Popielate sklepienie, ledwo widoczne w burzową noc, ozdabiane surowymi płaskorzeźbami i kamiennymi gargulcami, które łypały na wszystkich z góry; oceniały jakby każdego, kto leżał na szpitalnym łóżku. Na Malfoya patrzyły niesłychanie obficie, karały go spojrzeniem za bezsenność. Chłopak, gdy tu przeszedł ledwo martwy, nie wyglądał przynajmniej tak pusto, jak w tę noc; oczyszczony z własnej krwi i popiołu. Miał otwarte oczy, ale w ciemności nijak oddawały stalowy kolor, wydawały się tęczówki jego wręcz czarne, tak samo jak oczodoły. Chłopiec, a może już mężczyzna, co jakiś czas kaszlał zamaszyście. Kaszel chyba nie pozwalał mu na sen, ale prawdziwy powód mógł znać tylko on o platynowych włosach.
Burza zaczęła grzmieć za oknem. A gdy posypały się błyskawice, skrzydło szpitalne na kilka sekund wydawało się tak jasne, jakby wszystkie lampy naraz rozjarzyły się najostrzejszym światłem. Malfoy jednakże zauważał zmiany z opóźnieniem, kiedy burza trwała już godzinę, on dopiero zwrócił twarz w stronę okna, jakby wrócił z tajemniczej i tylko sobie znanej krainy. Był niby senny, ale oczy miał skupione i wpatrzone w jedno miejsce. Potem, gdy noc trwała w połowie; ciemnej, mokrej, zimnej; on wstał, zrzucił z siebie kołdrę i podszedł do okna. Jego brzuch opleciony był bandażem, jedynie tors miał odsłonięty. Blada skóra odstawała od ciemnego skrzydła szpitalnego, skóra też jakby napawała się chwilowymi przebłyskami za oknem. Mężczyzna, chociaż nietypowo urodziwy, w tą noc wydawał się dziwnym aniołem o ciężkich ranach. Był ranny, zbierał grzechy za zjadaczy chleba? A może był aniołem ciemności i kosił żniwa, polegając w walce? Jego twarz nie dawała jasnej odpowiedzi, była bez wyrazu. Chłopak okiełznał dla siebie pustkę. Nawet burza nie wpłynęła na niego specjalnie, chociaż stał przy oknie, wpatrując się w nią od dłuższego czasu. W pewnym momencie nawet odwrócił wzrok z niewiadomej przyczyny od okna. Spojrzał na łóżko, w którym spała dziewczyna o kasztanowych lokach rozrzuconych na poduszce; ale co z tego, że mężczyzna patrzył, skoro szare oczy były jak tafla lustra? Możesz w nich widzieć to, co chcesz i dopowiedzieć swoją historię. Nie jego.
Dziewczynie unosiła się równomiernie klatka piersiowa; napojona była eliksirem, by leżeć do samego rana. Czy łączyły chłopaka i dziewczynę jakiekolwiek stosunki? Czy byli sobie drodzy? Nie. Kiedy trafili tu popołudniu, byli dla siebie obojętni jak powietrze. Nie odzywali się i nie patrzyli nawet we własnym kierunku. Tylko pielęgniarka wirowała między tą dwójką, chyba kobieta nie zdawała sobie sprawy, że odpowiada jej cisza. Była tak pochłonięta pracą…
Mężczyzna zmarszczył brwi, gdy błyskawica za oknem rozjaśniła pokój, a Hermiona Granger zaczęła miotać się po łóżku. Krople potu zaczęły występować na jej czole, nierówny oddech wydawał się z niej głośno; wyglądała, jakby opierała się torturom (jak w Malfoy Manor, gdy Bellatriks…). Draco nie zareagował, spojrzał w okno. Dziewczyna była wrogiem i chociaż świat miałby stanąć na głowie, prawo to nie miało podstaw do zmian. Choćby minęły setki lat i tysiące bitew, w których on by ją uratował — zawsze będzie to nienawiść. Malfoy spojrzał w konsternacji na swój brzuch, a raczej owinięty bandaż na nim. Uratowałem Hermionę Granger. Po co? Nie chciał odkupienia, nie był słaby, nie miał wyrzutów sumienia. Ale i tak ją zakrył swoim ciałem jak tarcza. Jej pochodzenie i nawet uroda czy osobowość nie była warta, by narażać samego siebie na śmierć. Ale uratował ją. Czemu? Spojrzał na nią ostatni raz, a burza zamilkła, może dając mu czas i ciszę na wysnucie odpowiedzi. Jednak Malfoy jej nie znał. Choćby myślał całą noc, uratowanie Hermiony Granger było najbardziej spontaniczną decyzją, której nie dało się racjonalnie wytłumaczyć.
Chciał zapomnieć o godzinach w hangarze, kiedy krew wypływała z niego tak rzewnie, a on majaczył tak, by rozmawiać z Hermioną Granger. Chciał zapomnieć na chwilę, że umierał i poznał Rose, która miała dziwnie znajome oczy, złociste jak miód. Zamiast wymazać wspomnienia, wrócił do szpitalnego łóżka nad ranem. Hermiona niemalże krzyczała przez swoje senne koszmary, ale Malfoy nie miał problemu, by jej krzyki zignorować i zasnąć głęboko.
*
— Ma pan szczęście, panie Malfoy, że panna Granger była w pobliżu!… inaczej nawet eliksir uzupełniający krew by nie pomógł i nie miałabym, czego po panu zbierać — gderała pielęgniarka, podchodząc do jego łóżka z naręczem fiolek.
— Ogromne szczęście. — Chociaż pielęgniarka była zbyt zajęta, by doszukać się czegoś w jego głosie; Hermiona wyczuła w nim tą zwykłą dla Malfoya ironię. Nie spojrzała nawet, żeby się przekonać… czuła na sobie jego dziwny wzrok. Nie potrzebowała potwierdzenia w jego oczach. Nienawiść, pogarda — przywykła do nich — pustka również w szarych oczach nie była jej obca. Rose i Scorpius byli tylko skutkiem utraty krwi. Rola Rose i Scorpiusa była także epizodyczna. Nie było jej żal, bynajmniej!, przywykła do nienawiści, do ignorancji; miała nadzieję, że już nigdy nie będzie musiała z nim rozmawiać w taki sposób jak w hangarze. Nienawiść była o wiele prostsza, a wybaczenie niemożliwe… Zaraz, moment, sekundę… Jakie wybaczenie? Nie chodziło jej o to! Co za niefortunny ciąg myśli.
— Panno Granger, eliksiry, ale już! — Madame Pomfrey niemalże dyszała jej w kark z zagniewaną miną. Hermiona przyjęła od niej posłusznie każdy eliksir, choćby nie wiadomo jak krzywiący, i wypiła do dna, aby nie sprawiać kobiecie większego kłopotu. — Chociaż z tobą nie ma tylu problemów… pan Malfoy myśli, że pozjadał wszystkie rozumy.
— A nie ma za grosz własnego — odpowiedziała pod nosem. Gdy pielęgniarka odchodziła, zdawało się Hermionie nawet, że uniosła kąciki ust, ale mogło jej się tylko wydawać. Pomfrey odeszła do łóżka na końcu sali, na którym leżał nadal nieprzytomny Teodor Nott. Hermiona obserwowała starszą kobietę, jak krząta się wokół chłopaka, który wyglądał jakby był niedaleko od śmierci — kiedy odgradzali przejście do Hermiony i Malfoya, ekipa ratunkowa znalazła Teodora, ledwo oddychającego. Mimo zaklęć, przygniotła go sterta kamieni, Ślizgon miał zmiażdżone kości, które na szczęście w jedną noc pielęgniarka zaleczyła. Chociaż, mimo fachowej opieki, on nie wybudzał się. Dalej słaby i upiornie blady. Madame Pomfrey załamywała ręce, uważała, że pacjent musi sam dojść do siebie po tak ciężkich obrażeniach. Ale na szczegółowe pytania, kiedy chłopak się wybudzi, nie potrafiła odpowiedzieć. Hermiona nie umiała zapytać też, czy Nott w ogóle się wybudzi. Malfoy również milczał.
— Hermiono, jak się czujesz? — Do skrzydła szpitalnego weszła Ginny, obok niej, w znacznej odległości, kroczył Blaise Zabini. Malfoy i Granger przyglądali się, jak oboje wchodzą, ale ani Weasley, ani Zabini na siebie nie spojrzeli chociażby kątem oka. Hermiona momentalnie przypomniała sobie słowa Notta: Zapłacić informacjami, Granger. Dość ciekawymi, jeśli miałbym być szczery. Np. dlaczego Zabini nagle zaczął dręczyć twoją rudą koleżankę… Ginny usiadła przy jej łóżku i spojrzała zmartwionym wzrokiem na bladą twarz przyjaciółki, po czym wyciągnęła różdżkę i rzuciła Muffliato. Obie spojrzały w stronę Malfoya i Zabiniego, ale, chociaż Dracona usta ruszały się, nie wydobywał się z nich dźwięk; najwyraźniej wpadli na ten sam pomysł.
— Dobrze. Pomfrey chciała mnie tylko zostawić na obserwacji. Nic mi nie jest. — Machnęła ręką. Ginny obróciła się w stronę Malfoya, a potem nachyliła się nad Hermioną, szepcząc konspiracyjnie:
— Podobno uratowałaś mu życie.
Hermiona z początku nie wiedziała, co odpowiedzieć. Uratowała mu życie, zaraz potem oczywiście, kiedy to Malfoy zakrył ją własnym ciałem przed walącym się sufitem. Ale co miała Ginny odpowiedzieć? Prawdę? Nie obyłaby się ona bez echa. Gdyby powiedziała, że to ona jest dłużniczką Malfoya… zerknęła w jego stronę, który w tym czasie słuchał w skupieniu Zabiniego. Zaczęła się zastanawiać, czego on by chciał.
— To nic takiego — odparła.
— Nic takiego? Uratowałaś tyłek tej tlenionej fretce! Kiedy to on wyzywał cię tysiące razy, nienawidził ciebie i twoich przyjaciół, obrażał mnie i moją rodzinę… Podziwiam cię, Hermiono.
— C o?
— Naprawdę, podziwiam cię. Nie wiem, czy potrafiłabym tak o — tu pstryknęła palcami — o wszystkim zapomnieć i mu pomóc. Ale ty zawsze byłaś bezinteresowna — dodała, jakby to tłumaczyło całą historię. Dopiero kiedy Ginny powiedziała to na głos, Hermiona zrozumiała, jak bardzo jej zachowanie było niedorzeczne. Nie mówiła oczywiście o zatamowaniu krwawienia, ale o rozmowie, jaka się wywiązała. Był jej wrogiem, kanalią, obrażał nie tylko ją, ale i Ginny, Harry'ego, Rona… całą rodzinę Weasleyów, czyli osoby, których uznawała również za swoją rodzinę. Ta cała sytuacja tak uderzyła jej do głowy, była wtedy tak zdenerwowana, że zapomniała o całym świecie. Powinna go uratować i zostawić ich położenie bez słowa, a potem po prostu zapomnieć. Wtedy, bo starała się to przed sobą wytłumaczyć, to nie był Draco Malfoy tylko Scorpius; chłopak, który nie lubił arystokratów, miał mieszaną krew i rozmawiał z nią na filozoficzne tematy, o cierpieniu i bólu. Draco Malfoy by jej nie uratował i nie zaczął z nią rozmawiać. Z tym przeświadczeniem zaczęła z Ginny mówić o mniej wymagających tematach; przyjaciółka zdała jej relację randki z Harrym (nie uwzględniając jej końca, ale o tym Hermiona nie musiała przecież wiedzieć).
— PANIE MALFOY! MARSZ DO ŁÓŻKA! — Hermiona i Ginny podskoczyły, gdy wrzask pielęgniarki przeszedł echem po szpitalu. Obie obejrzały się w tamtą stronę, gdzie Malfoy stał przy swoim łóżku, a kobieta, o wiele niższa od niego, zagradzała mu drogę. Chłopak patrzył na Madame Pomfrey z góry, platynowa grzywka opadła mu niemalże na oczy, ale na stojącą przed nim pielęgniarkę nie zrobiło to wcale wrażenia. Groziła mu palcem, a swoje dalsze słowa mówiła ostro i tonem, który nie znosił sprzeciwu. Malfoy zignorował ją, a jedynie sięgnął po swoją koszulkę, bo dalej pozostawał w samych spodniach i z bandażem owiniętym wokół brzucha. Wciągnął ją na siebie, a pielęgniarce zaczynało brakować tchu, by dalej krzyczeć na swojego pacjenta.
Zabini nagle wrócił do skrzydła szpitalnego, wylatując wcześniej z niego całkiem niezauważalnie.
— Idziesz? — zapytał Blaise, ale na widok miny uzdrowicielki, postanowił zostać we framudze i nie wchodzić do środka. Malfoy kiwnął głową.
— Do widzenia — rzucił za sobą, co ledwo dało się usłyszeć. Kobieta stała w tym samym miejscu jeszcze przez minutę, a potem wróciła do swojego gabinetu, trzaskając drzwiami tak mocno, że Hermiona zdziwiła się, iż Teodor Nott nie przebudził się ze śpiączki. Ginny, ni stąd ni zowąd, uśmiechnęła się, jakby tamowała wybuch śmiechu.
— W sumie… co ja cię podziwiam. Musiałaś go obmacywać! Dziewczyno, zazdroszczę! — parsknęła złośliwie, komplementując żywo jego klatkę piersiową. Hermiona spojrzała na nią, jak na ostatniego czubka. — Przecież żartuję… Ale to dziwne, że ktoś taki w miarę... wyglądający, może być w środku zgniły.
— Musi istnieć jakaś równowaga. — Odpowiedziała, a Ginny, chociaż nie miała ku temu rozsądnego powodu, spojrzała na Hermionę podejrzliwie. Siedziały w milczeniu, bo jedna z głową w chmurach, a druga główkująca, co ją takiego ominęło… Ginny spojrzała na miejsce, gdzie poprzednio leżał Malfoy. Kołdra była pomięta, a prześcieradło prawie dotykało podłogi. Ile czasu Hermiona i Malfoy spędzili razem pod zniszczonym hangarem, i ileż nienawistnych słów musieli sobie w tym czasie powiedzieć? Czy Hermiona milczała, czy mówiła mu to, co leżało jej na sercu? Na pewno zachowała się rozsądnie — Hermiona zawsze była rozsądna i prawie nigdy nie dała się oczarować emocjom, ale Ginny czuła, że coś jest nie tak. Kiedy Malfoy wychodził, Ginny starała się nie patrzeć na Zabiniego, a Hermiona na Malfoya. Ona miała ku temu powody! W końcu spała z Zabinim i dopiero wrócili z jego sypialni, na dodatek to nie był pierwszy taki incydent… Ale Hermiona? Na pewno nie miała tego samego dylematu, co ona. Niezręczność jednak wisiała w powietrzu, można było ją z łatwością wychwycić. Ginny spojrzała na pacjentkę, lustrując ją badawczym wzorkiem.
— Hermiona! — Jakiekolwiek pytania, które rzucały się Ginny na język, zostały niezadane przez przybycie Rona i Harry'ego. Wyraźnie zatroskani i oszołomieni niemal podbiegli do jej łóżka; policzki mieli zaróżowione. Musieli właśnie dowiedzieć się, co się stało.
— Ja?…
— Zabiję tego śmierciojada! Co on ci zrobił? — Ronowi poczerwieniały uszy, a Hermiona nie bardzo rozumiała, na pewno barwną, teorię Rona.
— Malfoy?… Mi? Nic. Ale prawie sam umarł — odparła, czując, że ta informacja delikatnie Rona pocieszy. Nie była z niego dumna, że komukolwiek, nawet takiemu Malfoyowi, życzył śmierci. Hermiona tylko jednej osobie kiedykolwiek życzyła źle: Voldemortowi. A Malfoy nawet jemu nie dorastał do pięt… dlatego go uratowała. Bo chociaż zawinił, popełniał błędy, za które pewnie się nie wstydził, miał prawo żyć. I ona miała wrażenie, że trafiła w sedno, dlaczego to on zakrył ją własnym ciałem. Bo każdy ma w sobie tyle samo zła i dobra. Malfoy świadomie wybierał źle, najprawdopodobniej kalkulował wady i zalety; często podejmując złe, niemoralne decyzje, mając wtem korzyści dla samego siebie — jednak kiedy ją uratował, nie miał czasu na kalkulacje. Jego spontaniczność i pewne ruchy pierwotnie wyryte, jak w każdym człowieku, miał dobre… niekrzywdzące.
Myśli Hermiony popłynęły tym torem, którego końca jeszcze nie widziała… miała nawet nieswoje wrażenie, że Malfoy będzie od teraz częstszym gościem w czasie jej dnia. Już teraz zapełniony grafik jego imieniem dawał jej się we znaki! Musiała go widzieć podczas renowacji hangaru, a również tak długo odwlekana wizyta u Extance czekała na nią.
Na nich?
I wraz z tym dziwnym sprostowaniem, zrozumiała, że nie czeka ją spokojny, powojenny okres. Powróciła więc do rozmowy z Harrym i Ronem… już po minucie wyczuła to napięcie! Nie tylko między nią a chłopakami, Ginny i Harry też unikali swojego wzroku, stali nawet po dwóch stronach jej łóżka… Skoro randka przebiegła prawidłowo, co było takiego nie do opanowania? Wysłała Ginny pytające spojrzenie, ale ta wzruszyła ramionami i tyle było z tej telepatycznej rozmowy.
Nawet między Hermioną a Ronem i Harrym dyskusja nie kleiła się, i gdy ich troska zniknęła szybko jako temat rozmowy, zrobiło się jakoś sztywno. Nie rozmawiali ze sobą może i kilka dni, nie było na to czasu. Ale przecież kilka dni w tą czy we w tą nie powinno robić tak wielkiej różnicy. Zwłaszcza, że przyjaciółmi są od lat. Odkąd Harry i Ron uratowali ją przed górskim trollem! Przyjaźń zrodzona z przygody i w późniejszym czasie właśnie na różnych przygodach ona się opierała. Od samego początku, chociaż zabrzmi to wyjątkowo smutno, jako przyjaciele mieli jeden cel: zabić, zniszczyć Voldemorta, czy też ciemne moce. Teraz nie mieli nic. Żadnych intryg, żadnych spisków. Stracili fundament.
Ron i Harry chcieli kiedyś, aby i Hermiona została aurorem. Podświadomie czuli, że w ten sposób właśnie wszystko pozostanie niezmienne. A zmianom bardzo trudno stawić czoła, jak okazało się w późniejszym czasie.
*
Wejście do starej klasy historii magii okazało się równie łatwe, co poddaństwo i uległość względem szkolnej pielęgniarki, która budziła tyle samo respektu, co zawsze; niejeden nauczyciel mógłby jej zazdrościć autorytetu.
Hermiona bez zastanowienia chciała usiąść na fotelu przed biurkiem Extance, ale… wystrój zmienił się od ostatniego czasu; zamiast praktycznie pustej klasy, zastała pragmatycznie urządzony gabinet. Elegancka sofa z brązowej skóry, połyskująca przez światło dwóch lamp, które stały po obu końcach kanapy… szkliste abażury były wzorowane na wielokolorowych witrażach, przez które światło nie było tylko białe, ale i zdarzały się zagięcia o zielonej, niebieskiej lub pomarańczowej barwie; reszta kolorów gdzieś zginęła. Za kanapą była biała ściana, nieozdobiona żadnym malunkiem w ramce. Natomiast przed sofą, dokładnie dwa metry dalej, w odmierzonej równoległości, stał fotel obity w tą samą, brązową, połyskującą skórę. Leżały na nim dwie teczki.
W jakby drugiej części pokoju, po prawej stronie, stało to samo, czarne biurko z krzesłami dla gości. Tam również Hermiona dostrzegła panią psycholog i Malfoya.
—… to nie jest możliwe, Draco — przerwała w połowie zdania, gdy Hermiona weszła do środka. Extance wyglądała w nowym wystroju gabinetu tak samo, jak wcześniej; jej krwistoczerwona szminka zdobiła lub szpeciła usta, a eleganckie czarne spodnie i żakiet leżały na niej z prezencją, bez żadnego zagięcia czy plamki. Na widok Hermiony wskazała im brązową sofę. Bez przywitania i jeszcze dawniejszych animozji, grzeczności — usiedli. Hermiona na jednym końcu kanapy, Malfoy na drugim.
— Czuję się zaszczycona, że znaleźliście dla mnie czas — zironizowała i porwała z fotela dwie teczki, także siadając z kamienną twarzą naprzeciw nich. Jedna teczka była czarna, druga złota. Hermiona już otwierała usta, by wszystko wytłumaczyć, ale Malfoy spojrzał na nią bykiem, a Extance skinęła ręką, by Granger milczała. Tak oto zapadło niewzruszone, napięte milczenie.
Psycholog otworzyła złotą teczkę i wyjęła kilka kartek, bądź dokumentów. Przegryzła przy tym w skupieniu wargę; czerwona szminka ubrudziła jej zęby.
— Nie mam już czasu na wzruszające wstępy — zaczęła, nie odrywając wzroku od białych, czyściutkich kartek. Polizała palec, by przewrócić zlepione strony. — Nigdy jeszcze nie zostałam tak zlekceważona. Zazwyczaj moi pacjenci ustawiają się w kolejkach, by zapisać się na następną wizytę, a wy…
Hermiona spuściła głowę na swoje stopy, a Malfoy w dalszym ciągu patrzył, jak Extance ciągnie swój monolog; twarz miał nieprzystępną i apatyczną.
— A wy… — Pokręciła głową i uśmiechnęła się lekko pod nosem. Uniosła wzrok na swoich podopiecznych, a w kącikach oczu dało się zauważyć pewne delikatnie, magnetyczne iskry. Dla Hermiony były one dziwne, i jakieś złe. —… Spędziliście ze sobą sześć godzin pod zawalonym sufitem. Pokrzyżowaliście mi plany. Nie zamierzałam na was spuszczać terapii szokowej.
Hermiona, widocznie zdezorientowana, podniosła niezrozumiały wzrok z podłogi na Malfoya. Potem nastąpiła między nimi napięta nuta, pt. ,,Czy Malfoy powiedział Extance o Rose i Scorpiusie?". Nie mogła sobie na to pytanie odpowiedzieć, blondyn nawet na nią nie spojrzał. Miał oparty policzek na lewej dłoni, Hermiona widziała tylko jego prawy profil! — zmrużyła oczy i chociaż dalej miała wątpliwości, odpowiedziała:
— Ja i Malfoy znaleźliśmy się w nieodpowiednim miejscu i czasie, to wszystko — odparła sucho.
(Nie umiesz kłamać, Granger).
— Sugerujesz, że nie zamieniliście ze sobą przez tyle czasu żadnego słowa?
(Ona ci nie wierzy, zamknij się).
— Nie zamieniliśmy ze sobą ani jednego słowa, które nie byłoby obelgą — poprawiła kobietę; Extance miała minę rozbawioną. Bawiła się w prawej dłoni długopisem i zapisała nim coś na kartce ze złotej teczki. Na ustach miała coś na kształt cienkiej kreski, ale jej kąciki unosiły się ku górze. Dopiero po tym jakbyuśmiechu Malfoy zerknął na Granger i pokręcił głową, co mogła zauważyć jedynie o n a. Hermiona przyjrzała się stalowym tęczówkom, i trwało to tylko sekundę, która nie znaczyła nic w całej dobie dni czy tygodni, ale została zapamiętana przez oboje na odległe lata. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, a kasztanowe włosy z nagłą pewnością siebie zaplotła za ucho, odważnie odkrywając twarz i czekając na odwet Extance. Malfoy przyglądał się jej jeszcze jedną, ostatnią, mozolną sekundę, aż sesja rozpoczęła się całkowicie.
Extance wyjęła swoją czarną jak smoła różdżkę, a w jej lewej dłoni pojawił się budzik, który później okazał się stoperem; kobieta nastawiła go na dwie, (równe co do s e k u n d y), godziny.
— Czas: start.
*
Dzisiaj mijają dwa tygodnie od dodania ostatniego rozdziału, trochę smutne, a trochę mam to gdzieś. Jestem tak zmęczona! Ale nie przybyłam tu marudzić. Oby rozdział Was nie zawiódł, ja mam trochę sprzeczne uczucia, ale to pewnie dalej z powodu niewyspania. A jak u Was z nowym rokiem szkolnym/akademickim? (:
Boskie. Dopiero teraz trafiłam na Twojego bloge i jestem pod wielkim wrażeniem. Podziwiam. A co do rozdziału, to uważam , że naprawdę dobrze przemyślany ii napisany. Sam pomysł jest świetny i z niecierpliwością czekam na następny rozdział. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńOu, nowa osóbka, jak miło. :)
UsuńCieszy mnie, że dałaś o sobie znać i tak Ci się podoba; aż uśmiech samoistnie mi się ciska na usta nooo. Do następnego, pozdrawiam!
Scena, którą opisałaś na początku jest przesuper. Taki mroczny klimat i takie awawaw :3
OdpowiedzUsuńI super, że Draco nie budził Hermiony z koszmarów czy coś.
Baaaardzo zastanawia mnie ten trójkąt Ginny-Blaise-Harry. W sensie, umawia się z jednym, sypia z drugim, ale jak to wszystko się stało i... No jak?! Chyba, że na Harry'ego już nie ma tam miejsca, no bo ze sobą nie rozmawiali ;-; Nadal nie lubię Extance. Spadł na was sufit? Z pewnością zrobiliście to, żeby ze mną nie rozmawiać! Głupia jest i tyle. Tututu, no i co tam jeszcze, jak zwykle, tyle myśli, a nie umiem nic napisać. U mnie w szkole jest super, chociaż nauki sporo, ale jakoś się przyzwyczaiłam, chociaż mogłabym poświęcać więcej czasu na te lekcje :-; Prawie na każdym sprawdzianie brakuje mi 1pkt do piątki, ten ból ;-; Ale ogólnie, nie jest tragiczne :3
Weny, czasu, odpoczynku
B.
Chyba pierwszy raz początek rozdziału podoba mi się bardziej, niż cała reszta. Pisałam to w nocy, aaa… cudowny czas.
UsuńDraco jej nie budził, bo miał ją gdzieś. Mam nadzieję, że nikt nie doszukał się w tym jakiegoś romantycznego dna.
Trójkąt?! Uwielbiam Cię, Black! Harry i Ginny się do siebie nie odzywają, bo… to chyba wytłumaczyłam w siódmym rozdziale? Tak, to siódemka (ta scena na boisku). Ale to jest wątek na cały tom 1, więc spokojnie.
U mnie też szkoła niesamowita, i miałam dokładnie tak samo! Brakowało mi punktu z przedsiębiorstwa, historii i czegoś tam jeszcze. Myślałam, że zaraz kogoś utłukę… :)
Tobie też weny (takiej graficznej), czasu i odpoczynku.
Sprzeczny. Na początku mroczny, później normalny, a końcówka dziwna, być może przez tą lekarkę (której nie lubię). Obwinia bohaterów o zdarzenie, na które nie mieli wpływu, a na podstawie poprzednich rozdziałów uważa siebie za osobę inteligentną. Jestem ciekawa jak miną te dwie godziny sesji.
OdpowiedzUsuńczekam na następny rozdział.
Życzę weny, czasu i odpoczynku.
Pozdrawiam
Kasia
Może trochę sprzeczny, nie mnie oceniać. Ale dobrze, że określacie początek jako mroczny; poświęciłam go w końcu Malfoyowi, który jako myśli nie ma kolorowanki i tęczy. :)
UsuńTeż pozdrawiam, do następnego!
Cholera. Jakiś dynamit, bomba atomowa po prostu. Ta jedna, konkretna, najlepsza sekunda zmiażdżyła mnie, jakby przeszło po mnie stado hipogryfów. Taką lawą to ja mogę dostawać codziennie.
OdpowiedzUsuń*Rumieni się*
UsuńWszystkie osoby na górze napisały to, co chciałam napisać, ale i tak się powtórzę, co mi tam szkodzi. Rozdział jest naprawdę dobry! Zresztą, jak wszystkie inne teksty, które wyszły spod Twoich rąk. Możesz sobie mówić, że wszystko mi się zawsze podoba, ale zauważ, że w przeciągu tego czasu, od blinny, przez powojenną, na renowacjach kończąc, moje oczekiwania co do tekstów się zmieniały, z czasem zaczęłam zwracać uwagę na inne, bardziej szczegółowe sprawy. Nie wiem po co to piszę, zignoruj to może.
OdpowiedzUsuńRozdział podobał mi się zarówno pod względem tego, co się działo (że akcja) i zarówno pod względem stylistycznym. Twój styl pisania przechodzi ogromną rewolucję, to dobrze. Wszystko dokładnie opisujesz, czytelnik idealnie może się wczuć w daną sytuację. Tak jak Mrs Black, wyjątkowo spodobał mi się początek rozdziału, kiedy to Malfoy chodzi po sali w nocy, w czasie burzy. Ładnie napisane, dobrze przemyślane. Też za bardzo nie rozumiem w co gra Ginny, ale pewnie niedługo się okaże, jaki będzie miała finał jej historia. Końcówka jak zwykle ogromnie mnie zaciekawiła, w końcu skończyłaś w tak napiętej chwili. Jestem ciekawa jak przebiegnie ich pierwsze spotkanie, jestem ciekawa jak to opiszesz.
Czekam na dziesiątkę.
M.
Rozumiem! To normalne, że przechodziłaś te same modyfikacje w guście, co ja w tekstach. Jakie my synchronizowane. :)
UsuńEch, dziękuję za wszystkiego miłe słowa i to, że rozdział Ci się podobał, salviomie ty. Już wczoraj widziałam twój komentarz, ale nie byłam w stanie na niego odpowiedzieć. Wiesz czemu. Ale i tak kc, mordo.
Dziesiątka tworzy się szybko, ale pewnie i tak będę musiała poprawiać ją kilka dni, dopisywać. Także do następnego tygodnia! (;
CZTERDZIEŚCI LAT MINĘŁO JAK JEDEN DZIEEEEEŃ!!!!
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego, salviom, kapucino, gołembiu, ksienżycu, gwiazdo jasna, krasnalu, gnomie ogrodowy... Po prostu jak najlepszych wspomnień, samych pięknych chwil i uśmiechu na co dzień. :)
"Na karuzeli życia pokręcisz się..." - kręć się do woli, ma droga! Niech sufit mówi Ci co robić, a gwiazdy niech mrugają do Ciebie, pokazując znaki migami...
M.
NIE JESTEM TAKA STARA, KROWO TY! Czterdzieści lat, excuse me?
UsuńTy wiesz, że nie umiem wyrazić, jak bardzo jestem Ci wdzięczna. Ech, pamiętasz, jak ty się czułaś, kiedy dałam Ci prezent? To czuję coś takiego sto razy mocniej. HEHE.
Dziękuję, mój księżycu.
Sto lat Salvio!!!!111!1!1!!!one!!111!
OdpowiedzUsuńSłaba w tym jestem, więc życzę tylko wszystkiego najlepszego, weny, czasu, snu, piniondzów, zdrowia, dobrych ocen, pamięci fotograficznej (nie wiem, ale to musi być przydatne) no i nie wiem jak tam z tym u Ciebie, ale takiego jedzenia, które na pewno nie idzie w brzuch i nogi, co nie
Dziękuję!1!11jeden
UsuńNie jesteś słaba, Twoje życzenia mnie urzekły baardzo! A pamięć fotograficzna się przyda, zwłaszcza teraz. Help.
JAK KTOŚ MI ŻYCZY JEDZENIA TO… JESTEŚ NA MOJEJ ZŁOTEJ LIŚCIE.
Witaj!!
OdpowiedzUsuńRazem z pozostałymi administatorkami Katalogu Granger pragnę złożyć Ci najserdeczniejsze życzenia z okazji urodzin! Czego życzymy Ci w tym wyjątkowym dniu? Przede wszystkim radości z każdego kolejnego dnia i uśmiechu, który nigdy nie zniknie z Twojej twarzy! Samych najwierniejszych przyjaciół, najsilniejszej miłości, nieskończonej weny do pisania swoich opowiadań i... och, po prostu wszystkiego najlepszego!
Pozdrawiam i życzę miłego wieczoru!! :)
Jak mi cholernie miło, haha. Dziękuję bardzo całej załodze Katalogu Granger. Ja też nie zapomnę o Waszych urodzinach! Pozdrawiam. xx
Usuń