Tak mnie długo nie było, że nie wiedziałam o dostępnych emotikonach w funkcjach edycji posta! 💥
Opowiadajcie, co tam u Was. Mam nadzieję, że będę mogła odpisać chociaż na jeden komentarz. Miłego czytania.
Do następnego! 💭
Edit: Gdyby ktoś z Was miał ochotę na mnie zagłosować... DUŻE KLIK DLA SALVIO! No i dziękuję za wyróżnienie, kurczę.
*
Hermiona Granger, by ominąć wymyślne spojrzenia, na które nie była gotowa ani chętna, pojawiła się na peronie 9 i 3/4 jako pierwsza.
Nie oglądała się za siebie, szła szybkim i prostym cięciem. Wszystkie miejsca związane z pierwszym, drugim — każdym — przybyciem na peron, stały się powiązane ze wspomnieniem przyjaciół, szkolnych znajomych i Ślizgonów.
Odwracanie wzroku nie pomogło, ale jedyne co mogła zrobić, to odgrodzić swój przedział w wagonie od nieproszonych gości.
Widziała przez szybę napływających falą ludzi. Przyglądała im się spokojnie, wiedząc, że oni nie będą w stanie jej dostrzec. Patrzyła na nich bezkarnie, choć oni czuli w podświadomości, że są obserwowani, odwracali się, szukając palącego spojrzenia, ale w wagonach nikogo jeszcze nie było. Leniwym wzrokiem dalej szukała.
Nie miała uchylonego okna, lecz i tak usłyszała po niedługim czasie śmiech, którego nie rozpoznała za pierwszym razem. Wytężyła wzrok, tłum się przerzedził i zobaczyła Neville'a. Pociągła szczupła twarz, nieprzypominającą tej pucołowatej z czasów pierwszej klasy, aż nie poczerwieniała ze śmiechu.
Neville stał naprzeciwko Ginny i Zabiniego. Hermiona zmarszczyła brwi i to było ostatnie, co zobaczyła. Zasunęła firany, ignorując odgłosy zza szyby. Czekała na odjazd pociągu, czytając w kółko tę samą stronę w Historii Hogwartu.
*
— A ty nie z Zabinim? — zagaił mimochodem Harry, bawiąc się z nudów różdżką. Pytanie miało zabrzmieć zwyczajnie. Starał się uzyskać najbardziej wyluzowany ton głosu, na jaki było go stać, ale to było dla niej bez znaczenia. Sam temat rozmowy był dla Ginny zaczepny.
— Mam sobie iść?
— Nie, po prostu...
— To o czym w ogóle rozmowa? — przerwała mu i sięgnęła po ostatnią czekoladową żabę.
— Hej, to moje! — obruszył się Ron, który ożywił się na nagłą zmianą tematu. Ginny uśmiechnęła się chytrze, a Ron swojej czekoladowej żaby nigdy nie odzyskał.
— Widziałem, Neville, że Zabini strasznie cię rozśmieszył — powiedział Harry, a Ginny zaczęła przeżuwać żabę wolniej.
Neville nawet nie wyjrzał zza Żonglera. Mruknął potwierdzająco. Ginny, która siedziała obok Neville'a, widziała, jego obojętność na konflikt Harry'ego.
— Fajnie... wspominaliście stare dobre czasy?
— Wystarczy — rzuciła Ginny, wychodząc z przedziału jak burza. To zamknęło Harry'emu usta.
Neville odłożył gazetę, a jego spojrzenie doprowadziło Harry'ego do wstydu. Ron zamknął ulegle drzwi przedziału po siostrze.
— Zazdrość to nie powód do terroryzowania. — O ile Neville wcześniej nie ingerował w złośliwość Pottera, mając nadzieję, że z czasem ona mu się znudzi, tak teraz nie mógł jej zignorować. Zwłaszcza że Zabini okazał się oczytanym facetem. Był zaborczy i wyrazisty, ale traktował Ginny dobrze i z szacunkiem. Jak arystokrata swoją damę.
— Nie jestem zazdrosny! — warknął Harry. — Zabini to nie jest facet dla niej...
— Ale on ją dobrze traktuje.
— Ta, jasne.
— Nie widziałem, by działa się Ginny krzywda. Ginny też nie narzeka. Gdzie widzisz problem, Harry? — zapytał spokojnie. Nikt Harry'emu nie zadał jeszcze tego pytania. On sam nie zastanawiał się nad odpowiedzią.
— On był śmierciożercą.
— Podobno nie ocenia się człowieka po przeszłości.
— Dajcie już spokój — burknął Ron, zażenowany ich kłótnią. Neville pokręcił głową.
— Jest spokojnie. Ja czekam tylko na odpowiedź — dodał Neville. Harry milczał, a Ron patrzył na swoich przyjaciół z oczekiwaniem. Neville powtórzył, gdy odpowiedziała mu cisza, przerywana dźwiękiem obijających się szyn za oknem. — Co jest nie tak z Zabinim? Przecież tu nie chodzi o to, że był śmieciożercą.
— Zabini i Malfoy... — Harry wypluł te słowa, a hałas jadącego pociągu stał się niewidzialny.
— Ginny nie odeszła — mruknął Ron ze zdziwioną miną. Wbił wzrok w widok za oknem i przez resztę rozmowy nic nie mówił, lecz odwrócił wzrok, gdy kątem oka dostrzegł uśmiech Neville'a. Posłał mu pytające pytanie.
— A Hermiona wróci. Gdziekolwiek jest, wróci.
*
— Och, stary, ile to my się nie widzieliśmy... — Blaise jęczał, przytulając się do wyrywającego Malfoya. Skapitulował, gdy Draco przystawił mu różdżkę do miejsca, które było mu potrzebne i niemal najdroższe.
— Odwal się, człowieku — burknął Malfoy. Blaise odsunął się z urazą, czekając, aż Draco schowa różdżkę.
— Przyprawiłeś mnie o zawał. Przystawiając mi tę różdżkę...
— Przez chwilę byłem panem twojego związku z Weasleyówną. Tak, wiem — przerwał mu z uśmiechem, mocno zakrapianym kpiną. Blaise rzucił mu ponure spojrzenie, choć w kącikach oczu dało się dostrzec rozbawienie.
— Malfoy nic by ci nie zrobił stary — powiedział Teodor. — Według ostatnich plotek: Malfoy rzucił wszystko, by wrócić — łącznie z Granger — a mała Weasley to przykrywka.
— Przykrywka? — mruknął Zabini, szukając czegoś w swojej kurtce.
— Ty i Malfoy... kto by pomyślał. Na początku nie wierzyłem w te plotki, ale to przedstawienie sprzed chwili? Niebywałe.
Malfoy zmiażdżył go spojrzeniem. Blaise złapał się za pierś, kurtka wypadła mu z rąk na podłogę. Z jego piersi wydało się westchnienie ulgi.
— Tak dobrze, że Hogwart jest tolerancyjny. Nie licząc Ślizgonów.
— I Gryfonów. Oni nie tolerują Ślizgonów — dodał Nott.
— Dracze, skarbie, co my tu robimy? Dokąd zmierzamy? — Spojrzał się teatralnie za okno. Nott parsknął się śmiechem.
— Zmierzam jak najdalej od ciebie — odparł, wychodząc z przedziału. Zamknął za sobą przedział, ignorując śmiech. Na korytarzu było sporo osób, musiał się przeciskać między uczniami. Ci, którzy nie brali udział w renowacjach, mierzyli go spojrzeniami lub nawet specjalnie taranowali mu drogę. Na szczęście jego chłodne spojrzenie wystarczyło. Nie musiał wyciągać różdżki... prawie.
Przechodził obok przedziałów Huffelpuffu. Jeden z przedziałów był zatłoczony i kiedy Malfoy miał go minąć, wyłonił się z niego Zachariasz Smith.
— Ej, patrzcie, to Malfoy! Myślałem, że cię wykurzyli stąd na dobre.
Za jego plecami wtórowały mu wybuchy niekończącego się śmiechu. Malfoy przystanął, obrzucając go chłodnym uśmiechem, który przyprawił Zachariasza o dreszcze na plecach. Smith nie okazał tego w żaden sposób, tylko jego zadarty nos nieznacznie się obniżył.
— Co za odwaga, Smith — skomentował Malfoy. — Gdzie ją zgubiłeś podczas bitwy?
Smith umilkł, mrużąc oczy. Podszedł do Malfoya tak blisko, napinając całe swoje ciało. Malfoy był od niego niewiele wyższy, więc Smith wyprężył się jak napakowany goryl.
— Nie zamierzałem narażać życia w walce z kimś tak niewartym, jak ty.
Malfoy przystawił mu różdżkę do gardła szybciej, niż on był w stanie dokończyć swoje zdanie.
— Smith, jakiej walce? Stalibyśmy obok siebie — powiedział głośno Malfoy. Jego koledzy spojrzeli pierw na siebie, a później na Smitha. Malfoy stał po dobrej stronie, czy Smith po złej? Ich komentarze i śmiech zgęstniały w ciszę.
— ŁŻESZ! — odwarknął Smith. — Ty gnido...
Smith odnalazł swoją różdżkę w tylnej kieszeni, ale nim wyciągnął ją przed siebie, po korytarzu rozbrzmiało dźwięczne:
— Expelliarmus.
Obaj spojrzeli w tę samą stronę. Brązowa, krótka różdżka Zachariasza wzbiła się w górę, mijając o milimetry niski sufit i lądując w ręce Ginny Weasley. Smith spojrzał na różdżkę Malfoya, ze zdziwieniem.
— To mi zabierasz różdżkę, Weasley? To śmierciożerca...
Ginny zadarła brew.
— Chcesz mi powiedzieć, że to on zaczął pierwszy? Jeśli chcesz, bym nie przełamała ci różdżki na pół, nawet nie próbuj smęcić swoimi bajeczkami. Nie znamy się przecież od dziś — dodała na koniec ze słodkim uśmiechem, który skrywał pogardę.
— Więc teraz trzymasz się z nimi? Myślałem, że ty i Zabini to jakieś żarty, ale...
— Mam w rękach dwie różdżki, ty ani jednej i mnie obrażasz? — zaśmiała się, odgarniając na plecy długie, rude włosy. — Uważaj, Smith. W przeciwieństwie do mnie ty nie wiesz, co to prawdziwa walka.
Smith poczerwieniał na kościstych policzkach. Ginny niespodziewanie cisnęła jego różdżką ponad głową Smitha. Zachariasz zanurkował na ziemię, by ją złapać, na co pozwalał mu refleks nabyty podczas gry w quidditcha. Złapał ją, lądując na ziemi i zahaczając w locie głową o pośladki jakiegoś osiłka, który nie był tym faktem zachwycony.
Malfoya nie interesowały śmieszne tłumaczenia Smitha. Poszedł w ślady małej Weasley, która zdążyła odejść na kilka kroków. Dogonił ją.
— Po co ci to było? — zapytał. Ginny nawet się nie obróciła, jakby przeczuwała, że za nią pójdzie.
— Zachariasz Smith działał mi na nerwy, odkąd powstała Gwardia Dumbledore'a. Nie pochlebiaj sobie — odparła z mocą. Dopiero po kilkunastu krokach schowała swoją różdżkę do kieszeni.
Malfoy uśmiechnął się kpiąco.
— Przedział Zabiniego jest w drugą stronę.
Ginny weszła w pomieszczenie między wagonami, gdzie było głośno od szczęku szyn, ale przynajmniej byli sami. Zatrzymała się.
— Wiem, gdzie jest Blaise. To nie jego szukam — powiedziała, dodając ze zwycięskim uśmiechem: — Tak samo, jak ty, prawda?
— Weasley... — Pokręcił głową. — Czy naprawdę oczekiwałem innej odpowiedzi?
— Och, daj spokój, Malfoy. Oboje wiemy, że ona tu jest. Idziesz ze mną czy zostajesz? — zapytała zniecierpliwiona. Malfoy wywrócił oczami i wyciągnął paczkę papierosów. Zaproponował jej, wiedząc, że nie odmówi. Wypalili je w ciszy, czasami patrząc na siebie i kończąc w tym samym czasie.
— Panie przodem — powiedział Malfoy, depcząc niedopałek butem.
*
— To mapa Pottera? — zapytał Malfoy z prawdziwym zdziwieniem. Wyrwał jej papier z rąk, przyglądając się pergaminowy z zafascynowaniem.
— Hej! Oddawaj!
Ginny odebrała swoją własność, dopiero gdy Malfoy obejrzał ją od deski do deski. Trzymał ją na wysokości swoich wyprostowanych rąk. Mapa stykała się z sufitem. Ginny nie była w stanie dosięgnąć.
— Jasne, że to nie mapa Harry'ego. Ta jest o wiele gorsza i nie tak stara. Zrobiłam ją rok temu.
— Po co?
— Bałam się, że śmierciożercy zaatakują Express Hogwart. Fred i George mnie poparli... — przerwała na chwilę, z dziwnym wyrazem twarzy wspominając o zmarłym bracie. Jej oczy stały się nieobecne. — Stworzyliśmy ją razem. Wiedzieli jak zrobić drugą, ale zasięg nie jest tak imponujący.
— Mapa Pottera obejmuje cały Hogwart, a twoja tylko Express Hogwart.
— Nie potrzebowałam więcej — odburknęła z urazą. — Nawet nie wiesz, jak się przydała, kiedy o n i tu dotarli.
— Wierzę ci — mruknął i na tym ich rozmowa dobiegła końca. Przystanęli i w skupieniu przeszukiwali każdy kawałek pergaminu. Ginny powoli się poddawała, bo pergamin się kończył, a w żadnym przedziale nie było widać jej imienia.
Malfoy nie dawał po sobie poznać zniecierpliwienia i szukał cały czas z tą samą nieodgadnioną miną.
Ginny, kiedy Malfoy sprawdzał przedziały jednostajnym tempem, zawiesiła na nim oczy. Mieli ten sam cel i dzięki temu Malfoy pokazał się od dobrej strony. Zdziwiła się, że ją posiada, ale tak było. Temat Hermiony stał się dla nich wspólnym. Blaise i Malfoy byli przyjaciółmi, rzeczą oczywistą, że będąc bliska Blaise’owi, spotykała Dracona. I spotykanie go po zniknięciu Hermiony stawało się coraz znośniejsze.
— Malfoy... patrz! — szepnęła, kiedy dotarli do ostatniego przedziału. Hermiona Granger. Ginny wyszczerzyła zęby i spojrzała w oczy Malfoya. Nie uśmiechał się i tak, jak czasami Zabini, niczego nie dawał po sobie poznać, ale wiedziała, że poczuł ulgę.
Urzekło ją to milczenie. Nic nie mówił wprost i mogła się tylko domyślać, co nim kierowało i co wydarzyło się w Australii.
Odwróciła wzrok, stukając w mapę różdżką, by wszystkie kontury, a w ostatniej kolejności nazwisko Hermiony, zniknęło. Schowała czysty pergamin w kieszeń bluzy.
— Idziemy? — zapytała retorycznie i wystrzelając do przodu. Prawie biegła, ale po sekundach zrozumiała, że nie słyszy za sobą jego kroków. Malfoy stał w tym samym miejscu, patrząc za nią pustym wzrokiem.
— Idź, Weasley.
— Co? Nie idziesz? Przecież szukałeś jej tak samo, jak ja — odparła, po czym dodała po chwili milczenia:
— Jeśli nie bardziej.
— Nie dopowiadaj sobie zbyt wiele — odpowiedział lodowato i odwrócił się, idąc w drugą stronę do swojego przedziału.
— Tchórzysz?! — krzyknęła za nim. Nie zatrzymał się. Ledwo usłyszała jego szept, nim zniknął.
— Obiecałem.
Obserwowała, jak odchodzi. Kilka razy mrugnęła i sztywno odwróciła się, by odnaleźć Hermionę. W głowie cały czas miała Malfoya. Obiecałem. Co to miało, do cholery, znaczyć? Przecież Hermiona na pewno chciałaby go zobaczyć! Znała ją. Skoro wyruszyła z nim do Australii, nie nienawidziła go.
Kretyn.
Bez dwóch zdań.
*
Przechodził obok przedziału Zachariasza Smitha. Chłopak stał na środku swojego przedziału z podbitym okiem. Malfoy uśmiechnął się z wyższością, napotykając przelotem jego spojrzenie. Poprawiło mu to nieznacznie humor, choć osoba w ostatnim przedziale nie opuszczała jego myśli od początku podróży, jeśli nie od ostatniego spotkania.
— Ej, Malfoy!...
Draco uniósł brwi, słysząc w tym głosie własne nazwisko.
— Weasley?
Ron nie patrzył mu w oczy. Był blady jak ściana i zbyt chudy jak na siebie. Podkrążone oczy mówiły tyle samo, co oczy Malfoya — nie tylko jego nękały koszmary.
— Ginny jest u Zabiniego?... Niedługo trzeba będzie wysiadać, a ona zostawiła u nas swoje rzeczy.
Malfoy zatrzymał się z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
— Jest u niego — powiedział obojętnie. — Zaprowadzić cię?
— Nie, nie... — powiedział szybko, na co Malfoy liczył.
Ron po chwili niezręcznego milczenia zapytał, czy Malfoy nie przekazałby Ginny plecaka. Malfoy nie pałał zadowoleniem do funkcji sowy, ale w jego interesie było, by Weasley nie znalazł swojej siostry. Pożegnali się skinieniem głowy. Malfoy poczekał, aż Weasley schowa się w swoim przedziale, by nie mógł zobaczyć, jak idzie w przeciwną stronę od wagonu Ślizgonów.
*
— Otwórz, proszę, wiem, że tam jesteś, że mnie słyszysz. Hermiona! — Załomotała w drzwi pustego przedziału. Odpowiedziała jej cisza. Zaklęła pod nosem i zaczęła ciągnąć drzwi, które nie chciały ustąpić, więc miała pewność, że ktoś jest w środku. Żadna cisza nie była w stanie jej złamać.
— Pieprzony miesiąc, Hermiona, miesiąc!...
Szarpnęła drzwi mocniej.
— Hermiona! He...
Drzwi ustąpiły niespodziewanie. Rozsunęły się, a Ginny wpadła do przedziału, upadając na podłogę. Usłyszała trzask drzwi. Obróciła głowę, prawie całując czarne buty. To te buty, pomyślała, wzdychając z ulgą, ale leżąc na podłodze, wydobył się z jej piersi jęk.
Przewróciła się na plecy. Czuła palące spojrzenie ponad sobą. Brązowe, przemęczone, znane, błyszczące, zdziwione, to te oczy. Czoło Ginny wygładziło się.
Stała nad nią Hermiona Granger, której nie widziała od miesiąca. Hermiona miała powściągliwą minę, ale zdradzały ją przeszklone oczy — może od łez, a może od zmęczenia.
— Witamy z powrotem — szepnęła Ginny.
Hermiona podała jej rękę, Ginny wstała za sprawą jednego szarpnięcia. Zmierzyły się wzrokiem, ale nie takim oceniającym. Doszukiwały się różnic oraz intencji. W końcu z pewną niepewnością objęły się, a kiedy obie nabrały pewności, że nie będą odrzucone, ścisnęły się tak mocno, że ledwo mogły oddychać.
— Zabiję cię, jeśli zrobisz to jeszcze raz — powiedziała Ginny twardym głosem, który na samym końcu się załamał.
— Musiałam.
— Wiem! Wiem. Nieważne. Teraz opowiedz mi wszystko — odparła Ginny, odsuwając się od Hermiony. Jej oczy błyszczały ze szczęścia, ulgi. Oczy Ginny zapewne też. Niebywale szybko znowu odnalazły w sobie dom.
Usiadły naprzeciwko siebie. Pociąg wciąż sunął, ale jego dźwięk zaginął. Czuły tylko milczenie i ciszę, jaką powinno się przerwać po takim długim miesiącu.
— Nie chcę wyciągać z ciebie wszystkiego siłą. — Ginny była wyraźnie zrezygnowana czekaniem. Pociągnęła nosem i lekko, by Hermiona nie widziała, obróciła głowę, wycierając policzek w bluzę. — Powiedz cokolwiek.
Hermiona nie wyglądała dobrze, ale kto na jej miejscu by wyglądał? Podkrążone oczy świadczyły o zmęczeniu albo dalszych koszmarach. Włosy miała przyklapnięte, nie tak bujne i żywe jak kiedyś, przylegały mrocznie do jej twarzy. Usta jakby wyblakły, zrównując się z papierową cerą, na której przybyło zmartwionych zagięć. Piegów też zabrakło, odbierając ostatniego dziecięcego wydźwięku.
Poległa wojowniczka, przemknęło przez jej myśli, gdy analizowała pierwsze wrażenie, jakie wywarła na niej Hermiona po takim czasie.
— Jeśli oczekujesz przeprosin... — zaczęła Hermiona, ale Ginny pokręciła głową ze zdenerwowaniem.
— Nawet nie wiesz, jakie miałam poczucie winy, gdy uciekłaś.
— Ale ja nie uciekłam — zaprzeczyła Hermiona. Ginny zamilkła, czując narastającą presję. Rozmowa nie zapowiadała się na lekką, ale przewidywała to. Była szczęśliwa, widząc Hermionę. Żałowała, że nie mogły pominąć wyjaśnień i zapomnieć o wszystkim. Tak byłoby łatwiej i pewnie tak by zrobiła, gdyby nie Hermiona, która nigdy nie uciekała.
— Ja, Harry i Ron... wolimy mówić na to ucieczka. Baliśmy się myśleć o tym jak o odejściu. Od nas.
Hermiona wbiła wzrok w okno, a na jej sercu rozlało się ciepło.
Znała Ginny. Ona nie przyznawała się do błędu, nigdy. Hermiona przez miesiąc miała różne myśli w głowie. Czasami zastanawiała się, czy to ona nie powinna przepraszać. Chwilami była wściekła, rozżalona. Najrzadziej obojętna. Ginny upewniła ją, że odejście nie było zbyt pochopne.
— Przybiliście gwóźdź do mojej decyzji. Może zrobiłam to zbyt pochopnie, ale na pewno rozsądnie. Dobry moment nigdy by nie nastąpił.
— Wiem.
— Kiedy zobaczyłam moje zdjęcie z Malfoyem w gazecie, przeczuwałam waszą reakcję. Bałam się, że nie uwierzycie w moje słowa. Zdjęcie było takie dwuznaczne... — Zakryła twarz dłońmi na kilka sekund, by zebrać myśli. Ginny nie chciała jej przerywać.
— Nie uwierzyliście. Byłam rozczarowana, ale to nie wszystko. Na sam koniec dostałam list z Ministerstwa.
— Ministerstwa? — zdziwiła się Ginny.
— Przestali szukać moich rodziców. Okazało się to dla nich zbyt trudne, choć Kingsley mi obiecał to osobiście. — Rozłożyła bezradnie ręce z cyniczną miną, z prawdziwym bólem wspominając tamten dzień.
— Wszystko się na siebie nałożyło? Nie wiedziałam...
— Nie miałam okazji ci przecież powiedzieć.
— A ja nie miałam okazji ci uwierzyć — mruknęła zdruzgotana. Hermiona tylko pokiwała głową, przechodząc do dalszej opowieści.
— Spakowałam plecak, jak najszybciej mogłam i wyruszyłam. Miałam jeszcze starą listę najpotrzebniejszych rzeczy przed wyprawą po horkruksy. Ironia. Przez te kilka tygodni spotkało mnie wiele...
Hermiona opowiedziała Ginny o Basilu i Jane w okrojonej wersji. Nie chciała wspominać o powiązaniu Basila z Malfoyem. Musiałaby też wspomnieć o Victorii i jej bracie — Teodorze. Nie miała na to sił, a podróż pociągiem prawie dobiegała końca. Wspomniała tylko, że to właśnie tam Malfoy ją znalazł.
Rozwodziła się natomiast nad gościnnością Ruby, tęgiej mieszkanki magicznego miasteczka w Australii.
— Przyjęła cię i Malfoya? Gotowała obiadki dla nieznajomych za kilka godzin pracy?
— Tak. Dała nam pokój, świeżą pościel...
— Jeden pokój i jedną pościel?
Hermiona spojrzała na Ginny ze zdziwieniem. Wolno pokiwała głową. Nie miała siły na więcej milczenia i kłamstw. Potrzebowała oczyszczenia. Przyjaciółki.
— Miała tylko jeden pokój gościnny, kołdrę, nie prosiłam o więcej, Ginny...
— Rozumiem. Naprawdę. Wszystko w porządku. Wierzę, że nic się nie stało.
— Tego nie powiedziałam — odpowiedziała dziwnym, lekko zachrypniętym głosem. Powoli się ściemniało. Hermiona ubrała szkolną szatę, dalej mówiąc: — Nikt z nas nie chciał spać na podłodze. Byliśmy zbyt uparci.
— Czy wy...?
— Oczywiście, że nie — odparła na jednym wydechu. Zmierzyła Ginny jednym spojrzeniem. — Nie przebierasz się?
— Nie. — Hermiona nie wydawała się zdziwiona, jakby wiedziała, że Ginny nie wraca na siódmy rok nauki. Ginny mimo to nie miała pewności i nie chciała tego mówić. Jeszcze nie. — Więc co się wydarzyło? Ty i Malfoy w jednym łóżku... nie potrafię sobie tego wyobrazić bez rozlewu krwi.
— On... — Merlinie, pamiętam każdy detal, każde słowo w tym samym szyku. — Wyznaczył linię. Powiedział: Nie przekroczę naszej Magicznej Linii. Ty rób, co uważasz.
— Na Gacie samego Merlina, naprawdę? Co zrobiłaś? — Ginny zapatrzyła się na nią jak na samego Merlina. Hermiona przyglądała się przyjaciółce przez chwilę, ciesząc się tą spontaniczną reakcją. Złość odeszła. Nie pojawiło się już niezręczne milczenie, a zostawała tylko czasami cisza, z którą nie trzeba było walczyć.
— Przez półgodziny nie mogłam zasnąć. Leżałam i patrzyłam na sufit.
— A potem?
— Nic.
— Nie wierzę. — Klasnęła zwycięsko w dłonie, gdy Hermiona delikatnie się zarumieniła.
— Byłam smutna i rozgoryczona. Myślałam, że straciłam rodzinę, przyjaciół... W tamtej chwili miałam tylko Malfoya i chwilowo Ruby... — Ginny spojrzała na nią ponaglająco. — Przekroczyłam ją i od razu zasnęłam.
Nie wspomniała Ginny, że po wojnie to jej pierwsze zaśnięcie, po którym nie miała koszmarów. Nie wspomniała, że uczepiła się go jak ostatniej nadziei.
— Wstaliśmy o wschodzie słońca — kontynuowała. — Ruby zrobiła nam śniadanie. Było mi tak głupio. Jej gościnność porównuje sobie do ciepła twojej mamy, Ginny.
Ginny uśmiechnęła się wesoło w jej stronę.
— Moja mama się o ciebie martwiła, jeśli już o niej wspominamy.
— Nie wywołuj we mnie jeszcze większych wyrzutów sumienia.
Hermiona powiedziała to bardzo zrezygnowanym głosem. Potrzebowała chwili, by przetrawić tę wiadomość. Ginny pokręciła szybko głową.
— Nie, nie. Mama się martwiła, ale przez cały czas mocno ci kibicowała. Często gadała do samej siebie: ciekawe, co Hermiona teraz robi w tej Australii — opowiedziała Ginny. Hermiona nie wiedziała, co na to odpowiedzieć, więc Ginny dodała szybko:
— No, nieważne, opowiadaj dalej.
— Ruby opowiedziała nam wcześniej, gdzie ludzie najczęściej się osiedlają. Moi rodzice nie mieli aż tylu pieniędzy, by wybudować sobie dom na odludziu. Z Malfoyem szukaliśmy po miastach. W Australii jest ich mniej, a magia pozwalała nam się szybko przemieszczać i eliminować jedno po drugim... Ale w pewnym momencie zostaliśmy bez celu. Oboje byliśmy zniecierpliwieni. Mieliśmy to załatwić w tydzień, a mijał już drugi. W dodatku nie zostało nam żadne miasto do sprawdzenia.
— Nie znalazłaś rodziców? — zapytała Ginny cichym głosem.
— Wykluczyłam Brisbane, nawet go nie sprawdziłam. Malfoy nalegał, ale ja parłam w swoją pewność. Moi rodzice nie lubili Brisbane, nie chciałam Malfoyowi powiedzieć dlaczego. Kiedyś byłam tam z rodzicami na wycieczce... Uznali ją za nieudaną, a do miasta się zrazili. Ja chciałam wrócić wcześniej, by spotkać się z wami w Norze. To były wakacje. Nie podeszłam do tego logicznie. Wymazałam swoim rodzicom wspomnienia o mnie, więc nie mogłam im zepsuć wycieczki do Brisbane. Beze mnie pokochali to miasto i w nim zamieszkali.
— Strasznie mi przykro, Hermiona.
— Mi też było — przyznała gorzko. — Ale bardziej byłam zła na siebie, że nie pomyślałam o tym wcześniej lub po prostu nie opowiedziałam Malfoyowi całej historii. On był bardziej obiektywny i na pewno sprawdziłby to pieprzone miasto. A tak straciłam tydzień na bezsensownych poszukiwaniach.
— Nie mogłaś wiedzieć, że tak się stanie.
— Mogłam to przewidzieć. Już nieważne. W końcu doszliśmy do tego, że to Brisbane... Kupili mały biały dom z widokiem na Ocean Spokojny. Zawsze o tym marzyli. Przez kilka godzin ich obserwowałam. To była sobota, więc widziałam z daleka, jak wstają później, jak mama robi śniadanie, tata herbatę, jak wychodzą na taras i patrzą na ocean. Tego dnia było zimnej niż zwykle, ale oni i tak poszli na spacer...
Hermiona miała łzy w oczach i nawet nie starała się tego ukryć. Zacisnęła ręce w pięści.
— Od początku wiedziałam, jakie zaklęcie rzucić, by zadziałało na pewno. Coś przeciwnego do Obliviate. Memento. Stare zaklęcie. Malfoy uważał, że powinnam użyć czegoś silniejszego, choć nie tak pewnego.
Wolała nie wspominać formuły zaklęcia ani samego faktu, że było ono z dziedziny czarnej magii. Ginny nie musiała wiedzieć.
— Ale to była moja decyzja i jej nie żałuję.
— Udało się? — zapytała Ginny z nadzieją i niepewnym uśmiechem. Hermiona zacisnęła usta.
— Jeszcze nie — odpowiedziała i widząc niezrozumienie na twarzy Ginny, mówiła dalej, choć czuła suchość w gardle od swoich monologów. — Jak mówiłam, to stare zaklęcie. I niezbyt modyfikowane... pewnie przez ministerstwo... Ale chodzi mi o to, że zaklęcie zadziałało. Tylko że na przywrócenie pamięci potrzeba czasu. Sporo czasu, zwłaszcza że rodzice byli jej pozbawieni od ponad roku. Malfoy oszacował, że zaklęcie, jak on to określił, wczyta się w pełni po dwóch miesiącach.
— Czekaj, czy ja dobrze rozumiem...
— Najprawdopodobniej — tak.
— ... Teraz musisz czekać? Ale jaką masz pewność?
— Stuprocentową. Pozostaje tylko czekać. Co tydzień będę jeździć do Australii i sprawdzać, jak się sprawy mają... — Hermiona zamilkła, gdy Ginny zerwała się na równe nogi i pochyliła, by ją mocno przytulić. Tak mi przykro, powtarzała. Miała wyrzuty sumienia, ale to przecież nie była jej wina.
— Zaraz, zaraz. A co z Malfoyem?
— A co ma być?
— Pomógł mi cię dzisiaj znaleźć, ale nie przyszedł, żeby cię zobaczyć — poinformowała ją i odchyliła się spojrzeć na jej zdziwione oczy, które nagle zaczęły błyszczeć jak gwiazdy za oknem. Hogwart był coraz bliżej.
— Nic. I nie pytaj więcej o niego.
Pociąg tracił na prędkości. Ginny znalazła swój plecak na korytarzu, pod samymi drzwiami przedziału. Hermiona została w przedziale, jeszcze siedziała.
— Wyjdę ostatnia — powiedziała Hermiona, zanim zapytała.
— I zrobisz wejście smoka do Wielkiej Sali?... Piszę się na to.
*
Unikała spojrzeń. Wielka Sala patrzyła wprost na nią. Zaskoczenie przechodziło z twarzy na twarz, licząc także nauczycieli, ale on czuł się inaczej. Jego spojrzenie było inne. Miał co do tego pewność, za którą dałby się zabić choćby z jej ręki.
Ginny szła po jej prawej stronie. Nic do siebie nie mówiły. Mała Weasley co jakiś czas posyłała Granger uśmiech, na który ona starała się odpowiadać.
Longbottom i Lovegood od razu się przywitali, uśmiechali. Zadawali dużo pytań. Granger wydawała się sparaliżowana, ale jej to minęło, gdy Weasley i Potter rzucili jej się na szyję, czego wcześniej pewnie nie robili za często. Ogień powoli rozpalał się w oczach Granger.
Zabini próbował z nim rozmawiać, ale Malfoy nie odpowiedział ani razu, patrząc w jeden punkt.
— Pomyśli, że jesteś nienormalny. Tak się gapisz.
Nic nie wiesz.
— Mógłbyś chociaż odpowiedzieć?
Nie mogę.
— Czemu się po prostu z nią nie przywitasz?
Obiecałem.
Na moje usta ciśnie się jedno słowo WOW. Ten rozdział jest naprawdę mega! Od samego początku do końca.
OdpowiedzUsuńDomyślałam się po tytule, że Hermiona wróci do Hogwartu. Jakoś nie zdziwiło mnie to, że schowała się sama w przedziale...
Zaskoczyło mnie zachowanie Harry'ego i zażyłość Neville'a z Zabinim. Minęłam coś? Jakoś nie przypominam sobie momentu, kiedy zaczęli się tolerować. Oświeć mnie jeśli możesz ;)
Team Ginny-Draco to coś nowego, ale jestem jak najbardziej za. Podobała mi się akcja z Zachariaszem (btw dobrze mu tak), a potem poszukiwania panny Granger. Brawo dla Ginny za stworzenie mapy. Widać, że posiada gen do psot :D
Cieszę się, że dziewczyny sobie porozmawiały, chociaż zastanawia mnie ta obietnica Draco, ale to sprawia, że mam ochotę na więcej!
Końcówka po prostu idealna, ale to zapewne wiesz ;)
U mnie ostatnio intensywnie. Aktualnie choruję, no ale walczę z chorobą i chyba wygram :D A poza tym podjęłam się wyzwania NaNoWriMo i jak na razie ponoszę klęskę, bo nie mogę ruszyć z rozdziałem Muzycznej misji. Nad czym bardzo ubolewam :/ No ale może wszystko się odmieni ;)
Tyle u mnie. Czekam na kolejny rozdział
Pozdrawiam
Arcanum Felis
Dziękuję!
UsuńBrakowało mi odpowiadania na komciaki, matko. Mam za swoje.
Nic Cię nie ominęło! Wcześniej nie opisywałam ani razu konfrontacji Neville-Blaise. Wyobrażam sobie, że byli sobie obojętni, dopóki Ginny nie weszła na estradę. W ogóle Neville to u mnie taka plastyczna postać, niemal idealna: bierze na poprawkę plotki, broni innych, jest dobrym przyjacielem. Super bohater.
Team Ginny-Malfoy. Nawet nie wiesz, jak dobrze się go pisało, kiedy mieli ten sam cel.
Teraz jest taki czas, gdzie wszyscy chorują, niestety. Ja się jeszcze jako tako trzymam, ale za ciebie trzymam kciuki. Choroby są be.
Życzę weny i do następnego!
Mam taki niedosyt po tym rozdziale. Chciałabym czytać więcej, i więcej, i więcej... Tak w nieskończoność najlepiej. Uwielbiam tę historię, relacje między postaciami, po prostu wszystko.
OdpowiedzUsuńJakiś taki mało ambitny mi wyszedł ten komentarz. Następnym razem będzie lepiej, obiecuję.
Pozdrawiam,
Lilith 💜
Dla mnie mało ambitne jest niepisanie komentarzy, więc... Dziękuję za komentarz, zwłaszcza tak miły!
UsuńPozdrawiam i do następnego! <3
Dobrze Cię widzieć Salvio po tak długiej przerwie :) nie wiem czy Ci kiedyś już to pisałam ale dzięki Twojemu opowiadaniu polubiłam parę HGDM (jakoś tak wcześniej nie mogłam się do niej przekonać).
OdpowiedzUsuńNapisz nam proszę kolejny rozdział bo ten pozostawił w mojej głowie wiele niepewności, które domagają się wyjaśnienia.
Pozdrawiam ciepło,
Kora
Witam po ciemnej stronie mocy! Cieszę się, że moje opowiadanie Cię przekonało... Co ja gadam, skaczę z radości. Pamiętam, jak nie mogłam się przekonać do sevmione, trafiłam jednak na wiadomego bloga i przepadałam...
UsuńRozdział się pisze! Do następnego.
Aj, mnie nie było tak długo, że przegapiłam rozdział :<
OdpowiedzUsuńDobry rozdział swoją drogą, jak zwykle. Czuję ogromny niedosyt! Mi też podoba się współpraca panny Weasley z Malfoyem, lubię tę akcję z Zachariaszem. Wyżej wszystko chyba zostało już powiedziane, przepraszam, ale jest już za późno dla mojego mózgu. Co tam, że przed 21.
Opowiadaj, jak Ci się toczy życie :D
Do następnego!
Nie dziwię się, że przegapiłaś. Każdemu czekanie się nudzi. Ach, moja systematyczność. -,-
UsuńU mnie wszystko się toczy jednocześnie zbyt szybko, a jednocześnie tak mozolnie. Po drodze choroba, wirus, czy jaki inny kij. Ale żyję, uśmiecham się! Dużo nauki... A u Ciebie, Mrs Black? :D
Do następnego.
A mnie straszyli nauką, a ja nic nie robię. Mam nadzieję, że to jakaś wyjątkowa zdolność, a nie głupie szczęście. Chyba, że głupie szczęście utrzyma się do matury, to i to może być. Ale nie narzekam, jestem całkiem zadowolona. Poza tym nawet się dzieje! Byłam na wycieczce w Wiedniu i jestem z siebie dumna, bo zorganizowałam wszystko sama, dałam radę dogadać się po angielsku i zgubiłam się tylko kilka razy. Teraz próbuję zmotywować się do nauki do olimpiady z biologii, został miesiąc, ale to chyba nie na moje lenistwo. Ach, co tam więcej. Zamierzam kupić farby i zostać wybitnym austriackim akwarelistą, mam nadzieję, że to nie słomiany zapał.
UsuńCzekam!
Ja wczoraj skoczyłam do Berlina! Niestety, tylko na jeden dzień. Moja papierowa mapa była cała w pisakach, przeszłam 30 kilometrów i to jest to! Największa zabawa w podróżach, to właśnie planowanie wszystkiego na własną rękę. :D
UsuńMoże tylko lepszą zabawą jest gubienie się. Zwiedziłam tyle miejsc, mniej komercyjnych, kiedy się zgubiłam... Najlepiej.
Zazdroszczę, naprawdę chciałabym zobaczyć Wiedeń. Podobno jest piękny. Choć mam uraz, bo na niemieckim musiałam napisać krótki opis tego miasta. Ugh.
(Rozdział drugi właśnie wskoczył). Do następnego!
Jest przepiękny! Na jednej ze stron zobaczyłam tekst w stylu "nieważne, jak pojem.ny masz telefon, zabierz dodatkową kartę pamięci, bo zabraknie miejsca na zdjęcia". Pomyślałam, że straszna głupota i przesada i... zabrakło mi miejsca na zdjęcia. Jakie mam szczęście, że nigdy nie miałam niemieckiego ♥
UsuńPrzeczytam jeszcze dziś!
BOSZ, jakim ja jestem leniem. Dopiero teraz skomentować rozdział, wstyd, hańba i wieczne potępienie. Uczę się biomedycznych, więc robię wszystko, byleby się nie uczyć... Polecam, dobry sposób na nie-naukę. :>
OdpowiedzUsuńRozdział jest... jest super. Zresztą pisałam Ci dokładną relację z czytania na gg, więc wiedziałaś na bieżąco, jak reagowałam. Cały rozdział to taka bomba, wiesz, ciągle tykała, tykała, aż w końcu, czytając ostatnie słowa, WYBUCHŁA. Ale zacznijmy od początku. Jestem tak roztargniona.
W Twoich opowiadaniach Neville zawsze jest przedstawiony tak dobrze - ale to dobrze, bo uwielbiam jego postać (a często jest zaniedbywany w opkach), więc ogromny plusior za jego udział. I za to, że mówi mądre rzeczy. Za to należy mu się drugi plusior. Teraz trochę matematyki: ile plusów ma ode mnie Neville?
Malfoy i Ginny... Jak na razie to dla mnie jeden wielki x (czyli niewiadoma, hehe, ale dzisiaj ze mnie śmieszek). Czekam na kolejne rozdziały i może wtedy wyrobię sobie zdanie na temat ich relacji.
CO Malfoy, kurde, obiecał Hermionie? Nie mogę przez to spać. To twoja wina. Poproszę paczkę z kawą i energetykami... Przecież nie mogę tak funkcjonować na filozofii, co to ma się znaczyć! Żądam wytłumaczenia co jej obiecał. Tym bardziej, że motyw obietnicy pojawił się jeszcze na samym końcu, więc. Tłumacz się o co chodzi.
Cieszę się, że Hermiona wygadała się Ginny, że wreszcie mogły porozmawiać. Piękna rzecz, ta przyjaźń.
Końcówka idealna. Wejście smoka to coś idealnego w ogóle. Wyobrażałam sobie jak Malfoy patrzył na Hermionę i aż mi się słabo zrobiło.
Czekam na kolejny rozdział. Dostajesz kopa w tyłek, worek weny i trzy kilogramy chęci - więc wykorzystaj dobrze!
M.
Dlaczego odpisywanie na Twoje komentarze jest takie trudne? A odpisywanie na wszystkie wiadomości na gg takie proste? Ja nie wiem.
UsuńJa też muszę skomentować Twój rozdział na niewolach! Jestem jeszcze gorszym leniem...
Jak ty jesteś roztargniona, to ja oficjalnie straciłam głowę. Masakra!
Uwielbiam postać Neville'a i mówiłam to od samego początku. Z jego postacią można robić różne niestworzone rzeczy i dalej wyglądają dobrze. Nie jest specjalnie rozwiniętą postacią. Poza jego ślamazarstwem w pierwszych częściach i jego odwagą w ostatniej części. No i ta ropucha, Teodora...
Wiem, że nie lubisz relacji Ginny x Malfoy, ale mi się ich pisze jakoś lekko i chyba to trochę jeszcze pociągnę.
Nic ci nie powiem, ja nic nie wiem o żadnej obietnicy. O co Ci chodzi co???
Tak, ta przyjaźń to jednak taka fajna jest. :D
Do następnego!
Kiedy nastepny rozdział? Ciekawe dlaczego jej obieciał, że się do niej nie zblizy...
OdpowiedzUsuńPołowa już napisana, ale daty publikacji jeszcze nie znam. Wszystko wyjdzie jak zawsze spontanicznie. :)
UsuńGdzieś mi umknęła cz.2 minuaturki "Ultimatum" - miała być po rozdz.19 - jest?? Google mnie wciąż pod ten link odsyła.
OdpowiedzUsuńNie ukazała się. :)
Usuńhalko, gdzie pani jest?
OdpowiedzUsuńZgubiłam się.
UsuńA ty?