16. Wspomnień czas.

Rozdział z dedykacją dla Mrs M.,
bo skubana wygrała zakład,
i w sumie to jej się należy.

Spojrzeli na siebie pogardliwie, gdy kelner postawił drugi dzbanek kawy. I jak to zwykle bywało, zapomnieli o co toczyła się kłótnia. Wszystko poszło od słowa do słowa. Nie szczędzili sobie ostrych obelg i brutalnej prawdy. Hermiona mówiła to, co czuła. Była w swoich słowach prawdziwa, a gdy nic więcej nie weszło jej na język, zamilkła. Poczuła się wyjątkowo dobrze. Popiła parzącą kawę, by zająć czymś dłonie i myśli, chociaż nie mogła ich odwrócić od mężczyzny przed sobą.
Wszystko dookoła stało się surrealistyczne. Malfoy wydawał się najbardziej rzeczywistą osobą, jaką kiedykolwiek spotkała. To była najdziwniejsza pomyłka jej wyobraźni.
Jej bezwględna nienawiść stała się względna. Chciała, by zaczął opowiadać swoją historię. Chciała, by jej wytłumaczył wszystko od początku do końca, by jego historia była dramatyczna: nie musiałaby wtedy czuć wyrzutów sumienia, że siedzi naprzeciwko i słucha go z uwagą.
Jego przeszłość była zbyt zakazana, by ją poznać. Postawiła kubek i spojrzała na niego w pełnej konsternacji. Obserwował ją od dłużej chwili, ale nie czuła tego przez myśli, które nie mogły się ułożyć w logiczną całość w jego obecności.
Nie zaprzeczała, że wszystko co się teraz działo, miało na nią wpływ. Myśli miała wypełnione tylko tym, co tu i teraz. Rozmawiając z nim i ubierając słowa w brutalność i prawdę, będąc ze sobą szczera... niepostrzeżenie i niezaprzeczalnie zaczęła być przy nim sobą. Dawno nie doświadczyła uczucia takiej lekkości. Od początku wojny była sobą na durnie podrobiony wzór. Nie umiała się wpasować.
— Gdzie moja obiecana historia? — zapytała nawet łagodnie i miło. Malfoy spojrzał w szybę, gdzie mgła objęła prawie całe obrzeża Londynu. Zrobiło się trochę dramatycznie, a kiedy zdał sobie z tego sprawę, chrząknął i oparł się o ich stolik. Jego twarz nie miała w sobie emocji. Pewnie zastanawiał się, od czego zacząć i co pominąć, by historia nie ciągnęła się przez wieki. 
— Od urodzenia mieszkałem w Malfoy Manor. Na pewno pamiętasz ten marmurowy dom. — Oboje spojrzeli na rękę Hermiony, gdzie pod materiałem miała wypaloną bliznę. Pokiwała głową, starając się nie wracać wspomnieniami do jego domu.
— Wielki ogród, dumne pawie, które chodziły po ogrodzie... jako dzieciak zawsze za nimi biegałem. Nie miałem innego towarzystwa. Miałem wybór między matką a tymi ptakami. O dziwo, pawie były o wiele bardziej emocjonalne, uciekały ode mnie, więc to je wybierałem. To nawet śmieszne.
Pokręciła przecząco głową. Było przerażające, co zauważył po jej wyrazie twarzy. Machnął lekceważąco ręką, jakby to wcale nie miało dla niego znaczenia.
— Musiałbym spojrzeć w myślodsiewni, bo nie za dobrze pamiętam, kiedy pojawił się Blaise i Teodor ze swoją o rok młodszą siostrą. Może miałem sześć, a może pięć lat. — Malfoy zauważył, jak Hermiona drgnęła. Nie mógł wiedzieć, że na wspomnienie Vicky całkowicie się spięła. Mógł się tylko domyślać. — Oczywiście, były też inne, arystokratyczne dzieci, ale one strasznie mnie irytowały. Były takie roześmiane. Tylko towarzystwo Blaise'a, Teodora i Vicky było dla mnie przyjemne. Rzadko widywaliśmy się w tygodniu, bo obowiązek domowej nauki był naprawdę surowy, ale piątki, soboty i niedziele były nasze.
— Brzmi jakbyś był wtedy szczęśliwy.
— Nawet nie wiesz, jak bardzo się myślisz, Granger. — Spojrzał na nią wyniośle, jakby się cieszył, że nie ma racji. — Razem z chłopakami i Vicky byliśmy wychowywani na nienawiści do wszystkiego, co mugolskie czy nie w całości magiczne.
Hermiona próbowała sobie to wszystko wyobrazić, ale to było niemożliwe. Miała cudowne dzieciństwo. Pierwszy raz w swoim życiu zaczęła współczuć Draconowi Malfoyowi.
 — Jako dzieci wymykaliśmy się i testowaliśmy swoje moce na mugolach... robiliśmy to stosunkowo często, świetnie się bawiliśmy wrzucając im śnieg za kołnierz, przewracając ich twarzą w kałuże lub przywołując ich klucze od domów, do których potem nie mogli się dostać.
Zrobił krótką przerwę i napił się kawy. 
— Kiedy mieliśmy dziesięć lat byliśmy poirytowani. Czekaliśmy, aż w końcu będziemy w Hogwarcie i będziemy się uczyć jak zwalczać... szlamy. — Spojrzał na nią uważnie, a gdy nie zaprotestowała, milcząc; zaczął mówić dalej. — Ze swoją nienawiścią wybraliśmy się do wioski niedaleko domu Blaise'a. Obwinialiśmy mugoli o całe zło na świecie, chociaż to my tak naprawdę rozsiewaliśmy jeszcze większą nietolerancję i nienawiść... Poszliśmy na plac zabaw, był kompletnie pusty. Bawiliśmy się, na chwilę zapomnieliśmy, że jesteśmy wśród tych podludzi. 
Westchnął ciężko, jakby ktoś zabierał mu tlen z płuc i nie pozwalał oddychać. Hermiona chciała go zatrzymać, nie chciała dalej słuchać, z każdym nowym słowem jej nienawiść rodziła się na nowo. Czuła nadchodzący punkt kulminacyjny w jego historii. 
— Aż nie dołączyła do nas mała mugolska dziewczynka... Do dzisiaj pamiętam uśmiech, jakim nas obdarzyła, chociaż minęło zbyt wiele lat. Ja, Blaise i Teodor zaczęliśmy robić sobie żarty. Dziewczynka była miła i nie przejmowała się naszymi słowami... zaczęliśmy się przez to nakręcać, aż nas poniosło. Niewiadomo kiedy straciła przytomność, miała rozciętą głowę i leżała nieruchomo na środku piaskownicy. 
Hermiony współczucie prysło, czuła do niego tylko odrazę.
— Ja, Blaise i Teodor uciekliśmy jak tchórze. Dopiero w połowie drogi zorientowaliśmy się, że Victorii z nami nie ma. Czekaliśmy na nią godzinę na jedynej drodze do domu. Kiedy w końcu się pojawiła, powiedziała tylko: nic jej nie jest... zawołałam jej mamę. Tak bardzo płakała, gdy zobaczyła tę mugolską dziewczynkę... ta dziewczynka trochę krwawiła z głowy. Widzieliście? Jej krew jest taka sama jak nasza. Nie uwierzyliśmy, chociaż widzieliśmy dokładnie to samo, co ona. Wróciliśmy do domu, nikomu nie mówiliśmy o tym, co się stało. Chociaż wiedzieliśmy, że rodzice byliby z nas dumni, jakoś się nie kwapiliśmy, by im o tym powiedzieć. Każdy z nas wrócił do domu... nudziło nam się przez kilka dni, więc znowu postanowiliśmy się spotkać. Zapomnieliśmy o tamtej mugolskiej dziewczynce, ale kiedy w końcu się spotkaliśmy, Vicky nie przyszła. Teodor, jej brat, powiedział, że wyjechała do Francji, do jakiejś odległej rodziny. Niezbyt się tym przejęliśmy. Vicky była w końcu tylko dziewczyną.
Ale minęły wakacje, potem jeden rok i drugi... Vicky nie przybyła do Hogwartu jak my... Często o niej rozmawialiśmy. Teodor sam mówił, że widuje ją tylko na święta i wakacje, a i wtedy nie za wiele rozmawiali. 
Kiedyś spędzałem święta u Nottów. Przybyło wielu arystokratów. Odbył się jakiś świąteczny bankiet. Kiedy wszyscy mówili na rodzinnej kolacji o Czarnym Panie, Vicky milczała, wywijając się długą podróżą z Francji... po kilku dniach nastąpił sylwester, gdy mieliśmy z chłopakami po piętnaście lat. Vicky wypiła bardzo dużo wina i gdy nas zobaczyła, zaczęła dużo mówić. Że brzydzi się nami, że jak możemy myśleć o zabijaniu, jak możemy bardziej tęsknić za Czarnym Panem niż za nią. Teodor próbował ją uspokoić i wyprowadził w końcu na zewnątrz, by jej bełkot nie dostał się do uszu ich rodziców. Za takie zostałaby zamknięta w lochach, aż nie zmieniłaby swojego nastawienia.
Poszliśmy za Teodorem i słuchaliśmy jej wyzwisk.

— Nie jesteście warci złamanego knuta, możecie sobie wsadzić te zasrane pieniądze do waszych arystokratycznych główek, może wtedy wasze ego będzie więcej warte. Nienawidzę was i waszych ograniczonych w nienawiści umysłów, nienawidzę tego... — krzyczała, bełkotała i próbowała się wyrwać Teodorowi, który za łokieć prowadził ją do lasu, daleko od domu, by nikt jej nie usłyszał. — Puszczaj mnie, ty rasistowska świnio cholerna!...
Szliśmy za nimi, a gdy Vicky przestała się wiercić i wrzeszczeć, zaczęła płakać... pierwszy raz widziałem, jak płacze. Nie wiedzieliśmy jak mamy się zachować, mieliśmy ochotę uciec, zostawić ją samą, ale tego nie zrobiliśmy. Ze względu na Teodora, który nie wyglądał nigdy na troskliwego, ale taki był. Teodor chciał coś zrobić, ale zanim któryś z nas się zorientował... Vicky podeszła do mnie i zaczęła płakać mi w koszulkę. Moja mina podobno była bezcenna, przynajmniej tak twierdził Blaise.
Vicky się nie uspokajała, płakała, czasami mówiąc, jak bardzo za mną tęskni i jak bardzo chciałaby, abym zmienił swoje nastawienie do szlam. Nie mówiłem, że moje przekonania nigdy się nie zmienią, bo chciałem, żeby tylko przestała płakać i cierpieć. 

— Kochałeś ją? — przerwała mu Hermiona niespodziewanie, a Draco w pierwszej chwili chciał zaprzeczyć i powiedzieć coś niezwykle zgryźliwego, ale w końcu kiwnął głową i wrócił do swojej historii.
— Dopiero po godzinie się uspokoiła i chyba trochę wytrzeźwiała, bo uciekła. To był najgorszy sylwester w moim życiu. Blaise i Teodor stwierdzili to samo, więc wróciliśmy do domów, a potem do szkoły na drugi semestr zapominając o sprawie. Vicky wróciła do Francji, a my do Hogwartu... Wiem, że nie wszystko mówię chronologicznie, ale wracając do tamtych lat tylko to pamiętam: nie chcę mi się mówić o ojcu, który godzinami mógł gadać, że mugole to ścierwa. Wtedy go słuchałem i chciałem, by był ze mnie dumny. Matka próbowała we mnie wpoić tylko szacunek do kobiet, chciała żebym, jako jej jedyny syn, był szczęśliwy. Miała nadzieję, że będę przykładnym arystokratą, ale nigdy mnie do niczego nie zmuszała. Jednak godziłem się na wszystko, bo choć ojciec wrzeszczał na mnie lub wywierał presję, to się nie liczyło. Zawód w oczach mojej matki był dla mnie najgorszą karą.
Zamilkł na chwilę, ale Hermiona wiedziała, że to dopiero połowa historii. Ta milsza połowa, bo mało w nim było Voldemorta czy choćby wątku wojny. Zamówiła u kelnera herbatę, bo kawa już dawno się skończyła.
— Ta historia z mugolską dziewczynką nie była dla mnie znacząca. Żałowałem tego, co się stało tylko dlatego, że straciłem przyjaźń Victorii. Nie czułem wyrzutów sumienia, tak samo jak Blaise i Teodor; uważaliśmy, że temu małemu dziecku się należało... Kiedy poszliśmy do Hogwartu, wszystko się zmieniło, chociaż dalej byliśmy kumplami. Wiedzieliśmy, że czeka nas ślizgońskie życie. Mieliśmy nadzieję, że będzie z kogo się pośmiać. I wtedy spotkałem ciebie.
Draco spojrzał na nią. Hermiona widziała oczami wyobraźnia ich pierwsze spotkanie.
— Byłaś przyjaciółką tych dwóch oferm, Pottera i Weasley. Ale, jak ci już kiedyś wspominałem, znienawidziłem cię przez twoją ciekawską naturę i zadziorność. Dopiero po jakimś czasie dowiedziałem się, że jesteś mugolaczką. Byłaś jak iskierka w mroku, bo jako uczniowie nie mogliśmy iść do mugolskiej wioski i się ponabijać z mugoli. Byłaś namiastką, której mi brakowało z rodzinnego domu i dzieciństwa.
Wszystko co mówił, było podłe, ale znaczenie jego słów nijak się miało do łagodnego tonu. Mogła tylko go słuchać, czując narastając suchość w gardle. Świadomość, że była w jakimś stopniu częścią jego życia, napawała ją niepokojem. 
— Moje szkolne lata były naprawdę dobre, chociaż wiem, że tylko dlatego, iż miałem się na kim wyżyć. Kiedy wracałem na wakacje lub święta do domu, nie było już tak fajnie. Z każdym rokiem atmosfera gęstniała. Zwłaszcza po pojawieniu się Voldemorta. Coraz bardziej czułem na sobie presję ojca, który uczył mnie, co i jak powinno się robić wśród śmierciożerców. Mówił, że powinienem się uczyć zachowywać, by nie narobić mu wstydu. Ale to nie była prawda. W końcu zrozumiałem to na trzecim roku. Uczyłem się, by stać się jednym z nich.
Nie lubiłem mugoli od urodzenia, ale to śmierciożerców stawiałem na pierwszym miejscu, jeśli chodzi o nienawiść. Byli zwierzętami i sprowadzali do mojego domu jakiś zakrwawionych ludzi, a potem ich zabijali. Nie lubiłem, kiedy to robili. Ci mugole krzyczeli z bólu, kiedy ja próbowałem zasnąć. Matka wtedy próbowała mnie zabrać z domu, ale ojciec jej nie pozwalał. Mówił, że mam patrzeć i się uczyć. Byłem tak posłuszny, że nie odwróciłem ani razu wzroku.
W tle grały agonalne jęki szlam i cichy szloch mojej matki. Chociaż i tak najgorsza była po tym wszystkim cisza.
Malfoy przymknął oczy.
 To nie był zły ojciec. Dbał o mnie, o moją przyszłość... ale nie w tym kierunku co normalni rodzice. Uważał, że droga śmieciożercy da mi najwięcej dobrego z życia. Ironia.  Dopiero kiedy przyjąłem Mroczny Znak, ojciec zrozumiał to, co ze mnie zrobił. 
Ponowna chwila ciszy. Hermiona poczuła, że zbierają jej się łzy pod powiekami, zakryła sobie usta dłonią. Nie chciała pokazywać mu, jak bardzo jest jej przykro. Jednak on nawet na nią nie spojrzał, zbyt przygnębiony, by wyjść ze wspomnień. Mówił dalej.
— Na początku byłem dumny, że stałem się śmierciożercą. Chciałem im wszystkim pokazać, jak jestem ważny i jak bardzo jestem od nich lepszy. Że jako śmierciożerca nie będę zabijał i przynosił jakiś brudnych ciał do swojego domu. Ale to był tylko początek szóstego roku. — Spojrzał na nią dwuznacznie, ale od razu odwrócił wzrok, widząc łzy w jej oczach. — Moje nastawienie powoli opadało. Mój ojciec stał się pośmiewiskiem, a mnie przydzielono zadanie. Zabić Dumbledore'a. Wiedziałem, że Czarny Pan chce ukarać moją rodzinę; wiedział, że mi się nie uda i będzie miał powód, by nas zabić. Musiałem działać i chociaż udawać pewność siebie. Nawet odrzuciłem pomoc Snape'a, by i jemu nie robić dodatkowych kłopotów. Domyślałem się, że jest szpiegiem.
— Jak to się domyślałeś? — zdziwiła się. 
— Jakoś trudno mi było uwierzyć, że od początku czekał na Czarnego Pana. Znałem historię o Lily Potter, chociaż nie chciało mi się w to wierzyć. Snape jest przerażający... Był przerażającym, wrednym dupkiem, ale zawsze mi pomagał, gdy do niego przychodziłem. Jego złość na cały świat wtedy po prostu się ulatniała, a on słuchał uważnie tego, co miałem do powiedzenia. Nawet najgłupszego, dziecięcego problemu... I kiedy zabił Dumbledore'a miał skrzywiony wyraz twarzy.
— Skrzywiony? — Hermiona nie rozumiała tego argumentu.
— Jakby czuł do siebie obrzydzenie. — Pokiwał głową, a Hermiona mu uwierzyła, bo to faktycznie mogła być prawda. W końcu już dawno oczyszczono imię Severusa Snape'a. Hermiona wiedziała o jego niewinności od chwili, kiedy przed samą śmiercią oddał Harry'emu wspomnienie.
— Co było dalej? — zapytała, a on spojrzał na nią z niezrozumieniem. — Miałeś zabić Dumbledore'a.
— Ach... Od września szóstego roku nie wierzyłem w tą całą czystość krwi. Bo chociaż wszystko wskazywało na wojnę, a ja miałem umrzeć... Pojawił się cud w postaci Victorii. To zabrzmi tak tandetnie i banalnie, ale na chwilę zapomniałem, że moja rodzina jest przekreślona. Pisała do mnie listy, dalej chodząc do szkoły we Francji. Nalegałem na spotkanie, byłem w stanie nawet się do niej teleportować teraz, zaraz, by tylko ją zobaczyć. Chciałem też uciec od tego, co się działo w Hogwarcie. Patrzyłem, jak moje plany zabicia dyrektora kończyły się katastrofą... cieszyłem się. Starałem się wszystko dopracować, najpierw ten wisiorek, który trafił do Katie Bell, a potem Weasley...
Malfoy zaczął mówić szybko i chaotycznie.
— Mogłeś go zabić.
— Wiem... Ale nie zabiłem, tak samo jak nie zabiłem Dumbledore'a. Ze wszystkich tych nieudanych prób cieszyłem się, chociaż wiedziałem, że jestem coraz bliżej śmierci. Chudłem w tym czasie i wyglądałem jak śmierć, ale to nie miało żadnego znaczenia, bo czułem obecność Vicky.
Kiedyś napisała do mnie list, w którym przyznała się, iż wie o mojej misji. To ona wymyśliła Szafkę Zniknięć i byłem jej za to wdzięczny... do czasu, aż zrozumiałem, że dzięki tej szafce mi się uda. Wtedy zaczęło się to, czego już nie mogłem zatrzymać. Naprawiłem szafę i czekałem na odpowiedni moment. Byłem w rozsypce. Dumbledore był dla mnie ostatnią nadzieją, by wojna i śmierciożercy zniknęli. Jednocześnie nie mogłem zniszczyć szafki. Nie chciałem, by moja matka umarła... Wtedy już moje życie przestało mnie obchodzić. Tak samo jak życie ojca, przez którego ja i matka przechodziliśmy piekło.
Resztę historii znasz... byłaś tam. Potter widział, jak Snape zabija Dumbledore'a, ty i twoja gromadka walczyliście ze śmierciożercami, a potem wszystko się stało zbyt szybko, bym mógł cokolwiek powiedzieć.
I dochodzimy do wojny... Wielki pościg za wami. Przeszukanie pociągu do Hogwartu, wtargnięcie na wesele do Billa Weasleya. Nie było mnie tam, ale jako śmierciożerca byłem obecny przy planowaniu całego przedsięwzięcia; to była moja nagroda. Voldemort miłosiernie darował życie mojej rodzinie. Oczywiście najpierw torturował mnie przez kilka dni, bo ostatecznie to nie ja rzuciłem Avadę, ale to nie był problem, udało mi się. Dumbledore nie żył.
Zamilkł na chwilę. Hermionie już dawno zaczęły lecieć łzy po policzkach, chociaż bardzo skrupulatnie je ścierała. Malfoy, nie patrząc się w jej stronę, podał jej chusteczkę.
— Pamiętam, jak Snape szykował się, by lecieć z innymi śmierciożercami po Pottera na wesele. Uśmiechnął się złośliwie i powiedział: Miej nadzieję, że nie zapomnieli, jak się używa różdżek. Od początku wiedziałem, że nie ma na myśli śmierciożerców, a ciebie, Pottera i Weasleya. Możliwe, że Snape był wtedy po Ognistej Whisky, stąd ta aluzja. Ale miał rację, gdyby was wtedy złapali, byłoby po wojnie.
Hermiona przełknęła ślinę. Miał rację.
— Kiedy wy zniknęliście, co jakiś czas wkurzając Czarnego Pana, musiałem chodzić do Hogwartu, który wymykał się spod kontroli przez tęczowe rodzeństwo Carrow. Gdyby nie Snape pewnie połowa uczniów już dawno leżałaby na cmentarzu.
— Snape? — zdziwiła się.
— Oczywiście. Z zewnątrz wyglądało na to, że chce utrzeć rodzeństwu nosa i robi im na złość. Ale to bzdura. Chronił uczniów, a przynajmniej robił, co w jego mocy, by żadnego nie zaczęli torturować na śmierć. Wtedy jako Prefekt Naczelny... — Uśmiechnął się złośliwie. —... też wymierzałem kary.
— Jakie kary? — przerwała mu, pociągając nosem.
— Zapytaj Lovegood, Weasleyównę czy innych buntowników — powiedział z nadzwyczajnym opanowaniem. Kiedy Hermiona otwierała usta, przerwał jej ze zrezygnowaniem. — Posyłałem ich na szlaban do Snape. A że on najczęściej nie miał czasu, wysyłał ich do Hagrida. Snape już na początku roku kazał wysyłać tylko sobie raporty o szlabanach. Chyba że chodziło o Ślizgonów, wtedy spokojnie mogłem ich posyłać do Carrowów, żeby wszyscy razem wypili herbatę.
— Pomagałeś Nevillowi, Ginny...? — Jej mina złagodniała, a obraz Malfoya delikatnie się zamazał, bo to może dzięki właśnie Snape'owi i Malfoyowi jej przyjaciele dalej żyją. Z niewiadomych przyczyn stanął jej przed oczami szeroki uśmiech i łagodne spojrzenie Luny Lovegood.
— Do pewnego momentu. W końcu jako śmierciożerca nie mogłem wrócić na drugi semestr, gdy szykowała się bitwa. Już wcześniej cały czas latałem z mojego domu — siedziby Czarnego Pana — do Hogwartu. Kiedy nie wróciłem, moje obowiązki przejął Blaise... Domyślasz się, że miał te same intencje co ja... Chyba że Ginevra Weasley to masochistka.
— A co się działo z Victorią? — Zmieniła temat, gdy na jej usta wkradł się blady uśmiech. 
— Nie wspomniałem o niej? — Hermiona pokręciła głową. — Wróciła. Do mnie.
I jeśli wcześniej Hermionie wydawało się, że Malfoy się uśmiechał, zmieniła zdanie. Na jego usta pojawił się niehamowany, piękny uśmiech. W policzkach pojawiły mu się urocze dołeczki, a on sam wyglądał niewinnie i błogo. Zapamiętała ten widok na długi czas, błędnie myśląc, że widzi go pierwszy i ostatni raz w życiu.
Uśmiech zniknął w przeciągu pięciu długich sekund. To była niemożliwie dziwna chwila; oboje uśmiechali się w tym samym momencie. Zbyt zwyczajny, odwzajemniony gest jak na nienawiść.
— Nikt nie wiedział, że wróciła poza oczywiście najbliższą rodziną. Teodor też długo się wahał zanim powiedział mnie i Zabiniemu. Ukrywali ją, utrzymując, że uciekła na inny kontynent przed wojną... Kiedy zacząłem ją regularnie widywać, wojna już nie była taka przerażająca. Nie licząc wątku samej bitwy i nadejścia ciebie i Pottera w moim domu. — Pokręcił głową i na chwilę zamknął oczy. — Widziałem jak Bellatriks cię... 
— Możesz to ominąć — odparła szybko. 
— Nie — powiedział szorstko. — Zawsze to omijam.
— Nie wydałeś Harry'ego, chociaż go rozpoznałeś — zauważyła, ponownie zmieniając temat. Przypominała sobie o Bellatriks codziennie, gdy widziała swoją rękę: biorąc prysznic, przebierając się... kolejne przypomnienie byłoby zbędne.
— Nie mogłem zareagować. Zobaczyłem, że Bellatriks robi ci to samo, co ja przez ostatnie lata, tylko że w inny sposób... Zmroziło mnie, ale nie mogłem ci też pomóc. Wiedziałem, że ciotka Bella cię nie zabije i że nie mogę tego w żaden sposób przerwać, ale mimo wszystko...
— Dobrze, rozumiem... Co było dalej? — zapytała, przerywając mu. Ściągnął brwi ze złości, ale dał sobie spokój.
— Nie wydałem Pottera, a on w zamian zabrał moją różdżkę. Bohater. — Prychnął. — Potem, jak uciekliście, Voldemort zabił prawie wszystkich, którzy przebywali w moim domu. Innych, na przykład mnie, torturował. Bolało jak nigdy wcześniej, Potter wymknął mu się sprzed nosa i był naprawdę wściekły. Ale udało się wam, a wkrótce potem Voldemort przywołał każdego przed bramy Hogwartu. Wszyscy rozmawiali między sobą. Śmierciożercy puszyli się, jakby już wygrali. Ja czekałem tylko na odpowiedni moment, by wymknąć się do zamku i znaleźć Blaise'a, Teodora i Vicky.
— Vicky była w Hogwarcie? — zdziwiła się. — Nie ukrywała się?
— Tylko tam nikt by jej nie szukał. — Genialny, choć lekkomyślny pomysł, pomyślała Hermiona. — Zresztą i tak nikt się już nią nie przejmował. Voldemort chciał tylko wygrać, inne szczegóły przestały go interesować. Vicky zmieniła swój wygląd i ukryła się z innymi w Pokoju Życzeń. To nie była część planu, ale nie mieliśmy nad nią kontroli, kiedy przebywała w Hogwarcie... To było z jej strony bardzo przemyślane.
— Ukryła się w Pokoju Życzeń?! Była tam?! 
— Jako Parvati Patil.
Hermionie opadła szczęka.
— Patil umarła zaraz przed wojną. Któryś ze śmierciożerców znalazł powiązanie między nią a Potterem...
— Byli razem na Balu Bożonarodzeniowym — szepnęła.
— To wystarczyło, chociaż w rzeczywistości chodziło pewnie o samą przyjemność z zabijania i... — Przerwał. Hermiona zbladła i nie była w stanie dalej słuchać, więc dał jej chwilę, by ochłonęła. — Vicky podrzuciła w czasie bitwy ciało Parvati Patil i już w swojej tożsamości zaczęła walczyć...  Oczywiście przeciwko śmierciożercom. Wiesz dlaczego Vicky ukrywała się z innymi w Pokoju Życzeń? Podpowiem: nie dlatego, że była w niebezpieczeństwie.
Hermiona nie wiedziała. Pokręciła głową.
— Żebym ja i inni wtajemniczeni chronili przed rodzeństwem Carrow Pokój Życzeń. Zabiliby Vicky i wszystkich, których by tam znaleźli... Vicky chroniła ukrywających się, bo Blaise i Nott obłożyli wejście do Pokoju Życzeń możliwymi zaklęciami. Inaczej już pierwszego dnia wszyscy by zginęli.
— To dzięki niej? Będę musiała...
— Jej podziękować? Lepiej tego nie rób. Ona jest... trudna w obejściu.
— Tak jak ty. Dobraliście się. — Hermiona uśmiechnęła się złośliwie, a Malfoy zamilkł, mając dziwny wyraz twarzy. Hermiona właśnie taką wyobrażała sobie minę Snape'a, gdy zabijał Dumbledore'a.
— Nie dobraliśmy się. W ciągu kilku lat, nie licząc czasu przed Hogwartem, spędziliśmy ze sobą może kilka dni, w łacznej liczbie godzin. Vicky i ja jesteśmy arystokracją... Co jest równoważne z tym, że są nam przypisane małżeństwa aranżowane. 
Hermiona przegryzła wargę, doskonale zdając sobie z tego sprawę. Ale nie mogła mu powiedzieć o spędzonej nocy w pokoju wspólnym Slytherinu, gdzie dowiedziała się o wszystkim przez dziwny zbieg okoliczności. 
— Vicky jest przypisana jakiemuś francuskiemu czarodziejowi. Podobno nawet się już poznali — mówił to spokojnie, jakby miał na myśli deszcz, który właśnie zaczął spadać zza okien. — Mogłaby, jak kiedyś myślałem, po prostu rzucić rodzinną tradycję, gdyby nie...
—... gdyby nie to, że Teodor umarłby przez Wieczystą Przysięgę — dokończyła za niego, jak często robiła w szkole. Lubiła dokańczać zdania za nauczycieli, popisując się swoimi umiejętnościami. Często była za to nagradzana dodatkowymi punktami i pochwałami. Szkoda tylko, że Malfoy nie był nauczycielem, a ona — teoretycznie — nie powinna wiedzieć o Wieczystej Przysiędze. 
Zaczerwieniła się po koniuszki uszu, a gdy kelner podszedł do ich stolika, jedyne co była w stanie powiedzieć to:
— Poprosimy o rachunek.

*

— Właściwie chciałem państwu zaproponować ofertę obiadową. Bufet śniadaniowy został zamknięty godzinę temu — powiedział kelner, obdarowując Hermionę czarującym uśmiechem, a Malfoya skinieniem głowy.
— Jesteśmy tu już tak długo? — zapytała Hermiona ze zdziwieniem, wchodząc w pogawędkę z kelnerem, by skrupulatnie ignorować złowieszcze spojrzenie Dracona. Pracownik mylnie odebrał jej zaczerwienione policzki i zażenowanie w oczach. Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a jego spojrzenie nabrało figlarności.
— Od trzech godzin, proszę pani — odpowiedział mężczyzna, całkowicie ignorując obecność Malfoya.
— W takim razie poprosimy przystawkę, jaką zaproponuje szef kuchni — odezwał się Malfoy lodowato. Kelnerowi uśmiech zniknął w mgnieniu oka i zmył się jeszcze szybciej, nie proponując niczego do picia.
— Byłeś niemiły — szepnęła Hermiona, chowając się za kartą z napojami.
— Granger — zaczął groźnie — masz szansę powiedzieć mi teraz, co miałaś na myśli jeszcze pięć minut temu.
— Zapytałam tylko kelnera, ile czasu tu siedzimy. — Jej głos zabrzmiał niewinnie.
— G r a n g e r.
Nie odpowiedziała.
— Byłem z tobą przez trzy godziny szczery. Tak trudno zdobyć się na to samo? — zapytał, zaszczycając ją chłodnym wzrokiem. Poczuła się, jakby go zdradziła. I nie byłoby w tym nic strasznego. W końcu Malfoy był wrogiem... Jednakże zaczęła mu opowiadać historię, jak się dowiedziała o Vicky i Wieczystej Przysiędze, jak spędziła noc w pokoju wspólnym, nie mogąc się wydostać z powrotem... Powiedziała mu wszystko, jakby myśl, że go zdradziła, była nie do zniesienia.
— To wtedy gdy Nott był w śpiączce po zawaleniu się sufitu w hangarze? — Kiwnęła na potwierdzenie głową, czekając, aż zareaguje.
Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę. Hermiona dopiero po spojrzeniu na jego oczu, zrozumiała, że powstrzymuje się od śmiechu. Zrobiła szerokie oczy.
— Nie jesteś wściekły?
— Leżałaś całą noc na podłodze, bo Zabini prawie cię przyłapał na szwendaniu się po naszym domu... jesteś bezbłędna, Granger. Twoja ciekawość świata i głupota mnie po prostu zadziwia. Nie mogę być zły, bo to śmieszne.
Ciekawa świata. Nie wścibska. Bardzo miła zmiana.
— Więc wiedziałaś od samego początku... — zauważył, przyglądając się jej uważanie. Nie rozumiała tego spojrzenia. — I nikomu nie powiedziałaś?
— A po co? — zdziwiła się. — Plotki mnie nie interesują.
— Jesteś bezbłędna, Granger — powiedział, zanim zdążył się ugryźć w język.

*


Dołączyłam do Katalogu, a i napisanie tego rozdziału było dość trudne — nie dziwcie się, że upłynęło tyle dni. Historia Malfoya ma wiele wątków, a i tak napisałam pewnie tylko o połowie z nich! :)
PS Oglądajcie Gwiezdne Wojny!

12 komentarzy:

  1. vsdylacfgtsfdafvgsdgbhgg, o taka jest moja reakcja.
    Ten rozdział jest jeszcze bardziej bezbłędny niż Hermiona. I widać, że ta rozmowa jest bardzo ważnym punktem w ich relacji. Taką granicą pomiędzy nielubieniem (nienawiści już tu raczej nie ma :P) a neutralnością, która ma w sobie coś z jakiejś tam sympatii. No przynajmniej ja tak to odbieram xD
    Fajnie sobie wymyśliłaś historię Draco, mogłabym tego słuchać i słuchać. Polubiłam go jeszcze bardziej dzięki Twoim opowiadaniom. Ten moment, kiedy się uśmiechał, mujborze ♥
    Plus, bardzo miłe zaskoczenie, że nie było psującej-wszystko-kłótni, po tym jak Malfoy się dowiedział, że Hermiona dużo wie. A to, że nikomu nie powiedziała, powoli zawiązuje się coś w stylu zaufania, tak myślę. Wspaniale się to wszystko czyta, zupełnie, jakbym to ja się zakochiwała. W sumie to zakochuję, w tej historii z każdym słowem coraz bardziej. Chyba wystarczy, żebyś się za bardzo nie zarumieniła :v
    Jak Ci leci, Salvio?
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam Twój komentarz z trzy razy... I ja się wcale nie rumienię! (chyba) --,--
      Bardziej bezbłędny niż Hermiona?! Oszalałaś?!
      To prawda, to bardzo ważny moment w ich relacji... pomiędzy nielubieniem a neutralnością, która w sobie coś z sympatii: dobrze określone. Cieszę się, że tak to uwydatniłam, hehe. :v

      I tak nie przedstawiłam połowę jego historii, ale w sumie - bo mogę - przedstawię ją w innych rozdziałach. Wszystko po kolei. :)
      No i przez drugą część komentarza o zakochiwaniu się, mam taką minę: :>. Dziękuję, to bardzo mnie motywuje! I chyba naprawdę się zacznę rumienić. Dla zasady.
      A leci mi trochę smutno, nie lubię zimy. Chcę wiosnę, gdzie wszystko rozkwita na nowo, razem ze mną. A tobie? :(
      Do następnego! :)

      Usuń
  2. Hehehe, rumieńce, co?
    Jaka szczerość, hehe.
    Fajny ten rozdział, bo mimo wszystko w jakimś stopniu wyjaśnili sobie coś. Trochę mam nerwy na to, że Draco jednak czuł coś romantycznego do Vicky, bo jek nie lubię, ale z drugiej strony to jest D r A m I o N e, nie Viraco, Dricky, czy inne cuś.
    A tak btw, to jestem ciekawa jak im Extance dowali za tak długą nieobecność w Hogwarcie.
    To, że nienawiść Hermiony staje się względna naprawdę mnie zagięło i czuję, że coś się stanie...
    Pozdróweczki, Salvio.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wy sobie za dużo wyobrażacie, małe cholery. -,-
      Każdy ma za sobą jakąś historię, w końcu oni mają po siedemnaście lat (Hermiona teoretycznie 18/19, ale nie jestem pewna). A Draco... no cóż, musi dostrzec, że teraźniejszość jest o wiele lepsza niż przeszłość. Hermiona zresztą też, stąd ta podwójna terapia.
      Hehe, kochana, dobra, stara Extance.
      Pozdrawiam!:>

      Usuń
  3. Proszę, pisz więcej i częściej. Stanowczo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ostatnio mam fazę na długie komentarze. W tym przypadku nie będzie inaczej.
    Rozdział przeczytałam na jednym oddechu (tak wiem to nierealne, ale prawdziwe). Dowiedzieliśmy się wielu istotnych szczegółów z życia Dracona Malfoya. Ale po kolei:
    Tak jak Hermiona czekałam w napięciu, aż Draco zacznie opowiadać swoją historię. Chciałam go popędzać No dalej, opowiadaj. Co ci zależy? Wreszcie zaczął mówić.
    Na początku było mi go strasznie żal. Wyobraziłam sobie małego blondasa biegającego po ogrodzie za pawiami. Miałem wybór między matką a tymi ptakami. O dziwo, pawie były o wiele bardziej emocjonalne, uciekały ode mnie, więc to je wybierałem. To nawet śmieszne. To smutne, a nie śmieszne. Jakie to dziecko było samotne.
    Dobrze, że poznał Blaise’a i Teodora. Przynajmniej nie był samotny. Wspomnienia o Vicky bardzo mnie rozczuliły. Zakochany Malfoy to coś nowego ;)
    Sytuacja z mugolską dziewczynką to dość przykra sprawa. Rozumiem, że rodzice ich nauczyli nie szanować mugoli no ale to była przesada. Dobrze, że Vicky zareagowała (brawa dla niej).
    Moment kiedy Draco mówił Hermionie o ich pierwszym spotkaniu trochę mnie zaskoczył. Byłaś jak iskierka w mroku niezłe porównanie ;)
    Widać, że Draco bardzo przeżywał lata kiedy Voldemort powrócił. Nie chciał zabijać ludzi, ale mu nakazywali. To chore. Lucjusz nigdy mi się dobrze nie kojarzył… i chyba nie będzie.
    W sumie Draco jest bardzo inteligentny. Domyślił się, że Snape jest szpiegiem. Ciekawe tylko, dlaczego nikomu tego nie wyjawił?
    Dobrze, że Vicky pojawiła się na szóstym roku. Może dzięki niej jakoś przebrnął przez to wszystko (co ta miłość robi z ludźmi?)
    Zdziwiło mnie to, że pomagał Ginny i Neville’owi. To do niego niepodobne, a przy tym bardzo zaskakujące (oczywiście pozytywnie)
    Końcowy fragment rozdziału to mistrzostwo w każdym calu. Hermiona przyznała się, że leżała na podłodze i podsłuchiwała. No tak to prawda ona jest bezbłędna :D
    To chyba tyle. Komentarz długi, ale chyba nie masz mi tego za złe ;)
    Oczywiście czekam na dalszy rozwój wydarzeń.
    Powodzenia w działalności w Katalogu. Nawiązując do Gwiezdnych Wojen: Niech moc będzie z Tobą!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No który autor nie lubi długich komentarzy????? :> Właśnie, miałam do Ciebie wpaść, całkowicie wyleciało mi z głowy!
      I cieszę się, że to właśnie ten rozdział postanowiłaś tak obszernie skomentować, bo... przynosi nowe emocje bohaterom i to jest wielkie wyzwanie. Zwłaszcza, że wymyśliłam sobie zakochanego Malfoya, cholera, co mnie podkusiło?
      Akurat nie pomagał bezpośrednio Ginny i Neville'owi, tylko ,,ruchowi oporu". Malfoy również chciał, by wojnę przegrał Voldemort, dlatego był posłuszny Snape'owi. Biedny Malfoy. :v
      Niech magia będzie z Tobą! Pozdrawiam! I dziękuję, działalność na Katalogu to nie przelewki, haha.

      Usuń
  5. Cudowny! Och... Brak słów...

    OdpowiedzUsuń
  6. SIEMKA NAKLEJKA!!
    Dzisiaj dokończyłam czytać ten rozdział, bo, musisz wiedzieć, że każdego dnia w tygodniu czytałam kawałek. Teraz, kiedy już skończyłam, mogę napisać ci komcia. Jaka niespodzianka, dedyjeszyn dla mnie! Zupełnie się nie spodziewałam, doprawdy, jestem niezwykle poruszona, wzruszona i po prostu brak słów, naprawdę...
    Stara, rozdział bardzo mi się podobał! A od początku mówiąc - najbardziej podobało mi się to, że był w całosci poświęcony Draco i Hermionie. :))) Ogólnie bardzo zgrabnie opisałaś historię Malfoya, jego życia, wątku Vicky i życia jako śmierciożerca. Także tutaj plus. W ogóle całe Twoje opowiadanie to plus, więc już sama nie wiem co pisać. No nie moja wina, że wszystko mi się podoba. :( Kurcze, jestem w ogóle strasznie ciekawa jak zamierzasz tą dwójkę ze sobą połączyć, no bo jednak Draco kochał Vicky (nadal jej nie lubię) i pewnie nadal coś do niej czuje... Mimo wszystko cieszę się, że nie może z nią być, jestem okropna, no ale naprawdę. xD I hahahha kiedy Hermiona tak dokończyła za Draco zdanie i jego reakcja - czytałam ten fragment kilka razy z ogromnym uśmiechem na twarzy. To było bezbłędne!
    Czekam na kolejny rozdział!

    M.

    PS. Tak, wczoraj napisałam ten komentarz i zapomniałam go opublikować... Logika.

    OdpowiedzUsuń

^