25. Było mi(nę)ło.

Dzień opóźnienia. Dedykuję wszystkim czekającym lub zdenerwowanym czekaniem. Miłość przyćmiła mi  umysł, a dni kompletnie się pomieszały. (Podobno szczęśliwi czasu nie liczą).

*

— Chciałeś go zabić.
— A on miał takie same plany względem mnie. Obrona własna, Granger.
— Byłeś zazdrosny, że Harry’emu się udało. Obraziłeś go, bo to musi być takie proste. A on w odwecie cię kopnął i zacząłeś udawać niedołężnego. I gdzie tutaj obrona własna, Malfoy? — zapytała z uniesionymi brwiami.
— Nie chciałbym wyjść na niegrzecznego — chociaż tak naprawdę wszystko mi jedno — ale...
— Hardodziob mógł stracić głowę! Takie piękne stworzenie.
— Granger...
— Wiedziałam, że jesteś podły. Rozumiem, mścić się na Harrym, on też nie był ci dłużny, ale po co mieszać w to niewinnego Dziobka?
— Granger...
— Co?
— Chętnie podyskutowałbym o Hardo-Jak-Mu-Tam, ale twoja bluzka właśnie się zsunęła. Normalnie nie zwróciłbym na to uwagi, ale jestem miło zaskoczony, że nosisz zielony stanik.

— M a l f o y! — jęknęła z zażenowaniem. Hermiona poprawiła bluzkę i na odchodne zakryła się kołdrą po szyję. Ich wspólną kołdrą, którą przeciągnęła na swoją stronę. Malfoy został bez okrycia. — Zajmij się swoją stroną łóżka.
— Po co? I tak już ją ochrzciliśmy — odparł, zadzierając dumnie nos.
Hermiona zacisnęła usta, a wzrok miała groźny, choć Malfoy uśmiechnął zawadiacko na jego widok. Oczy tryskały jej prawdziwymi iskrami ognia piekielnego, więc poczuł się jak w domu. 
Była blada, a usta miała malinowe od ciągłego przegryzania warg. Włosy rozrzucone w nieładzie na wszystkie możliwe strony, poskręcane, rozczochrane. Z okna płynęły promienie słońca i oświetlały jej twarz — wyszczególniając piegi. W napięciu obserwował drobne zmarszczki, okalające kąciki bursztynowych oczu.
— Uprowadziłeś MNIE z MOJEJ strony łóżka — dodała na swoją obronę, przerywając milczenie.
— Jasne, Granger — odpowiedział kpiąco, przyglądając się jej bez skrępowania. Wyglądała... uroczo, ale bardziej zabawnie; wolał to ująć w myślach w mało jednoznaczny sposób. Nie potrafił przyznać, że Granger piękniała w jego oczach każdego dnia.
— Malfoy... — szepnęła miękko, z nutą pretensji, ale nie była zła. Jego nazwisko brzmiało w uszach niemal jak flirt. Rozpaliło go to bardziej, niż niejedna ordynarna propozycja innej kobiety.
— Daj spokój. Oboje wiemy, że  ś w i a d o m i e  ściskałaś mnie jak ulubioną przytulankę — odrzekł dyplomatycznie, choć wiele go to kosztowało. Oddychał płytko, nie potrafiąc się kontrolować. Był bliski szaleństwa. Nienawidził nie utrzymywać kontroli nad sobą, choć przy Granger ta nienawiść malała. Poczucie kontroli było naturalne, ale będąc z Granger, uczył się beztroski.
Hermiona wzięła głęboki oddech, chcąc zaprzeczyć, ale Malfoy nie pozwolił jej dojść do słowa. — Mogę ci nawet wyznać, że twoja szopa na głowie nie przeszkadzała mi we śnie. Od dawna się tak nie wyspałem.
Bez koszmarów, pomyśleli jednocześnie. Spojrzeli na siebie, odgadując to, co mieli na myśli.
— A mimo to obudziłeś nas na wschód słońca. — Hermiona westchnęła przeciągle, przyglądając się wpadającym promieniom. — Jest po piątej rano.
Mieli przed sobą jedynie poranek. Zdecydowali się od razu po śniadaniu wyruszyć w dalszą drogę. Hermiona przyglądała się wschodzącemu słońcu z głęboko ukrywaną nostalgią. Dzisiaj zamierzała zobaczyć swoich rodziców, wytłumaczyć im wszystko i odczarować przekleństwo, rzucone dawno temu.
Mimo Malfoya na drugim krańcu łóżka, Hermiona poczuła się samotna bardziej niż kiedykolwiek.
— Gdzie idziesz? — zapytała, kiedy Malfoy stał już i dotykał klamki.
— O ile nie chcesz iść ze mną się wykąpać, to pytanie wydaje mi się zbędne... — Posłał jej kamienne spojrzenie. Wzięła bez zastanowienia swoją poduszkę i cisnęła nią w jego stronę. Ton głosu Malfoya w tej relacji był niewłaściwy, dlatego mężczyzna wyszedł, by uchronić się przed ciosem.
Hermiona pokręciła zdegustowana głową, wracając do obserwowania wschodzącego słońca. Kilka razy obróciła głowę w stronę drzwi, jakby Malfoy miał się na powrót w nich pojawić. Wraz z ostatnim spojrzeniem, uśmiechnęła się  — nie mogąc wiedzieć, że to jej oczy śmiały się najbardziej.

*

Ruby była kobietą niezależną od niepamiętnych czasów. Miała za sobą dwa bardzo udane małżeństwa i trójkę dzieci, które odchowała tak, by jak najszybciej stały się samodzielne i korzystały z dobrodziejstw życia, i to z własnej inicjatywy.
Pierwszego męża — człowieka o stalowych nerwach — poznała w szkole i był miłością jej życia. Zmarło mu się pięć lat po ślubie. Najpiękniejsze pięć lat jej życia, jeśli ktoś pytał.
Drugiego męża poznała przez przypadek, wpadł zabłąkany do jej sklepu, będąc przejezdnym. Był zagubionym charłakiem, który przez lata swojego życia nie zdawał sobie sprawy ze swojej magiczności. Uznała go na początku za mugola, ale przecież mugol nie trafiłby do miasteczka. Rzucone było od pewnego czasu na nie zaklęcie, by mugole widzieli na miejscu miasta niedużą łąkę.
— Ruby? Myślałam, że jeszcze śpisz — powiedziała Hermiona, stając jak spetryfikowana w futrynie. Zaraz za nią pojawił się Malfoy.
— Zaparzę moim Brytyjczykom herbaty — szepnęła, dalej zwrócona myślami ku drugiemu mężowi. — Mam nadzieję, że chociaż na trochę zasnęliście i że było wam wygodnie.
— Było idealnie — odparł Malfoy. Ruby uwierzyła mu na słowo, bo wylewnością to on się nie odznaczał. Jak już coś mówił, to słowa przeliczał jak na złoto.
Ich osobowości były od siebie tak różne, że dla Ruby stawało się niemożliwe, żeby ich sobie razem wyobrazić. Ale kiedy patrzyła na nich, wszystkie wątpliwości nie miały odwagi się ponownie ujawnić. Ruby była oczarowana takim towarzystwem, tak magicznym i niesprecyzowanym.
Hermiona i Draco usiedli na przeciwko siebie przy drobnym stole. Postawiła przed nimi herbatę.
— Co chcecie na śniadanie? Jajka, kanapki, naleśniki? A może wszystko...
— Na razie chcielibyśmy, żebyś usiadła z nami, Ruby — przerwała Hermiona z niepewnym uśmiechem. Och, nie — przyszło Ruby gorliwie do głowy — chcą mi podziękować. Słodkie te Brytyjczyki. Ruby z pokazowym sapnięciem usiadła na krześle, mając po lewej Hermionę, a po prawej Malfoya. Poczuła się jak prawdziwa gospodyni.
— Potrzebujemy twojej rady — zaczął Malfoy. Ruby pokusiła się o ściągnięcie brwi, ale niczego nie powiedziała. Hermiona przegryzła wargę i pozwoliła Malfoyowi mówić, co samo w sobie było nietypowe — musiało chodzić o coś poważnego lub intymnego. — Mieszkasz w Australii, więc sądzę, że powinnaś wiedzieć, jakie miejsca najbardziej przyciągają turystów? Bądź zapalonych miłośników tego miejsca, którzy chcą się tutaj przeprowadzić.
Ruby siedziała zbita z tropu, ale odpowiedziała bez szczególnego rozwodzenia się o malowniczości Australii. 
— Więc miasta lub obrzeża miast? — zapytała Hermiona. Piwne oczy miała przyprószone mgłą, myśląc o czymś gorliwie. Unosząc kubek, Ruby zauważyła, że trzęsą się jej dłonie.
— Tak, nie ma zbyt wiele miast, ale myślę, że zasługują na trochę uwagi. Wszystkie te niezaludnione miejsca  poza miastami są piękne, ale tylko na jeden dzień. Nie są dobre do osiedlenia na dłużej. Za dużo by to kosztowało.
— Dziękuję — powiedziała szczerze Hermiona. Promienie słońca, które niedawno się ukazały z mrocznego świtu, zatańczyły w szklanych oczach Hermiony. Ruby odchyliła się na krześle, nie rozumiejąc tej nagłej wrażliwości. Tak naprawdę, nieważne jak dobrze się czuła w ich towarzystwie, nic o nich nie wiedziała. Kim są, skąd przybywają. Spotykając ich pierwszy raz przed swoim sklepem, chłopak o bardzo nietypowych platynowych włosach był jedynym powodem, dla którego postanowiła, że ich do siebie przygarnie. Draco miał w oczach tą samą zgubę, co jej drugi mąż. Wywołał wspomnienia.
Draco obserwował szatynkę zza bardzo obojętnej miny. Ruby nie była pewna, czy on w ogóle zauważył, co Hermionę dręczy.
Wstała od stołu, by przygotować śniadanie — rola pocieszycielki czy swatki ją nie interesowała. To nie była jej sprawa.
Zwątpiła tego poranka, że dźwiękoszczelne ściany na coś się im przydały. Nie widziała ani razu, by publicznie wyrażali choćby przyjacielską sympatię. Czuła między nimi pikanterię, chemię, ale poza swoimi odczuciami, wszystkiego innego mogła się domyślać.
Przygotowała im jajecznicę. Hermiona była przygaszona. Malfoy nie wykonał żadnego pocieszającego gestu, może nie potrafił go okazać, Ruby nie wiedziała.
— Wyruszamy po śniadaniu, Granger. Jedz. Długa droga przed nami.
— Mhm — odmruknęła, wzruszając ramionami.
— Zahaczymy po drodze do klubu ze striptizem — powiedział spokojnie, pijąc czarną kawę bez cukru.
— Mhm.
Ruby wywróciła oczami, a Malfoy wyrwał Hermionie widelec z dłoni. Dziewczyna zdziwiła się jego dotykiem. Uniosła wzrok, a Draco nachylona ponad stołem zaczął ją karmić.
Nie trwało to długo, Hermionie nie zajęło długo odegnanie szoku. Zdążyła przełknąć jeden kęs, by dać Malfoyowi do słuchu. Ruby zauważyła, jak dziewczyna się przez to ożywiła.
— Tak, tak, ja zły i najgorszy — przedrzeźniał Hermionę Draco, dopijając kawę. Ruby, popijając swoją herbatę, zauważyła, jak na ustach Malfoya błąka się ironiczny uśmiech. Nie znała tego chłopaka, ale wyglądał na zadowolonego z siebie.
— Pozmywam naczynia. Nie chcę tracić sił na dyskusję z kimś takim, jak ty, Malfoy.
— Ja później pozmywam, Hermiono! — krzyknęła Ruby, matczynym tonem. Hermiona poddała się, walcząc wcześniej jak lwica.
— Kimś tak przystojnym? — zagadnął Draco. Hermiona zaczęła się śmiać sama do siebie. Wyszła z kuchni i klaszcząc w dłonie, krzyknęła z korytarza:
— Dobre, Malfoy! Naprawdę zabawne.
I trzasnęła drzwiami od ich wspólnego pokoju. Malfoy, słysząc to, kiwnął głową.
— Lubi mnie.
Ruby obrzuciła go rozbawionym spojrzeniem.
— Zdecydowanie — odparła i wzięła się za zmywanie naczyń. Słońce zdążyło wzejść. Niedługo będzie musiała pożegnać się z podróżnymi Brytyjczykami i wrócić do swojej monotonii, otwierając sklep ze słodyczami. Miała na głowie jeszcze zatrudnienie nowego pracownika. Nie łudziła się, że ktoś pomógłby jej tak bardzo, jak Hermiona i Draco. Znała ich zaledwie dzień, ale byli niezastąpieni.

*

Hermiona starła ręką zaparowane lustro i zobaczyła swoją twarz. Wyglądała na niespokojną, nawet zimny prysznic nie pomógł w zmyciu stresu. Dłonie nie przestawały się trząść.
Niedługo będzie musiała opuścić to niewielkie przytulne mieszkanie ponad sklepem ze słodyczami. Czuła się bezpiecznie, jakby zatrzymał się czas. Przymknęła oczy, podpierając się o blat zlewu i spuściła głowę.
Już niedługo będzie wiedziała, czy odzyska rodziców. Czy dalej ma rodziców i czy będzie mieć po nich coś więcej niż tylko wspomnienie.
Przełknęła ślinę, przypominając sobie, jak szybko zasnęła w ramionach Draco Malfoya. Jej sen był twardy, nie miała ani jednego koszmaru, który przypomniałby jej o dawnym czy nadchodzącym świecie.
Starła resztę pary, widząc w całości swoje nagie, niezbyt idealne ciało. W niektórych miejscach widać było kości. Sama nie wiedziała od jak dawna je widać. Podczas ani tym bardziej po wojnie nie zwracała na to żadnej uwagi.
Wyszła z łazienki i już bez zbędnego zastanowienia weszła do ich sypialni. Rzuciła ręcznik i piżamę na plecak, nim zorientowała się, że Draco jest w samych spodniach.
Nie poczuła nawet, jak jej twarz przybiera soczyście czerwony kolor.
Odegnała wstyd, kiedy pokonała pierwszy krok ku Mrocznemu Znaku. Draco zachował kamienny wyraz twarzy i nie próbował jej odepchnąć. Hermiona powoli, jak do spłoszonego zwierzęcia, podeszła. Jej kroki skrzypiały na drewnianej podłodze, nie pozwalając jej na lekkość. Próbowała stąpać delikatniej, aż w końcu przestała oczekiwać od siebie idealnej ciszy.
Stanęła przed Malfoyem, rozumiejąc to pełne napięcie, które wcale jej nie przeszkadzało. Spojrzała mu w oczy, widząc tylko stal. Draco nie odwrócił wzroku, Hermiona także się na to nie odważyła. Czuła dumę ze swojego tchórzostwa, pierwszy raz w życiu.
Oboje, jednocześnie, spuścili wzrok na czerń jego przedramienia, która tak skrupulatnie kontrastowała z mleczną bielą ciała. Hermiona wzięła głęboki oddech i drżącą dłonią dotknęła ciemnych wypukłości. Drugą dłoń dotknęła jego drugiego przedramienia, jakby bała się, że ucieknie, gdy zrobi to, czego bali się od dawna.
Ciemność Mrocznego Znaku pod jej palcami była gorąca, chociaż poprzedniej nocy wyobrażała sobie jako najzimniejsze miejsce na jego ciele. Tak wcale nie było. To była taka sama część jego ciała, jak usta czy klatka piersiowa.
Próbowała sobie wyobrazić jak dziwne musi być to miejsce dla samego Malfoya. Pełne wspomnień i upokorzenia. Sama nie uważała tego tatuażu jako czegoś przerażającego. Przejechała palcami, które przy jego skórze wydawały się lodowate, po czaszce, a potem kreśliła kręte znaki węża. Robiła to powoli i czule.
Przymknęła oczy, dalej czując zmieniające się kształty pod opuszkami palców. Czuła  jego udawaną obojętność, przez jaką Malfoy chciał ukryć coś większego, choć nie był to strach.
Stał w miejscu, napięty jak struna. Hermiona oddychała szybko i płytko. Otworzyła oczy i spojrzała na niego, układając całą dłoń na Mrocznym Znaku. Godząc się na wszystko, co Malfoy miał do zaoferowania, włącznie z jego brudną przeszłością i drżącą skórą.

*

— Jesteśmy wdzięczni. Za gościnę, pyszne jedzenie, atmosferę — szepnęła Hermiona, otaczając dłonie Ruby swoimi dłońmi, troskliwie i bez pośpiechu. Ruby stała w ten sam sposób co zawsze, ale widoczne było w każdym jej ruchu wzruszenie. Nie było szklanych oczu, ani nawet uśmiechu. Tylko ckliwość w pojedynczych ruchach, Ruby nie umiała ich opanować.
Hermiona, znając dziwne rodzaje okazywania uczuć — głównie dzięki Malfoyowi — poznała się po niezgrabnych gestach Ruby, które dla wielu wydawałyby się grubiańskie. Zrozumiała jej dziwnie opiekuńczy styl bycia. Hermiona porównywała matczyną uczynność do Molly Weasley.
Hermiona oderwała dłonie Ruby z niechęcią.
Draco pokazując się z najlepszej strony jako arystokratyczny dżentelmen, skłonił się przed Ruby tak nisko, że na pulchnych policzkach kobiety zawitał blady rumieniec. Ucałował jej dłoń. Hermionie ten gest zaszumiał w głowie i musiała odwrócić skołatany wzrok.
— Jestem zaszczycony, mogąc odczuć pani gościnność — powiedział z chłodną, choć dalej grzeczną, elegancją.
— Jesteście oboje niemożliwi. Nie dziękujcie mi tak wylewnie, sama was zaprosiłam. Och... — Machnęła dłońmi, by już sobie poszli, bo była bliska wzruszenia, mimo że jej oczy na to nie wskazywały. Draco przepuścił Hermionę w drzwiach i zeszli po schodach do niewielkiego sklepiku.
Hermiona, przechodząc obok kontuaru z czarnego drewna, przejechała po nim palcami. Stanęła w miejscu i obróciła się, by spojrzeć na półkę, za którą schowane były wąskie schody do mieszkania Ruby. Malfoy przystanął przed nią i obserwował jak Granger z westchnieniem przygląda się po raz ostatni zakątkowi, w którym oboje odnaleźli schronienie.
Drzwi sklepu otworzyły się z hukiem przez zaklęcie Ruby. Hermiona dotknęła drżącej szyby i wyszła, a zaraz za nią Malfoy. Odeszli w przeciwną stronę, od której przyszli — Malfoy miał na plecach wielki turystyczny plecak. Ruby obserwowała ich z okna pokoju. Stała obok łóżka, w jakim jeszcze niedawno spali Brytyjczycy.
Gdy zniknęli jej z oczu, uśmiechnęła się. Nie robiła tego od wielu tygodni, a mimo to, wspominając w myślach ich uroczy brytyjski akcent — jakby nieustannie dławili się garścią popcornu — nie mogła powstrzymać szczerości w tym geście szczęścia.

*

— Hej, Ginny! — krzyknął Harry.
Ginny rozejrzała się, aż w końcu zobaczyła Harry’ego i Rona pod starym dębem. Leżeli kilka metrów od brzegu jeziora, zajmując najlepsze miejsce na tak upalny sierpniowy dzień.
— Pójdę zobaczyć, co Harry chce i... — powiedziała do Blaise’a, ale on uśmiechnął się zawadiacko.
— Idę z tobą — odparł, łapiąc ją za dłoń. Nie uważała tego za dobry pomysł. Pociągnął ją za sobą. Ginny opierała się chwilę, ale w końcu ustąpiła, mając nadzieję, że Harry i Ron nie rzucą się z pięściami na Zabiniego. Widziała z daleko ich niezadowolone miny.
— Co jest? — zapytała nonszalancko. Harry i Ron nie zdążyli odpowiedzieć. Byli zszokowani, że Blaise z prawdziwą premedytacją położył Ginny dłoń na biodrze.  Jeszcze w taki zaborczy sposób i patrząc na chłopaków z góry. Zwykle Blaise i Ginny nie obnosili się ze sobą, w tłumie nie byli wylewni i rzadko można było zobaczyć, jak trzymają się za ręce. Niektórzy brali ich za parę powojennych przyjaciół, tylko wtajemniczeni — a było ich niewielu — wiedzieli.
Harry i Ron byli wtajemniczeni w życie Ginny, lecz postanowili nie rozgrzebywać tej sprawy, zostawiając pole do iluzji. Chronili się przed faktami, ale widząc jak Zabini obmacuje biodra Ginny...
— Zabieraj te brudne łapska od mojej... — krzyknął Ron, a Blaise tylko na czekał. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i jadowiciej. Ogniki w czarnych oczach stały się żarliwe, Ginny niemal czuła gorąco, jakie od nich biło.
— Ron. Cicho. — Machnęła na niego ręką. Jego uszy poczerwieniały, ale faktycznie zamilkł, co kiedyś było nie do pomyślenia. Odkąd Hermiony nie było, Ron zrobił się niesamowicie uległy. — Harry? Wołałeś mnie.
— Eee... — zatkało go. Zrobił skołowaną minę.
— Aha — mruknęła. — A coś poza eee?
Ginny była dla swojego brata i Harry’ego wyjątkowo nieprzyjemna, ale to się wiązało z tym, że nie odzywali się do siebie od kilku dni. Kłócili się od dawna, ale przez napięcie, wywołane zniknięciem Hermiony, wszystko nabierało intensywności.
— Masz jakieś wiadomości od Hermiony? — warknął Harry, nie odrywając wzroku od łapska Zabiniego na biodrze dziewczyny. Ginny przewróciła oczami.
— Oczywiście, że nie. Powiedziałabym wam.
— Ale mija już trzeci tydzień — jęknął Ron, zapominając o poprzedniej złości. W jego głosie słychać było niepokój.
— Przykro mi — szepnęła Ginny i odeszła z Blaisem w stronę jeziora. Jej śmiech lub krzyki złości należały do cały szkolnych błoni, ale były skierowane tylko do Zabiniego. Harry obserwował ich biernie, dopóki nie stracił ich z oczu. Chciał Ginny powstrzymać, gdy zniknęli za drzewami Zakazanego Lasu, ale to Ron złapał go za ramię. Harry nie wiedział, ile go to kosztowało. Był zaskoczony i zanim zdążył się mu wyrwać... Ginny już nie było.

*

Spacer wzdłuż Zakazanego Lasu skończył się przy bramie Hogwartu. Zanim się tam znaleźli, szli wydeptaną ścieżką przez długi czas, aż nie postanowili się od niej odbić i iść nieznaną drogą. Przez korony drzew słońce próbowało się przebić, tworząc deszcz ciepłych przerzedzonych promieni. Miejsce, w jakim się znaleźli, było piękne, lecz panowała w nim napięta cisza. Coś nieprzyjemnego wisiało w powietrzu. Czuli się jednocześnie obserwowani, choć oboje udawali odważnych. Z każdą minutą ich myśli kierowały się coraz siarczyściej ku granicom lasu.
Dopiero po dwóch godzinach znaleźli wyjście. Ginny i Blaise ucieszyli się, bo niejednokrotnie słyszeli obce odgłosy za mijającymi drzewami.
— Może kremowe piwo w Hogsmeade? — zaproponował Blaise. Ginny uśmiechnęła się zadziornie, nagle wyrywając swoją dłoń z uścisku.
— Pij sobie kremowe piwo, ja wezmę Ognistą.
Blaise odpowiedział na jej wredny uśmieszek i zaproponował mały konkurs na pijaństwo. Ginny, unosząc się dumą, przyjęła propozycję.
— W końcu trzeba opić koniec renowacji — powiedziała Ginny z pełnią wigoru. Była dumna z ich pracy i w przypływie radości odwróciła się, by spojrzeć na Hogwart. A raczej na szkołę, do złudzenia przypominającą Hogwart. Aura wokół tego miejsca całkowicie w jej oczach zniknęła. Nie czuła się tu bezpiecznie i uważała to miejsce za drugi dom tylko wtedy, gdy myślała o przedwojennej przeszłości. To tutaj zabito jej brata, przyjaciół. Postanowiła pomóc przy renowacjach z powodu dawnego sentymentu i obecnego żalu.
— Naprawdę minęło już trzy tygodnie.
Ginny spojrzała na niego, marszcząc czoło. Blaise nigdy nie zaczynał tematu wyjazdu Malfoya i Hermiony... więc przyszedł czas, kiedy on również zaczął się martwić ich dłuższą nieobecnością? Jego twarz była zamglona, oczy ciekawsko obserwowały niebo. Może nie był zmartwiony, może tylko się zastanawiał, jak im idą poszukiwania, co robią, czy im się udało. Ginny pokorniała wobec jego opanowania. Zazdrościła mu tej wytrzymałości. Gdyby nie Blaise już dawno byłaby w Australii na swoich własnych poszukiwaniach.
— Prawie... prawie trzy — wydusiła z siebie nędzne ochłapy słów. Przez wiele dni potrafiła o całej sprawie mówić w dowolnym momencie — w dzień czy w nocy — teraz było jej jakoś inaczej. Nie wyczuwała przy tym żadnej ulgi.
Weszli w milczeniu do Pubu pod Trzema Miotłami, zapominając o poprzednim alkoholowym zakładzie. Ginny zmarkotniała, a Blaise nie zamierzał jej męczyć. Trwali w niepozornym milczeniu jak skonfundowani. Ginny myślała o Hermionie, a Blaise o swoim przyjacielu. 
Ciekawe, czy jeszcze żyje — zastanowił się Zabini z obojętnym westchnieniem. Niezbyt potrafił przekonać samego siebie, że życie Malfoya nic go nie obchodzi. W życiu nie przyznałby się do swojej tęsknoty lub zmartwienia. Gdybyś ktoś zapytał, zwaliłby swoje zamroczenie na zwykłą ciekawość.
Nie spodziewał się dostać odpowiedzi tak szybko. Białe włosy, tak mu znane i charakterystyczne w jego podświadomości, mignęły mu przed oknem pubu, gdy akurat szukał za szybą czegoś interesującego. Na początku Blaise przeszedł spojrzeniem dalej, ale po dwóch sekundach do jego mózgu dotarło, kogo właśnie zobaczył.
— Rosmerto, dopisz mi do rachunku! — Dobiegł do baru. Madam Rosmerta nie zdążyła zaprotestować, a Blaise krzyknął do zdezorientowanej Ginny: — Chodź szybko!
I wybiegł na ulicę.
Ginny poszła za nim, na początku była zdziwiona, ale potem nawarstwiała się w niej złość. Nie rozumiała jego zachowania i nagłego wyjścia. Została daleko z tyłu, ledwo dostrzegała jego postawną sylwetkę. Szła szybko w jego stronę, ale nie zamierzała biec — nie upadła jeszcze na ostatnie dno, by biegać za jakimkolwiek chłopakiem. Zdenerwowała się, że kazał jej wyjść z pubu bez żadnego powodu. Jakby zobaczył ducha.
Blaise zatrzymał się i zaczął z kimś rozmawiać. Ginny stanęła na palcach, by dostrzec tego kogoś. Kolana jej zmiękły, gdy zobaczyła białe włosy i turystyczny plecak. Zapomniała, że powinna oddychać. Zaczęła biec tak szybko, że o mało się nie przewróciła przez nierówno ułożoną kostkę brukową. Biegła bardzo szybko ku platynowym włosom, ale nie uznała tego za dno. Przynajmniej nie za ostatnie.
Wpadła z impetem między nich. Oboje obserwowali jej zmagania z każdym metrem, nic przy tym nie mówiąc. Blaise miał twarz bez wyrazu, nie umiała nic z jego miny odczytać, chociaż przez miłość i zaangażowanie nie miała z tym na co dzień problemu.
— Malfoy, Merlinie, Malfoy... gdzie... jest... Hermiona? — zapytała, sapiąc i próbując złapać oddech. Poczerwieniała na twarzy, zauważyła to, gdy zobaczyła się w szybie jakiegoś sklepu. Mimo to prezentowała się lepiej niż Malfoy. Ginny przeraziła się na widok jego zapadniętych policzków i wielkich oczu, w których były tylko stalowe źrenice jak u porcelanowej lalki — bez wyrazu czy uczuć.
Blaise maskował emocje, ale Malfoy jakby w ogóle ich nie posiadał. To była zasadnicza różnica między nimi. Ginny zastanawiała się, jak Hermionie udało się przejrzeć Malfoya i odnaleźć w nim coś przyciągającego.
Malfoy miał na sobie wyjątkowo schludne ubrania, czarną koszulkę z długim rękawem — taką samą jak Zabini, oboje ukrywali to samo za długimi rękawami — i dżinsy. Jego ciuchy wyglądały na nowe. Tylko ten wielki turystyczny plecak przedstawiał się nieciekawie, cały w błocie i strzępach; tym jednak Ginny się nie przejęła, dopóki nie zrozumiała, że to plecak Hermiony. 
Utkwiła w nim oczy, tracąc czucie w jakiejkolwiek części ciała.
— Wszystko w porządku, Weasley — powiedział Malfoy, ale mu nie uwierzyła. Nie rozumiała, co się działo przez ostatnie trzy tygodnie, nie rozumiała, dlaczego się nie odzywali. A teraz, kiedy zobaczyła Malfoya po trzech tygodniach bez Hermiony, zaczęła się sypać na środku ulicy.
— Co to znaczy w porządku? G d z i e  ona jest?
— Nie wiem.
Ginny wzięła oddech z dosłyszalnym świstem i nabrała ochoty, by uderzyć Malfoya najmocniej jak potrafiła. Blaise dotknął czule jej ramienia, jakby wyczytał jej myśli, ale strzepnęła tą nieproszoną dłoń.
— Malfoy... — warknęła, ale jej głos brzmiał marnie. Łamał się.
— Rozdzieliliśmy się kilka godzin temu. — Wzruszył ramionami. Ginny zakręciło się w głowie z ulgi. Tym razem do dyskusji włączył się Zabini, odczuwają chwilową niemoc Ginny.
— Znaleźliście jej rodziców? — zapytał poważnie. Malfoy spojrzał na niego ze skupieniem. Ginny naszły złe myśli, nie podobało jej się to puste spojrzenie.
— Umówiłem się z Granger...
Ginny prychnęła pod nosem, gdy usłyszała, że Malfoy dalej nie używa imienia Hermiony.
— ...że to ona wam wszystko wyjaśni, kiedy wróci — dokończył, ignorując Weasleyównę.
— Gra na zwłokę — parsknął Blaise, ale zaśmiał się w wymuszony sposób, co oboje zauważyli. Malfoy bił chłodem, a Ginny mieszanką różnych emocji, bardzo ze sobą sprzecznych.
Zabini cieszył się, że nic się nikomu nie stało. Odczuwał radość, ale chyba tylko on. 
Blaise patrzył na twarz przyjaciela i jej nie poznawał. Aż do chwili, gdy przed jego oczami ukazało się wspomnienie.


— Draco? — Zabini pchnął drzwi. Wypadły z hukiem z zawiasów.
Dwór Malfoyów stał się pobojowiskiem. Blaise miał świadomość, że to miejsce źle się kojarzy ludziom, odkąd wojna się zakończyła, ale jak ktokolwiek mógł tutaj wejść? Zniszczyć wszystko? Nawet podłoga i marmurowe ściany były podziurawione, a ich odłamki kruszyły mu się pod stopami.
Czuł swąd smoczej krwi. Na ścianach, a nawet sufitach, były napisy, rysunki, wulgarne epitety o śmierciożercach, o Voldemorcie. Niektóre się nawet rymowały.
No cóż, śmierciożercy i Voldemort sobie zasłużyli, nie ma co — pomyślał obojętnie Blaise i przeszedł do salonu, stwierdzając, że wygląda on jeszcze gorzej od holu.
Żyrandole, karnisze, pióra od kanapowych poduch... zdjęcia, rzeczy osobiste, dokumenty... wszystko było w strzępach, podpalone albo poobdzierane. Zabini spojrzał z obrzydzeniem na biblioteczkę, z której jako dziecko zabierali z Draconem książki o czarnej magii.
Teraz książki dymiły się na ziemi. Nie wytrzymał. Zapalił papierosa końcem różdżki i dopiero wtedy mógł iść dalej. Nie wierzył, że w tej stercie śmieci — którą kiedyś nazywano główną siedzibą Czarnego Pana lub kiedyś po prostu domem Malfoyów — znajdzie Dracona.
— Draco! Kurwa... — Krzyknął na ogrodzie i zaklął, kiedy wdepnął w coś miękkiego. Spojrzał w dół, krzywiąc się z niesmakiem. Zabity paw, jego kolorowe piórka były rozsypane na całym ogrodzie. Jeszcze tydzień temu snuł się z dumą po ogrodzie, rozkładając ten piękny puch. Teraz leżał obdarty ze swoich piórek — goły i niezbyt wesoły.
Ciemnoskóry chłopak jęknął i przeszukał dom jeszcze raz. Dla pewności. Wrzeszczał jak opętany imię przyjaciela. Będąc u kresu wytrzymałości, skierował się do wyjścia. Idąc ku bramie, dopiero go tknęło do żywego, co przeoczył. Lochy. Zapomniał o pieprzonych lochach. Wrócił się i faktycznie go tam znalazł. Spał na ziemi. Z początku Blaise pomyślał, że jest pijany, ale przecież Malfoy nie pił nigdy na tyle, by stracić kontrolę. Nawet jeśli miał dobry powód.
— Ja pierdole, zaraz podzielisz los tego gnijącego pawia... — powiedział złośliwie, gdy nie mógł go dobudzić. Dziwił się, że jego krzyki, które niosły się w lochach podwójnie, nie dały radę podnieść Malfoya na równe nogi.
— Zabini? — mruknął Malfoy, podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. — Czego tu...
— Chcę? Niczego. Przyszedłem tylko sprawdzić, czy żyjesz.
— Żyję. Możesz już sobie iść — odparł słabo. Usiadł, opierając się plecami o ścianę. Mimo że tego dnia było upalnie, temperatura w lochach była bliska piętnastu stopni. Malfoy, chciał to ukryć, ale był przemarznięty i wyraźnie wycieńczony.
— Ukrywałeś się tutaj? — zapytał Zabini, siadając obok niego. Zaproponował Draconowi papierosa i razem sobie spokojnie zapalili.
— Nie.
— Więc o co chodzi z tym burdelem? — Zabini miał na myśli ruinę, w jakiej zastał niegdyś bogatą rezydencję. Miejsce jego dzieciństwa.
— Burdelem?
— Zniosłeś zaklęcia ochronne? — Malfoy na to tylko pokręcił głową. Pozwolił Zabiniemu samemu wysnuć odpowiedź. Zawsze tak robił, gdy nie chciało mu się tłumaczyć oczywistych dla niego spraw. Blaise przeklął pod nosem, gdy zrozumiał. Na jednym przekleństwie się nie skończyło, a na bogatej wiązance.
— Rozwaliłeś sobie dom? Jedyne co ci zostało? Jesteś... Jesteś conajmniej głupi.
— Myślałem, że powiesz: pojebany. Albo coś takiego.
— Rozmyśliłem się. Szkoda na ciebie mojego ordynarnego języka.
— Auć — odparł Draco, odpalając drugiego papierosa. Zachichotał — wyglądał jak śmiejąca się trupa czaszka. Zabiniemu przeszły ciarki po plecach. Malfoy miał zapadnięte policzki, szarą twarz i puste do oczy, w których zostały tylko źrenice, ogromne jak spodki.
— Tatuś i mamusia w więzieniu. Dom w ruinie. I tylko jeden przyjaciół — wyliczył mu Blaise, kiedy temat zszedł na faktyczny powód, dla którego Blaise postanowił odszukać Malfoya. Przeczytał rano w gazecie o aresztowaniu państwa Malfoyów, nie wliczając w to jego syna. Dla niego szykowano osobny proces.
Draco spojrzał na niego chłodno. Bez uczuć i emocji. Oczy miał pozbawione nadziei. Draco wyglądał marnie — stał się wychudzoną imitacją siebie, jego twarz była nieogolona, a on sam zdawał się nie myć przynajmniej kilka dni.
— Nie zabiłem tego ptaka, Blaise — szepnął Draco bardzo cicho, kuląc się pod tą zimną ścianą. — Nie umiałbym, naprawdę.
— Wierzę ci — odpowiedział Blaise, chociaż do tej chwili myślał inaczej. Poklepał przyjaciela po plecach, ale to nic nie znaczyło. Wiedział, że to nie wystarcza. Draco potrzebował siły, jakiej on nie potrafił mu dać.


— Nie patrz tak, Blaise — powiedział zimno Draco. Jego twarz nabrała surowego tonu. Ginny w tym czasie była zajęta sobą i nie zwracała najmniejszej uwagi na to, co oboje mówią.
— Coś mi się przypomniało — odparł z roztargnieniem, a Draco uśmiechnął się — ponownie przypominając trupią czaszkę.
— Nawet wiem co.
— Czytałeś mi w myślach? — zapytał, chociaż znał odpowiedzieć. Nie, Draco by tego nie zrobił. Machnął ręką, chcąc, by pytanie, jakie zadał, pozostało bez odpowiedzi. Draco to zignorował.
— Nie. Jesteś po prostu przewidywalny, przyjacielu.
P r z y j a c i e l u? Blaise nieznacznie, bez pełnej świadomości swoich ruchów, rozdziawił usta. Zdziwienie spędzało mu myśli z głowy. Draco nigdy o zdrowych myślach by czegoś takiego nie powiedział. W stalowych oczach doszukał się szaleństwa, ale nie rozumiał, czym ono było. Czego Blaise jeszcze nie wiedział?
— Masz papierosy? Strasznie chce mi się palić.
Blaise podał mu papierosy, sam nie mając na nie ochoty. Chrząknął, nim zapytał:
— Kiedy Granger wróci? — Chciał skrócić milczenie. Granger tak naprawdę Blaise’a nie obchodziła.
— Pierwszego września. Na rozpoczęcie roku szkolnego.
— Dopiero za tydzień? — wtrąciła się Ginny, blednąc, co Malfoya widocznie zirytowało.
— To nie wieść o kolejnej wojnie. Chodzi o cierpliwość, Weasley — powiedział Draco, ciągle mając w ustach papierosach. Ginny spojrzała na niego niepewnie, ale nic na tą uwagę nie odpowiedziała. Straciła determinację. Bardziej zaniepokoiła się jego dziwnym zachowaniem. Blaise nie wiedział, ale intuicja Ginny podpowiadała, że to przez Hermionę zachowywał się w ten sposób.
— Gdzie teraz jest? — zapytała mrukliwie. Draco zaciągnął się, a papieros został mu między palcami. Blaise zobaczył, jak Draco nieznacznie zaciska pięść, a oczy mu tężeją w głębokiej pustce.
— Nie wiem i nie chcę wiedzieć.

KONIEC TOMU PIERWSZEGO

21 komentarzy:

  1. Jesteś chyba jeszcze gorsza ode mnie... Jak długo będę musiała czekać na wydarzenia, które miały miejsce między ich odejściem z domu Ruby, a powrotem Draco do Hogwartu? I jeszcze ten napis na końcu. Mam nadzieję, że nie oznacza to jakiejść dłuższej przerwy.
    Jeśli chodzi o rozdział, to mimo tych wszystkich, opisanych tam emocji, lekko się go czytało, a to się chwali. Podoba mi się, że relacja między Hermioną i Draco rozwija się powoli. Opisujesz ich przemianę i nie trzeba się zastanawiać nad sensem ich zbliżenia się do siebie.
    Miłość powiadasz? Niech będzie jej więcej, tylko ci sprzyja!
    Pozdrawiam
    Lilith 💜

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dłuższa przerwa? Hm, nie wiem, nie zastanawiałam się nad tym. Zawsze piszę spontanicznie, więc nie wiem, kiedy pojawi się coś nowego. Jak już zacznę coś robić w tym kierunku - dam znać w prawej kolumnie. :)
      ,,Opisujesz ich przemianę i nie trzeba się zastanawiać nad sensem ich zbliżenia się do siebie.'': to taki piękny komplement. Dziękuję!
      Do następnego! Pozdrawiam.

      Usuń
  2. Ty naprawdę chcesz żebym umarła. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten rozdział, ostatni rozdział tomu pierwszego, rozdział numer dwadzieścia pięć, pod tytułem 'Było mi(nę)ło' oficjalnie staje się moim ulubionym rozdziałem.
      Ale zacznijmy od początku.
      BOOOOŻE JAKI CUDOWNY BYŁ TEN POCZĄTEK, jak czytałam ten fragment, kiedy rozmawiali, przekomarzali się, po prostu na mojej twarzy malowało się coś na kształt uśmiechu. Ich rozmowy są tak naturalne, że... że naprawdę Cię podziwiam za tą umiejętność. Rzadko kiedy na blogach można przeczytać takie dialogi, w których nie ma poetyckich porównań, a po prostu przypominają zwyczajną rozmowę - i to jest w Twoim opowiadaniu najlepsze, wiesz? Relacja Draco i Hermiony jest tak, hm, idealnie opisana. Naprawdę bardzo mi się podoba, jak to prowadzisz i nie wątp w to!
      I w ogóle Ruby okazała się bardzo kochaną osobą. Na początku trochę się bałam, że wywiniesz taki numer jak z Basilem (nadal nie lubię gnojka), ale w tym rozdziale wszystkie obawy minęły, po prostu Hermiona i Draco spotkali na swojej drodze dobrą osobę.
      Moment wyjścia Hermiony z łazienki, kiedy Draco stał bez koszulki (he he) był między nimi sytuacją taką... intymną. Kiedy ona dotknęła znaku, chwyciła jego ramię; to była naprawdę wyjątkowa chwila, chyba bardziej wyjątkowa od wielu innych sytuacji, które są już za nimi.
      Ginny i Blaise... tworzą fajną parę, są ze sobą szczęśliwi. Podobał mi się moment, kiedy Ron zatrzymał Harry'ego, gdy ten chciał iść za tą dwójką... Tak jakby Ron zrozumiał, że jego siostra jest szczęśliwa, mimo że osoba, z którą dzieli swoje szczęście, jest z 'wrogiego' domu. Niby taki mało znaczący moment, ale pokazuje, że Ron chce szczęścia dla swojej siostry.
      JAKIM cudem Malfoy jest sam, w Hogsmeade, bez Hermiony? Dlaczego wróci dopiero pierwszego września? Czy ostatecznie znaleźli jej rodziców? I dlaczego Draco był taki obojętny...? Mam jeszcze więcej pytań co i jak, ale jedno musisz wiedzieć na pewno: nie spodziewałam się takiego obrotu spraw.
      Czekam z niecierpliwością na pierwszy rozdział tomu drugiego. Mam nadzieję, że wena kopnie Cię w tyłek i pojawi się szybko!

      M.

      Usuń
    2. Odpowiadanie na Twój komentarz to będzie jakaś masakra. Jest taki długi. Zrywaj te pomidory, pisz rozdział, a nie jakieś eseje pod moimi podrzędnościami. Nie, no, dziena, mordeczko.
      Ulubiony rozdział powiadasz? Huhuhu...
      Tak, chcę, żeby ich rozmowy brzmiały normalnie. Może spontanicznie. Czasami jednak - chcąc się wspiąć na wyższy poziom - nie wychodzi. Poetyckie porównania mi nie idą, więc muszę nad tym popracować. Chciałabym mieć lekkie pióro.
      ,,(...)po prostu Hermiona i Draco spotkali na swojej drodze dobrą osobę'': dokładnie! Wszystko w świecie (nawet tym magicznym) się wyrównuje. Ruby, Basil, Jane... :)
      Dotknięcie Mrocznego Znaku to był ogromny przełom. Zresztą sami się niedługo przekonacie. Po pogodzeniu się ze swoimi uczuciami mieli tylko dwa możliwe wyjścia. :)
      Jak ładnie opisałaś to, co chciałam pokazać w Ronie. Że też ma uczucia i chce szczęścia dla swojej siostry. Zmienił się zwłaszcza przez Hermionę, która, jakby nie było, przez ich nietolerancję zerwała z nimi kontakt.
      U! Nie spodziewałaś? Ja taka nieprzewidywalna? No cóż, zdarza mi się. ;)
      Do poniedziałku.

      Usuń
  3. o nieeeeee no i co teraz? :C

    OdpowiedzUsuń
  4. O, kurka wodna, o co chodzi o.o
    Sielanka, magiczna linia dookoła, aż tu nagle rozłąka i ten... chłód :c
    Salvio, why?
    Kurde felek czuję się spetryfikowana. Tacy słodcy byli <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie wiem o co chodzi. Mnie nie pytajcie. Tak jakoś samo wyszło!
      Byli słodcy. Byli. ŻARTUJĘ! Zresztą - w końcu musi być o czymś drugi tom, nie? ;)
      Do następnego! <3

      Usuń
  5. Yyyy, co?
    Czemu? Jak?
    Co?
    Było już tak fajnie a tu dupa...
    Mam nadzieję, że wszystko się szybko wyjaśni, bo jak nie to obawiam się, że się załamię...
    Liczę szybko na kolejny rozdział ;)
    Całuski,
    HH

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle pytań! Nie nadążam. :D
      Pozdrawiam. Do następnego! :)

      Usuń
  6. Aaaaaaaaaaaaa,co się stało? Co oni ZNOWU zrobili? Salvio, jesteś okrutna. pisz kolejny rozdział jak najszybciej, tak ładnie proooszę.
    Świetny rozdział, strasznie przyjemy i czytało się bardzo szybko. Strasznie mnie ciekawi co tam się wydarzyło przed ich rozstaniem. No i jak ładnie się to wszystko rozwija, ach ♥
    Strasznie się cieszę, że miłość Cię zajmuje, ale o nas też czasem pamiętaj! :D
    Coś ciekawego jeszcze dzieje się u Ciebie?
    Do następnego! ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, kiedy się ten rozdział napisze. :v
      Dziękuję za wszystkie miłe słowa, Black! Mordeczko!
      Co się wydarzyło przed ich rozstaniem - wszystko w drugim tomie (już coś się zaczęło dziać, pierwsze zdania i strony!).
      Jasne, że pamiętam. Miłość mnie już nie zajmuje. Odjechała do innego miasta, więc mogę się skupić na swojej codzienności. :D
      U mnie... wakacje się kończą, do samego roku szkolnego mam zapełniony grafik. Znajomi i znajomi. A potem się zacznie! Rozszerzenia i takie tam. U ciebie też, co? Co u Ciebie?
      Do następnego!

      Usuń
    2. No i rozszerzenia się zaczęły. Mam nadzieję, że dajesz radę. Ja w sumie na razie tak i o wiele bardziej podoba mi się nauka tego co chociaż trochę mnie obchodzi (6 chemii i 6 biologii w tygodniu, oooooo taaaaak)niż całej tej reszty. Ale żal wakacji, mogłam je chyba lepiej wykorzystać. W każdym razie, popracowałam chwilkę i jak tylko dostanę wypłatę to planuję książkowe zakupy za kilkaset złotych, ojej, nie mogę się doczekać. Poza tym to chyba nic ciekawego. Pisz szybko, gdzie się podziewasz, jak życie i kiedy możemy spodziewać się kontynuacji, bo ja wciąż czekam! ♥

      Usuń
  7. Witaj Salvio!
    Ten rozdział przeczytałam od razu po powrocie z urlopu, ale jak to zwykle ze mną bywa, zapomniałam skomentować. Z góry za to przepraszam i już się biorę za komentowanie.
    Czytałam, czytałam i czytałam i... prawie umarłam! Co tam się wydarzyło?! Skąd ta obojętność i te niejasne odpowiedzi Malfoya? Dlaczego Hermiona wróci dopiero we wrześniu? Merlinie, co tam się stało? Wybacz ten ogrom pytań. To było silniejsze ode mnie. Ta moja wrodzona ciekawość kiedyś mnie zgubi.
    Początek rozdziału był taki cudowny. Rozmarzyłam się i chciałam, żeby ta chwila trwała wiecznie! Oni oboje są tacy awww. Rzeczywiście w Twoich dialogach jest coś magicznego. Nie ma przesadnej słodkości. Jest po prostu idealnie.
    Ruby skradła moje serce. To taka kochana kobieta. Dobrze, że na nią trafili. Po incydencie z Basilem potrzebowali kogoś normalnego ;)
    Dobrze, że Ron wreszcie zrozumiał, że Ginny ma prawo być szczęśliwa. Brawo dla niego!
    Moje emocje związane z końcówką rozdziału już znasz także nie będę się powtarzać. Moje serce rozleciało się na miliony kawałków ;(
    Jednak wybaczam Ci, bo jesteś zakochana. Zazdroszczę! Ja niestety mogę o tym tylko pomarzyć, bo jestem tym typem, który może być w friend zone -.-
    Tyle o rozdziale. Jak już wcześniej wspomniałam, w sobotę wróciłam z wakacji. Było cudownie i chętnie bym tam została na zawsze. Jednak musiałam wracać, bo bez neta i kompa długo bym nie przeżyła :/ No ale plusy są takie, że wpadł mi do głowy mega hiper genialny pomysł na rozdział Muzycznej misji. Żałuję, że nie mam kiedy go napisać. Mam tyle zaległości na blogach, a aktualnie męczę się z ostatnimi rozdziałami tłumaczenia, którego się podjęłam. Może jak skończę siądę do pisania tego mrocznego rozdziału :D
    Ok wystarczy, bo mój komentarz nie może być gigantem. Chociaż zapewne już nim jest.
    Czekam na drugą część i życzę weny oraz czasu na pisanie!
    Do następnego <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam odpisać. Ale pamiętaj, że najlepsze zawsze zostawiam (otwieram) na sam koniec (jestem tak dobra jak Dumbledore).
      Na wszystkie pytania odpowiem oczywiście w tomie drugim, nie mogę teraz. Postaram się do końca tygodnia napisać... prolog? Nie wiem jeszcze, czy to będzie prolog, czy rozdział pierwszy. W każdym razie - postaram się.
      Ale mnie komplementujesz z tymi dialogami... Co kto lubi. Uważam, że jest dobrze, ale zawsze może być lepiej. :D
      Tak. Ruby, Basil... razem tworzą złoty środek!
      Mam nadzieję, że drugi tom sklei twoje serce. (OBY!). Mam już ogólny koncept. Mówię Ci, będzie fajnie... O ile wezmę się w garść. Muszę się nauczyć, by moje myśli leciały na dwa fronty jednocześnie: szkoła i opowiadanie. Trudno to pogodzić.
      Och, nie jestem zakochana! Miłość nie jedno ma imię. W każdym razie, to nie było silne uczucie, a ulotna chwila.
      Z jakich to wakacji wróciłaś? Co to było za magiczne miejsce!? Ładnie, ładnie. Wakacje to najlepszy czas. Tona nowych pomysłów!
      Tak, twój komentarz jest gigantem. Czytam go po raz tysięczny i ciągle znajduje coś nowego. Mega uczucie!
      Do następnego!

      Usuń
    2. Miło mi, że moje komentarze uważasz za "najlepsze" to takie motywujące! :) Odpisuję na Twój komentarz dopiero teraz, bo byłam w fazie piszę rozdział — nie przeszkadzać. Mogę się pochwalić, że parę minut temu pojawił się nowy rozdział na Last Minute Love! Także zapraszam do lektury.
      Nawet nie wiesz jak się cieszę, że niedługo pojawi się druga część Twojej historii. Uwielbiam ją i chcę dowiedzieć się, co tam się wydarzyło.
      Byłam w Krynicy Morskiej. Cudowne miejsce, szkoda tylko, że pogoda nas w tym roku nie rozpieszczała ale i tak było cudownie <3 Polecam!
      To tyle ode mnie. Teraz czekam na drugi tom Renowacji
      Pozdrawiam
      Arcanum Felis

      Usuń
  8. Ale proszę bez chamskiej reklamy na moim blogu. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. W tym momencie rycze jak małe dziecko. JA POTRZBUJĘ KOLEJNEJ CZĘŚCI!! Ile jeszcze trzeba czekać? :(

    OdpowiedzUsuń
  10. Pierwszy raz przygotowywałam się do napisania komentarza, co samo w sobie świadczy o wielu rzeczach. Zacznę od tego, że znam Cię ,Salvio. Poznałyśmy się kilka blogów temu, gdy ja próbowałam pisać " Dramione- Teatr Uczuć", a rozpoczynałaś "Powojenną historię Hermiony". Nie wiem czy mnie pamięć nie myli, ale jak przez mgłę pamiętam Twój blog o Blaise'ie i Ginny oraz Twój własny szablon w kolorze pomarańczy. Jeśli się mylę, naprostuj mnie. Przerwałam pisanie, przerwałam czytanie i dopiero gdy zatęskniłam za pisaniem, postanowiłam powrócić i zajrzeć w przeszłość. Twój pseudonim mignął mi gdzieś przed oczami. Pamiętam, że to był późny wieczór, a ja przeglądałam jakiegoś bloga, gdzie ujrzałam Twój komentarz. Weszłam, powiem szczerze, z czystej ciekawości, chcąc zobaczyć czy nadal piszesz. Piszesz fenomentalnie. Wiem to, ponieważ z zapartym tchem przeczytałam całe opowiadanie. Od deski do deski, nie pominęłam żadnej kropki czy przecinka. I przypomniałam sobie, jak wspaniale jest zakochać się w historii.
    Opowiadanie ma swój klimat, gorzki, pełen niespodzianek, jednak najbardziej ujęło mnie to, że jest to realistyczne. Wierzę w każde Twoje słowo, pięknie prowadzisz Czytelnika przez wzgórza Twojej wyobraźni. Chciałabym kiedyś tak pisać, naprawdę.Bardzo podoba mi się cała fabuła, to, że ta historia nie jest kolejną nudną powiastką o Dramione w roli prefektów, którzy zakochują się w sobie w rozdziale trzecim. Czasami aż ściskałam telefon, czekając w napięciu. Miałam wrażenie, że czytam nie fanfiction tylko nietypową książkę nie tyle o miłości, ale o ludziach, którzy szukają czegoś więcej. Blaise, Ginny, Harry, Ron, Neville, Luna, Theodor... postacie niby znane, wręcz oklepane, a jednak pod Twoim piórem są zupełnie inni, jakby bardziej charakterystyczni. Podsumowując mój niesamowicie długi komentarz: weszłam, zakochałam się, zostałam, pragnę więcej.
    Pozdrawiam serdecznie !
    Endory/Layls
    strzepy-swiata.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

^