15.1. Jak dwoje pustelników.

— Ciekawe, jak się ma — zamyślił się. Przeczesał zmierzwione włosy, jeszcze bardziej je targając. Chciał wyglądać, jakby dopiero co zszedł z miotły. Robił tak, odkąd widział wspomnienie swojego ojca.
Ron wzruszył ramionami. Zaczytywał się w nowym prenumeracie gazety o quidditchu, w którym była mowa o jego ulubionej drużynie.
— Rozmawiałem z nią parę dni temu — kontynuował Harry — ale jak to Hermiona, musiała biec do biblioteki. 
— A ona nie była zamknięta? — mruknął Ron, nie odrywając wzroku od zdjęcia najnowszej miotły.
— Pince pewnie długo nie uporałaby się ze zniszczeniami, gdyby nie Filch — powiedział, napotykając przerażone spojrzenie przyjaciela. Pokiwał głową w ramach solidarności i przeszedł do konkretów, nie wchodząc w szczegóły romansu woźnego z bibliotekarką: — Hermiona dziwnie się zachowuje.
— Chodzi na całe dnie do biblioteki, pewnie mało je, sypia... co w tym dziwnego? — zapytał, odkładając magazyn. Nie mógł się skupić na czytaniu, kiedy Harry oczekiwał czegoś więcej niż monosylab jako odpowiedzi. Harry zastanawiał się przez chwilę, aż wpadł na pomysł.
— Będę ją śledzić — odparł nagle i zerwał się z łóżka. Kolana uderzyły o ziemię, wydając charakterystyczny dźwięk. Rzucił się na swój kufer. Wywalił połowę rzeczy, rozrzucając je wokół osi swojej walizki. Ron patrzył na niego z lekkim zainteresowaniem, ale jego mina bardziej była pokryta troską. Harry dostawał świra.
— Po co? — zdziwił się.
— Przecież chodzi do tej Extance, no nie? Nie sądzisz, że to trochę dziwne? Niepokojące? 
— No tak. Tylko że ty też do niej chodzisz — zauważył Ron, ale przyjaciel go nie słuchał. Znalazł to, czego szukał. Kawałek pergaminu już po sekundach zaczął wypełniać się mapą Hogwartu. Szczegół po szczególe. Minuta minęła. — Stary, kurczę, wiem, że się nudzisz, zero adrenaliny, Sam-Wiesz-Kogo nie ma, ale, serio... Hermiona?
— Która godzina? — Harry zignorował poprzednią uwagę. 
— Piętnasta cztery. A co? — Zmarszczył rude brwi.
— Co Hermiona zazwyczaj robi o tej godzinie?
— Jest sobota, więc pewnie jest w bibliotece — powiedział po chwili namysłu. Harry zamilkł i raz po raz składał i rozkładał mapę. Ron w tym czasie zdążył ziewnąć, zjeść kilka karmelków i zawiesić plakat ulubionej drużyny nad łóżkiem. 
— Hermiony nie ma na mapie.
— Hermiony nie ma na mapie? — zdziwił się tak samo jak Harry Potter. Ron absolutnie nie wiedział co to znaczy, nie wiedział, gdzie podziewa się ich przyjaciółka, ani co robi. Był jednak przekonany, że Harry nie zostawi tak tej sprawy. Jego mina mówiła sama za siebie; nie wiedział, jakie emocje grają główną rolę w Harrym. Troska mieszała się z chęcią zwycięstwa. 

*

— Hermiona... 
— Granger — dokończył za nią, ściskając jej dłoń na przywitanie. Nachylił się, by niczym dżentelmen ucałować dłoń damy, lecz dama sobie tego nie życzyła i zabrała rękę. Chuck w pierwszej chwili zmrużył oczy, ale w następnej uśmiechnął się serdecznie. Uścisnął dłoń Draconowi (mocniej niż wypadało) i przysunął sobie krzesło do stolika. Oczy Chucka cały czas wędrowały w lewo, tam siedziała Hermiona.
Mężczyzna, bo wyglądał na ponad trzydzieści lat, był natarczywy. Trochę ją to peszyło, ale nie zamierzała był rumiana i zanosić się dziewczęcym chichotem z jego żartów. Hermiony twarz przypominała kamień. Gładki i jasny.
Kilkudniowy zarost wpasowywał się mężnie w twarz Chucka. Ramiona obrysowane trwałymi tatuażami musiały znaczyć coś w czarodziejskiej kulturze, bo on sam nie wyglądał, jakby miał styczność z mugolskim tatuażystą.
Miał surowy wyraz twarzy, chociaż oczy miał łudząco podobne do oczu Harry'ego. Bladą cerę i podkrążone oczy jakby ukradł Teodorowi. 
Hermiona otwarcie mu się przyglądała.
— Więc, Draco, co ciebie i twoją przyjaciółkę do mnie sprowadza? — zapytał Chuck, szeroko rozstawiając nogi i opierając się luźno o krzesło z założonymi rękami na torsie. Lekko przekrzywił głowę, cały czas patrząc na Granger, a mówiąc do Malfoya. — Albo czekaj, nie odpowiadaj. Później o tym pogadamy.
Draco nie wyglądał na zdziwionego. 
— Daruj sobie. Na Granger to nie zadziała — zakpił, popijając swojego drinka. Chuckowi stężała mina. Odwrócił wzrok od Hermiony.
— Malfoy... — zaczął surowo.
— Och, znowu ten ton. Pofarbuj się na blond i rób za mojego ojca. — Wiele się zdarzyło po tych słowach. Zachowując chronologię: Malfoy dopił swojego drinka z cynicznym uśmiechem. Hermiona zmarszczyła brwi, bo nigdy nie słyszała, jak Malfoy obraża swojego ojca. Wręcz przeciwnie, myślała, że Draco jest z niego dumny mimo wyroku w Azkabanie. Potem — Chuckowi zadrgały nozdrza i wyglądał, jakby ciało mu zesztywniało. Wytatuowane ramiona oblały się żyłami.
Chuck zgniótł szklankę w swojej dłoni, jakby była niezwykle delikatna. Hermiona skończyła z rozciętym policzkiem.
— Kurwa! — warknął Chuck, ale Malfoy nie zwracał na niego uwagi. Hermiona mruknęła pod nosem coś o kretynach i poszła tym razem naprawdę znaleźć łazienkę: Draco odprowadził ją wzrokiem.
— Jeszcze raz przyrównasz mnie do swojego ojca  a ci wyjebię — powiedział. I chociaż Hermiona tego nie słyszała, z charakteru przypominałby jej Zabiniego.
— Nie wiem, czy się powstrzymam. Tylko to cię wybija z równowagi — żachnął Malfoy. Chuck zaśmiał się sztucznie. Ręka mu drżała: w myślach zastanawiał się, czy jest w stanie zadać niespodziewany cios kuzynowi.
Draco wyjął różdżkę zza paska i zaczął ją przekładać między palcami. Zimny drań, przeszło mu przez myśl. Hermiona wróciła, siadając na fotelu. Oboje przestali się nawzajem mierzyć i zwrócili uwagę na policzek dziewczyny, na którym pojawiła się jaśniejsza od skóry blizna.
— Przestańcie, to tylko blizna — mówiła, pijąc drinka. Jej twarz znowu przypominała kamień.
Chuck był inteligentny. Piekielnie inteligenty. Miał to po swojej zwariowanej mamusi, ale nie o to mu się rozchodziło. Co — do pieprzonej kurwy — robiła tu Hermiona Granger, zasłużona mugolaczka dla czarodziejskiego świata, przyjaciółka Harry'ego Pottera. Dlaczego siedziała przy stoliku z Draconem Malfoyem, śmierciożercą i Chuckiem, pierworodnym Bellatriks Lestrange? Chuck nie śmiał zapytać, co dziewczyna robi w jego barze. Jednakże był świadomy swojej inteligencji. Manipulację miał we krwi.
— Czyli co... jesteście parą? — zapytał, obserwując ich oboje. Granger zareagowała kwaśną miną. Malfoy wyglądał, jakby nie dosłyszał pytania, chociaż odpowiedział pierwszy:
— Nie strugaj idioty.
— Jesteśmy tu w interesach. Przypadek chciał, że musimy współpracować — rzekła Hermiona, w tym samym czasie co Malfoy. Chuckowi nie spodobały się spojrzenia, jakie między sobą wymienili.
— Tak, Draco coś mówił o Bijącej Wierzbie — mówił, kiwając w zamyśleniu głową. Draco nie próbował przerwać nużącej cichy, wyglądał na znudzonego samą rozmową i całym tym sielankowym towarzystwem. 
Hermiona niecierpliwiła się z każdą mijającą minutą.
— Podobno masz coś, co może nam pomóc — pospieszyła go. Chuck uśmiechnął się w przestrzeń, którą obserwował. Hermionie coraz bardziej ta jego filozoficzna nuta działała na nerwy.
— Chuck jest najlepszy, jeśli mowa o czarnym rynku. Zajmuje się, można powiedzieć, leczniczymi ziołami.
— Czy one są lecznicze, to bym się spierał — dodał z rozbawieniem. Draco przyjął jego słowa z obojętnością.
Hermiona przestała się mieszać między tych dwoje. Chuck starał się przez następne półgodziny swoimi rozlazłymi słowami ruszyć Malfoya, sprowokować go — bez skutku. Ani razu nie zmarszczył czoła, nie podniósł głosu czy wywrócił oczami. Wyglądał jak dziwny posąg, który sporadycznie, jak zbroja w Hogwarcie, ruszał się za pomocą czarów.
Po półgodzinie rozmowa trwała nadal, bez konkretów i, chociaż Hermiona nie chciała się wtrącać, czas ich naglił.
— Chuck — powiedziała najpierw za cicho. Dopiero za drugim razem jej głos przebił się przez głęboki baryton Malfoya. Spojrzeli na nią, jakby dopiero zauważyli jej obecność. — Mam krótkie pytanie.
— Słucham więc uważnie.
— Zamierzasz nam pomóc czy nie? — Uśmiechnęła się. Trochę ironicznie. Chuck zdziwił się jeszcze bardziej, bo uśmiech wyglądał trochę jak zerżnięty z twarzy Dracona. Spojrzał się w stronę swojego drogiego kuzyna i przyłapał go na czymś, czego nie umiał nazwać. Coś pojawiło się na twarzy Malfoya; jak przebłysk, chwilowe zakłócenie, moment nieuwagi. Jakby światło.
Nie odpowiedział zbawicielce magicznego świata od razu. Analizował może minutę to, co zobaczył — a był przecież cholernie inteligentny. Powiedział, mimo że miał czas na odpowiedź, pierwsze co mu przyszło na myśl:
— Pomogę.
I Chuck faktycznie to zrobił.

*

— Zastanawiałem się, kiedy wreszcie się odezwiesz — zaczął niespodziewanie.
Odebrał klucz do swojego pokoju i razem poszli na górę. 
— Zbyt dobrze się bawiłam, żeby to przerwać — wytłumaczyła mu. Mówiąc to, bacznie go obserwowała. Spojrzał na nią, mrużąc przy tym wodniste oczy. 
Byli sąsiadami, oboje stali przed swoimi drzwiami, z dłonią na złotej klamce. Piasek trzeszczał głośno pod ich butami, cisza była okrutna.
— Zachowywałeś się dziwnie. Nawet jak na siebie, Malfoy. 
— Sprecyzuj — odparł chłodno. Merlin jeden wie, co Draco mógł czuć; on sam pewnie tego nie wiedział. Ale wszystko, a zwłaszcza już ta chwila, zwolniło. 
— Kim jest Chuck? — zapytała, spuszczając ręce wzdłuż ciała. Draco także przestał dotykać klamki: zapomniał, że jeszcze jej nie powiedział. Ale tylko sekunda mu zajęła na wywnioskowania pytania, czy faktycznie musi jej mówić.
— Właścicielem baru Banshee.
Brązowe oczy momentalnie się rozgrzały, gorzko obserwując wroga i współpracownika. 
— Skoro nie chcesz mówić, dobrze. Ale obiecałeś mi powiedzieć, kim był śmierciożerca, którego spotkaliśmy — mówiąc to, zbladła. Zacisnął usta, bo owa sytuacja w ogóle mu nie odpowiadała. Wbrew jednak swojej wygodzie, otworzył swój pokój i zaprosił ją, by weszła jako pierwsza.
Zapaliła światło mugolskim włącznikiem. Dostrzegła czajnik i herbatę dla gości, więc uzupełniła wodę różdżką i nastawiła czajnik. 
Draco wszedł za nią. 
— Byłeś kiedyś w mugolskiej części Londynu? — zapytała, zaparzając herbatę.
— Nigdy.
Wyczuła w tym głosie wrogość, jakby samym pytaniem go obraziła. Zapomniała o herbacie. Nie wystarczyło jednego spojrzenia, by zrozumieć. Draco zdawał się niczego nie zauważać, ale to ją jeszcze bardziej zaniepokoiło.
— Zachowywałeś się jak posąg, kiedy rozmawiałeś z Chuckiem... On próbował cię ruszyć, prowokował cię, a ty wyglądałeś, jakbyś niczego nie słyszał... Chuck jest kimś z przeszłości? Prawda?
— Skończ z tymi psychoanalizami — zbył ją. Otworzył balkon, ale poszła za nim.
— Zachowywałeś się przy Chucku tak, jak kiedyś. Dalej jesteś dystyngowanym dupkiem, ignorantem i najprawdopodobniej socjopatą, ale przy nim... — Pokręciła głową. Otworzyła usta, ale zabrakło jej słów. — Kim jest Chuck?
— Dlaczego miałbym ci cokolwiek tłumaczyć? Nie jesteś dla mnie kimś ważnym. Właściwie to jesteś nikim. Zwykła mugolaczka, która bezprawnie wkręciła się do tego świata. Mojego świata. — Jego mina była szydercza. I krzywdząca. Dawne rany zaczęły Hermionie krwawić, ale nie była już nastolatką a dorosłą kobietę. Nie da się na coś takiego nabrać. Malfoy cierpiał, nieważne, jak śmiesznie to brzmiało i jak wydawało się nieprawdopodobne. W końcu uchodził za bezdusznego.
— Skoro jestem nikim, dlaczego ze mną rozmawiasz?
— BO MUSZĘ! — krzyknął jej w twarz. Balkon miał naprawdę małą powierzchnię, więc by to zrobić, musiał się po prostu nad nią pochylić.
— Nie musisz. Od kiedy ktokolwiek rozkazuje wielkiemu arystokracie? — szepnęła. Ich oddechy się mieszały. Hermiona była przerażona, ale i uczciwa względem siebie: chciała dalej pociągnąć tę rozmowę. Za bardzo była ciekawa zakończenia. Zniosła jego bliskość.
— Jesteś żałosna — zakpił, krzywiąc usta w uśmiechu, który towarzyszył mu przez dawne siedem szkolnych lat. W oczach szalał mu już nie chłód a ogień, rozplenił się wszędzie jak szaleństwo. — Myślisz, że rozmawiałbym z tobą, gdyby sprawy miały się inaczej? Gdyby nie Extance i renowacje, ty...
Stracił nad sobą opanowanie. Wreszcie. 
— Szlamo? — dokończyła za niego.
Cofnął się o krok.
Miał to słowo na myśli, ale nie przeszło mu przez gardło.
Poczuła zimno bez jego ciepłego oddechu na twarzy. Nie odpowiedział, a obojętność wróciła na jego twarz. Była ciekawa, czy jego oddech również stał się chłodniejszy. Miała nadzieję, że nie.
— Kim jest Chuck? — powtórzyła.
— Moim kuzynem.
Wykorzystała chwilę jego nieuwagi, rozchwiania emocjonalnego. Kuzyn? Jego rodzina... Jego rodzina. Zimna arystokracja, która nie mogła się pozwolić na jedno, emocjonalne zagięcie. Draco zachował się tak, jak musiał to kiedyś robić w rodzinnym domu. Stąd ta agresja. Rozdrapane rany bolą bardziej, niż sam cios.
— Malfoy... — powiedziała cicho.
— Wracajmy do środka.

Wypili wystygłą herbatę. Hermiona usiadła na jego łóżku, Malfoy zajął fotel naprzeciw niej. Paradoksalnie: pokój z pomalowanymi na beżowo ścianami, kołdra wysłana czerwoną poszewką i przytulne fotele, przypominające te z Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Lampy z tanimi złotymi kloszami dawały mdłe światło.
Hermiona chrząknęła, odkładając kubek z niedopitą herbatą. Nie lubiła tych drobinek niewiadomo czego na dnie szklanki.
— Mogę? — zapytała, wskazując na to, co Draco właśnie rzucił na stolik do kawy... czy właśnie herbaty. Podał jej. Zignorowała przelotne zimno jego palców.
Trzymała dużą, kilogramową paczuszkę. Przez przezroczysty plastik widziała coś na kształt wyschniętej trawy. Zmarszczyła brwi i ostrożnie otworzyła pakunek. Buchnął jej w twarz cierpki zapach. Jakby wytrawnego wina?
— Nie sądzę, by to coś dało — powiedziała, zamykając worek i rzucając w kierunku Dracona. Dobrze, że miał refleks szukającego, inaczej worek trafiłby na ścianę, rozsypując wszystko wokół. A wyschnięta trawa nasączona kwasem nie byłaby dobra dla tych pięknych hebanowych paneli.
— Dlatego mamy plan B.
Plan B wymagał od nich przenocowania w Londynie. Gdyby Hermiona wpadła na to trochę wcześniej, zapewne nie byłoby problemu z wybraniem się do mugolskiej księgarni. Jednak rozmowa z Chuckiem przeciągnęła się do późnego wieczoru. Została im jeszcze niedziela.
Spojrzała na niego. Pierwszy raz z takim zaangażowaniem. 
Wysoko uniesiona broda i ostre rysy... arystokratyczne. Szczupłe, ale też spięte ramiona, trzymane zawsze wyprostowane. Nawet kiedy siedział i milczał, robił to z wrodzoną nonszalancją. I coś, co najbardziej przykuwało jej uwagę od początku — oczy. Patrzące na każdego z góry, piękne, szare oczy.
Była zmęczona dzisiejszym dniem, ale to nie przez to zwątpiła. Nie tylko Chuck zobaczył światło na twarzy Malfoya. Ale jego kuzyn nie mógł rozumieć tej chwili. Bardzo ulotnej i nieuchwytnej, ale na pewno niezmyślonej.
Nigdy wcześniej nie wątpiła w jego zgniłą duszę. Przeżartą złym robactwem. Tylko ten przebłysk. Zwątpiła. Czy Malfoy — tchórz — walczył? 
— To był ojciec Chucka — stwierdziła nagle, chociaż pewnie. Malfoy wyrwał się z zamyślenia i wzrok przeniósł ze ściany na nią. Krótkie kiwnięcie głową. Więcej mu nie przeszkodziła, a on w zamian nie zauważył, kiedy wyszła.

*

Jak się domyślacie — jest to część pierwsza rozdziału piętnastego. Nie jest świąteczna, ani romantyczna, ale zawsze to jakiś prezent. (:
Takie rozdziały poświęcone tylko Hermionie i Draconowi będą się pojawiać coraz częściej.

Jak święta? Jestem zakopana w krokietach — jestem szczęśliwa.

15 komentarzy:

  1. Łączę się z Tobą w radości — również zakopana w krokietach. I pierogach.
    Spojrzał się w stronę swojego drogiego kuzyna i przyłapał go na czymś, czego nie umiał nazwać. Coś pojawiło się na twarzy Malfoya; jak przebłysk, chwilowe zakłócenie, moment nieuwagi. Jakby światło — zmiażdżyło mnie to totalnie. Zaczynam dostrzegać dziwną odwagę ze strony Hermiony, która chyba próbuje przedrzeć się przez skorupę arystokraty, żeby zobaczyć, czy tkwi tam... prawdziwy człowiek (?). Tak to widzę. Bardzo mi się podoba obecna relacja tych dwojga. Ale boję się, że nawet jeśli zajdą daleko, a i tak teraźniejszość jest — jak na nich — super, to Harry przerwie to wszystko, bo przecież w końcu się dowie. Że Hermiona wpada w sidła Malfoya.
    Wesołych, Salvio, wesołych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ble, pierogi to nie moja bajka.
      O, ten fragment. Pamiętam. Pisałam go tak spontanicznie. Moja wena miała odwagę po berlińskim piwie (naprawdę dobre!).
      Wiem o co ci chodzi. Ale sama nie wiem, co ta Hermiona wyprawia. Chyba po prostu się nudzi, ma sporo czasu, które musi z nim spędzić. Samoistnie zaczyna mu się przyglądać. Taka ludzka ciekawość.
      Hm, powiem tak. Tom 1 (czyli obecny) będzie dla Hermiony i Dracona ciężki. Właściwie już jest, muszą ze sobą przebywać. :')
      Pozdrawiam i szalonego sylwestra!

      Usuń
  2. I bardzo dobrze, że takie rozdziały będą pojawiać się częściej; lubię to. Nie lubię Chucka. I irytowało mnie bardzo to drażnienie się jego i Malfoya, na miejscu Hermiony nie wytrzymałabym tak długo.
    Spędzają razem weekend, to prawie romantyczne ♥ Prawie, bo dalej się nie lubią. Ale te myśli Hermiony idą coraz dalej i dalej, ciekawe co tam się roi w głowie Draco. Ta rozmowa na końcu troooszeczkę skojarzyła mi się z tymi, które opisywałaś na Powojennej, tylko zamiast lochu był przytulny pokój; no i zamiast kawy herbata; ale rozumiesz (mam nadzieję ;-;).
    Oooo i jeszcze akcja z Harrym i Ronem na początku. Co oni tacy opiekuńczy? Nie żeby to było coś złego, ale chyba łatwiej byłoby porozmawiać z Hermioną niż ją śledzić. Potter logic. No ale tym sposobem pewnie dowiedzą się, że Granger spotyka się z Draco; będzie ciekawie.
    Aaa; święta. Nie lubię, no ale wczorajszy dzień był najgorszy i na szczęście się już skończył. Teraz można cieszyć się jedzeniem :v
    Czekam na część drugą :3
    B.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Potter logic < ju mejd maj dej! :D

      Usuń
    2. HAHHAHHAHA
      Ale odpowiadając:
      Hermiona z natury cierpliwa duszyczka.
      Jakie tam romantyczne! Phi!
      No dobra. Trochę.
      Black, ty zaraz wypaplasz wszystkie następne rozdziały!! To, co się roi w głowie Dracona... o tym później. :)) No i co tu dużo mówić, Powojenna zawsze będzie tą pierwszą historią. Pewnie już teraz jest wiele zapożyczeń w Renowacjach. :v
      Potter logic!!!
      Czemu był najgorszy? Też nie przepadam za świętami, no ale krokiety i wolne od szkoły. Jeszcze u mnie zawsze śmieszki-orzeszki lecą, to w ogóle zabawnie, bo mam całkiem zabawową rodzinę.
      Do następnego!

      Usuń
    3. Ja właśnie nie przepadam za moją rodziną; no i głównie w tym problem, ale jak wspomniałaś - wolne i krokiety. Przeciez nie mozna miec wszystkiego xD
      Do następnego :3

      Usuń
    4. Nie można. :')
      A co, twoja rodzinka nie lubi krokietów?... Też bym ich nie lubiła.

      Usuń
  3. Harry zachowuje się, jakby był ojcem Hermiony. Przecież ona jest pełnoletnia nie musi jej kontrolować na każdym kroku. Oj nieładnie Harry, nieładnie. Ron to taki typowy Ron jemu wszystko zwisa :D
    Ten Chuck to taki podejrzany typ. Próbował czarować Hermionę, ale mu na to nie pozwoliła (brawo dla niej!). Hermiona dobrze skomentowała "rozmowę" Chucka i Draco (kretyni pasuje do nich idealnie)
    Wreszcie nasza parka spędza razem weekend. Szkoda tylko, że nadal się nie lubią. Ale czy na pewno? Hermiona rozmyśla o Draco o jego cudownych oczach.. wyczuwam wątek romantyczny (ale pewnie daleko do niego, prawda?)
    Jestem ciekawa co wyjdzie z tego planu B. Malfoy w mugolskim Londynie to coś nowego... ;)
    U mnie święta pełną parą. Niedawno wróciłam od rodziny, a jutro trochę luzu ;) nie mogę patrzeć na placki już mam dość...
    Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku :)
    P.S. Dziękuję, że do mnie wpadłaś ;)

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Harry'ego i Rona nic nie odpowiem. Zawsze mam z nimi największy problem!
      Prawda, Chuck zachowuje się podejrzanie. Ale osobiście go lubię. :)
      Zwykle weekend ze sobą spędzają, gdy są razem? Nie czytam dużo dramione. Chciałam ich trochę oderwać od renowacji, Extance... no dobra, ja chciałam poczuć nowe miejsce akcji. :v
      Mam nadzieję, że dobrze spędziłaś święta! Szalonego sylwestra. :)
      PS W takim razie ja też Ci dziękuję!

      Usuń
  4. Cześć !
    Od dawna czytam Twojego bloga, ale jakoś nigdy nie miałam okazji do skomentowania. Już od opublikowania przez Ciebie prologu zakochałam się w tym opowiadaniu. Do tej pory zadaje sobie pytanie, czego już wcześniej nie skomentowałam, ale jak to mówią : lepiej późno niż wcale. Czekałam na ten piętnasty rozdział z utęsknieniem aż w końcu się doczekałam i nawet nie wiesz jaka jestem z tego powodu szczęśliwa !
    Mimo całej tej nienawiści, którą do siebie żywi Hermiona i Draco, da się odczuć w ich relacji jakieś przebłyski, nić [?] porozumienia. Te całe spotkania u dr. Extance, teraz to zadanie związane z Bijącą Wierzbą - po woli, po woli ich do siebie zbliża. Cieszy mnie to, że z rozdziału na rozdział relacja Draco i Hermiony się p o l e p s z a. Nie lubię tego typu Dramione, kiedy najpierw ta dwójka jest przepełniona do siebie nienawiścią, a później wpada sobie w ramiona. Twoje opowiadanie do takich na szczęście nie należy. W dodatku podziwiam Twój oryginalny pomysł na to opowiadanie.
    Wrócę tu, gdy dodasz kolejną część ! Już nie mogę się doczekać. Teraz, od tej pory na pewno będę komentować na bieżąco :)
    P.S. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku !
    http://dramionemyworldfellapart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiem. Kojarzę Cię z ruchu sieciowego na bloggerze. :)
      Bardzo mi miło, że Ci się podoba! No i że się ujawniłaś, sprawdziłaś mi dużo radości w ten ponury dzień.
      Może to nić porozumienia. Ale na pewno wytworzyła się ona przez ich nieuwagę. Ale nie będę niczego zdradzać, haha, bo mam, jak Hagrid, za długi język. (:
      Wesołych Świąt (chociaż i one chyba minęły) i Szalonego Sylwestra! Do następnego. :)

      Usuń
  5. Świetne opowiadanie! Chłonęłam każde słowo (i to dosłownie! :) ), bardzo lekki masz styl pisania, a co podziwiam, bo sama niestety tego daru nie posiadam. Dodaję do obserwowanych i czekam na kolejne rozdziały :) pozdrawiam!
    www.misty-symphony.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, bardzo mi milo! :)
      Szczęśliwego Nowego roku!

      Usuń

^