
— Babcia mówiła, że ich rodzice wzięli całą odpowiedzialność na siebie. Na przesłuchaniu mówili, że zmusili swoich synów do śmierciożerstwa. A skoro wstąpili do szeregów... V-Voldemorta niepełnoletni, dali im spokój.
— Nikogo też nie zabili i nie torturowali — dodała Luna, tym razem odkładając magazyn na bok. Hermiona spojrzała jej w oczy, wyglądała na wyjątkowo poważną. — No i Malfoy nie wydał Harry'ego w siedzibie śmierciożerców, gdzie mnie więzili…
Hermiona nie odpowiedziała, bo te wszystkie fakty były co najmniej dziwne i podejrzanie stawiały Malfoya w dobrym świetle. Neville spojrzał na trójkę Ślizgonów z niechęcią, ale nie zaprzeczył Lunie. Granger dalej miała te same odczucia co Neville. Może i Malfoy w świetle prawa pozostał niewinny, ale dla niej już na zawsze pozostanie kanalią bez serca. W Hermionie przebudziło się na chwilę zapomniane, nienawistne uczucie do tego człowieka. Kiedy dalej nieubłaganie przyglądała się Malfoyowi, napotkała stalowe, puste tęczówki. Zastanowiła się, ile musiał przełknąć goryczy, by pozostawić kamienny wyraz twarzy. Wątpiła, aby nienawiść do mugolaków z niego uleciała. Musiał ją zręcznie ukryć, musiał… ale kiedy jako pierwszy spuścił wzrok, dopadły ją chwilowe wątpliwości we własną nieomylność.
Ale potem Draco Malfoy zwrócił się do Zabiniego, ciemnoskóry zmarszczył brwi i rozejrzał się po sali, napotykając jej kamienne spojrzenie. Blaise uśmiechnął się ironicznie i odpowiedział coś Malfoyowi, dalej przyglądając się jej jadowicie. Byłaby skończoną idiotką, gdyby nie zorientowała się, o kim rozmawiają. Jej usta wykrzywiły się w nienawistnym wyrazie, aż ktoś gwałtownie usiadł obok niej, szturchając ją boleśnie w ramię. 
— Ja się po prostu martwię! — powiedziała Ginny na jednym wydechu. Neville i Luna zaczęli rozmawiać o jakimś artykule w gazecie, więc Hermiona bez obaw ściszyła głos, pewna, że nikt ich nie podsłucha.
— Wiem — odparła szeptem. Chciała dodać coś jeszcze, ale Weasleyówna przerwała jej, marszcząc zabawnie czoło.
— To nie jest normalne, że krzyczysz i płaczesz przez sen… Gdybyś siebie widziała! Wyglądałaś, jakby strzelono w ciebie Cruciatusem — dodała markotnym, troskliwym głosem. Spojrzały sobie w oczy i niemal prawie w tym samym momencie westchnęły. W takiej sytuacji trudno było o kompromis. Ginny nagle ożywiła się, prostując plecy. — Słuchaj…
Kiedy usłyszała potok słów z ust przyjaciółki, Hermiona skrzywiła z niesmakiem i niemal natychmiast pokręciła głową. Ale Ginny mówiła dalej i — co gorsza — wyglądała na podekscytowaną własnym pomysłem. Nie przejmowała się Granger i jej gwałtownym protestom. 
— Ginny, NIE, nie ma mowy… nie patrz tak na mnie… przestań — ostatnie słowo dodała już ciszej, a jej żelazna postawa zaczęła się po prostu roztapiać. Ginny miała duże, brązowe oczy i potrafiła własnym wdziękiem zmanipulować. Hermiona przypomniała sobie nagle, że jeśli się zgodzi i pójdzie tam raz, ona będzie miała święty spokój, a jej przyjaciółka nie będzie się aż tak martwić. Westchnęła zbolała, jakby cały świat się na nią zmówił, ale w końcu, pod naporem spojrzenia przyjaciółki, kiwnęła głową. Zignorowała zwycięski uśmiech Ginny i pozwoliła sobie na kolejny kubek herbaty, która tego dnia smakowała wyjątkowo paskudnie.

— Proszę o ciszę! — rozdrażniony głos uciszył Wielką Salę. Profesor McGonnagall stanęła przy mównicy, a wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Skinęła wszystkim głową, usatysfakcjonowana z nagłej ciszy. — Skoro powitanie i uroczyste śniadanie mamy za sobą, profesor Filtwick wyśle każdemu wykaz, gdzie zostaliście przydzieleni… Wśród was, uczniów, stworzono kilka grup. Odnajdziecie siebie na liście, więc nie przedłużając, bo jest dużo rzeczy do omówienia, w zamian za waszą pomoc szkoła zapewni wam nocleg, a skrzaty posiłki, które będą w tych samych porach co zawsze… Sypialnie, które akurat się do tego nadają, są w pokoju wspólnym Slytherinu i Hufflepuffu…
Po prawie wszystkich twarzach przeszedł cień obrzydzenia. Sugerowanie, że ktoś wybierze pokój Slytherinu było dla niektórych oburzające. Hermiona była wśród nielicznych, reagując z całkowitą obojętnością. Slytherin był dla niej tylko miejscem, to jego mieszkańcy napawali ją zgorszeniem. Jeśli miała być wobec siebie szczera, chciałaby zobaczyć, jak mieszkają Ślizgoni. Z czystej ciekawości. Pokój wspólny wyobrażała sobie jako zimne, ciemne i arystokratyczne miejsce. Ale na ile jej przeczucia były słuszne? Mogła się tego dowiedzieć,  o ile przełamałaby w sobie pewną barierę. Kiedyś to byłoby nie na miejscu, takie wycieczki do innych domów były zabronione... a Hermiona szanowała szkolny regulamin… Nie licząc kilku wyjątków, czyli Rona i Harry'ego.
Teraz taka przechadzka do Slytherinu nie była łamaniem zasad. Hermiona mimowolnie spojrzała na Malfoya, który przekładał w dłoniach różdżkę, wyraźnie znudzony. Zabini za to przyglądał się mściwie uczniom, którzy ani myśleli spać w norze węża. Teodor Nott jako jedyny wyczekiwał na dalszą przemowę profesorki transmutacji… Przy stole Slytherinu siedziała jeszcze dziewczyna, ale wyraźnie oddalona od tej szemranej trójki i spokojna. Granger jej nie rozpoznała. Miała czarne i proste jak łuna, cienkie włosy i bladą twarz, tylko to Hermiona była w stanie dostrzec z takiej odległości.
Nigdy dotąd jej nie widziała, a Ślizgoni rzadko dają o sobie zapomnieć.
Jednak to nie ta nieznajoma znowu pochłonęła jej myśli, a dziwny pomysł, żeby rozejrzeć się po pokoju wspólnym Ślizgonów — skąd przyszła jej na to ochota? Z ciekawości, to było jasne… Ale również takie dziwne z jej strony… nigdy nie wpadały jej takie pomysły do głowy… Nigdy nie byłaś w sytuacji, w której pójście do tej nory byłoby dozwolone… Pokręciła roztargniona głową. Na stoły przywędrowały w powietrzu kartki. Po jednej dla każdego.
— Jestem w grupie z Harrym. — Ginny uśmiechnęła się chytrze do swojego pergaminu, wyraźnie zadowolona. Hermiona spojrzała na swój rozkład; miała własną grupę do nadzoru, ale nie zdziwiło jej to, Neville zdążył ją uprzedzić. Miała w swojej grupie: Susan Bones (sympatyczna), Cho Chang (ekhem, kiedyśHarry), Michaela Cornera (były Ginny), Teodora Notta (eee… okej), Lunę Lovegood (uf!!) i Alicję Spinnet (quidditch). Hermiona miała bardzo ambiwalentne uczucia co do postaci Notta. Co prawda nigdy z nim nie rozmawiała, ale… skoro przyjaźnił się z Malfoyem, nie robił na niej dobrego wrażenia.
— Gdyby nie Nott, to można by mówić o grupie marzeń — zachichotała Ginny, patrząc Hermionie przez ramię. Granger parsknęła, myśląc dokładnie to samo, ale z większą dawką ironii. Złożyła równo kartkę i włożyła ją do kieszeni spodni. Po chwili usłyszały, jak i też cała sala, głośne przekleństwa. Hermiona i Ginny obejrzały się zainteresowane i zobaczyły zarumienionego ze złości Rona. Harry spojrzał na nie trochę rozbawiony i bezgłośnie powiedział: Malfoy.
A więc na Rona spadło to ciężkie zadanie. Hermiona miała lekkie obawy, zważając na gorący temperament przyjaciela; nie chciała, żeby on i Malfoy się pozabijali. Chyba że Ron wyszedłby z tego obronną ręką, a Malfoy wylądował w skrzydle szpitalnym z jakimś złamaniem i poobijanym ego… ale szczerze wątpiła w możliwości Rona, przypominając sobie drugą klasę i wiadro na ślimaki, które Ronald musiał pod sobą trzymać przez pół dnia. 
— CISZA! — zagrzmiała McGonnagall, tym razem wzmacniając swój głos zaklęciem i przykładając różdżkę do gardła. Dopiero po minucie rozemocjonowana sala ucichła. — Jest jeszcze coś, co muszę ogłosić… Postanowiłam, konsultując się z gronem pedagogicznym, że po wojnie… po wszystkich przeżyciach — jej głos na chwilę złagodniał — zwołać specjalną pomoc dla potrzebujących.
Ginny spojrzała wymownie na Hermionę, prostując się dumnie jak paw.
— Każdy z was będzie mógł skorzystać z pomocy psychologa. — Kilka osób zaprotestowało, inni machnęli ręką, mówiąc tym, że nigdzie się nie wybierają. — Psycholog, doktor Extance, będzie przyjmowała w klasie od historii magii…
— Dobór miejsca nie jest przypadkowy — burknął Neville.
— JEDNAKŻE, wizyta u pani doktor jest obowiązkowa dla tych, którzy stracili kogoś bliskiego w bitwie. — Po tych słowach wybuchł gwar gorących protestów, bo faktycznie było mało osób, które by wyszły z wojny bez szwanku. Hermiona spojrzała ze zwycięskim błyskiem na Ginny, skoro ona również będzie musiała się udać na rozmowę. Nie tylko ja jestem szalona.
— Jesteśmy pełnoletni, nie macie prawa! — krzyki były wszędzie.
— Cisza! Cisza! — McGonnagall próbowała wszystkich uciszyć, krzycząc groźnie, ale nikt już nie zwracał uwagi na jej malejący autorytet. I chociaż Hermiona w pełni podzielała zdanie tłumu, nie miała zamiaru dołączyć do tego zbiegowiska i wymachiwać gniewnie pięściami. Spojrzała na poczerwieniałego Rona i równie wściekłego Harry'ego… Luna czytała swój magazyn, Neville jadł tosta, a… Malfoy mówił coś szybko do Zabiniego i Notta. Miał ściągnięte brwi, ale nie wiedziała, czy to oznaka głębokiego rozdrażnienia, czy zamyślenia.
— Patrz — szepnęła Ginny, ciągnąc Hermionę za rękaw bluzy. Granger nie zauważyła, że w sali zastygła cisza, a lodowata atmosfera wisiała na włosku. Na podium stanęła naprawdę piękna kobieta, Hermiona dałaby jej czterdziestkę, chociaż wydawało się, że nawet zmarszczki dodają jej urodzie animuszu. Miała upięte, brązowe włosy i zimny wzrok, który dosłownie pod swoim naporem mroził, tym samym powodując całkowitą ciszę. Była ubrana w mugolskie, eleganckie, czarne spodnie, żakiet tego samego koloru, który pozostawiła zapięty oraz białą bluzkę. Krwistoczerwona szminka podkreślała jej usta. Ginny prychnęła, widząc śliniącego się Harry'ego. 
— Dzień dobry — głos kobiety był miękki, ciepły. Ale Hermiona wyczuła w nim coś niepokojącego, takie same przeczucia nią targały po pierwszej przemowie Umbridge. Ginny najwyraźniej poczuła to samo, bo wymieniły zaniepokojone spojrzenia. — Jestem doktor Extance… psycholog…
Kilkoro chłopaków warknęło, sugerując, co myślą o całym obowiązkowym pomyśle. Kobieta była na to przygotowana, odpowiedziała jedynie chłodnym spojrzeniem, po którym nastała niemal natychmiastowa cisza. Hermiona mimowolnie przełknęła ślinę. Ginny lekko wytrzeszczyła oczy, bo w sali pojawiła się dziwna atmosfera. Ciężka do przeoczenia. Harry przestał się wgapiać w kobietę, jak zresztą cała reszta chwilowych adoratorów.
— Cieszę się, że będę miała zaszczyt was poznać — powiedziała, unosząc kąciki ust. W jej oczach czaił się niebezpieczny ogień. — Rozumiem oburzenie niektórych… ale, jak to mówią, mus to mus. Przed swoim chwilowym gabinetem rozwieszę plan spotkań… I jako psycholog muszę tylko dodać, że niesubordynacja będzie traktowana większymi konsekwencjami niż szlaban. Jesteście pełnoletni… więc konsekwencje będą równie poważne co wasz wiek — to była groźba! Hermiona spojrzała na profesorkę transmutacji, ale ona nie okazała najmniejszego zdziwienia. W końcu Extance dodała o wiele pogodniejszym tonem: — Skoro wszystko ustalone, życzę miłych renowacji. Hogwart to naprawdę magiczne miejsce.
Uśmiechnęła się i zeszła z podium. Dopiero kiedy wyszła z sali, wszyscy odetchnęli z wyraźną ulgą. Ale wraz z wyjściem kobiety, atmosfera wcale się nie przerzedziła. Milczeli. Ginny napłynęły łzy do oczu, a inni wpatrywali się w stół albo podłogę. Wojna, śmierć bliskich, wcześniejsze wyparcie tych faktów zniknęło, ból wrócił, mocniejszy. I porwał za sobą Wielką Salę, bez żadnego wyjątku jeszcze zanim Hermiona wyszła.

17 komentarzy:

  1. pierwsza! no widzę tu nową jakże sympatyczną postać ;) Już nie mogę się doczekać dalszych wydarzeń bo czuje, ze coś się szykuje. Rozdział cudowny i super się czyta, a po nudach w szkole miło poczytać coś ciekawego ;) ciekawe kim jest ta ślizgonka no ale pewnie niedługo się wszystko wyjaśni. Czekam na nowy rozdział i oczywiście weny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bić o pierwsze miejsce się nie musiałaś. :D
      Hm, będzie trochę wątków, ale opowiadanie raczej będzie melancholijne, niżeli pełne akcji i wybuchów. Ale cieszę się, że Ci się podoba! A szkoła wcale nie jest nudna, ja swoją polubiłam!
      Do następnego! A wena się przyda… zawsze.

      Usuń
  2. Pierwsze dni w nowej szkole, a ja, zamiast uważać, czytam Twój rozdział. Ty swojego pewnie nie, ale jak wrażenia? :D
    Rozdział jest super, ale ten przymusowy psycholog brzmi podejrzanie. Tzn., to takie... Prawie śmierciożerskie. No wiesz o co chodzi xD Słodko bardzo, że Ginny się martwi o Hermionę (mam nadzieję, że znowu wstawisz tutaj Blinny). I strasznie, strasznie podoba mi się, że Hermiona rozmyśla o tym dormitorium Slytherinu. I nie wiem co pisać, bo szkoła znowu mnie wykańcza, tyko teraz bardziej, a to dopiero początek :(
    No w każdym razie, weny!
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wrażenie po szkole czy rozdziale, bo się pogubiłam?… haha, szkoła jest wymagająca, ale lekcje, jak na razie, bardzo ciekawe, naprawdę. Z ludźmi dopiero się oswajam, ale to akurat powinno przyjść z czasem. :)
      A twoja?
      Nie powiem, co szykuję a propos Ginny, Harry'ego, Blaise'a… zobaczysz! Ale moim zdaniem to będzie ciekawe, ale pozostawię to jako wątek poboczny oczywiście.
      No ale dziś piątek, nie pękaj!

      Usuń
    2. Widzisz, jaka jestem zamotana? Po szkole, oczywiście. No cóż, mój pobyt tam na razie polega tylko na gubieniu się, albo ewentualnie krzyczeniu przez zatłoczony korytarz, kiedy zobaczę kogoś znajomego ze starszej klasy: "X, w którą stronę do dziesiątki?!1!111!"
      a tak poza tym, no cóż. Nauczycielka od biologii już na pierwszej lekcji powiedziała, że będzie nas olewać, przynajmniej w tym roku. Ach, no i że jesteśmy "opłakanymi efektami systemu edukacji". No w kazdym razie, niech olewa, co z tego, że jestem na biol-chemie xD
      A ludzię są... borze, nie pasuję do nich, są tacy mądrzy i poważni, w co ja się wpakowałam xD
      Do następnego! :3

      Usuń
    3. Ja zawsze idę za kimś z klasy, bo oni wiedzą, gdzie mamy lekcje potem! Haha. Przynajmniej starszych ludzi znasz! :)
      Boże, widzę, że babka od biologii urwała się z księżyca… Ja jeszcze biologii nie miałam, ale na szczęście, w następnym roku już będę miała tylko przyrodę, haha.
      U mnie też ludzie są tacy mądrzy, m a s a k r a. Znaczy, oni lubią się zgłaszać do nauczycieli, a ja zawsze cicho, bo nie lubię tracić energii. No i Ci ludzie mają dziwne poczucie humoru. Ale… Black, my nie damy rady?

      Usuń
  3. Ginny sprawia wrażenie dobrej przyjaciółki, chociaż wydaje mi się, że jej zachowanie nieco traca o hipokryzję. Gdyby zaproponowała wspólne wizyty - raczej podzielenie jej losu niż towarzyszenie w trakcie sesji - wydaje mi, że zostałoby to lepiej odebrane. Nie ma nic gorszego niż narzucanie swojej woli, gdy samemu nie jest się czystym jak przysłowiowa łza.
    Jane wygląda na konkretną i ma jasno sprecyzowane zadania - ciekawe jak (byli) uczniowie będą się wywiązywać z owego nakazu uczęszczania na terapię. Chciałabym, żeby ktoś docenił pomocną dłoń i wielkość gestu, jaki wysuwają w ich stronę władze szkoły. Kiedyś przyjdzie im za to dziękować i zapewne żałować swojego początkowego oporu.
    Czekam na dalsze części! Udowodniłaś, że rozdziały wprowadzające nie są takie złe, jak mówią o nich sami autorzy.
    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że hipokryzja. W końcu bardzo łatwo jest komuś radzić, gdy samemu trudno o rozwiązanie własnych problemów… Ach, jakie to życiowe. Bo się wzruszę. :)
      Extance będzie dla mnie wyzwaniem. Łagodniejsza wersja doktora House'a w spódnicy, o taką wersję między innymi mi chodzi… Ładnie to napisałaś, ale tak często jest. Gest docenia się dopiero po czasie.
      Jaki miły komplement, cieszę się, że już początek nie jest zły!
      XX (hehe)

      Usuń
  4. Cześć! Tu Angel! Dopiero teraz dorwałam się do laptopa - wybacz opóźnienie! No, no, niby od zakończenia Powojennej minęło tylko parę dni, a już widać progres! Mimo że nadal używasz bogatego języka, wielu środków stylistycznych, obraz nie jest zaciemniony (momentami, bardzo rzadko, ale jednak, gubiłam się w treści poprzedniego opowiadania, tymczasem, tutaj jest pod tym względem prawie idealnie - szacun!). No i Dramione... Każde opowiadanie, w którym Hermiona i Ron nie są razem ma u mnie +10 do wspaniałości na wstępie :)). Kompletnie nie rozumiem, jak Autorka mogła ich połączyć w książce - oni mieli zupełnie inne oczekiwania względem życia i potencjalnych partnerów. No, ale dobrze, że są fanfiki - oby tak dalej! Weny życzę!
    A.
    PS Czy Ty teraz przypadkiem nie zaczęłaś szkoły średniej? Jak wrażenia z pierwszych dni nauki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tam, opóźnienie, wiadomo, że to już koniec wakacji i nie ma się tyle czasu co zawsze. :)
      Wiem o tym! Ja mam strasznie dziwną tendencję do pisania niejasno. Teraz wydaje mi się, że jest lepiej, a jak wracam do rozdziałów na Powojennej to łapię się za głowę. :D
      Wiesz, Angel, lubię Rona. Nie uważam, żeby on i Hermiona specjalnie do siebie pasowali. Ale z drugiej strony, Ron zawsze stał cieniu, a wreszcie przytrafiła mu się taka pierwszorzędna Hermiona. W końcu stał na końcu książki w pełnym blasku. Może i do siebie nie pasują, a może po prostu się uzupełniają. Hermiona chce tylko wiedzy, a Ron jej przypomina, że nie tylko to się w życiu liczy… Miłość jest ślepa w każdym razie. :D
      Tak, zaczęłam pierwszą klasę liceum, miło, że pytasz. O ile chodzi o nauczycieli - jestem zachwycona. Poszłam do szkoły do nowego miasta, więc też dopiero się oswajam z miejscem i ludźmi. Ale wydaje mi się, że dobrze trafiłam. Nie narzekam. A co u Ciebie? Nowy rok szkolny/akademicki/czy praca? :D

      Usuń
    2. Nowy rok akademicki :) Co więcej, trzeci, więc powoli będę musiała zacząć się zastanawiać nad tematem licencjatu - ale póki co, mam jeszcze wakacje i zamierzam je wykorzystać jak tylko się da.
      Ach, liceum... To był najdziwniejszy czas mojego życia, jak dotychczas... I chyba cieszę się, że to już bezpowrotnie za mną. Owszem, sporo było fajnych rzeczy, ale miałam pecha, jeśli chodzi o ludzi. Życzę Ci, żebyś trafiała lepiej, niż ja, pod tym względem ;)). Jeśli można - jesteś na "humanie"? :)

      Usuń
    3. Studentka, nieźle! Jaki kierunek? :D
      O matko, licencjat, pamiętam, jak moja siostra się nad tym męczyła… Znaczy nie męczyła się, tylko robiła wszystko na ostatnią chwilę. :))
      Haha, nie, nie jestem na humanie. Profil lingwistyczny, językowy, jak zwał tak zwał. (Co prawda human mnie niesamowicie ciągnie, ale postanowiłam doszlifować języki).
      Ja chyba miałam dziwny czas w gimnazjum, mam nadzieję, że w liceum już się bardziej ustabilizuję. Dziwnie to brzmi, ale tak jest! :D
      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. Ooooo...!! <--- właśnie taki odgłos z siebie wydałam po przeczytaniu rozdziału końcówka wbija w poduszki) :D Czy Pani doktor jest czarownicą? Czy to mugolska psycholożka? :)
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale się cieszę z komentarza i twojej reakcji, haha. :)
      Pani doktor jest czarownicą, nikt nie chciałby się przecież chować z różdżką właśnie w Hogwarcie. Ale dodam następnym razem jakiś dodatek, żeby magia Extance nie pozostawiała wątpliwości.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  6. Coś mi się zdaje, że pani doktor przyda się wielu uczniom, a w szczególności Hermionie.
    Ginny jaka przejęta!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I nawet tutaj dotarłaś! Ale mi poprawiasz dzisiaj humor tym rozlewem słów, haha, dziękuję za komentarze i miłe słowa. :)

      Usuń

^