23. Ten Mężczyzna.

— To ze starych legend aborygeńskich. Pogłoska o mięsożernych koalach miała odstraszać nieznane plemiona, a w tych czasach turystów. — Uśmiechnął się żywo, opowiadając o tym w sposób, który wywierał presję słuchania. Twarz miał roześmianą i trochę spoconą. Był w posiadaniu urody, do której Hermiona nie była przyzwyczajona. Bez problemu mogła sobie wyobrazić, jak będzie wyglądał za kilkanaście lat. Z drobnymi bruzdami i popielatą brodą.
— Brzmi ciekawie.
— Właściwie to bardziej coś, co przypomina koalę, niż nią jest. To bardzo drapieżna i mięsożerna odmiana...
— Zapomniałeś dodać, że nie istnieje — zauważyła, na jej uwagę przewrócił oczami. Poprawił okulary palcem, cały czas zsuwały mu się na nos. Te okulary były identyczne do tych, które nosił Harry. Była tym zdziwiona, chociaż bardziej zdumiewał ją fakt, że dalej nie wiedziała, jak tak właściwie ten facet ma na imię.
— Trochę wiary. W każdej legendzie znajduje się ziarno prawdy — powiedział rzeczowym tonem, który często słyszała we własnym własnym głosie.
— Bo koale istnieją, ale nie są mięsożerne. Jako tubylec powinieneś o tym wiedzieć.

Zaśmiał się serdecznie, jego głos odbił się echem po puszczy. Kiedy ten miły dźwięk ludzkiego głosu się skończył, nastąpiła chwila niezręcznego milczenia. Pojawiło się napięcie, bardzo zresztą zrozumiałe. Hermiona i on nie byli przyjaciółmi, którzy by przywykli do ciszy między sobą. Nie potrafili odpoczywać obok siebie. (I poznali się półgodziny temu).
— To już niedaleko. Dobrze. Słońce będzie powoli zachodzić i zrobi się zimniej... masz jakieś ciepłe ubrania, co? Wieczorem będę musiał napalić w kominku. No, prowizorycznym kominku.
— Och, nie zamierzam zostać na noc — odparła szybko. Syknęła, gdy jedna z gałęzi, z wystającymi kolcami, zahaczyła o jej nadgarstek.
— Jakoś sobie nie wyobrażam, byś miała zostać sama w puszczy. Na noc. — Wskazał na krew, która kropla po kropli spływała po jej dłoni.
— Jesteś mało kreatywny — wzruszyła ramionami. Nie chciała wyjść na niegrzeczną, dlatego powstrzymała się cisnące na usta uwagi, że wolałaby zostać rozdeptana przez dziwnych rozmiarów zwierzę, niż zostać zabitą w chatce jakiegoś mężczyzny. Sama istota rzeczy, samo to, że zgodziła się iść do jego domu, było lekkomyślne, jednak miała przy sobie różdżkę i czuła się z nią o wiele, o wiele bezpieczniej.
— Zrobię ci najlepszą herbatę po tej stronie ziemi, a ty mi opowiesz, co cię tutaj sprowadza z Wielkiej Brytanii — stwierdził, a przez resztę drogi nie przyjmował informacji, że Hermiona nie zamierza zostać u niego na noc. Był uparty, więc Hermiona postanowiła przestać się wykłócać i po prostu wymknąć się w pewnym momencie z jego domu, mając nadzieję, że nigdy więcej go nie spotka.
Wyprawa przez puszczę trwała blisko dwadzieścia minut od drzewa, na którym spała Hermiona. Dziewczyna dalej nie zapytała o imię mężczyzny, zadawała istotniejsze pytania. Już nie o mięsożerne koale, ale o krótkie streszczenie życia Tego Chłopaka z Australii.
— Pochodzisz z tych okolic?
— Nie, z Tasmanii, tej wielkiej wyspy Australii — powiedział ponuro, rozkładając ręce, by pokazać jaka jest ogromna.
— Tak, wiem, gdzie leży Tasmania. Podobno piękny region.
Odchrząknął i przepuścił ją, by pierwsza przeszła przez niewielki most — był wykonany z kilku desek tak, by zmieściła się tylko jedna osoba; a do samego, niewielkiego strumyka było tylko pół metra. Zapewne o takiej samej głębokości.
Teraz już głupio byłoby zapytać, jak ma na imię. Ciągle chodziło jej to po głowie, aż złapała się na powściągliwym milczeniu, jednak Ten Mężczyzna wywabił ją z opresji. Przeszli przez wysokie paprocie i znaleźli się przed drewnianą chatką, bardzo małą.
— Oto mój dom! — powitał ją okrzykiem. Hermiona wykrzywiła usta w uśmiechu. To był wysiłek, ponieważ była bardzo zmęczona. Domek wydawał się przytulny, chociaż nie był w ogóle ogrodzony, a trawnik, do którego przywykła w Wielkiej Brytanii... nie było żadnego trawnika tak właściwie. Tylko wysoka przerzedzona chwastami trawa albo twardolistne rośliny.
Drewno chaty zdawało się stare, lecz odświeżone. Ciemnobrązowe. Okien było niewiele, aczkolwiek nie zostały osłonięte żadnymi firanami, które zabierałyby światło. Przed kim się nawet kryć za zasłonami w takim środku pustkowia?
Ten Mężczyzna przeszedł wydeptaną krętą ścieżką i otworzył drzwi. Zaskrzypiały cicho, ale to nie wywołało żadnego oporu Hermiony, by wejść do środka. Czuła się dobrze, może nawet była ciekawa, co kryje się w środku. Senna ciekawość, można powiedzieć, bo słońce powoli zachodziło, robiło się zimniej, a Hermiona chodziła cały dzień. Z przerwą na półgodziny snu, gdy zaatakował ją ptak.
— Tu się chowasz przed mięsożernymi koalami?
Parsknął.
— I szurniętymi kobietami.
W środku była tylko jedna duża izba, bo dziwnie byłoby nazwać to pokojem lub salonem. Drewniana skrzypiąca podłoga była zarysowana, lecz czysta. Rzucały się w oczy szczątki krzesła, chociaż starała się nie zwracać na to uwagi. Wszystkie meble były z ciemnobrązowego drewna, nie licząc metalowego — dość prowizorycznego — kominka oraz czerwonej kanapy i łóżka o zielonej pościeli (łóżko także miało drewnianą ramę).
— Nie ma światła, bieżącej wody, ale da się tutaj żyć, za chatką jest studnia i mam świece, kominek... Da się tutaj żyć — powtarzał swoje ,,da się tutaj żyć'' jak mantrę. Było surowo, aczkolwiek z sercem, jak w chatce Hagrida, więc Hermiona nie miała nic przeciwko.
— Jakoś dasz sobie tutaj radę — rzucił w jej stronę z delikatnym uśmiechem, maskując zakłopotanie. Podszedł do ,,kuchni" i spod zlewu wyjął dodatkowe koce.
Pod zlewem trzyma się zawsze śmietnik, pomyślała, marszcząc z rozbawienia brwi.
Chłopak rozpalił w kominku zanim zaszło słońce i zrobiło się zimno. Hermiona skryła się pod kocem na podłodze, plecami oparta o kanapę. Na ziemi leżał biały dywan, wyglądający jak skóra jakiegoś puchatego wielkiego zwierza — Ten Mężczyzna zapewnił Hermionę, że jest sztuczna.
— Chciałabyś spróbować domowej nalewki z mango?
— Jeśli napijesz się pierwszy... — odpowiedziała Hermiona. Chłopak zaśmiał się i wypił pierwszy. Potem razem kosztowali domowej roboty alkohol; Hermiona robiła to z umiarem. On nie miał oporów i po godzinie był podchmielony, z czym się wiąże ogólne rozweselenie, na szczęście nie agresja.
— Więc pochodzisz z Tasmanii...
— Och, nie zaczynajmy tego tematu. Może teraz ty coś o sobie powiesz? Co dziewczyna, ubrana w żałobne kolory, z brytyjskim akcentem, robi w środku puszczy? Mięsożerne koale czy przygoda życia? Ucieczka przed codziennością? — ostatnie pytanie rzucił z kpiną. Hermiona pokręciła głową, wpatrując się w jego przystojną twarz.
— Jak masz na imię? — zapytała nagle. Chłopak zmarszczył brwi, a potem roześmiał się, pytając po parę razy, czy naprawdę przez te kilka godzin nie wiedziała, jak ma na imię. Potwierdziła, a on śmiał się dalej.
— Basil.
— Hermiona.
— Ale ja wiedziałem!
— Jasne — prychnęła cicho. Nalewka z mango szumiała jej w głowie. Było jej przyjemnie, chociaż koc śmierdział wilgocią i ciemną noc spędzała z nowo poznanym mężczyzną. Przymknęła oczy, wsłuchując się w ciszę.
— Dlaczego wyprowadziłeś się z Tasmanii? — zapytała po chwili nęcącej, chociaż nie niezręcznej, ciszy.
— Dalej drążysz? Tasmania jest zimną częścią Australii. Czy taka odpowiedź ci pasuje? — Miał smutny głos i kamienną minę. Westchnął pod nosem i zrzucił z siebie koc, był zarumieniony od kominka.
— Niespecjalnie — odparła trochę nieśmiało. Nie chciała rozsiewać w nim złego humoru, więc opierając się samej sobie, zrobiła coś, co nie zdarzało się często — odpuściła. Wbrew swojemu wrodzonemu uporowi.
— Każdy ma takie miejsce, od którego ucieka. Wiesz, co mam na myśli? — Słowa padały stanowczo w jej stronę, utwierdzając w niej mocne spojrzenie niebieskich oczu.
Wciągnęła ze świstem powietrze.
— Nie wiem, nie uciekam — odparła, ale nie zabrzmiało to przekonująco. Basil odebrał jej z dłoni kieliszek, przez chwilę czuła przez ich bliskość naturalny zapach, jakie wydawało jego ciało. Włożył jej w dłoń napełnioną nalewką szklankę, muskając przypadkowo palce Hermiony.
— Każdy tak myśli — wzruszył ramionami, chociaż nie nalegał, by drążyć temat. Basil uciekł od tasmańskiej przeszłości, Hermiona zwiała przed odpowiedzialnością w Hogwarcie. Nie czuła tęsknoty, bo niczego nie straciła. Czuła, że zahibernowała w czasie to, za co była odpowiedzialna. — Uciekłaś w to samo miejsce co ja?
Zaśmiał się, oczy mu błyszczały. Hermiona była sparaliżowana, bo ich nogi delikatnie się stykały. Nie miała odwagi się odsunąć, więc trwała we własnym napięciu.
— Hermiono? — zapytał, ale nie widziała jego twarzy. Zatęskniła za tęsknotą, którą czuła w Hogwarcie. Nie była jej świadoma, ale na twarzy Basila zobaczyła zimny uśmiech, jaki oglądała przez dwa miesiące z taką intensywnością. Nawet nie pamiętała smaku tej tęsknoty, ale ona się pojawiła i nie odpuszczała jak nieznośny ból. Nie potrafiła jej odepchnąć tak, jak odpychała z myśli zdradę przyjaciół. Nie próbowała usprawiedliwić Malfoya za jego zło i cierpienie, ale także nie umiała zapomnieć. Była rozgoryczona na swoich przyjaciół, nie chciała o nich myśleć; tylko Malfoy zdołał się przecisnąć do jej głowy i stanąć przed oczami jak realna postać, której mogłaby dotknąć.
Przez tą falę tęsknoty nie zauważyła, jak powoli odpływa w sen, a wcześniejsza niemoc, by odsunąć się od chłopaka, by go nie dotykać, była tylko prawdziwym aktem odpływu w nienaturalnie wywołany sen. Zanim zasnęła przez nalewkę z mango, w której było coś jeszcze, coś nasennego, usłyszała:
— Jane… nie zrobię jej krzywdy, obiecuję.
— Wierzę ci, najdroższy.
— Jane, nie patrz tak na mnie. Błagam. — Hermiona poczuła, jak chłopak kładzie ją na kanapie i związuje ciasno ręce chropowatym sznurem.
— Postaraj się, by tym razem do jej rąk dochodziła krew.

*

— Co właściwie zamierzasz? — Blaise obserwował zmagania przyjaciela z mapą. — Kiedy kobieta… albo Granger… odmawia, znaczy to: ODWAL SIĘ.
— Jeśli masz mi przeszkadzać… — zaczął chłodno. Blaise podniósł obronnie ręce.
— Dobra, wyluzuj. Nieważne co powiem, zrobisz to. Zrozumiałem. Jednak powinieneś wiedzieć, że Granger może się wcale nie ucieszyć na twój widok. Powiedziałbym nawet, że to wielce prawdopodobne. Oczywiście, gdybym tylko rozumiał, co się między wami działo przez te dwa miesiące.
— Nic się nie działo, skończ z pytaniami.
Nic się nie działo — prychnął, klepiąc się w czoło z zażenowania. — To po cholerę po nią jedziesz?
— Już ci mówiłem — warknął. — Ona za dużo wie.
— Niby skąd? — zapytał zwycięsko. Przyglądał się, jak Draco zaciska usta. — Po prostu sam jej powiedziałeś!
Nie odpowiedział na to, tylko przeszył Blaise’a lodowatym spojrzeniem i wrócił do studiowania mapy całego świata, kierując swój wzrok na południowy wschód, jakby wiedział, gdzie szukać.
— Co jej powiedziałeś? Coś tak ważnego, że musisz po nią lecieć aż doooo… — Przekrzywił głowę, zerkając ponad ramię Dracona na mapę. — Australii… Nowej Zelandii? Jakoś tak.
Draco zgniótł mapę w dużą kulkę zdeformowanego papieru, upuszczając ją spokojnie na ziemię. Blaise odsunął się na bezpieczną odległość, przysiadając na łóżku Granger.
— Nie bądź taki tajemniczy, przyjacielu. Czyżbyś stracił do mnie zaufanie?
— A kiedyś je zyskałem?
Blaise wziął głęboki oddech, gapiąc się na Malfoya. Wraz z wypuszczeniem powietrza postanowił, aby wyjść z pokoju Granger. Nie zamknął za sobą drzwi, przez co Malfoy musiał się zainteresować, by wyciągnąć różdżkę i posłać szybkie zaklęcie. Gdyby sam podszedł do drzwi, ktoś mógłby go zauważyć, a w pokoju wspólnym Puchonów roiło się od mieszkańców, którzy niezbyt lubili byłych śmierciożerców.
Czy Malfoy przesadził z Zabinim? Może. Może na pewno, jednak nie miało to większego znaczenia. Blaise, jako jego jedyny przyjaciel, powinien zrozumieć, że nie jest w nastroju na durne przepychanki słowne. Nie miał na to czasu, każda godzina zwłoki równała się samotnej Granger w australijskiej puszczy. Klął na siebie, że los Granger go obchodzi. Próbował resztką dumy chronić swoje zachowanie, wmawiając Zabiniemu, że chodzi o informacje, jakie posiada Granger. Chociaż chyba bardziej wmawiał to sobie. 
Informacje… Granger dała mu słowo Gryfonki. Nie próbował tego nawet podważyć. Gdyby to Potter dał mu słowo… nie byłby pewny, ale Granger — ona nie była Potterem, ani Weasleyem, Zabinim, ani nikim innym. To była Granger, która sama wałęsała się po nieznanych sobie lasach. Pamiętał, kiedy mu opowiadała o rodzicach, których posłała dla bezpieczeństwa do Australii…
— Co tutaj robisz, dupku? — Poczuł na plecach kraniec różdżki. Przewrócił oczami, słyszał jej kroki już na korytarzu.
— Jeśli szukasz Zabiniego, właśnie wyszedł  — odpowiedział Malfoy, swobodnie się odwracając do Ginny Wealsey.
— Wynoś się stąd, nie dość szkód narobiłeś? Czego tu szukasz? — mówiła niezwykle piskliwie, można by tylko czekać aż tupnie nóżką jak mała dziewczynka.
— A ty? — zapytał z kpiną. Zarumieniła się, ale nie odpowiedziała, sama wyczekując wyjaśnień i nie spuszczając różdżki z okolic jego domniemanego serca.
— Jeśli zrobiłeś coś Hermionie…
— Granger? — parsknął lodowatym śmiechem. Ginny przeszły ciarki po plecach. — Winisz mnie za swoje niepowodzenia?
— Jak śmiesz! Podpuściłeś mnie i Harry’ego i Rona… To nie moja wina, że miałam wątpliwości. Wszystko wskazywało na to, że wy... — wzdrygnęła się teatralnie.
— I co Granger po twoich wątpliwościach? — warknął, pierwszy raz okazując dziewczynie złość. — To ja cię muszę uczyć, czym jest przyjaźń, Weasley? Gdyby nie ty i wasza banda Gryfonów Granger byłaby przygotowana na tą ucieczkę.
— Przygotowana na ucieczkę?... Planowaliście razem uciec? Malfoy, co ty... 
— Stałaś się ślepa na jej słowa. Na moje także, więc dalsza rozmowa niczego dobrego nie wróży. — Szedł luźno i z podświadomą satysfakcją do drzwi. Dziewczyna była zagubiona i cieszył się z jej niezrozumienia; był górą.
— Jak rozmowa z tobą miałaby wróżyć cokolwiek dobrego? — szepnęła za nim, opuszczając różdżkę wzdłuż tułowia. Miała szklane oczy, ale Malfoy był nieczuły na taki widok.
— Nie mam pojęcia, ale nie będę tutaj stał i się nad tym zastanawiał. Mam to, czego szukałem. — Spojrzał na Ginny bez uczucia, szarpiąc za klamkę.
— Co ukradłeś? — krzyknęła za nim. Prychnął pod nosem, najwyraźniej mówienie między wierszami do Gryfonów było idiotycznym pomysłem.
— Odpowiedź. Wiem, gdzie jest Granger.
Zamknął za sobą drzwi i przemierzył salon Puchonów z nonszalancją i wysoko uniesioną brodą — nieprzychylne spojrzenia były dla niego częścią dnia. Nienawiść, jaką ludzie odczuwali na jego widok, mogła wydawać się smutna, ale Draco Malfoy miał cel. Póki go posiadał, nienawiść była bez znaczenia. W pewnym sensie bez znaczenia. Granger pojawiła się w jego życiu tylko przez nienawiść. Jego własną. Jednak po latach zdołali ją zmanipulować, by okazała się przydatna. Czuł rosnące pieczenie w piersi, którego nie potrafił kontrolować, ale przez jego intensywność musiał iść szybciej i szybciej, po trupach do celu. Do Granger.
— MALFOY!
To znowu ona, poczuł kobiecy uścisk na swoim ramieniu. Odwrócił, a Ginny widząc jego chłodne spojrzenie puściła go w ułamku sekundy, nagle świadoma, że go dotyka — pierwszy raz.
— Nie ufam ci… ale jeśli ją znajdziesz powiedz jej… po prostu ją znajdź i sprowadź z powrotem. — Łza spadła na podłogę, Ginny osuszyła mokry policzek i odwróciła się na pięcie. Malfoy obserwował jak dziewczyna wraca do opuszczonego dormitorium Granger, pierwszy raz posiadając rzeczowy powód, by nienawidzić wszystkich Gryfonów, jakich kiedykolwiek poznał.

*

— Och, sądzisz, że to możliwe?
— Kochana, nikt mi cię nie zabierze, nie rozdzieli, obiecuję — mówił Basil. Hermiona jęknęła pod nosem. Czyżby za dużo wypiła? Nie była jeszcze w stanie otworzyć oczu, nowy dzień był taki jasny. Czuła natomiast suchość w gardle. Ból głowy — tak samo rzeczywisty jak krępujący sznur na nadgarstkach. Otworzyła w pełni oczy, zdając sobie sprawę z tych rzeczy. Leżała pod śmierdzącym kocem, kominek zdążył wygasnąć.
— Co ty mi — powiedziała chrapliwym głosem… — NA ŚWIĘTEGO MERLINA!
Zobaczyła nad sobą srebrzystą kobietę, ducha, pięknego ducha, ale jakże smutnego i zarazem przerażającego. Była jeszcze nie do końca obudzona, ale kobieta, która nad nią lewitowała, w pełni mogła uchodzić za najbardziej skuteczny budzik w tej części świata.
— Basil… obudziła się — szepnął duch aksamitnym głosem; wyraźnym i pełnym życia.
— Tak, słyszałem — dobiegł ją głos Basila z innej części chatki, gdzie była kuchnia. Dobił ją zapach nalewki z mango. Spróbowała się zerwać na równe nogi, lecz je także miała związane. Upadła na podłogę, plącząc się w połatach koca. 
— Rozwiąż mnie, ty dupku, czego chcesz, CO TO MA ZNACZYĆ! — krzyczała, nie mogąc wstać z podłogi, w związku z czym miotała się na wszystkie strony.
— Och, Basil, może ją rozwiąż…
— Nie! Najpierw dowiemy się, czego tu szuka. Jeśli mój ojciec  z n o w u  próbuje mnie ściągnąć...
— Jaki ojciec, świat nie kręci się wokół twojego tasmańskiego żywota, rozwiąż mnie, to się dowiesz, po co tu jestem! — syczała Hermiona przez zaciśnięte zęby.
— Nie jestem z Tasmanii, uwierzyłaś mi? Widzisz, Jane, jak dobrze zamaskowałem swój francuski akcent? — zapytał Basil, wpatrując się w ducha z ogromnym rozbawieniem. Jane uśmiechnęła się z kokieterią i poszybowała za jego plecy.
— Francuski akcent? — zdziwiła się Hermiona, dysząc ciężko z nieudanych prób uwolnienia się.
— Oczywiście… Basil Croisseux, z arystokratycznego rodu Croisseuxów, we własnej osobie. Poznaj damę mego serca  — Jane, mugolkę z Wielkiej Brytanii, zabitą przez moją rodzinę.

Zapewne Jane, gdyby tylko żyła, zarumieniłaby się po koniuszki uszu. Basil wpatrywał się w nią z zachwytem i bez tego gestu niewinności. Po jego słowach unosiła się między nimi atmosfera tragicznej miłości, która odebrała Hermionie mowę. Zapomniała już nawet o związanych dłoniach i dziwnej sytuacji.

17 komentarzy:

  1. Ten rozdział jest dla mnie prawie jak spóźniony prezent urodzinowy, trochę czekałam, ale było warto. Chciałabym widzieć rozdziały częściej, ale byłabym hipokrytką nakłaniają cię do częstszego wstawiania ich... Sama mam dość spore przerwy między publikacjami.
    Weny i czasu, bo mam wrażenie, że to drugie jest zazwyczaj bardziej pożądane. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak spóźniony prezent? Ale mi miło. Takie przyjemne słowa od czytelnika są jak ciastka owsiane, idealne. (Mam ostatnią straszną fazę na ciastka owsiane).
      Tak, pewnie w wakacje rozdziały będą się pojawiały częściej. A może nie, sama nie wiem. To zależy od tak wielu rzeczy. Przykro mi, że musicie czekać.
      Tobie też weny, czasu i chęci. Jak ma się chęci to wena i czas nie grają roli - przynajmniej u mnie. :)

      Usuń
  2. Kurde bol. Basil jest chory czy chory? Psychicznie chory?
    Co mu odbiło? Aż tak się przestraszył szanownej Granger?
    Ale żeby Malfoy, Romeo od siedmiu boleści od razu gnał do Australii po Granger? Seriously? Merlinie, jak cudownie! ;D
    Byleby nie dopadły go legendarne mięsożerne koale, bo szkoda jego buźki.

    Pozdrówki,
    zachwycony pumpernikiel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czemu nikt nie lubi Basila. :( Jest odwzorowaniem chłopaka, który mi kiedyś bardzo przypadł do gustu w prawdziwym życiu... oczywiście mówię o wyglądzie. ŹLE TO ZABRZMIAŁO.
      Uznałam, że będzie zabawniej, kiedy znajda się - W KOŃCU - sam na sam. :D
      Czy buźka Malfoya jest taka piękna? W książce przypomina szczura.
      Pozdrawiam! <3

      Usuń
    2. O, ty! Jak to szczura? Piękny jest! Wybacz, ale może jak Basilowi miną szaleństwa (przynajmniej te bardziej szalone XD), to wtedy zapałam do niego sympatią.
      Sam na sam już byli, ale nie zaszkodzi im tych chwil więcej, więcej, więcej... i więcej! <3

      Usuń
    3. W następnym rozdziale będzie dużo takich chwil, nawet do porzygu, haha. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i zabiję Was ilością stron!
      Malfoy w książce jest szczurem... Ale załóżmy, że ten fakt wcale nie istnieje. A może jest szczurem tylko w oczach Harry'ego, bo on tak sobie o nim pomyślał. To bardzo prawdopodobne!
      Do następnego. :D

      Usuń
  3. O tej godzinie nie mam siły na sensowny komentarz ;-; W każdym razie Basil ma nie po kolei we łbie. Idę rozmawiać z komarami, pozdrawiam i czekam na następny :*
    KH

    OdpowiedzUsuń
  4. Teraz komentuję prawie od razu ;) Właśnie przeczytałam Twoją odpowiedź na mój komentarz pod rozdziałem 22. To nic, że dopiero niedawno odpisałaś. Ja wiem co to znaczy brak czasu. Ostatnio dotkliwie to odczuwam. -.-
    A teraz rozdział. Przyznam szczerze, że Basil ma coś z głową i od razu wydał mi się dziwny. Blondyn pochodzący z Tasmanii? Tak jasne, a kaktusy rosną na Grenlandii :) Przeraziło mnie to, co zrobił Hermionie i mam nadzieję, że jakoś się uwolni, albo wpadnie Draco niczym rycerz na białym koniu... Nie to brzmi jak tanie romansidło -.- Oczywiście czekam na akcję!
    Uwielbiam Draco jest taki jaki powinien być. I najważniejsze - chyba powoli zaczyna rozumieć co tu się wyrabia ;)
    Cóż to tyle ode mnie jeśli chodzi o rozdział.
    U mnie powoli wszystko się stabilizuje. Tłumaczenia idą pełną parą, Muzyczna misja czeka na wolną chwilę i na pewno pojawi się 5 rozdział (chciałabym żeby to było już niedługo no ale czas pokaże jak będzie). W mojej głowie tworzy się zarys mojego dorosłego dramione... Na razie to tylko przymiarki taka wakacyjna historia, więc zapewne powstanie w wakacje :) A poza tym jakoś leci. Raz lepiej, raz gorzej ale nie narzekam :)
    Oczywiście życzę weny na kolejne rozdziały
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja nie odpisuję od razu. Ale miałam długą przerwę... Lepiej nie będę o tym pisać.
      I w zasadzie moje opowiadanie to jest tanie romansidło - wszystko jest możliwe. Zamierzam następny rozdział bardzo rozszerzyć, wiele rzeczy zakończyć, by w końcu skończyć tą część opowiadania i zacząć następną, na innej płaszczyźnie.
      Cieszę się, że Draco przypada Ci do gustu... to przerażająca postać. Tak łatwo go spieprzyć.
      Właśnie, Twoja Muzyczna misja. Miałam niezłą przerwę od blogowego życia (nie licząc aktywności na Katalogu Granger), więc zamierzam wszystkie rozdziały przeczytać od początku. Jak dobrze, że mam wakacje i wiele czasu. Twojego bloga zamierzam przeczytać od deski do deski i skomentować WSZYSTKO, że aż palce mnie zabolą. :)
      Ja tobie także życzę weny, do następnego. O ile jeszcze będzie okazja. :)
      Buziaki!

      Usuń
  5. Nie wiem jakim cudem ten rozdział zaginął mi w głównym panelu bloggera i przeczytałam dopiero teraz...
    Rozdział jest wow. Ale tak czułam, że będzie źle. Jestem strasznie ciekawa czego ten Basil chce od Hermiony. To znaczy co jej zrobi, kiedy przekona się, że ona nie jest szpiegiem (?). Bo raczej nie puści wolno. Ale Draco zmierza na ratunek, o tak. Super Malfoy, turururu (muzyczka).
    No i w sumie tam wyżej nikt nie lubi Basila, ale ja nie żywię do niego (przynajmniej jeszcze) negatywnych uczuć. Intryguje mnie.
    Jak Ci mija życie?
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie martw się! Widzisz, jaka moja nieobecność jest długa... Cieszę się, że w ogóle jeszcze mnie komentujesz. Chociaż nie wiem jak jest teraz, minął ponad miesiąc od mojej ostatniej aktywności.
      Super Malfoy, turururu. HAHAHHAAHA... Brakowało mi Ciebie, Black. :(
      Przynajmniej Ciebie Basil nie odstrasza. W następnym rozdziale zobaczycie, jaki jest naprawdę. Jestem ciekawa Waszej reakcji. :)
      Mija... dobrze. Ale naprawdę jest mi smutno, kiedy odpisuję na komentarze. Nie rozumiem, jak mogłam porzucić bloga na tak długo, nie rozumiałam jak bardzo tęskniłam. :)
      A co u Ciebie? Opisz wszystko! Albo napisz na gg, cokolwiek. :)
      Do następnego!

      Usuń
    2. U mnie ostatnio bardzo dobrze! Jestem zadowolona z moich ocen na koniec, ale przykro mi trochę, bo moja wychowawczyni mnie nie lubi i nawet mnie nie doceniła, no cóż. A te wakacje chcę uczynić najciekawszymi w moim życiu, bo jakoś zachciało mi się żyć. Ostatnie dni spędziłam bardzo miło, a dzisiaj ścinam włosy o ponad połowę (trzymaj kciuki, żeby wyszło tak ładnie, jak w mojej głowie xD). No i pod koniec sierpnia wybieram się na jakiś rock festiwal, ale to dużo czasu, ten bliższy jakoś spontaniczne zagospodaruję. Wybacz, że spamuję tutaj, ale gg mnie nie lubi i na komputerze nie działa, a w telefonie nie mam pamięci [*]

      Też tęskniłam, do następnego!

      Usuń
  6. Rozdział przeczytany w sumie zaraz po tym, jak go wstawiłaś, ale w sumie jestem po polskim i mogę umierać, ALE zanim to zrobię skomciam Twój rozdział! Żartuję, nigdzie się nie wybieram, mam zamiar męczyć Cię do końca życia. :))) Jeszcze będziesz mieć mnie dość, hehe. :>
    Jak Basil dał Hermionie tajemniczą nalewkę, miałam ochotę ją pacnąć w łeb! Przecież nie pije się napojów od nieznajomych! Nierozsądna ta nasza Hermiona, naprawdę. Ja to temu Basilowi od początku nie ufałam!! Tak w ogóle zaczęłam myśleć, że Basil ma zwidy, a Jane nie istnieje, a tu się okazało, że duch... Smutna ta ich historia, gdybym lubiła Basila to byłoby mi przykro z jego powodu. :( Ale nie jest, bo nie lubię gnojka, nie ufam mu.
    I w ogóle rozmowa Draco i Ginny >>> reszta świata. Serio, aż ciarki miałam jak Malfoy mówił!! Jest taki Malfoyowaty, że bardzo Ci zazdroszczę jego kreacji. Wykreowałaś go na takiego zimnego, ale jednak wcale nie tak bardzo, mężczyznę... Jest naprawdę dojrzały, w dodatku wyrusza w wyprawę po Hermionę, więc ją uratuje z rąk Basila, złego złoczyńcy. :> I kurczę, stęskniłam się już za rozdziałami, w których Hermiona i Draco sobie dogryzali i po prostu normalnie ze sobą rozmawiali. Mam nadzieję, że już wkrótce to nastąpi, bo naprawdę nie mogę się doczekać!! Tak super opisujesz ich rozmowy, że zazdro numer dwa. Naprawdę, "Renowacje" to moje ulubione opowiadanie i czytając po prostu chce się więcej i więcej, a tu dupa, trzeba czekać. :( Ale dzięki temu oczekiwaniu, czytanie kolejnego rozdziału, kiedy już go dodajesz, nie może czekać, przynajmniej tak jest to u mnie - już, zaraz, natychmiast. :))
    Życzę Ci mnóstwo weny do pisania!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, napisałaś ten komentarz zaraz po maturze z polskiego... tyle czasu. Zaraz walnę głową w ścianę z emocji.
      Już mam Cię. Ja zawsze mam cię dość, ale i tak jak nie piszemy przez chociaż kilka godzin, to mam w głowie: ciekawe co robi, czemu mnie nie wkurza, gdzie się podziewa. Ot co, true friend (ach, te makaronizmy, czuję się jak Jan Chryzostom Pasek).
      Twoje rozmyślania nad Basilem wygrywają wszystko, przysięgam. ,,Gdybym go lubiła, to byłoby mi przykro..." typowa Mrs M. HAHAHHAHAHHAH
      Dziękuję Ci za ten komentarz, matko. Tak mi poprawił humor.
      Ta, Renowacje to twoje ulubione opowiadanie, nie wierzę Ci! Niewolki lepsze, potem Bez Cukru, Lubię, gdy jesteś obok... Renowacje poszły w CHWILOWE ZAPOMNIENIE!
      Do następnego... Kc, Tycha.

      Usuń
  7. Hej Salvio - nie wiem, czy mnie jeszcze pamiętasz - komentowałam dość często Twoje poprzednie opowiadanie i pojawiałam się od czasu do czasu tutaj, jednak niestety tylko na początku. Wybacz mi brak aktywności w ostatnim czasie w komentarzach na Renowacjach - najpierw nawał naprawdę poważnych problemów osobistych, potem obowiązki na uczelni (nie polecam pisania pracy dyplomowej na dosłownie ostatnią chwilę, serio, to nie jest dobry pomysł!) i zrobiła się z tego naprawdę długa nieobecność.
    Co się tyczy tego i poprzednich rozdziałów - choć od zakończenia Twojego drugiego opowiadania minęło stosunkowo niewiele czasu, widać ogromną poprawę, jeżeli chodzi o Twój styl pisania. Błędów jest coraz mniej, a i treść jest ciekawa. Oby tak dalej. Widzę, że od czasu dodania ostatniego rozdziału trochę minęło, dlatego serdecznie życzę Ci weny!
    PS Jak tam szkoła? Jak wrażenia po ukończeniu pierwszego roku nauki w szkole średniej? :)
    Pozdrawiam,
    Angel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, że Cię pamiętam. Pamiętam każdego swojego czytelnika. Tak mi miło ponownie Cię zobaczyć na swoim nowym blogu... zwłaszcza, że to nie jest sevmione.
      Mam nadzieję, że twoje problemy osobiste wyszły na prostą albo, jeszcze lepiej, zredukowały się. Nie odpisałam na Twój komentarz od razu, ale trzymałam kciuki.
      Poprawę w stylu pisania? Dziękuję. Też ją czuję, chociaż wiem, jak to nieskromnie brzmi. Nie wstydzę się swoich poprzednich rozdziałów, co jest stosunkową różnicą w pisaniu.
      Szkoła... trafiłam na niesamowitą szkołę. Wiem, brzmi sielankowo. Nauczyciele są ludzcy. Ogólnie miałam wybór szkoły w rodzinnym mieście albo w całkiem nowym, nieznanym. Wybrałam nieznane i tak się cieszę. Poznałam ludzi, którzy na zawsze pozostaną w mojej pamięci i którzy mnie uczą. Mam nadzieję, że rozumiesz, bo nie potrafię tego opisać słowami. (Taka ze mnie pisarka, haha).
      A co u Ciebie? Życzę Ci wszystkiego dobrego. :)

      Usuń

^