15.2. Jak ich dwoje.

— Dzień dobry... Och, piękny dzień na spacer.
— Możliwe — odparła McGonnagall, chociaż spacery nie były jej w głowie. Extance przyglądała się widokom. Klasa historii magii miała niesamowitą aglomerację. Z okna widok rozsiewał się od Zakazanego Lasu do błoni, wierzby i samego boiska.
— Ach, tak, raport, oczywiście! — powiedziała do siebie. Chłodnym spojrzeniem przejechała po dyrektorce szkoły, która zawsze wywoływała w niej awersję. Przeniosła wzrok na lustro nad kominkiem, widziała w nim swoje odbicie i wytwornego koka dyrektorki, tył jej głowy oraz fragment pleców.
Czerwona szminka wyglądała na jej ustach rewelacyjnie. Z tą pochlebną myślą usiadła za biurkiem. Wzrok przeszedł jej tylko jeszcze na kanapie i fotelu, w którym zawsze przyjmowała Dracona i Hermionę. I mniej ważnych gości.
— Proszę przejrzeć. — Extance podała jej stos teczek. McGonnagall bez pośpiechu zaczęła czytać jedną po drugiej. W międzyczasie zadając pytania.
— Wszystko jest napisane tak ogólnie...
— Zapewne chciałaby pani wiedzieć dlaczego, otóż odpowiedz jest dość prosta, tajemnica lekarska. Nikomu z moich pacjentów nie zagraża niebezpieczeństwo, ani oni sami go nie stwarzają... chyba że o czymś nie wiem. — Mówiła szybko i fanatycznie, jakby ułożyła przemowę dużo wcześniej. Tak nie było, ale wrażenie pozostało. Spojrzała bystrymi oczami na dyrektorkę. Już po krótkiej analizie wiedziała, że dyrektorka cierpi na bezsenność. Sińce pod oczami były ładnie zakryte zaklęciem, ale... na pewno tam były. Pewnie, uwzględniając wojnę i widok martwych przyjaciół, miała koszmary.
— Jest pani niezwykle poinformowana — odparła, zamykając ostatnią teczkę. Przejrzała je niezwykle szybko.
— Taki zawód. — Posłała McGonnagall krótki, zdystansowany uśmiech. Nie odwzajemniła go.
— Naturalnie... Jak ma się Harry Potter? Nie można niczego wywnioskować po  t y m. — Wskazała szczupłym palcem na właściwą tekę. Extance poczuła urazę, skrupulatnie wypełniała raporty, czasami przesiadywała nad nimi do późna, by wszystko było przejrzyste. Zwykłym ludziom zawsze było mało.
— Harry Potter jest bohaterem. Urodzonym bohaterem, bym powiedziała. Musi się oswoić z rzeczywistością.
— Rzeczywistością? — Nie wyglądała na przekonaną. Extance powstrzymała zirytowane westchnienie, które nie uchodziło w jej zawodzie.
— Człowiek szybko przystosowuje się do otoczenia. Instynkt. — Machnęła ręką na coś tak istotnego i wiadome nawet zwykłym zjadaczom chleba. — A pan Potter ma za sobą naprawdę stresujący rok: pełen walki, adrenaliny i śmierci. To jest jego rzeczywistość i aktualnie wokół tego krążą jego myśli.
— Dobrze. — Kiwnęła głową, a pojedyncze zmarszczki wokół ust się wygładziły. Kocie spojrzenie także złagodniało. Musiało jej naprawdę zależeć na Harrym Potterze. — Cała reszta wydaje się w porządku... Chociaż, mam jeszcze jedno pytanie.
— Służę — powiedziała, przekrzywiając głowę w oczekiwaniu.
— Dlaczego Draco Malfoy i Hermiona Granger dzielą jedną teczkę? Popadanie w skrajność nie jest efektywne.
— Ale za to wygodne. Czy to ostatnie pytanie? — zapytała, nie ukrywając znudzenia.
— Porozmawiajmy jeszcze o efektywności.
Extance chrząknęła.
— Nie naruszając tajemnicy lekarskiej?... — Była zdegustowana, ale na dyrektorce nie wywarło to wrażenia. — Draco i Hermiona są moim najefektywniejszym eksperymentem. W miesiąc zrobili niezwykłe postępy... wszystko dzieje się zbyt szybko — dopowiedziała ciszej, do samej siebie.
— Zbyt szybko? — Usłyszała. — Nie brzmi pozytywnie.
— Bo takie nie jest. Draco i Hermiona... nie powinni zbyt szybko docierać do mety, to by zniszczyło oboje, a nie wyleczyło z powojennej depresji... Nie mam jednak wpływu na to, co się dzieje za drzwiami mojego gabinetu. Wszystko jest w ich rękach.

*


— Otwórz! — krzyknęła, waląc w drzwi pięścią.
Draco przeklął raz, drugi. Zrobił to cicho. 

— Etykieta wymaga, by przy damach z wysokich mości wyrażać się z grają i dostojnością. Elokwencja, Draco, swoją mową możesz porwać niejedną damę. Elokwencją i tańcem oczywiście — powiedziała jego matka. Miał ją przed oczami. Jej chłodną twarz, a potem usta wyginające się w trosce i bezdechu. Widział, jak siada naprzeciw niego w ich domu i mówi jeszcze szeptem: — To bardzo ważne, synu. Jeśli mężczyzna jest w stanie dać kobiecie wolność, otaczając ją jednocześnie troską, ona rozkwitnie przy nim jak róża i nie opuści do samego końca.

Draco przejechał sobie dłonią po twarzy. Nie lubił wspominać, ale przekleństwa wylatywały z jego ust o wiele ciszej. Granger z pewnością nie mogła ich usłyszeć. Wyszedł z łóżka i przeszedł kilka ciężkich kroków do drzwi.
Otworzył przed Hermioną, czerwoną i obładowaną książkami.
— Czy ty...
— Byłam w bibliotece. Właściwie w trzech mugolskich bibliotekach, które udało mi się znaleźć. Kupiłam wszystkie księgi, które mogą się przydać i... możesz się ubrać? — rzuciła mu przeciągłe spojrzenie, na swój sposób wymowne. Kiedy nie ruszył się z miejsca, wróciła do swojego monologu. Zdjęła przy tym bluzę. Została w koszulce, która niemalże odkrywała całe smukłe ramiona. Związała włosy, chociaż niedokładnie. Kilka loków przedarło się po bokach i z tyłu głowy. Hermiona nie zwracała na to uwagi, a Draco zatrzymał się wzrokiem.
— Jakoś mało tych książek — powiedział, patrząc na niewielki stosik na swoim łóżku. Uśmiechnął się zgryźliwie. — Gdybyśmy poszli razem, jak się umówiliśmy, miałabyś cztery takie stosy.
Uniosła brwi, wyjmując różdżkę oraz coś z kieszeni dżinsów i rzuciła w stronę łóżka, machając różdżką.
Pojawiło się sześć kolejnych stosów. Niewiele większych od pierwszego. 
Hermiona uśmiechnęła się szeroko, ale nie skomentowała swojego triumfu. Usiadła na łóżku i rozpoczęła studia nad jedną z książek. Dawno nie czytała czegoś mugolskiego.
— I wcale nie chciałam się popisać — dodała, kiedy szedł do łazienki. — Dobijałam się do ciebie piętnaście minut. Już miałam nadzieję, że coś ci się stało, więc sobie poszłam.
Żartowała. Nawet jego nie zostawiłaby w niebezpieczeństwie. 
Patrzył na nią długo z dziwną mieszanką emocji, którą, na jego szczęście, Hermiona nie umiała znowu zidentyfikować. Wszedł do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi na klucz. 
Kurwa.
Gdzie podziały się jego co nocne koszmary?

*


— Patrz na to: Wierzba — także roślina lecznicza — w korze zawarty ma kwas salicylowy. — Przeczytała na głos, ale Malfoy i tak nachylił się obok. Jego ciepły oddech na jej karku. Wzdrygnęła się.
Dalej nie miał na sobie koszulki, a kiedy z jego włosów zaczęła skapywać woda... to była o jedna kropla za dużo, gdy potoczyła się za jej kołnierz, przejeżdżając w kilka sekund wzdłuż kręgosłupa.
— Możesz się odsunąć? Jestem przez ciebie cała mokra — warknęła.
— Mokra? Niezły jestem. Nawet cię nie dotknąłem.
Dostał kilkoma poduszkami w twarz, plecy i ich zakończenie, ale z twarzy nie schodził mu cyniczny uśmiech zadowolenia z tej krótkiej potyczki; oczywiście, że zrobił to specjalnie. Nie zapomniał też o koszulce, po prostu nie miał jeszcze po co jej wkładać.
Ubrał się do końca i wysuszył włosy różdżką.
— Kwas salicylowy to po prostu aspiryna — powiedział Malfoy, kiedy Hermiona podała mu swoją książkę. — Co, podamy wierzbie aspirynę i już?
— Skąd mam wiedzieć? — mruknęła niezadowolona. Spojrzał na nią spod zmarszczonego czoła i nagle ożywionych oczu, iskrzyły się niebezpiecznie. 
— Możesz to powtórzyć? To muzyka dla moich uszu. Granger. TA GRANGER właśnie przyznała się, że czegoś nie wie. Niech mnie Merlin kopnie.
— Merlin nie będzie potrzebny — żachnęła, przerzucając nerwowo strony następnej księgi. Nie miała już poduszek pod ręką. — Zajmij się lepiej pracą, nie chcę spędzić z tobą kolejnego dnia.
— I nocy.
— Tego przede wszystkim. — Uśmiechnęła się do niego z satysfakcją i wróciła do lektury, ignorując jego burkliwych zapewnień, dość nieprzyzwoitych, by je przytaczać.

*

— Nudzi mi się, Granger.
— Jakbyśmy mieli mało roboty — burknęła. Spojrzała w jego stronę, gdzie wszystkie księgi leżały już zamknięte. — Znalazłeś  c o k o l w i e k?
— Dałaś mi książki, w których niczego nie było. Sprawdź sobie, jak chcesz.
Sięgnęła po jedną ze stosu, ale od razu wyrwał jej z rąk.
— Nie ufasz mi? — zapytał, odkładając wolumin koło swoich nóg. To było bardzo dziwne pytanie: i o dziwo pozbawione jakiejkolwiek ironii. Jej, już pusta, dłoń wisiała w powietrzu, Hermiona była zbyt zszokowana, by ją opuścić. 
— Oczywiście, że nie — prychnęła, wracając do mugolskiego tomu. Czytała jedną stronę już drugi raz, nie mogąc z niej niczego wynieść. Zdenerwowała się: — Możesz przestać się tak patrzeć?
— A było tak miło — westchnął teatralnie. — Po co to psujesz?
— Ale co psuję? — zdziwiła się. Książka opadła jej na nogi, ułożone po turecku na czerwonej, ładnie zasłanej pościeli. Patrzył na nią tak zagadkowo, mówiąc powoli i chyba starannie dobierając słowa: by pewnie nie zabrzmieć zbyt sentymentalnie. By wszystko mieć pod kontrolą jak zawsze.
— Jesteśmy poza wścibskim wzrokiem Extance. Rozmawiamy. Czasami się zaśmiejesz. — (Bo on się przecież nie śmiał, to byłoby zbyt... ludzkie). — Jest miło, po prostu, więc nie psuj tego. 
— Ja? Psuję? Nie można czegoś popsuć dwa razy, Malfoy... W ani jednej sekundzie, od kiedy z tobą przebywałam, nie było miło... Kiedy wymyślaliśmy plan, jak omamić Extance, by się wymknąć, też nie było miło. Było... nijak. Pomiędzy niczym a nienawiścią jest ogromna przepaść, dlatego mówisz, że jest miło.
— Granger...
— CO? Może wczoraj wieczorem było miło, kiedy wyzwałeś mnie od szlam?
— Tak cię to zabolało? — zapytał. Bez kpiny. Można powiedzieć, jak na Malfoya, że był nawet delikatny.
— Oczywiście, że nie! To tylko przykład — odpowiedziała natychmiast, by się nie odkryć.
— To dobrze, bo właściwie to cię nie zwyzywałem.
— Ale w myślach to zrobiłeś.
Nic na to nie odpowiedział.
— Jesteś zimnym draniem. Nie liczysz się z nikim i myślisz, że jesteś pępkiem świata... chcę to po prostu skończyć, żeby nasze drogi wreszcie się rozeszły, więc zabierz się do pracy, Malfoy.
Zamknij się. Nie będziesz mi rozkazywać. Na pewno nie ty; nasuwało mu się wiele myśli, ale zamilkł. Sam nie wiedział dlaczego. Nie było mu wstyd za to, co się wydarzyło. Nie zmieni czasu i przeszłości. Dokonał kiedyś wyboru. Był on zły, ale nie zamierzał za niego przepraszać. Zapewne, cofając się w czasie, wybrałby dokładnie to samo. 
Nie wiedzieć czemu, powiedział to na głos. Słowa płynęły poza jego kontrolą.
— Nie wstydzę się tego, co kiedyś zrobiłem — rzekł. Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
— Byłeś śmierciożercą... jak można się czegoś takiego nie wstydzić?
— Wszystko, co kiedyś zrobiłem, doprowadziło mnie tutaj. Jak mogę się więc czegokolwiek wstydzić? — odparł, jednak zabrzmiało to dwuznacznie. Zwykła dziewczyna pewnie zrozumiałaby to bardzo opatrznie, ale Hermiona nie robiła sobie jakiś złudzeń. Nic nie czuła do Malfoya, żadnej sympatii i była pewna, że on jest dokładnie tak samo nastawiony.
— Cudem uniknąłeś Azkabanu. To żaden dowód zmiany na lepsze.
— Cudem? To wcale nie był cud, Granger. Co jak co, ale myślałem, że ty nie będziesz czytała tych śmiesznych plotek w Proroku Codziennym. — Jego głos był powabny. Znikąd pojawiło się przy nich kremowe piwo.
— Te plotki doskonale zgadzały mi się z twoim wizerunkiem, jaki sobie u mnie wypracowałeś  przez siedem lat — żachnęła ostro. Mówiła szybko, złość dodawała jej nie tylko elokwencji, ale i też pewności siebie. Chociaż z tym drugim nigdy nie miała problemów. Między innymi dlatego, że nigdy jej nie zależało.
— Trafna uwaga — mruknął. Kontynuował już normalnym tonem. — Jednak fakty są inne.
Chwila milczenia.
— Nie wiem, czy chcę je poznać. — Uśmiechnęła się smutno i odłożyła kremowe piwo, z którego nie wypiła ani kropli. Nie zamierzała pić czegoś takiego rano. Zaparzyła sobie herbaty i wyszła na balkon. Postawiła kubek na zimnych kafelkach. Nigdy nie lubiła parzących język napoi. Wolała odczekać.
To wszystko zabrnęło za daleko. Siedziała z Malfoyem w hotelowym pokoju jak ukryta kochanka. Pokręciła głową, nie mogąc uwierzyć, że na to wszystko się zgodziła, a nawet więcej — połowa planu to była jej sprawka (hotel także).
Kochanka. Była kochanką. A ona i Malfoy ukrywali się niemal przed całym światem. Przez cały ten czas łudziła się, że robili to tylko po to, by uratować jakieś drzewo. Drzewo, które kiedyś omal jej nie zabiło. 
Uśmiechnęła się pod nosem i upiła łyk herbaty. Była lodowata.
Dlaczego znalazła się z Malfoyem w hotelowym pokoju? Dlaczego zabrnęli tak daleko w swojej przygodzie i poprzedniego dnia spotkali się z najlepszym handlarzem na czarnym rynku, przeszli przez szyb wentylacyjny i ukrywali się w magazynie Borgina i Burkesa? Nie mówiąc o licznych chwilach, gdy patrzyli sobie w oczy o sekundę za długo lub, jak w magazynie sklepu, stali wciśnięci w siebie, by cień ich zakrył. Na samo wspomnienie przeszedł ją dreszcz. Nie łudziła się, że żadna z tych rzeczy nie znaczy nic wobec ich relacji. Gdyby nic nie znaczyła, nie leżałaby z nim na łóżku, przeglądając mugolskie księgi. W jej wyobrażeniu on brzydziłby się czegoś mugolskiego dotknąć. I miała tutaj na myśli także siebie.
Odwróciła się, w stronę okien. Malfoy czytał, nie widziała jego oczu i czoła przez kurtynę platynowych włosów. Miał na sobie wreszcie koszulkę. I włosy mu wyschły... Zdenerwowała się na siebie. Zapomniała o Mrocznym Znaku, którego już nie było.
Potrąciła kubek z herbatą i wpadła do pokoju.
— Mroczny Znak tak po prostu zniknął? — szepnęła, nie mogąc w to uwierzyć.
— Ciekawska jesteś. — Od jego spojrzenia przeszedł ją dreszcz strachu. Uniósł kącik ust, jakby właśnie odczytał jej myśli. — Jesteś głodna?
— Co? Malfoy, nie teraz...
— Ja tak. — Włożył na zwykłą bluzkę czarną marynarkę, wyczarowaną z zakurzonej bluzy. — Chodź. Nie znam się na szlamowatych pieniądzach.
— Arystokratyczny dupek — odcięła się. Widziała w jego słowach tylko żart, żadnej bolesnej zależności.

*


Kelner przyniósł im dzbanek kawy i dwa zestawy śniadaniowe. Dochodziła dziesiąta rano. Jedli w milczeniu.
— Mówiłeś o jakiś nieodkrytych przeze mnie faktach — zauważyła, zajmując się najpierw kawą, a dopiero potem zapiekankami.
— Od zawsze byłaś nieznośna i ciekawska, od tego zaczęła się moja antypatia. Dopiero potem doszedł status krwi. Wiedziałaś? — zapytał nagle. Pokręciła głową, czując rosnącą irytację.
— Po co to mówisz? — Nie chciała brnąć w przeszłość. Czułaby obrzydzenie do samej siebie, że siedzi z nim przy jednym stoliku i prowadzi zwykłą rozmowę.
— Przecież już ustaliliśmy, że jesteś ciekawska. — Jadł dostojnie swoje śniadanie, nie utrzymując z nią kontaktu wzrokowego. Zastanawiał się nad czymś długo, ale to nie dlatego nie patrzył jej w oczy. Było coś jeszcze, coś przeoczyła.
— Wróć do tego, jak i dlaczego cię uniewinnili. — Nie była to prośba.
— Chcesz poznać całość czy tylko fragment historii? Wszystko jest powiązane, Granger. — Wyglądał jak zamyślony filozof, okrążając palcami brzeg porcelany. Dolał jej i sobie. Kiedy to robił, na moment spojrzał jej w oczy, potem znów wracając do unikania. Chciał wzbudzić w niej ciekawość. Podły manipulator! 
— Dlaczego chcesz mi cokolwiek opowiadać? — zapytała, nie widząc żadnej płynącej dla niego korzyści. Westchnął cicho, nachylając się nad stołem.
— A dlaczego chcesz słuchać? — szepnął z mściwą satysfakcją. Zarumieniła się.
— Przecież ustaliliśmy, że jestem ciekawska. — Spojrzała na niego z błyskiem, kręcąc głową delikatnie, prawie niedostrzegalnie. Wbiła wzrok za ogromną szybę, która zastępowała ścianę. Widok był porywający. Dało się dostrzec nawet londyńskie przedmieścia, chociaż wszystko potem spowiła mgła. Zbierało się na deszcz.
— Skoro będziemy ze sobą współpracować jeszcze dwa miesiące, dlaczego nie mają być to miłe dwa miesiące? — zapytał nagle. Nie mogła uwierzyć, że te słowa wypłynęły się z jego ust. To nie był prawdziwy Draco Malfoy... coś się powoli przewracało w sposobie, jaki mówił i w jaki na nią patrzył, gdy nikt nie widział. Początkiem dziwności w tym, co się między nimi działo, był Scorpius i Rose. Ich utajnione osobowości. Tylko pod przykrywką tych imion mogli czuć do siebie coś więcej niż obojętność. 
— I jeśli mają być to miłe dwa miesiące... powinnaś wiedzieć, że nie jestem zabójcą, który zabija z zimną krwią.
— Nie jesteś? — zapytała sarkastycznie. Zamilkł, zaciskając usta. Dali się na chwilę porwać aromatom kawy, zastawiając się nad tym, co właściwie się dzieje. Tylko Draco wiedział, jakby miał diabelski plan.
Hermiona ze zdenerwowania i rosnącego stresu, bólu brzucha, zaczęła bawić się pojedynczymi lokami, okręcając je na palcu. Mgła za przedmieściami może wcale nie zakrywała widoku, tylko oddzielała to, co powinno być niewidoczne dla oczu. Wodniste oczy przyciągnęły ją, także zasnute za delikatną mgiełką tajemnicy.
Przeklęła swoją ciekawość i zgodziła się, wolno kiwając głową.
— Zgadzasz się? — zapytał, a jego twarz się wygładziła, jakby zdjęto z niej ciężar. Ponownie kiwnęła głową, zbyt zaczarowana, by wydobyć z siebie głos.
— Chcę to usłyszeć, Granger.
Szlag.
— Zgadzam się — odpowiedziała ochrypniętym głosem, przełykając głośno ślinę. Podobno do odważnych świat należy, tłumaczyła sobie. Chociaż ciarki ją przeszły na myśl, że jej przyjaciele mieliby się dowiedzieć o tym pakcie.
— Mam zacząć od początku? — Patrzył na nią z zaciekawieniem. Jego oczy były miłe i to ją otrzeźwiło, bo tak naprawdę już nie wiedziała z kim na do czynienia. Draco Malfoy; wróg, nieprzyjaciel, zabójca, śmierciożerca. A teraz?

— Tak — szepnęła, a Malfoy zamówił jeszcze jeden dzbanek kawy.

17 komentarzy:

  1. elo elo trzy dwa zero!! Znowu nie chciało mi się zalogować na swojego bloggera, tak się już przywiązalam do katalogu, że u siebie jestem gościem... Więc znowu pojawiam się jako anonimowy anonim, a nikt nie wie kim jestem, jestem bowiem tajniakiem! O tak, jestem tajniakiem, musisz zachować tą informację dla siebie, nie zdradzaj jej nikomu. Pamiętaj, ja wszystko i zawsze wiem. Z a w s z e. I w s z y s t k o. Tylko żartowałam.

    Dobra, koniec żartów, ja tu muszę się do fizyki brać, sama się nie zda (hehe).
    Rozdział bardzo mi się podobał, myślę, że dobrze o tym wiesz, w końcu zdawałam ci sprawozdanie na bieżąco, kiedy go czytałam. I fajnie, że dałaś początek z McGonnagal i doktor Extance — nie można przecież w końcu ciągle pisać o głównej parze, chociaż mi to naprawdę nie przeszkadza. :)) W każdym razie, tak, ten początek bardzo mi się podobał. Fajnie kreujesz Extance, posługujesz się takim wyrafinowanym (? nie wiem jak inaczej to nazwać, ale wiesz o co mi chodzi) słownictwem. Akcja z Draco i Hermioną... Ty wiesz... Stara, bardzo mi się podobało. Cały rozdział mi się podobał, a ta końcowa scena była pięknym zwieńczeniem całości. Draco i Hermiona zaczynają się powoli do siebie docierać, zaczynają się rozumieć, dochodzą do kompromisów. Ciekawe tylko jaki będzie miało to wszystko finał. Szczęśliwy, oczywiście, no bo jaki inny.
    Czekam na kolejny rozdział. No i... pamiętaj, że nawet jeśli nie ma ode mnie komentarza pod każdym rozdziałem, to zawsze czytam i zawsze gdzieś tam jestem.

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć. Miło Cię widzieć, Mrs M. :)))))
      Tobie ostatnio to nic się nie chce, wiesz?? Ludzie pomyślą, że sama sobie piszę komentarze... jak niektórzy sami kupują sobie głosy. (Musiałam, wiesz, że musiałam).
      Tajniaku cholerny. Agent 007... jesteś nawet lepsza od oryginału... Właściwie wszystko jest lepsze od prawdziwego agenta 007. (Hehe).
      Fizyka da sobie radę bez Ciebie. Trust me.
      Ja wiem, że Draco Ci nie przeszkadza, jestem tego świadoma. Poza tym, zawsze jak o nim piszę, to wysyłam Ci fragmenty rozdziałów i jestem podekscytowana, czy dobrze to wszystko napisałam, jak to wypadło. Taka z Ciebie złota czytelniczka. :v
      I oczywiście jestem rada, że Ci się to wszystko jakoś podoba. (Ale z tym finałem to już sobie nie wyobrażaj).
      Do następnego... i wiem, zawsze pamiętam.

      Usuń
  2. Zawsze lubiłam McGonagall to cudowna kobieta. Widać, że nie ufa tej psycholog. W sumie nie dziwię się jej. Extance to dziwna kobieta. Intryguje mnie ta sprawa z Draco i Hermioną...
    Nasi ulubieńcy spędzają ze sobą dużo czasu. Oczywiście Hermiona musiała popisać się swoim sprytem ;)
    Cieszę się, że rozmawiają jak cywilizowani ludzie. Jestem ciekawa jak poradzą sobie z wierzbą.
    Wreszcie dowiemy się historii Malfoya
    Czekam na next!

    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bardzo lubię McGonnagall, dlatego jej postać to wyzwanie. Łatwo z niej zrobić niekompetentną nauczycielkę albo jakiegoś... stróża prawa? Nieważne. W każdym starałam się. :)
      Haha, ja też się cieszę. Ich rozmowy są o niebo ciekawe, niż na samym początku. Do następnego! :)
      Dużo weny do tłumaczeń, samorozwoju i szczęśliwych przypadków w tym Nowym Roku!!

      Usuń
  3. O kurczę. Miły Malfoy, hoho. Naprawdę cieszę się z tej jakże pozytywnej zmiany, ale mam wrażenie, że to może w końcu się zmienić i wróci stary, niedobry Draco. Chociaż mam nadzieję, że tak nie będzie. Granger chyba sama nie ogarnia siebie samej i tego nowego, ugodowego toku myślenia.
    Pozdrówki.
    Strasznie szybko ten rozdział, odnoszę takie wrażenie :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział pojawił się w odstępie trzech dni, hyhy. :)
      To prawda! Co Hermiona ma począć z (no może nie miłym, bo miły to on nie jest) z ugodowym Malfoyem? Niedługo wypadną jej wszystkie włosy i naprawdę będzie potrzebować Extance. :)
      Dużego uśmiechu w Nowym Roku!

      Usuń
  4. Każdy kolejny rozdział piszesz lepszy od poprzedniego. Ten strasznie mi się podobał, ach. Boję się, że to zachowanie Malfoya zmieni się potem w coś złego, ale nie zrobisz tego prawda? ;-; On naprawdę chce być milszy dla niej, prawda? ;-;-; Bo w tym rozdziale po prostu go kocham. No, ale chyba nikt mi się nie dziwi?
    Hermiona mnie zdenerwowała tym swoim
    W ani jednej sekundzie, od kiedy z tobą przebywałam, nie było miło...
    . Chociaż z drugiej strony jakoś ją tam rozumiem. Ich rozmowa, której nie dokończyłaś (zawsze w takich momentach, zlituj się, Salvio) była świetna, nie mogę się doczekać opowieści Draco.
    Ach, no i niepokoi mnie, że Extance wymyśliła sobie jakieś "za szybko". Żeby tylko nie próbowała czegoś zepsuć :<
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że są lepsze od poprzednich! Przynajmniej pod kątem technicznym. Bardzo zależy mi na samorozwoju. :)
      Wiesz, Black, ja pewnie też na miejscu Hermiony bym mówiła takie rzeczy swojemu wrogowi... zwłaszcza, że Malfoy się hamuje i wręcz podkłada. Hehe.
      Jak mówiłam w poprzednim komentarzu: postać Extance to jeden wielki spojler... Z tym akcentem idę łykać tabletki na ból głowy.
      Życzę Ci ogromnego uśmiechu i spokojnego oddechu w tym Nowym Roku, Mrs Black. Z całego serca życzę! :)

      Usuń
    2. Wzajemnie! + jeszcze weny i samorozwoju :D

      Usuń
  5. Cudowny rozdział ! Nie mogę się doczekać kiedy ponownie opiszesz wizytę Draco i Hermiony u Extance. Ciekawa jestem co ona może im powiedzieć skoro cały czas twierdzi, że ''zbyt szybko docierają do mety, to by zniszczyło oboje, a nie wyleczyło z powojennej depresji...''. Po za tym podoba mi się Draco i ta wykreowana przez Ciebie jego tajemniczość powiązana z takim chłodem w stosunku do Hermiony. Lubię kiedy piszesz dialog między Hermioną a nim. Zawsze mnie coś zaskoczy, zaintryguje, lub rozbawi. Już nie mogę doczekać się opowieści Draco.
    Czekam na kolejny rozdział !
    http://dramionemyworldfellapart.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie może im powiedzieć (chociaż będzie próbować). Draco i Hermiona... ach, co ja będę tutaj spojlerować! Sama postać Extance jest takim prawdziwym i bolesnym spojlerem, że czasami mam ochotę puknąć się w łeb. :')
      Uff, podoba Ci się Dracze? Całe szczęście, bo to chyba... druga najtrudniejsza postać (Severus zawsze jest pierwszy, we wszystkim). Dzięki za wszystkie ciepłe słowa! Do następnego. (:

      Usuń
  6. Za każdym razem gdy czytam "Jane Extance", zastanawiam się jak zareagowałaby prawdziwa Jane Extance na wieść, że jest jedną z bohaterek potterowskiego opowiadania. :')

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musisz, o ile nie ma takiej samej osobowości co moja Extance, zapytać się kiedyś!! Jak coś to przekaż, że ma niezwykle inspirujące dane. c:

      Usuń
  7. Poprzedniego nie skomentowałam, ponieważ są w sumie połączone i... nie chciało mi się :P Jest coraz ciekawiej :D Mam nadzieję, że opiszesz nam CAŁĄ historię Draco zamiast czegoś w stylu "opowiedział jej wszystko...". Czekam na następny, pozdrawiam.
    KH

    OdpowiedzUsuń

^