Dwie godziny, razem, na jednej kanapie.
— To wasza pierwsza sesja, będzie trwać dwie godziny. Czas zacznie być mierzony za chwilę… A pytania techniczne nie będą wliczone w czas sesji — powiedziała Extance, otwierając tym razem czarną teczkę, nie zamykając tej złotawej. Z ciemniejszej wyjęła wiele złożonych pergaminów, bardzo starych na pierwszy rzut oka.
— Ile będziemy ich mieć? — dopytała Hermiona, zniesmaczona swoim pytaniem. Zdenerwowała się w ułamku sekundy, jak zła może być odpowiedź.
— Sesji? O, wiele. Do końca renowacji albo do czasu, aż stwierdzę, że nie są one wam potrzebne. Nie wcześniej i nie później.
Hermiona oparła policzek o prawą dłoń, a powietrze jakby z niej całkowicie zeszło. Do końca renowacji? Ale jej koniec jest przewidziany w ostatnie dni sierpnia. To szmat czasu. Niemal cztery miesiące, szesnaście tygodni… Reasumując; ponad trzydzieści godzin zmarnowanych na specyficznej terapii ze śmiertelnym wrogiem, terapii, na której znalazła się przypadkiem i nie wiedziała, co miałaby na niej robić. Zerknęła kątem oka na reakcję Malfoya, ale jego apatyczna i wypruta z człowieczeństwa mina była na właściwym miejscu. Jego spokój niemalże jej się udzielił, nie chciała przecież być zbyt emocjonalna i wychodzić na histeryczkę, dając mu kolejny powód do kpin.
— No dobrze, ale… czego właściwie pani od nas oczekuje? — Hermiona zmarszczyła brwi, zaczynając powoli nie rozumieć samego zamysłu tej farsy. A tak bardzo nie lubiła czegoś nie wiedzieć. — Cel powinien być jasno określony. I to pacjent powinien zwracać się o pomoc, której potrzebuje. U pani wszystko działa na opak.
Dopiero po tych słowach Extance spojrzała z powiewającym w oczach chłodem na Hermionę. Zamknęła obie teki i rzuciła je lekko na stolik. Nagle pojawiły się na nim, w tej samej chwili, trzy kubki. Extance przed sobą miała kawę z mlekiem, Draco czarną jak smoła, a Hermiona herbatę z cytryną.
— Dziękuję — mruknęła Hermiona automatycznie, ale nie sięgnęła po kubek.
— Po skończeniu terapii też mi podziękujesz — podsumowała z zacięciem, upijając łyk i pozostawiając na kubku odcisk czerwonej szminki. — Wiem, co jest dla ciebie dobre. Nie lubisz kawy, Hermiono, więc ci jej nie podałam. Podziękowałaś mi. Tak samo będzie, gdy z wami skończę.
Malfoy, jak gdyby nic się nie stało, sięgnął po gorzką kawę. Ale Hermiona siedziała otępiała, bardzo roztropnie analizując słowa pani psycholog; nikt nie przerwał milczenia, chociaż Extance, co skrupulatnie podkreślała, miała tylko dwie godziny.
— Nie odpowiedziała mi pani na pytanie. — Hermiona mówiła powoli, stopniowo wracając ze świata myśli na brązową kanapę. — Skoro uważa pani, że powinnam czuć wdzięczność, proszę bardzo. To pani zdanie, ale ja postawiłam dość jasne pytanie, a pani je zgrabnie odwróciła. Obawia się pani odpowiedzi? Czy ona coś zmieni?
— Ja się jej nie obawiam. — Kobieta na enigmatyczny ton zniosła ze swoich oczu chłód i może była trochę zaciekawiona, a może rozbawiona — nie dało się tego jednoznacznie odczytać. Extance starła wskazującym palcem szminkę ze swojego kubka. Ślad jej ust zniknął. — Ale ty nie jesteś jeszcze gotowa na odpowiedzi. W przeciwieństwie do Dracona.
Hermiona spojrzała szybko na Malfoya i z powrotem na nią. Była oburzona, nie tylko dlatego, że najwyraźniej czegoś ważnego jej brakowało, ale też nie rozumiała. Z każdym zadawanym pytaniem i brakiem odpowiedzi, przybywało w jej głowie o nowe dywagacje i teorie. Jej prawa dłoń spoczywająca na kanapie samoistnie zacisnęła się w pięść, a plecy wyprostowały niczym struna.
— Sugeruje pani, że jestem ograniczona? — Jej ton przycichł, nie rozwiała w sobie spokoju.
— Za dużo w tobie rozsądku, by zrozumieć.
— Ale Malfoy!… — Wskazała na niego dłonią. Dręczyły ją wyrzuty do chłopaka, aczkolwiek miał on pewną tajemniczą minę; milczał. Nawet nie zakpił. Wyglądał jak podczas całego ich szóstego roku, kiedy dostał misję zabicia dyrektora szkoły, był on wtedy równie obojętny wobec otoczenia. Poza ostrzejszymi rysami, które wypracowały się przez wojnę, miał poszarzałą cerę, zapadłe policzki, a już nie mleczna, a po prostu blada skóra odznaczała się na jego arystokratycznej twarzy.
— Nie powiedziałam, że Draco chce tutaj być, ale rozumie formę i CEL tego, czego ty nie potrafiłabyś zrozumieć, Hermiono. Więc to nie na mnie podnoś głos — mruknęła, rozkładając bezradnie ręce. Ten gest wcale nie pasował do Extance. Jakież to było denerwujące i nieprofesjonalne z jej strony! To nie ona była bezbronna i przymuszona. Hermiona zacisnęła usta, czując upokorzenie w formie czerwonych jak ogień policzków. Nie była nawet w stanie spojrzeć na Malfoya, ale to akurat było łatwo do wytłumaczenia, że nie miała ochoty na jego widok.
(Za dużo we mnie rozsądku, by zrozumieć, jaki jest cel. Co to ma niby znaczyć? To bezsensowne, bezpodstawne. Upokarzające. To rozsądek pomógłby mi zrozumieć… Chyba że mowa o jakieś głupocie, abstrakcji. A nie wiedziałam, że Malfoy ma coś z humanisty).
— Możemy już zaczynać? Mamy mnóstwo pracy — stwierdziła psycholog. Kiwnęli głową, a magicznie ulepszony zegarek zaczął powoli tykać. Dwie godziny. Hermiona spojrzała na Malfoya, miał pusty wzrok. Ale również na nią patrzył.
18:01
Tak rozpoczęło się ich pierwsze spotkanie bez ignorancji; od połączonia ich wzroku w jedno, od pierwszego spotkania, które uiściło wszystkie obawy Hermiony, że takich spojrzeń miało przybywać. Nie chciała go blisko, pragnęła zapomnieć o chwilowej obecności Scorpiusa i Rose. Ale chwile w hangarze wciąż stawały jej przed oczami, obawiała się konsekwencji tych niekontrolowanych wspominek. Jej nienawiść do Malfoya przerosła już pewną umowną granicę i stawała się nie do opanowania, nie potrafiła na niego spojrzeć, bo od razu na jej oczy wkraczał cień, padający na wszystko wokół. Malfoy wtedy stawał na pierwszym planie, a jasność pierwszy raz nie kojarzyła jej się z czymś dobrym, bo go nienawidziła. Odwróciła wzrok, ale wszystkie kontury jeszcze przez kilka sekund były nieznośnie żywe. Gorycz zalewała ją subtelnymi falami, wywołując dreszcze, bo Draco Malfoy nie tylko był złem, ale i wspomnieniem zła oraz zmian, na które nie miała wpływu, choć ją dotyczyły. Teraz nawet odebrał jej prawo wyboru, bo chociaż bardzo chciała, nie mogła zacząć myśleć racjonalnie.
— Wiecie, że jesteście tutaj, bo wasz stan emocjonalny jest odchyleniem od normy. Gdy pierwszy raz z wami rozmawiałam, odniosłam jasne, pierwsze wrażenie. A w mojej pracy ważne jest przeczucie. Dlatego dzisiaj będziecie odpowiadali na moje pytania… i nie będziecie mogli odpowiedzi ominąć bez dobrego argumentu. W innym wypadku, to będzie jak utrudnianie terapii, co się wiąże z interwencją.
— Dlaczego w każdej sprawie próbuje nas pani połączyć? — zapytała Hermiona, a zegar przestał tykać. Pytanie techniczne nie wlicza się przecież w czas. Extance zadrgał policzek, a brązowe do ramion włosy zafalowały, gdy na krótko pokręciła głową.
— BARDZO NIEMIŁĄ interwencją — mówiąc to, Extance spojrzała Hermionie jasno w oczy. Miała siedzieć cicho. — Najpierw problem zostanie zgłoszony u dyrektorki. A gdy to nie przyniosłoby zmian, sprawa staje się jasna; ukrywacie coś przede mną. A to może oznaczać, że jesteście niebezpieczni dla otoczenia. Bez problemu mogę w oczach społeczeństwa zrobić z was wariatów, którzy myślą tylko o zabijaniu siebie czy innych. Przeszłość Dracona pomogłaby mi w rozgłoszeniu podobnej plotki, z Hermioną byłoby trudniej, ale robiłam już rzeczy bardziej niewykonalne. Mam nadzieję, że mamy jasność.
Nie odpowiedzieli.
— Świetnie. Przejdźmy więc do części właściwej. — Rozpromieniła się.
18:56
— Dlaczego mam rozmawiać przy swoim śmiertelnym wrogu o…
— Nieśmiertelnym — poprawił ją Malfoy. Spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami i pytaniem w oczach. — Nasza nienawiść przetrwała wojnę, więc śmierć też nie będzie problemem.
— Świetnie, widzimy się w piekle, Malfoy.
— Ja już jestem w piekle. Muszę z tobą dzielić powietrze.
— Wracając — dodała z naciskiem, stężała jej mina. Draco przewrócił oczami i zapadł się wygodniej w fotelu. Nie wydawał się skupiony na jej nudnej przemowie. — Malfoy to dupek, który wykorzysta każdą okazję, aby uprzykrzyć ludziom życie, a ja mam przy nim wyrazić swoje słabości?… Czy tylko mnie to śmieszy?
— Ja już jestem w piekle. Muszę z tobą dzielić powietrze.
— Wracając — dodała z naciskiem, stężała jej mina. Draco przewrócił oczami i zapadł się wygodniej w fotelu. Nie wydawał się skupiony na jej nudnej przemowie. — Malfoy to dupek, który wykorzysta każdą okazję, aby uprzykrzyć ludziom życie, a ja mam przy nim wyrazić swoje słabości?… Czy tylko mnie to śmieszy?
— Twoje towarzystwo również jest dla mnie stratą czasu, więc łaskawie się zamknij — rzucił, nawet nie zerkając na momentalnie rumianą ze złości i goryczy dziewczynę. W jej oczach Draco, gdyby na nią spojrzał, dostrzegłby urazę i furię, co, krótko mówiąc, nie zrobiłoby na nim wielkiego wrażenia. Wzniósł oczy, lustrując z zainteresowaniem sufit, doskonale wiedząc, że ignorowanie Granger zdenerwuje ją jeszcze bardziej. Jakkolwiek by to źle zabrzmiało, znał ją. Na tyle przynajmniej, aby wiedzieć takie rzeczy.
— Przeciągasz strunę — powiedziała zbyt spokojnie. Chyba chciała udać groźną. — Zamknę się, kiedy najdzie mnie taka ochota, a nie ciebie, wielki arystokrato z bożej łaski…
— Skrzeczysz gorzej niż mój skrzat domowy.
Hermiona wzięła głęboki oddech, Draco usłyszał jej świszczący z przejęcia oddech. Dopiero wtedy zerknął. Dalej hodowała tą swoją żałosną ideę? WESZ? Czy tak to jej stowarzyszenie się nazywało? I czy naprawdę chciał znać odpowiedź? Zapewne nie. Usłyszeli chrząknięcie. Oboje spojrzeli na panią psycholog, całkowicie zdziwieni jej obecnością. Byli tak przekonani o własnym zwycięstwie w tej dziecinnej bitwie słownej, więc Extance postanowiła to przerwać. Zanim dojdzie do rękoczynów. Dzielił ich zaledwie metr.
— Możecie chociaż na chwilę przestać się droczyć? — Oparła się wygodniej. Draco dalej wyglądał na obojętnego, ale Hermiona jakby przejęła emocjonalną reakcję za nich oboje: idealnie. Szczęka dziewczyny opadła z łoskotem na ziemię. Ona i Malfoy… rozmawiali, pluli jadem, dyskutowali, kłócili się, ALE NIE DROCZYLI, na miłość boską. Hermiona spojrzała na Malfoya jak na robaka, a potem przeniosła swój wymowny wzrok na kobietę.
— My. Się. Nie. Droczymy — odparowała. Wzięła głęboki oddech i zastanawiała się, co musi się wydarzyć, aby ucieczka stąd stała się możliwa. Spojrzała mimochodem na Malfoya i niemal natychmiast poczuła gorycz w ustach. Był jak chodzące przypomnienie minionego zła. Całej wojny i siedmioletniego bólu. Był winny zniknięcia jej rodziców, a nawet blizny na ramieniu, którą wypaliła jej Lestarnge… był złem, które chciało się odrzucić, ale ono zawsze wracało. Hermiona była przez z niego słaba, jego oplatające się i nienawistne macki osłabiały ją. W ciągu godziny oboje zdążyli się już pokłócił przeszło milion razy, była zmęczona jego towarzystwem; cały czas musiała być gotowa na atak. Po wojnie pragnęła spokoju, prawdziwej harmonii między jej uczuciami a rzeczywistością. Nie mogła zrozumieć tego co działo się z jej uczuciami, które nie nadążały za wiadomościami z zewnątrz. A teraz jeszcze usłyszała, że ona i Malfoy… droczą się. Jak ona nienawidziła tej liczby mnogiej.
Wystarczyła jedna godzina, by wybuchły w niej odłożone na bok i zapomniane emocje. Nawet nie zdawała sobie sprawy z ich istnienia, a teraz, gdy tylko spojrzała na Malfoya, pragnęła złapać różdżkę i go po prostu powalić jednym, sprawnym zaklęciem. Niewybaczalnym. Bała się tego pragnienia, ale chęć zemsty była tak ogromna… on był winien temu, co się stało. Była bliska łez, siedząc na nowiutkiej kanapie i myśląc o minionym weekendzie, kiedy zniknęła z Hogwartu, zwalniając się wcześniej u McGonnagall. Szukała rodziców, przekopała całą Australię, potem myślała, że wpadła na trop — wyjechali z Australii do Brazylii w dalszą podróż. To był jeden z wielu fałszywy tropów. Zbieg okoliczności. Bo one się przecież zdarzają.
19:12
— Hermiono?
Obróciła szybko głowę w stronę głosu. Była obserwowana przez dwie pary oczu: zielone — zadowolone; i szare — nijakie. Na usta wpełzł jej zmęczony uśmiech, czuła się, jak przeżuta i wypluta z ust jakiegoś olbrzyma. Zmęczenie kleiło oczy, chociaż minęła dopiero godzina i piętnaście minut. Mimowolnie wychyliła się, by zobaczyć zegar. Wskazówka leciała mozolnie. Aż w pewnym momencie stanęła:
— Czy nie możemy dokończyć sesji kiedy indziej? — zapytał Malfoy. Zapytał w liczbie mnogiej. Czyżby jego też dopadło zmęczenie? Hermiona oparła się wygodniej o brązowe obicie, oparła się lewym policzkiem o zimną skórę, a poprzednia fala gorąca przez złość jej minęła; nastąpiła błogość, mimo że siedziała na jednej kanapie ze swoim (nie)śmiertelnym wrogiem, a przed nią spoczywała ta, co leczyła wariatów, sama będąc jedną z nich. Wydało jej się w tamtej chwili to bardzo zabawne. Chociaż, mając nie po kolei w głowie, zapewne sama musiała ludzi dobrze rozumieć.
— Nie. Za dużo już ich nam przepadło… — odpowiedziała, aż spojrzała na Hermionę. Zmarszczyła brwi, ale zaraz musiało coś do niej dotrzeć, bo zmarszczki na jej czole się wygładziły. Zdawała się być usatysfakcjonowana, zwracając się do Granger. — Zmęczona? To dobrze.
— Niby dlaczego?
(Zegar znów zaczął tykać).
— To znaczy, że się starałaś.
— Malfoy nie zasypia, niech pani mu wymyśli jakąś karę — odparła trochę cicho. Wzięła głęboki. Założyła ręce na brzuchu i tak siedziała, niemal leżąc i zasypiając. Obraz zaczął nawet być lekko zamazany, gdy zaczęła ziewać. Malfoy stał się niewyraźny przez jej szklane oczy. Czekała na odwet, ale on tylko na nią patrzył w ten pobłażliwo-sarkastyczny sposób.
(Dwa kubki z kawą były puste. Herbata spoczywała nietknięta).
— Spokojnie, na niego też przyjdzie pora — powiedziała Extance nawet trochę cieplejszym tonem, delikatnie odbiegającym od tego profesjonalnego. Draco przewrócił oczami, a Hermiona przyjrzała mu się, jakby był jednym z cenniejszych eksponatów w muzeum. Wyglądał jak w pierwszej minucie sesji. Żadnych, ciekawych zmian — stalowe oczy, a pod nimi sińce, mleczna cera i ledwo widoczne piegi; platynowe, trochę dłuższe niż zwykle, włosy i opadająca grzywka na czoło. Zawsze ubrany w czarne kolory. Hermionie zaświtały w głowie czasy, gdy chodził w samych garniturach… nawet nie zdawała sobie sprawy, że coś takiego pamięta. Czasy, które miały miejsce przed wojną, były dla niej na co dzień odległe.
— Dobrze, Draco. Skoro Hermiona już mi zasypia na kanapie, ty przejmiesz pałeczkę. Opowiedz mi o swojej rodzinie.
Chwila ciszy.
Chwila ciszy.
— Zwykła, arystokratyczna rodzina… nic specjalnego — odparł, nawet nie zaszczycając spojrzeniem Extance. Gapił się tępo w ogień kominka. Hermiona przez chwilę myślała, że to na nią patrzy, ale to był tylko ogień i światło cienia, które grasowało na jego bladej twarzy. Spuściła wzrok. Poczuła się, jak z innej planety, gabinet psycholog stał się niemalże końcem świata, w którym została tak nagle uwięziona. Nie byli w Hogwarcie, wypełnionym po brzegi uczniami. A może byli w szkole, tylko już bardziej absurdalnej i zniszczonej. W dawnym Hogwarcie nie musiałaby przecież chodzić na terapię z Draconem Malfoyem.
— Od kiedy arystokrata nie podkreśla swojej niezwykłości? — drążyła Extance. Hermiona zamknęła oczy, wyczekując odpowiedzi… Ale miała dziwne uczucie, déjà vu. Nie chciała otworzyć oczu, bojąc się, że na kanapie spostrzeże krwawiącego Scorpiusa. Sama nie zauważyła, że przysłuchując się w milczeniu przez moment na imię jej było Rose.
— Od kiedy bycie arystokratą nie jest żadnym prestiżem. — Założył ręce na torsie, a ten sam ton wyprany z emocji rozwiał Hermionie wszelkie wątpliwości: to był Scorpius, uwięziony w głosie Malfoya. Przestraszyła się na tyle, by nie otwierać oczu. Na pewno chłopak dalej przyglądał się ogniu. Wcale nie czuła na sobie jego spojrzenia.
— Co masz na myśli? — zapytała Extance. Tylko po co? Odpowiedź była dla Hermiony taka oczywista. Jej serce zaczęło bić niespokojnie, gdy zrozumiała, że miała rację.
— W byciu arystokratą przestałem dostrzegać zalety.
Hermiona otworzyła oczy, a Extance odłożyła ponownie swoje teki i teraz chłodna ocena biła w jej oczach, niczym mroźny, zimowy poranek. Psycholog założyła nogę na nogę, ona również nie wyglądała na zmęczoną, chociaż nie wiadomo, ile takich sesji dzisiaj przeżyła. Jej wzrok zielonych oczu na chwilę spoczął na Hermionie, ale ta niezrozumiała dziwnego znaku, który został jej wysłany. Zmarszczyła zabawnie brwi, a oczy same powędrowały do Dracona Malfoya, całkowicie nieobecnego duchem.
— Kiedyś ci się podobało patrzenie na tortury i zabijanie? — Pytanie wysunęło się z jej ust mimowolnie, ale i tak pełne gniewu. Spojrzenia ich się spotkały, co tylko zdenerwowało ją jeszcze mocniej. Senność odeszła w niepamięć.
— Nie jesteś najmądrzejszą czarownicą od czasów Ravenclaw, Granger.
— Odpowiedź na pytanie! — żachnęła Hermiona niecierpliwie.
Extance milczała, przysłuchując się, jak Draco zwleka z odpowiedzią. Ale zgodnie z jej przewidywaniami — nie odpowiedział, słowem czy spojrzeniem. Znowu wzrok zawiesił mu się na ogniu, a on oparł się wygodniej o kanapę. Czy był zmęczony, zamyślony? Nawet Extance trudno było na to cokolwiek odpowiedzieć. Chociaż studiowała psychologię i kochała zagadki, Draco Malfoy był nieprzewidywalny. I szalony. Och, tak, zdecydowanie był szalony. Ale i tak powiedział o wiele więcej, niż się spodziewała. Może nie poruszył znaczącego tematu z przeszłości czy przyszłości, ale — Extance zerknęła na Hermionę Granger — uchwycić można było kilka momentów, gdy jego oczy nie były do samego końca puste.
— Tchórz — mruknęła pod nosem, zakładając niezadowolona ręce na piersi. I na to odparła jej cisza.
19:39
Extance westchnęła głęboko, lecz niedosłyszalnie. Odkąd pozwoliła im na tą krótką wymianę zdań, oboje byli małomówni. Czasami Hermiona posyłała chłopakowi oburzone spojrzenia, ale on przyjmował to ze stoickim spokojem, chociaż z czasem wydawało się to nawet cyniczne z jego strony. Zostało piętnaście minut do końca, a tykający zegar dawał jej się we znaki; dwie godziny to zdecydowanie za mało. Duchem już była na ich następnej sesji, nie mogła się doczekać, aż pierwsze rezultaty będzie można dostrzec gołym okiem.
Machnęła różdżką, a trzy kubki zniknęły. Zignorowała nietkniętą herbatę dziewczyny.
Psycholog pragnęła rezultatów wyjątkowo szybko, dlatego postanowiła postawić jeszcze jeden krok w stronę sukcesu. Nie dość, że nie prowadziła nigdy dobrowolnie podwójnych terapii, to jeszcze miała zamiar zadać im przymusowo! pewne zadanie domowe, które też musieli wykonać razem. Była pewna, uwzględniając ich niechęć do siebie, że czas renowacji będzie dla nich ogromnie trudny. Ale była też pewna, że w głębi duszy będą jej za to dozgonnie wdzięczni — może nie teraz, ale szacowała, że w przeciągu pół roku.
— Żeby moja terapia miała jakiekolwiek rezultaty, musicie nad sobą pracować. Nie tylko tutaj, ale także poza moim gabinetem — rzekła, a Hermiona patrzyła na nią z rosnącym niedowierzaniem, zgadując zapewne do czego zmierza. — Nie radzicie sobie z powojennymi realiami i uważam, że działacie na siebie leczniczo.
— Nienawiść lekarstwem? — Na usta Malfoya wślizgnął się sarkastyczny i idealnie dobrany uśmiech, chociaż był on tak obrażający adresata, że lepiej by to nazwać grymasem. Extance, gdyby się nie opanowała, zmarszczyłaby brwi. Ale jej czoło na szczęście pozostało gładkie; cóż za zmiana zachowania! Malfoy ponownie dał o sobie znać, dalej był zagadką i musiał jej o tym nieznośnie przypomnieć. — Szykuj się, Granger. Będzie zabawa.
— Zamknij się — burknęła, łypiąc na niego bykiem, trzymając miękkie jak wata łokcie na kolanach i opierając twarz o dłonie. Odwróciła wzrok, który powędrował jej do tlącego się wciąż ogniska. Ogień powoli wygasał, płomyczki były niewielkiej wielkości, a w gabinecie zaczynał panować półmrok. Gdyby nie lampy o witrażowych abażurach, byłoby ciemno jak poza zamkiem.
— Wyglądasz żałośnie. — Spojrzał na nią krytycznie, a w oczach zapaliły mu się iskry, jakby chwilowy płomień ognia wdarł mu się na twarz, wprost do oczu. Jak prawdziwy ogień, nawet Extance poczuła napływające gorąco jak fala parzącej bryzy. Postanowiła jeszcze krótką chwilę przemilczeć, czekając na rozwój dosłownych wypadków. Miała jednak dość głośne wrażenie, że nie dojdzie do rękoczynów. Gdy Hermiona odwróciła wzrok od kominka, utknął jej on na Malfoyu; mleczna twarz kontrastowała z ogniem w stalowych tęczówkach. Jeśli ten żar to było jakieś uczucie? Extance nie domyślała się nawet, o jakim zabarwieniu ono może być. Ale było z pewnością silne. I przerażające zarazem. Jak wzrok szaleńca, który po latach poszukiwań odnalazł idealną, piękną dla siebie ofiarę. Niepowtarzalną i jedyną w swoim rodzaju. Hermiona jednakże utkwione miała w nim oczy tak długo, wcale nie wyglądała na zdenerwowaną. Raczej obojętną, miała lekko uniesione, wątpiące brwi. Extance zdawało się wtedy, że to jednak Granger jest bardziej szalona, nie odwracając wzroku z tej przerażającej twarzy.
Maskarada.
Maskarada.
Ależ to były ulotne sekundy. Już po chwili ogień zgasł, chłodno się stało między nimi. Hermiona coś odpowiedziała, coś równie niemiłego, Malfoy znowu dodał swoje trzy knuty, ale Extance się wyłączyła, nie dopuszczała do swoich uszu słów. Tylko patrzyła, starając się wyłapać jak najwięcej z mowy ciała. Ona stała się istotniejsza. Było jasne, że dyskusja ich będzie miała złośliwe zabarwienie, czasami obojętne, ale częściej po prostu nienawistne. Gdyby tylko wiedzieli to, co ona! Kiedy patrzyła na ich miny podczas posiłków albo pracy, z czego nigdy nie zdawali sobie sprawy, były tak strute, jakby wlano do ich gardeł eliksir, który miał ulotnić z nich wszelkie dobre uczucie. Mieli dokładnie takie same miny i automatyczne ruchy. Rzadko się uśmiechali i rozmawiali z innymi.
Ale kiedy Draco i Hermiona spotkali się chociaż przelotnie, jakaś siła w nich wstępowała do walki. Walczyli słowami, złymi, okrutnymi, złośliwymi… ale walka była lepsza od niczego. Hermionie zdawało się, że odsuwając się od przyjaciół i pochłaniając siebie całą w wirze pracy, da sobie radę. Zrozumie zmiany, jakie zaszły i spróbuje za nimi nadążyć. Jednak dotąd się jej nie udało. Minęły przecież trzy tygodnie.
Extance mogła, niestety, tylko spekulować, co Draco ukrywał za swoimi obojętnymi oczami. Był osobą, która najwyraźniej nie potrzebowała towarzystwa przyjaciół, jedynie czasami otaczał się gadką z Blaisem Zabini o drobiazgach. Oraz sporadycznie Teodorem Nottem, chociaż to Extance niezwykle dziwiło. Nie starała się jednak tego zrozumieć, to nie był temat jej pracy.
— Mam dla was pracę, pewne zadanie... domowe.
Na te słowa Malfoy skrzywił się, odwracając wzrok, jakby Extance nie była godna; natomiast Hermiona, nieudolnie próbując to ukryć, była delikatnie zaintrygowana, utkwiła w kobiecie oczy.
— Bijąca Wierzba została mocno poturbowana przez wojnę, a żaden z profesorów nie ma czasu, aby ją doglądać. Wy się tym zajmiecie. R a z e m… I uwierzcie mi, dowiem się, jeśli będziecie się mijać szerokim łukiem, rzuciłam specjalne zaklęcia.
— Na nas? — Hermiona wytrzeszczyła oczy.
— Nie… (chociaż miałam ochotę)… na miejsce, gdzie jest zasadzona wierzba.
— Ile mamy czasu? — zapytał Malfoy.
— Nie wiem.
— …
— Nie wiem, jakie jest odpowiednie lekarstwo. Zajmuję się psychologią, a nie zielarstwem — powiedziała pobłażliwie, aczkolwiek dobitnie.
— Nie dostaniemy żadnych wytycznych? — zdziwiła się. Extance pokręciła głową, bawiąc się coraz lepiej, chociaż sprawa ich zadania była tak niezwykle krucha. — Dobrze. Poradzę sobie — rzekła z pewnością, ale pod naporem dwuznacznego spojrzenia psycholog, dodała: — Ee… My sobie poradzimy.
— Mam już teraz wiele zajęć — odezwał się Draco znienacka. — Naprawa hangaru, ta idiotyczna sesja i inna sprawa, o której już wspominałem.
— Nie, nie wspominałeś — wtrąciła Hermiona.
— Nie tobie, nie łudź się — zignorował potem jej ciche prychnięcie. Spojrzał na zegarek, który wystukiwał powoli ostatnie minuty.
— Jakoś to pogodzisz.
Extance zdawała sobie sprawę, jak to lekceważąco zabrzmiało, ale to nie miało żadnego znaczenia. Przestudiowała jego sytuację dużo wcześniej i była pewna, że wygospodarowanie czasu nie będzie dla niego aż tak wielkim problemem. Zegar zadzwonił, a Hermiona i Draco niemal automatycznie wstali z kanapy, pożegnali się cicho i rzucili praktycznie do drzwi, co wyglądało nawet zabawnie.
— Uważaj, jak łazisz, Granger.
— Sam uważaj! — zaprotestowała, a kiedy Malfoy przepuścił ją w drzwiach, była taka zszokowana, że nie zdążyła mu nic na to odpowiedzieć. Wtedy on uśmiechnął się sarkastycznie i zamknął jej drzwi, praktycznie wypychając z gabinetu. Extance spojrzała na niego chłodno, nie dając mu podstaw do wysuwania wniosków. Zostali sami w gabinecie, w którym już dawno panował półmrok. Na ścianach skakały cienie niewielkiego płomyka w kominku, Malfoy obrócił się z powrotem w jej stronę, jak zwykle z jakąś blokadą w oczach. Skoro nie było tu Granger, darował sobie jakąkolwiek złośliwość w każdym geście, bo nie dawało mu takiej satysfakcji jak w towarzystwie nieznośnej Hermiony.
— To się nie uda — powiedział bardziej do siebie niż do Extance. Stał sztywno z napiętymi mięśniami, jakby rozluźnienie miało pozbawić go resztek honoru.
— Draco…
Nie zdążyła. Trzask zamykanych drzwi był dostatecznym komunikatem, że dla niego rozmowa już była skończona. Nie odczuła jednak tego zlekceważenia. Draco Malfoy wyszedł z jej gabinetu zmęczony.
*
Rozdział dedykuję sobie. Bo mogę.
xx
*
Rozdział dedykuję sobie. Bo mogę.
xx
SALVIO MA DZISIAJ URODZINY!!
OdpowiedzUsuńSTO LAT, STO LAT, TYSIĄC LAT, A NAWET MILIOOOOOOOON!!!! Spełnienia marzeń, kapucino.
PS.Tutaj pojawi się komciak. Jutro.
M.
Od razu ostrzegam, że pisze na telefonie, więc wszelkie literówki są tylko i wyłącznie spowodowane głupota mojego telefonu. Wcale się nie zdziwię, jeśli ten komentarz nawet się nie doda albo po prostu się sam usunie. Ale nie o tym przyszłam mówić... zanim jednak zacznę jeszcze raz chce życzyć Ci wszystkiego, wszystkiego dobrego, misia, bo zaslugujesz na wszystko co najlepsze, jesteś bardzo dobra osoba. I wcale nie obchodzi mnie fakt, ze urodziny miałaś wczoraj, dzisiaj są pourodziny.:)
UsuńRozdział ogólnie bardzo mi się spodobał! Cała sesja wyszła dokładnie tak, jak sobie wyobrażałam, ze będzie - po prostu ciekawie. Jakże mogłoby być inaczej w obecności Extance? Podoba mi się, ze na ich spotkanie przeznaczylas cały rozdział, można tylko i wyłącznie skupić się na głównych bohaterach. Hm, "naprawa" bijące wierzby będzie na pewno interesującym wydarzeniem! Dla obu stron. Jestem ciekawa jak to wszystko rozegrasz, czy już wtedy jakaś granica zostanie przekroczona czy nadal będą pałali do siebie nienawiścią. Osobiście jestem za tym drugim, bo co za szybko to niezdrowo, ale wiesz, ze akceptuje wszystkie Twoje pomysły, jakie one by nie były (Draco - powojenna :(((((( - tdgo nie akceptuję) i nie będę w nie nigdy ingerować. Napisałaś mi coś na gg, a ja nawet nie mogę sprawdzić co, bo jak wyjde, to wszystko się usunie, a wtedy bym się wkurzyla. :D
Więc, podsumowując... Rozdział jest bardzo dobry, no jejcia, mi się wszystko podoba, co twoje, czas sie z tym pogodzic. To, jak ukazujesz ich nienawiść... rozpływam się, naucz mnie tego, a ja naucze Cię logarytmow ucziwciwy układ, co nie?
Czekam na kolejny rozdział... Ty wiesz.
M.
♡♡♡
OdpowiedzUsuń:)))))))
UsuńNajlepszego!!!!!!! Spełnienie marzeń!!!!!!!
OdpowiedzUsuńRozdział ciężko mi się czytało, ale mam wrażenie, że to przez to, że to pierwsza sesja bohaterów. Ciekawe jak będą ratować Bijącą Wierzbę :)
Pozdrawiam
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego i mnóstwa weny
Kasia
Ou, dziękuję!
UsuńCiężko powiadasz? Generalnie moje opowiadanie nie będzie leciutkie, wesołe, romantyczne. Ale oby następny rozdział Ci się bardziej spodobał. (:
Też pozdrawiam i, hehe, no cóż, dziękuję! Miło, że pamiętacie. (:
Spóźnione najlepsze życzenia dla aŁtoreczki, co jej bohaterka ma fajne teczki ~ szczyt moich umiejętności rymowania.
OdpowiedzUsuńZnowu czuję się jakoś dziwnie po przeczytaniu Twojego rozdziału. I cholera jasna zaczęła mnie bawić, a nie denerwować ta cała pani doktor. Bijąca wierzba... A gdyby tak palnąć Malfoya w łeb największą gałęzią? Rozważ to, proszę.
Ja nawet takiego rymu, bym nie wynalazła, słaba ze mnie poetka. Lubię wiersze bez rymów. :D
UsuńEj! Zdradziłaś zakończenie. -,- Malfoy miał umrzeć właśnie w najbliższych rozdziałach od Bijącej Wierzby, a Hermiona, jak w Romeo i Julii, również by się pochlastała jakimś patykiem, rozumiejąc, że Malfoy to tak naprawdę miłość jej życie (tak mniej więcej widzę każde dramione).
Rozważę.
Super Ci poszło opisywanie tej sesji. Mówiłam, że ta Extance jest głupia? No mówiłam. Jakieś szantaże, groźby i jeszcze zadania domowe, pff. Hermiona w tym rozdziale była taka dziwna, momentami dziecinna, oczywiście w porównaniu do Malfoya. Ooo, ciekawe jaką ta sprawę on ma. Bardzo podobał mi się fragment z nieśmiertelnym wrogiem, to było bardzo spoko. No i Draco powiedział to prawie, jakby się tolerowali xD
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny :3
B.
Najdroższa(bardzo już przywykłam do używania tego zwrotu)!
OdpowiedzUsuńJeszcze raz ślę najlepsze życzenia, moc uścisków i tak dalej. Oby chociaż jedno z Twoich marzeń spełniło się do końca tego roku!
Specjalnie dla Ciebie zmusiłam samą siebie do włączenia komputera i napisania komentarza tak jak należy to robić. Odpuściłam sobie walkę z niedziałającym wyświetlaczem w telefonie, który połyka wszystkie możliwe literki, więc musisz przygotować się na szeroką i — znając mnie — bardzo długą opinię zakładającą milion dygresji niezwiązanych z tematem.
Właściwie, jeśli mam być szczera, nie mogę się zdecydować jak mam odnosić się do tego rozdziału. Wiem, że masz co do niego wątpliwości i nie chcę, żeby moja opinia(często zbyt subiektywna) zaważyła na Twojej ocenie. Znasz mnie i mój gust — lubię opisy, rozterki, emocje, drugie dno wypowiedzi i mowę ciała(dlatego ukłon w Twoją stronę, że Extance zwróciła na to uwagę). Nie mówię, że mi ich brakowało, ale, cóż, były jakby mało treściwe. Może to przez to, że nie chcesz jeszcze za dużo zdradzać na temat bohatera(tu w szczególności odnoszę się do Draco), ale ja bardzo chętnie dowiedziałabym się czegoś więcej. Choćby kilka drobnych wskazówek.
Tak jak mówiłam — to wcale nie jest zły rozdział. Tak chyba najtrafniej będzie to wszystko ująć: jest po prostu rozdziałem. Jakbyś tego nie odebrała — uważam, że śmiało możesz zostawić wszystko bez zmian. Strasznie plączę się we własnej wypowiedzi, ale koniec końców naprawdę sądzę, że to dobry tekst i nie powinnaś go kasować.
Jak na pierwszą sesję wszystko przebiegło nad wyraz spokojnie. Extance jest strasznie dziwną terapeutką — o ile dobrze pamiętam, posługuje się bardzo dobrze zamaskowanym szantażem by wymóc na nich obecności na sesjach. Nie wiem czy tak właśnie postępują szanujący się lekarze. Dziwna sprawa.
Bardzo podoba mi się pomysł wspólnego opiekowania się Bijącą Wierzbą. To na pewno zbliży ich bardziej niż wymuszone dwie godziny w gabinecie. Kto wie — może wrócą Scorpius i Rose?
xxx
Witaj, zostałaś nominowana do Liebster Blog Awards. Po pytania zapraszam na
OdpowiedzUsuńhttp://tak-wiele-dni.blog.pl/
Pozdrawiam,
dubhean