— Ty w ogóle coś jesz? Nie widziałam cię na obiedzie i kolacji.
— Byłam w hangarze — szepnęła, przecierając zmęczone oczy. Ginny leżała w łóżku, karmazynowe włosy rozlane miała na poduszce. Podparła policzek o dłoń i patrzyła jak Hermiona krząta się po całym dormitorium. Czekała na dalsze wyjaśnienia. — Potem spotkałam Hagrida.
— Och, i co u niego? — zapytała bez entuzjazmu.
— Trzyma się…
Ginny jej przerwała.
— Harry i Ron myślą, że ich unikasz… Ron miał do ciebie jakąś sprawę… Chyba twoja przyszłość przestała im przeszkadzać. Powiedziałam, że to twoja sprawa, czy chcesz zostać aurorem, czy nie.
— Dzięki.
Ginny odetchnęła głęboko i położyła się na plecach. Splotła dłonie za głowę, wpatrzona bez emocji w sufit. Po chwili zamknęła oczy.
Hermiona weszła do łazienki, zamykając za sobą cicho drzwi. Odłożyła piżamę i ręcznik na szafkę i napuściła ciepłej wody do wanny. Ginny już zdążyła zająć półkę przy lustrze na swoje olejki, mydełka i inne kosmetyki. Część miejsca, która należała do Hermiony, stała, rozwiana pustkami.
Zdjęła z siebie zakurzone ubrania i weszła do nagrzanej wody. Wanna była magicznie powiększona, możliwe, że to Ginny zabawiła się czarami i stworzyła sobie luksusowe lokum. Hermiona zastanowiła się, które Puchonki tu wcześniej mieszkały. I czy żyją.
Łazienka to było jedyne miejsce, w którym czarny kolor nie przeplatał się z żółtym. Z jakiegoś powodu, może z życzenia poprzedniej właścicielki, były tu kolory każdego z czterech domów w Hogwarcie. Również zieleń...
Granger nie zrezygnowała ze swoich planów zwiedzenia salonu Slytherinu, ale w najbliższym czasie nie byłoby na to czasu, głupia wizyta u psychologa!; i do tego masa pracy przy hangarze. Nie musiała pracować w czasie kolacji i obiadów, ale nie czułaby się swobodnie z myślą, że ludzie wokół jedzą roześmiani w Wielkiej Sali, gdzie zginęło najwięcej członków Zakonu. Nie mogła sobie z tą myślą poradzić, więc zamiast spokojnie jeść, wolała pracę lub spacer po błoniach. Spotkała w czasie obiadu Hagrida, który bez wątpienia umilił jej czas. To było smutne spotkanie, ale wspominała je dobrze.
Niemniej, Hermiona zaczęła wszystko sobie planować, mogłaby przecież zwiedzić salon Slytherinu w czasie obiadu, gdzie wszyscy przez co najmniej pół godziny siedzą w Wielkiej Sali. Ślizgoni przecież też muszą coś jeść. (Chyba że wystarcza im własny jad). Kiedy Hermiona szła do kuchni, gdzie pracowały domowe skrzaty, nigdzie Malfoya czy Zabiniego nie spotkała. Następnego dnia powinna spytać Zgre… Zgredka.
Zgredek i jego kamienny nagrobek nad morzem. Do jej oczu napłynęły łzy. Całkowicie się rozkleiła, kiedy przed oczami stanęła jej scena śmierci. Gasnące oczy skrzata, które już po zbyt krótkiej chwili, po ostatnich słowach, stały się martwe. Jak Harry płakał, przytulając do piersi swego zmarłego przyjaciela. Gwiazdy na niebie odbijały się w dużych oczach Zgredka, który nie mógł już ich dostrzec.
Hermiona zwinęła się w kłębek, otoczona wodą, zmieszaną z jej własnymi łzami. Jak przez mgłę spojrzała na swoje brudne ramię. Pieczęć Bellatriks, znamię i blizna — nie mogła jej z siebie wymazać. Dlaczego ona, skoro Mroczny Znak zniknął z rąk śmierciożerców już na zawsze. Czuła się jak naznaczone bydło.
Leżała w wystygłej wodzie przez półgodziny. Światła w dormitorium zdążyły dawno zgasnąć. Ginny zasnęła, świszcząc pod nosem w dobrym śnie. Hermiona ubrała na siebie za duży sweter, przyglądając się spokojnej dziewczynie, która leżała wokół rozkopanej pościeli. Kołdra była bliska upadku na ziemię, a prześcieradło podwinęło się do stóp łóżka. Hermiona rozczuliła się na ten widok, wspominając, jak niejednokrotnie dzieliła pokój z Ginny podczas świąt i innych uroczystości w Norze.
Spokój jednak ją opuścił, kiedy zamykała drzwi do dormitorium, zmierzając ku wyjściu z pokoju wspólnego Puchonów. Pochodnie zajarzyły się, gdy przemierzała pierwsze kroki podziemnym korytarzem, tak dziwnym i różnym, niż w Gryffindorze. Wszystkie drzwi były okrągłe jak wieczko od beczki. Weszła do pokoju wspólnego, a pierwsze, co rzuciło się w oczy, to to, że nie była sama. Chociaż zegar wskazywał jedenastą, a inni powinni spać po ciężkim dniu renowacji zamku.
W pokoju żółć i czerń, co nie było zdziwieniem, panowała na ścianach i przytulnych fotelach, a na największej ścianie stał strzelisty, ogromny kominek, który nie wygasał ani za dnia, ani nocną porą.
— Neville? — nie planowała, że jego imię wyszepcze. Usiadła po drugiej stronie kanapy i opatuliła swoje kolana rękami, podpierając na nich brodę. Neville wyglądał na zmęczonego, ale i wyraźnie był czymś przybity. Jego oczy były tępo wpatrzone w kominek. Hermiona zawsze nie mogła się nadziwić, jak z jego twarzy można było wszystko wyczytać; każdą emocję i każdy żal. Przed oczami stanął jej jedenastoletni chłopiec, zwracający się do niej z prośbą o pomoc w znalezieniu ropuchy. To on był jej pierwszy przyjacielem, nie Ron czy Harry, tylko właśnie Neville; mały, gruby chłopiec o wystających zębach. Zmężniał od tamtego czasu, ale jego nieśmiały i ciapowaty charakter pozostał na swoim miejscu. Hermiona od jakiegoś czasu szukała normalności, a najczęściej napotykała szerzące się, obrzydliwe zmiany; charakter Neville'a był nieugięty, z czego wewnętrznie się cieszyła, a jego obecność ją odprężała.
— Nie śpisz? — zapytał, siadając bokiem do kominka, a przodem do Hermiony. Pokręciła głową, a kilka brązowych loków spadło jej na twarz. Niezdarnie je poprawiła. Neville przyglądał się jej ruchom, ale wyglądał jakby patrzył na nią, a był tak zajęty myślami, że przed oczami stawał mu kompletnie inny widok, obraz jego rozmyślań.
— Co jest, Neville? Dziwnie wyglądasz — powiedziała, przerywając ciążące milczenie. Nie bardzo wiedziała, jak go zapytać, ani jak w razie problemu pocieszyć. Była skora do pomocy, nawet bardzo, ale ilekroć próbowała to robić, jej trudy i starania okazywały się kompletnie nietrafione.
— Luna… ona… — Zrobił zamyśloną minę, a Hermiona popędziła go gestem, żeby to z siebie w końcu wyrzucił. — Chyba mnie nie lubi.
I chociaż chłopakowi nie było do śmiechu, parsknął na widok oszołomionej i ogłupiałej miny swojej koleżanki. Rozszerzyła oczy, przyglądając mu się z kompletną pustką w głowie. Hermiona w życiu nie spodziewała się takiego wyznania… ono było takie przyziemne. Oczekiwała czegoś innego. Straszniejszego. Coś, co by utożsamiło się z jej nostalgicznym samopoczuciem, z jej ociężałą sytuacją, gdzie nie może się przebić z powrotem do normalnego życia, dalej przebywając w świecie śmierci, wojny. i żałoby. Uśmiechnęła się lekko w jego stronę, chociaż czuła wewnętrzną potrzebę, by wstać i uciec.
— Luna wszystkich lubi. A ciebie to już chyba najbardziej.
— Właśnie, chyba. Ale ona w ogóle… — Wzruszył ramionami, przejeżdżając palcami po ustach w zamyśleniu. Siedzieli w milczeniu, jedno we własnych, miłosnych myślach, a drugie puste w środku, patrząc na Grubego Mnicha, który smacznie spał, dryfując w powietrzu.
— Boję się spać, mam koszmary — wydusiła z siebie, mając niejasne przeczucie, że w jakiś sposób go to pocieszy. Neville nie przerwał, słuchając jej uważnie, ignorując zażenowany ton głosu i uciekający wzrok, który aktualnie utkwiła w zegarze nad kominkiem. — I gdybym mogła się ich pozbyć… mieć wybór... to na pewno bym tutaj teraz nie siedziała.
Zacisnęła usta, bo w istocie wyrażenie swoich obaw na głos stało się bolesne. Ale jeśli ją bolało, a Neville'owi miało pomóc nabrać odwagi; dlaczegóż by nie? Gryfon zamyślił się i przez kilka minut po prostu siedzieli, już bez krępującej ciszy u boku. Hermiona wetknęła sobie żółtą poduszkę pod głowę i coraz senniej śledziła przebieg linii ognia. Cienie przemieszczały się po ścianie, co tylko pogłębiło jej senność, ale i również strach przed zaśnięciem.
Neville niespodziewanie wstał.
— Mam Eliksir Słodkiego Snu — rzekł i zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wyszedł na chwilę, później wracając z małą fiolką, która wyglądała jak wypełniona pomarańczową oranżadą. Hermiona przyjęła ją sceptycznie.
— Ty też masz wybór — dodał cierpko. — Dobranoc, Hermiono.
Z nadal zmarszczonymi brwiami, niesamowitym rozczuleniem w oczach i ogniem w sercu, przyglądała się, jak Neville znika w jednym z korytarzy. Widziała, jak ciemność go pochłonęła, ale wcale nie czuła się z tym faktem źle, na chwilę zapominając o strachu. Neville szedł wyprostowany, dumny i najwyraźniej zadowolony. Może dokonał wyboru, a może nie, niemniej uśmiech, którego nie mogła już dostrzec, na jego ustach pojawił się na pewno.
— Dobranoc, Neville.
Szepnęła, gdy było już pusto i całkowicie cicho. Wstała z kanapy i wróciła do dormitorium, wcześniej wrzucając fiolkę z eliksirem do ognia.
*
— Herbaty?
— Nie.
— Ciasteczko?
Pokręcił głową. Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to jego porywająca uroda. Zmizerniały, możliwie zagubiony, ale dalej niezaprzeczalnie olśniewający chłopak siedział przed jej biurkiem. Jako pacjent. Dr Extance uniosła kąciki ust, podsuwając mu jednocześnie filiżankę herbaty.
— Powiedziałem: n i e…
— Od jak dawna masz depresję? — Z twarzy doktor nie schodził dziwaczny uśmiech, całkowicie nie pasujący do miejsca i okazji. On był pacjentem, a ona TĄ sławną psycholog; bez życia osobistego, w zapartym tchnieniu kariery. Draco Malfoy przyglądał się jej ze zmarszczonymi brwiami, pewnie nie dowierzając w absurdalność słów kobiety. Ale to dobrze; jego zdziwienie czyniło rozmowę jeszcze ciekawszą. Przynajmniej w jej mniemaniu. Oparła się wygodniej o skórzany fotel, przed nią stało drewniane (idealne!) biurko, które przeteleportowała ze swojego własnego biura. Ze starej klasy, która teraz służyła jej za gabinet, zniknęły ławki i poza biurkiem, fotelem i krzesłem dla gości, sala była pusta. Wolna przestrzeń dawała odczuć przyjemne w obyciu odciążenie umysłu. Wraz z wejściem do tymczasowego gabinetu, umysł podświadomie stawał się mnie pochmurny, a czasem i odprężony.
W powietrzu unosił się zapach cytrynowego środka do czyszczenia podłóg, o ile pamięć jej nie myliła, to woźny — pan Filch — bardzo postarał się, aby klasa była w stanie użytku. Świetnie posprzątał, ale kiedy mu wdzięcznie podziękowała, zignorował ją i wyszedł z tak samo przygnębioną miną, z jaką się zjawił. O jego stan też zorientowała się u profesor McGonnagall. Nie spotkała jeszcze człowieka, który przeżyłby śmierć kotki tak dotkliwie. O zwierzęciu mówiło się jak o przyjacielu, ale dla woźnego to było zdecydowanie coś więcej. Mężczyzna musiał przelać na zwierzę całą uwagę i może uczucie, typowo rodzinne. Pani Norris była niegdyś światełkiem. Po niej pozostała tylko szarość i czerń, bez kolorów i słońca. Iskra nie przebiegała w życiu woźnego nawet na czas wspomnień.
Extance stwierdziła, w oparciu o swoje doświadczenie, że to bardzo dziwna szkoła. Sama uczyła się w domu, pewnie dlatego później wybrała psychologię. Nigdy nie zależało jej na towarzystwie, n i g d y nie miała przyjaciół, więc i rozwiązywanie problemów pacjenta stawało się efektywniejsze. Potrafiła podejść do sprawy obiektywnie, a w Hogwarcie panowała, jak pandemia, przesadna emocjonalność.
Przykładowo! — wystarczyło jedno zdanie, jedna subiektywna, kontrowersyjna ocena, aby cała Wielka Sala zawrzała i wybuchnęła od krzyków, protestów czy (w lepszym wypadku) rozmów.
Draco bardzo odbiegał od obrazu rozbrykanego uczniaka. Był jego przeciwieństwem, ale widocznie sobie nie radził z czymś, coś ukrywał, dlatego to on musiał przerwać ciszę. Bawiła się swoim orlim piórem, przerzucając je między palcami. Pacjent patrzył na nią bez większego zainteresowania, ale i takiemu zimnemu człowiekowi w końcu musiała zacząć ciążyć cisza. W swoim niesamowitym opanowaniu próbował się chować, co ją trochę bawiło. Chciał trzymać temperament na wodzy, ale w osobowości człowieka tylko temperament nie może ulec zmianie. Extance zastanowiła się przez chwilę, czy Draco chowa w sobie melancholię czy wybuchowość. A jeśli jedno i drugie — zaskakująco dobrze trafił. Połączenie tych dwóch cech zawsze prowadzi do jednego. No może dwóch rzeczy, ale wolała łudzić się, że każdy wyciąga rękę po pomoc, gdy jej potrzebuje. Kiedy ktoś tłumi w sobie żal, wywleka się w końcu na wierzch druga, ale już nieodwracalna możliwość skończenia swoich cierpień.
— Nie mam depresji — odparł stanowczo, przypatrując się kobiecie z obrzydzeniem wypisanym na każdym centymetrze twarzy. Extance wyprostowała się, zaintrygowana tym nagłym wybuchem złości. Co za chłopak! Próbował ukryć, że bał się jej. Bezpośredniość to punkt, na który Malfoy nie był przygotowany.
— A więc dobrze; nie masz depresji.
Pacjent spojrzał na nią w niezrozumieniu, tym razem nie odpowiadając jej od razu, był zbyt zdezorientowany dziwnym przebiegiem tej krótkiej rozmowy. Extance siedziała zaintrygowana, przyglądając się jego przystojnej twarzy. Mogła się założyć, że przed wojną nie miał takich sińców pod oczami — bezsenność, strach przed snem, koszmary lub wszystko na raz. Szara cera — nie wychodził na słońce, nie jadł zbyt wiele? I kilkudniowy zarost, który mógł świadczyć o zaniedbaniu lub po prostu dzisiejszej modzie. Z jego wyglądu można było wyczytać wiele, ale z szarych oczu...
Sięgnęła po teczkę, której wcześniej jeszcze nie otwierała. Nie lekceważyła pacjentów, ale przeszłość i suche fakty, które miała spisane, nie zawsze odzwierciedlały rozmówcę. Przestępcy okazywali się inteligentni, a szaleńcy zwyczajnie nieszczęśliwi. Doprawdy, świat był dziwnie skonstruowany. Ale skoro Draco nie chciał mówić, musiała przyjrzeć się jego aktom bardziej niż w przypadku innych pacjentów.
(Spostrzegła, że nie napił się herbaty. Był zapobiegliwy, wyszkolony lub próbował jej pokazać, że jeśli mówi nie, to będzie przystawał przy swoim do końca).
— Twój ojciec jest w Azkabanie.
Spojrzała prędko na jego twarz, ale ani drgnął. Nie pozwoliła sobie na westchnienie irytacji, ale rozwiązanie zagadki zdawało się dla niej nagle nieosiągalne. A ona zawsze wygrywała, nieważne, ile by musiała się o to starać.
— Matka umarła, tak?
Miała ochotę wybuchnąć śmiechem, gdy prawie niewidocznie zacisnął zęby. A więc los ojca nie obszedł go tak bardzo, w przeciwieństwie do rodzicielki. Zaznaczyła to w jego aktach, chociaż nie wiedziała po co, nie zapomniałaby o takim przedsięwzięciu. Gdy już była podekscytowana i zaczęła zadawać pytania o szkołę, przyjaciół, jakąś dziewczynę, odpowiadał jej krótko, ale już w żaden sposób się nie wychylając. Extance miała w garści tylko informację o matce. Przeszła więc do czegoś brutalniejszego, jak wojna, śmierć jakiegoś przyjaciela, albo cokolwiek. Uderzała od różnych stron, ale on… dalej zimnie na nią patrzył, kontrolując się w niezrównany dla niej wcześniej sposób.
Po godzinie postanowiła skończyć te męczarnie, chociaż głód kobiety nie zmalał. Nie zamierzała się poddawać, na pewno znajdzie sposób, aby go podejść i otworzyć. Chłopak nie tyle co był skryty i zamknięty, a po prostu miał w sobie coś przerażającego. Jakąś okropną tajemnicę.
— Dobrze, Draco. Koniec na dzisiaj — rzekła, wstając ze swojego fotela. Draco zrobił to samo. Jej czerwone usta wygięły się w profesjonalnym uśmiechu i wyciągnęła ku niemu rękę. Jego uścisk był stanowczy i równie oficjalny co cała godzina, którą razem z nim spędziła. Draco i Extance przeszli obok siebie w stronę drzwi. Malfoy chciał wyjść jak najszybciej, a pani doktor zamierzała wywołać następnego pacjenta, słynną Granger.
Malfoy otworzył drzwi i wyszedł na pusty korytarz. Dopiero po chwili dostrzegł Hermionę, która siedziała na parapecie, machając ze znudzenia nogami. Kiedy Granger dostrzegła kobietę, zeskoczyła, stając jak na baczność, ale zaraz do jej oczu rzucił się Malfoy. Dziewczyna skrzywiła się na jego widok.
— Ciebie też miło widzieć, Granger — rzucił sarkastycznie, obrzucając ją jadowitym spojrzeniem od stóp do głów. Prychnęła, ale stanęła wpół kroku zaskoczona tym nagłym atakiem. Myślała, że prędzej ją zignoruje, jak robił od jakiegoś czasu…
— Wybacz, Malfoy, że nie cieszę się na twój widok tak, jak ty na mój.
— I bardzo dobrze. Gdybyś się uśmiechnęła, twoje wielkie zęby by mnie znokautowały — warknął szorstko i odwrócił się na pięcie. Patrzyła z niedowierzaniem jak odchodzi. Kiedy był już kilka metrów dalej, otrząsnęła się z wypowiedzianych słów, które zabolały jak tysiąc szlam, jakie kiedykolwiek wymówił w jej kierunku. To przez zaskoczenie dała się zranić.
— Dupek — syknęła na tyle głośno, aby ją usłyszał z drugiego końca korytarza. Ale nie odwrócił się, a zniknął za zakrętem. Dopiero po chwili zorientowała się, że nie jest sama. Extance przyglądała się jej… dziwacznie. Jakby Hermiona była co najmniej cudotwórcą. Zaprosiła ją szybkim gestem do środka i zaproponowała Hermionie herbatę, którą ta przyjęła z wdzięcznością.
Gdy dziewczyna wzięła pierwszy łyk, do Extance doszła niepowtarzalna odmienność Hermiony od Dracona Malfoya. On był wyrachowany, a u dziewczyny można było liczyć poszczególne emocje w jednym wyrazie twarzy. Jane Extance przyglądała się Hermionie z nieopisaną fascynacją, a ta rozglądała się po gabinecie.
— Ładnie tu — powiedziała, uśmiechając się nieśmiało. Wcześniejsza potyczka z Malfoyem pozwoliła jej wyrzucić z siebie złość i teraz czuła się naprawdę lżej. Mimo że Ginny, która opowiadała jej o porannej wizycie u Extance, mówiła Hermionie, aby nie obawiać się wizyty, bo pani doktor wydawała się w porządku; Granger zjadła przed spotkaniem tabliczkę czekolady, jakby Jane była dementorem, a nie lekarzem. Hermiona jednak chciała użyć jak największej ilości znanych jej środków, aby wypaść przed kobietą na najszczęśliwszą nastolatkę pod słońcem. Skąd mogła wiedzieć, że jej starania pójdą z dymem przez głupią dyskusję z Malfoyem na korytarzu.
— Draco to twój były chłopak? — zapytała Jane, chociaż doskonale znała odpowiedź na to pytanie.
—NIE! Merlinie, nie, w życiu, nie! — Hermiona zadrżała z obrzydzenia na samą myśl i wypiła ze zdenerwowania łyk herbaty. — Nienawidzimy się od wielu, wielu lat. To arogancki kretyn, zresztą sama pani widziała.
Och, tak, Extance widziała, ale o wiele więcej niż Hermionie mogło się zdawać. W ciągu całej godzinnej sesji nie widziała takiej gamy emocji na twarzy Malfoya. Ale gdy dostrzegł Granger… Przez całą godzinę z chłopakiem głowiła się jak go podejść. Pani doktor spojrzała na Hermionę, niewinną dziewczynę, która równie nie radziła sobie z rzeczywistością co pan Malfoy, chociaż zręcznie to próbowała ukryć za uśmiechami i miłą pogawędką. Draco natomiast chciał stworzyć iluzję obojętności.
Rozmowa z Hermioną zajęła jej zaledwie piętnaście minut. Dziewczyna wyszła z przeczuciem, że nigdy nie wróci do gabinetu lekarki, że Extance nie zauważyła jej dziwnego, przesłodzonego zachowania.
Przypadek depresji nigdy nie wydawał się kobiecie tak fascynujący. Nie przeprowadzała jeszcze podwójnego leczenia; nie lubiła nawet terapii dla małżeństw. Teraz miała na głowie parę wrogów, ale to było pocieszające. Intrygowali ją.
Draco i Hermiona stanowili razem skomplikowaną zagadkę. Bez siebie byli tylko pojedynczymi elementami, nie pasującymi do ogółu. Poszukiwanie uniwersalnego wzoru do układanki zajęłoby masę czasu… ale i bez klucza psycholog da sobie radę. Ogień zwalczaj ogniem, a żałobę czymś równie obrzydliwym. Rolą Extance było skuteczne wyleczenie, a nie czysta gra.
Czekałaaam i jest ♥
OdpowiedzUsuńPo tym rozdziale widać, jak Draco i Hermiona się różnią. Chociaż... robili to samo, tylko w inny sposób. Dalej nie podoba mi się ta psycholog, to znaczy, to, że się interesuje chorobą bardzo i chce wyleczyć jest super, ale ona wydaje się, no... zła .-. Fragment z Nevillem był przeuroczy. Czemu Luna go nie lubi :ccc
Nie wiem co pisać, przepraszam ;-;
Jak minął Ci tydzień?
Pozdrawiam i życzę weny i czasu :D
Jasne, że jest! Jakby nie było, to bym powiadomiła… chyba. Schowałabym głowę w piasek, jak prawdziwa Ślizgonka.
UsuńTrudno mi teraz opowiadać o Extance, bo mogę podzielić się zarysem jej postaci, ale najczęściej przy pisaniu ona ulega zmianie.
Halo, odbjur, Neville jest zakochany i boi się, że straci Lunę (chciałam wprowadzić chociaż trochę słodkości w rozdziale, nie mogłam się powstrzymać). Nie napisałam, że Luna go nie lubi. Ale to chyba normalne, że Neville się boi i ma wątpliwości.
Minął mi tydzień… dobrze. Produktywnie, zabawnie! W mojej nowej klasie jest coraz lepiej… mówiąc szczerze, dawno nie spotkałam tak cudownych ludzi w jednym miejscu. I nawet namierzyłam swój cel (chłopaka).
A u Ciebie? :D
Aha, jak cel namierzony, to już nie ucieknie.
UsuńU mnie też całkiem miło. I nowa klasa jest lepsza od starej, ale to jednak nie mój typ. Wszyscy są tam tak mega poważni a ja lubie się pośmiać z głupot xD Dlatego trzymam z chłopakami z rok starszego matfiza :')) No ale co ja poradzę xD (wczoraj siedziałam u nich w szatni na wf i patrzyłam jak się przebierają :vvvvv, także ten)
Do następnego :3
Mam go na muszce. 8)
UsuńPoważni? Może są tylko zestresowani na razie i dopiero potem pokażą, na co ich stać. (Nieładnie podglądać… dobra robota).
Do następnego!
wreszcie ;) rozdział bardzo ciekawy, a pani psycholog coraz bardziej mi się podoba;) ogólnie świetnie się czyta i jeszcze bardziej niż poprzednim razem nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Jakoś czytając o relacji draco i hermiony nie mogę sobie ich wyobrazić jako pary no ale przeciwieństwa się przyciągają ;) Tak więc pozdrawiam i weny życzę!
OdpowiedzUsuńPowiem tak: nie lubię romantycznej romantycznościo-słodkości-fuj między Draco i Hermioną. Wolę te dialogi, w których się obrażają, wolę jak los narzuca im spędzanie ze sobą czasu, chociaż przecież się nienawidzą! Najwyżej nie będziesz czytać dalej, jeśli akcja będzie Cię odrzucać. :D
UsuńMiłego wieczoru!
~ Półprzytomna Salvio
Doktor Extance jest super <3 chociaż nie wydaje mi się, żeby sama była normalna (podobno każdy psychiatra i psycholog jest trochę nienormalny) :P
OdpowiedzUsuńDo następnego!
Pewnie dlatego widzę siebie na psychologii albo psychiatrii. (Freak).
UsuńDo następnego… miłego weekendu, wyśpijcie się wszyscy… Sen jest bardzo ważny. Jest ważniejszy nawet niż Dramione (ale ze mnie bluźnierca).
Ale ja bredzę.
Ta cała Extance... Trochę przypomina mi House'a w spódnicy. Nieważne jak, ważne, by pacjenta wyleczyć. Zapowiada się ciekawie :)
OdpowiedzUsuńWeny i czasu, jak jedna z przedmówczyń! :)
A.
Nie będę się porównywać do geniuszu House'a (tak, nie pominęłam żadnego odcinka tego serialu… swoją drogą wiecie, że doktor House, to po prostu przekształcenie od Holmes (Sherlock), a Wilson - Watson?).
UsuńWeny, czasu… ja chcę spać. To jest priorytet.
Czemu to musi być Dramione?
OdpowiedzUsuńW ogóle ja się domagam rozdziału do Eksperymentu.
(A z takich uwag ogólnych, nie wiem, jak to w magicznym świecie działa, ale psycholog, psychiatra i psychoterapeuta to generalnie różne profesje. Psycholog jest od problemów codziennych i bodaj leków Ci nie może przepisywać; psychoterapeuta to kolo od depresji; a psychiatra ogólnie macza palce w poważniejszych chorobach psychicznych, Extance chyba najbliżej tego środkowego).
Nie musi, ale tak sobie postanowiłam. To chyba mój ostatni blog w świecie fanfiction, więc czemu by nie zaszaleć? Też nie planuję jakiegoś wielkiego wątku romantycznego, raczej Draco i Hermiona będą na siebie po prostu skazani. Ale to chyba też dużo jak na twoje nerwy. :D
UsuńEksperyment… wrócę do niego. Kiedyś.
Hm, wyrzucę w którymś rozdziale fragment o podawaniu leków, tak chyba będzie najprościej. Ale dziękuję za wskazany błąd, żyłabym w błogiej niewiedzy. Brutalny upadek na ziemię boli, ale za to uczy.
(Ja się domagam następnego rozdziału Sztuki Rodzicielstwa!).
Czuję się trochę jak za czasów, gdy czytałam Powojenną podczas bezsennych nocy. Za oknem ciemno i głucho(mimo, że to sobotnia noc), w pokoju widać tylko ekran mojego telefonu.
OdpowiedzUsuńTrochę to dziwne - Malfoy, który w gabinecie zachowuje spokój, wydaje się taki dorosły i poważny, chwilę później wyrzuca Hermionie krzywy zgryz, co przywodzi mi na myśl jedenastolatka z zaczesanymi do tyłu włosami, chowającego się za plecami wpływowego ojca. Nie miał nic bardziej upokarzającego w zanadrzu? czegoś bardziej w arystokratycznym stylu? Czy plany Extance są równoznaczne z tym, że będą widywać się częściej i jeszcze pokaże, że umie ją uciszyć jednym zdaniem? Obyyy!
xxx
Ach, czuję się za czasów, kiedy pisałam Powojenną podczas bezsennych nocy. :D
UsuńCo do twoich pytań na końcu, to rozdział piąty już jest wraz z odpowiedziami (zachęcam, lecz nie naciskam, haha). Ale wracając do tego Malfoya, to… pisałam Ci, ile trudu mi sprawia wpasowanie się w jego postać, dlatego zastosowałam się do twoich rad i jest o wiele łatwiej, powiem szczerze. Stale się pilnuję, żeby go nie umoralniać. :)
Dobrego snu i skupienia.
Nie chce mi się logować na swojego bloggera, więc pisze z anonimka, bo mogę.
OdpowiedzUsuńJa cię, rozdział jest cudowny!! Nawet nie wiesz jaka byłam zachwycona gdy go czytałam... Cholernie dobrze piszesz, wiesz? Pewnie, że wiesz, nawet nie muszę tego mówić. Każdy rozdział coraz bardziej mnie wciąga, bo ta historia jest... jedyna w swoim rozdziaju, no! I każdy kto powie inaczej, dostanie ode mnie patelnią. :)) Co prawda dawno jej nie używałam, ale szybko sobie przypomne, jak się dobrze zamachnąć! Próbujesz mnie zachęcić do pisania - pisze, zobacz. Pisze komentarz na Renowacjach i wybacz, ale Renowacje sa dla mnie ważniejsze od Niewoli, na chwile obecną!! Doktor Extance... Uwielbiam ją hahaha, serio! Jest najlepsza i nawet nie wiesz jak się cieszę, że wdrążyłaś ją do opowiadania, nadając tak świetny charakter. W ogóle ich rozmowa! Wow, nieźle. W ogole to, jak opisujesz jej myśli, jest zachwycające, bo czuję się tak, jakbym znalazła się w skórze doktor Extance. No i spotkanie Draco i Hermiony >>>>>>>>>>> reszta świata.
Wszystko mi się podoba, wszystko. Wracam do matematyki i do Ciebie, na gg. Czekam na kolejny rozdział, zawsze czekam! Ty wiesz.
M.
Jasne, że możesz, leniu jeden. :) (Teraz mogłabyś mi odpisać na gg, bo jestem zazdrosna o tą matematykę… oo właśnie napisałaś, że przeczytasz mój rozdział w nocy, ani mi się waż, masz spać).
UsuńTwój komentarz jest taki słodki, że już nie wiem, czy to sarkazm, czy może ironia (tak, wiem, że to to samo, użyte specjalnie). Strasznie Ci dziękuję, moja weno, chociaż wiem, że napisałaś to wszystko, żeby mi było miło i nie powiesz złego słowa na to opowiadanie (chyba że znowu zabiję pewnego bohatera…).
To spotkanie Draco i Hermiony było troszkę słabe. Ale już nie mogę się doczekać dalszych rozdziałów. Uwierz mi, tam będzie lepiej. Piszę nieskromnie, ale chrzanić to, bo sama się nie mogę doczekać. :)
Wiem, że czekasz… (znowu mi nie odpisujesz).
Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń