— Profesor Sprout, PANI PROFESOR! — Hermiona biegła do nauczycielki, która oddalała się w przeciwną stronę. Kiedy usłyszała błagalne krzyki, zatrzymała się i wyjęła różdżkę. Nawyk po niespokojnych czasach. Jednak odwróciwszy się, zobaczyła tylko biegnącą i czerwoną Hermionę Granger, zdolną uczennicę i bohaterkę. Uśmiechnęła się, widząc jej zmachane oblicze, ale kąciki ust szybko opadły.
Tęga kobieta wyglądała na zmęczoną. Jej tłuste policzki były czarne od ziemi, a z czoła kapała cienka strużka krwi. Hermiona zatrzymała się dwa metry od niej, podpierając ręce o kolana i nabierając powietrza. Zorientowała się, że nie wypada tak witać profesorkę, więc z niechęcią wyprostowała plecy.
— Panno Granger? — zapytała pogodnie. Głos miała tubalny, choć wyraźnie zmęczony.
— Ja... i Draco Malfoy znaleźliśmy lekarstwo dla Bijącej Wierzby — powiedziała trochę normalniejszym głosem. Na twarzy Hermiony pojawiły się białe plamki, zabawnie kontrastujące z czerwienią.
Sprout uniosła z podziwem brwi i splotła dłonie na wystającym brzuchu.
— Dostalibyście po pięćdziesiąt punktów dla swoich domów, ale teraz... — Sprout rozejrzała się po dużych stosach gruzu.
— Nie jesteśmy tylko pewni co do aplikacji. — Granger wyjęła z kieszeni wyschniętą trawę, zapakowaną w plastikową torebkę, by kwasowe opary nie dostały się do żadnego nosa.
Profesor Sprout otworzyła usta ze zdziwienia i bez pytania zabrała Hermionie woreczek. Przyjrzała mu się pod różnymi kątami, podstawiając pod słoneczne promienie czy półcień dłoni. W końcu westchnęła.
— Nie wiem, jak ty i pan Malfoy dostaliście struczkowe listki... są nielegalne — oznajmiła, ale bez nagany w głosie. Hermionie natomiast dech zaparł w piersi, bo taka myśl nie przeszła jej nawet przez głowę. Chuck był handlarzem na czarnym rynku, ale uznała, że rośliny, jakiej szukali z Malfoyem, była zbyt droga i rzadka dla zwykłych sklepów zielarskich.
Hermiona wyrzuciła z siebie słowa jak pociski.
— Nie wiedziałam, że ta roślina jest nielegalna, naprawdę. W niewielu książkach była w ogóle wzmianka o niej. Przypisywano jej tylko lecznicze właściwości, pisano o niej jako o arcyroślinie, która jest w stanie wyleczyć każdą ranę zwierzęcia, człowieka, rośliny, naprawdę nie...
— Hermiono — przerwała jej z rozbawieniem i oddała woreczek — nie mam do ciebie pretensji. A jeśli chodzi o aplikację, po prostu wkop ją przy korzeniach drzewa... a jak zostanie ci chociaż szczypta, chętnie ją przygarnę.
Sprout spojrzała z miłością na trawę, a z jej tiary posypała się czarna ziemia, gdy odchyliła gwałtownie głowę.
— Nie jest pani... zła? — zapytała dla pewności.
— Jesteś dorosła, a ja jestem tylko nauczycielką zielarstwa, nie aurorem. — Uśmiechnęła się do dziewczyny uczciwie.
— Aż nauczycielką zielarstwa — poprawiła kobietę, odwzajemniając uśmiech. Na jej policzki znowu wstąpiły rumieńce wstydu. Przyniosła profesorce nielegalną roślinę, Merlinie.
Sprout zaśmiała się z dosłyszalną chrypką.
— W tych czasach aurorzy są bardziej pożyteczni niż zielarze, panno Granger — powiedziała, przestając się uśmiechać. Na chwilę zamilkły. Hermiona patrzyła się w swoje stopy, musiała przyznać kobiecie rację chociażby w myślach.
— Kiedy odbudują szkołę, będzie nam pani bardzo potrzebna — zauważyła Hermiona, odrywając wzrok od swoich trampków. Słońce ją poraziło i widziała przed oczami kolorowe plamki, wirujące na twarzy profesor Sprout.
Nauczycielka przechyliła głowę ze zdziwienia.
— Twoja kariera zawodowa otwiera się bez owutemów, Hermiono. Czego jeszcze szukasz w Hogwarcie? — W głosie dosłyszalna była surowość.
— Chcę się douczyć. Nie znam wszystkich praktyk i zaklęć. — Profesorka nie wyglądała na przekonaną. — I nie jestem jeszcze pewna swojej przyszłości. Dodatkowy rok do namysłu będzie odpowiedni.
— Nie bój się wybrać. Lepiej jest popełnić błąd, niż stać w tym samym miejscu... Uważaj, jeszcze ugrzęźniesz tu na dobre tak, jak ja. — Mrugnęła do niej porozumiewawczo. Hermiona miała dziwne wrażenie, że zawiodła kobietę w dotkliwy sposób. Jakże dziwne było niespełnienie oczekiwania jednego z autorytetów. Nie mogła nic poradzić na swoje niezdecydowanie i ból, przysporzony stratą przyjaciół, za co czuła się odpowiedzialna. To nie był czas na życiowe decyzje, tylko zaleczenie ran.
— Muszę już iść — mruknęła Hermiona, przegryzając wargę. Sprout pokiwała głową, najwyraźniej wszystko rozumiejąc.
— Oczywiście, nie możesz się spóźnić na przyjęcie — powiedziała, chociaż Hermiona nie miała zielonego pojęcia, o czym mówi. — Ach, gdzie te moje młodzieńcze lata? Teraz wypada mi już tylko pić wytrawne wino. Tak, idź już, idź. I jak będzie przekopywać korzenie Bijącej Wierzby, nie zapomnij o rękawiczkach ze smoczej skóry!
— Dobrze? Do widzenia. — Uśmiechnęła się niemrawo i odeszła w stronę zamku. Kilka razy odwróciła się i mogła dostrzec, jak tęga kobieta znika w bramie z drzew Zakazanego Lasu. Niewiele już myśląc, wróciła do zamku.
*
— Alkohol? — zapytał siebie i spojrzał na kilka zgrzewek z przeróżnymi rodzajami alkoholu. — Jest! — dodał zwycięsko, odhaczając to na swojej liście. Blaise uśmiechnął się pięknie, dumny ze swojej pracy.
— Gdyby nie zaklęcie zmniejszająco-zwiększające pewnie przewiezienie tego zajęłoby ci cały dzień — powiedział sarkastycznie Draco.
— Nie mi, tylko nam — poprawił go.
— Nie sądzę, byś mnie zmusił do niewolniczej pracy — odparł, wyjmując butelkę kremowego piwa i ją otwierając.
— Draco Malfoy i alkohol? Kopnij mnie, bo nie wierzę — zironizował i wrócił do swojej listy. Zostało mu już tylko czekać na Teodora, którego widział ostatnio wychodząc do wioski.
— Z chęcią pomogę ci uwierzyć.
Blaise posłał mu figlarne spojrzenie, które obrzydziło Draconowi kremowe piwo. Zamilkli, a Blaise wrócił do swojej listy zakupów. Zastanawiał się, czy może Vicky coś zrobiła swojemu braciszkowi. W końcu jakby odprawił ją z kwitkiem i zabronił przychodzić na przyjęcie. A nie, to nie był Teodor, tylko on.
W tym momencie Zabini usłyszał kroki. Z początku odetchnął z ulgą, jednak później zrozumiał, że Teodor nie jest sam. Z oddali słychać było śmiech Victorii. Blaise zerknął na Malfoya. Miał płonne nadzieje, że Draco nie zauważy, jak Teodor uśmiecha się i mówi coś w pustą przestrzeń.
— Nott — ostrzegł groźnie Zabini. Teodor dostrzegł Malfoya, ale szybko odzyskał rezon.
— Gdzie jest Dracon? — zapytała Vicky.
Draco nie pytał, chociaż rozumiał dziwny zbieg okoliczności. W tym samym momencie obok policzka Dracona coś rozbłysło. Malfoy sięgnął dłonią po mały zwitek pergaminu. Blaise i Teodor byli zdziwieni, jak Draco uniósł kąciki ust, jak starannie składa karteczkę i wkłada ją do kieszeni. Odłożył nietknięte piwo na stolik i mruknął, że ma coś do załatwienia. Nie wyglądał na przejętego obecnością Vicky, chociaż mogła to być tylko gra.
— Wyszedł? — szepnęła po kilku sekundach od wyjścia swojego... Nie wiedziała, jak to nazwać. Na jej twarz wróciły kolory i niepewność. Starła łzę. — Ja i Teodor rozesłaliśmy zaproszenia wszystkim uczniom.
Dodała, chcąc brzmieć normalnie, ale miała zbyt wysoki głos. Jej słowa chwilę potem utonęły w niezręcznym milczeniu.
*
Hermiona przyglądała się zwiotczałemu drzewu. Zwykła wierzba, która przez swoją długoletnią tradycję i przywiązanie ludzi, robiła z jej życiem dziwne zawirowanie. Westchnęła głęboko, dawno świadomie nie oddychała świeżym powietrzem.
— Zastanawiasz się, jak to gówniane drzewo wzięło sobie nas na własność? — zakpił Draco, zatrzymując się dwa metry za nią. Lubił dramatyzm. Odwróciła się bez cienia zaskoczenia. Malfoy trzymał w dłoni niewielki zwitek pergaminu, jaki mu przed chwilą wysłała. — Tęskniłaś?
— Narcyz, jak zwykle — odparła, czując się z jego obecnością troszeczkę lepiej. Próbowała się nie skupiać na tym uczuciu, jakie ją ogarnęły, gdy przyszedł. Zawsze mógł zignorować tę wiadomość. Zaskoczył ją.
Drogi panie Malfoy!
Proszę się stawić w naszym gabinecie, by podlać hogwardzkie róże. Nie zapomnij zabrać rękawiczek ze smoczej skóry!
Malfoy przeczytał to na głos i spojrzał na Hermionę z jawną kpiną. Granger jednak była dumna ze swojej przebiegłości, wzruszyła ramionami.
— Pomyślałam, że nie jesteś sam — powiedziała, z powrotem odwracając się do Bijącej Wierzby. — Już wszyscy wiedzą o Extance, nie muszą wiedzieć też o tym.
Draco pokiwał głową, w niewielkim, wręcz nikłym, geście uznania. Przybliżył się i stanął obok, patrząc równie nieprzychylnym okiem na zwiotczałą wierzbę. Pamiętał te liczne chwile, gdy uczniowie — nieważne w jakim wieku, każdy musiał kiedyś popełnić ten błąd — igrali z tym drzewem. Nikt jeszcze nie wyszedł z tego starcia cało. Zawsze jakiś siniak, zszargane nerwy, krew... Nagle poczuł nić empatii do tego gównianego drzewa.
— Nie mogłaś zrobić tego sama? — zapytał z ciekawości. Spojrzała na niego, próbując wytropić jego uczucia, ale nie dała rady. W końcu uniosła kąciki ust.
— Chciałam, ale to — uniosła zmięty woreczek pełen trawy — działa natychmiastowo. I kiedy to wkopię, a wierzba dostanie olśnienia... życie mi jeszcze miłe.
— Hm, więc potrzebujesz mojej pomocy, bo sama sobie nie poradzisz? — drążył z nutą ironii. Roześmiała się całkowicie nieszczerze.
— Jest dokładnie na odwrót. Musiałam cię uświadomić listownie, że to ty potrzebujesz mojej pomocy — odpowiedziała, zakładając skórzane rękawice. Kiedy już je miała na szczupłych dłoniach, westchnęła głęboko i patrzyła to na Malfoya, to na wierzbę. Chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała. Draco idealnie się bawił, obserwując jej wahania.
— Będę cię cały czas osłaniał — rzekł, chociaż nie zabrzmiało to przyjaźnie. Patrzył jak zaciska usta i ze zgryzoty omija jego wzrok. — Ufasz mi? — dodał ironicznie.
Chciał ją tą wzmianką rozluźnić.
— Nie przeciągaj struny — odparła automatycznie. Malfoy wyprostował się i był w pełnej gotowości, trzymał różdżkę w prawej dłoni. Spojrzała jak w kilka sekund jest gotowy, by ją chronić; i może ta czynność naprawdę polegała na zaufaniu. Obopólnym? Hermiona nie chciała o tym myśleć, więc zbliżyła się na niebezpieczną odległość do drzewa. Ani jedna gałązka nie drgnęła, więc wykonała następny i następny krok, aż zbliżyła się do mniejszych korzeni.
Wykopała rękami niewielkie dołki i wrzucała niewielką ilość trawy. Potem je zakopała, a natychmiast na jej głowę spadły małe listki. Usłyszała świst, odwróciła się, a do jej klatki piersiowej zbliżała się olbrzymia gałąź. Nie miała już czasu na ucieczkę i machinalnie spojrzała spanikowana na Malfoya. Machał różdżką, coś robił. Czas nagle zwolnił, a kilka sekund mogło uchodzić za minuty.
Gałąź była centymetry od niej, ale przeniknęła ciało Hermiony, jakby ta była duchem. Włoski na karku zjeżyły się jej, gdy poczuła delikatną połać magii na swojej skórze. Czuła miłe łaskotanie na każdej powierzchni ciała. Wzięła głęboki oddech i skinęła mu głową w geście podziękowania.
Im częściej ubywało w woreczku, tym ataki na Hermionę były częstsze. Dla Dracona nie stanowiło to wielkiego problemu, nawet dobrze się bawił, patrząc, jak Granger wzdryga się przed każdą gałęzią. Dobrze wybrał, z początku, kiedy jeszcze tego nie przemyślał, chciał, żeby to Granger rzucała zaklęcia. Po dłuższym zastanowieniu wiedział, że zamiana ról będzie dobra. On miał lepszy refleks, a ona była perfekcjonistą.
— To prawie półtora miesiąca od bitwy — powiedziała nagle. Spiął się, ale milczał, nie chcąc tak naprawdę ciągnąć tego tematu. — Półtora miesiąca naszej chorej terapii, choroby tego drzewa, półtora wszystkiego.
— Jeden dzień, miesiąc, dwa tygodnie: to wszystko źle brzmi, gdy dodasz od bitwy — mruknął i wzmocnił zaklęcie, gdy gałąź o pokaźnym konarze zbliżała się w kucającą Granger.
— Powinno być dobrze — szepnęła Hermiona, ledwo udało mu się ją usłyszeć. Nie wiedział, o czym mówi, czy o trawie, czy o bitwie.
— Tak, powinno — potwierdził. Hermiona wstała z klęczek i odwróciła się w jego stronę. Zagapił się na jej frunące loki, zamigotały w nagłych promieniach słońca i zmrużył oczy, gdy zrobiło się ciemno. Na twarz Malfoya padł cień, gdy gałąź zawisła w powietrze niedaleko jego głowy.
— MALFOY!! — wrzasnęła, ale i ona została uwięziona. Wirowali wokół ziemi, ich ciała zawisły do góry nogami. Hermiona milczała, próbując nie zwymiotować i wymyślić jakiś plan. Malfoy klął.
Hermionie przyszedł do głowy jedynie plan, który na poczekaniu opracowała w trzeciej klasie z Harrym. Wyplotła się z gałęzi, ale trzymała się jej kurczowo całym ciałem. Wirowała nad drzewem i ziemią, aż była pewna, że się uda. Spojrzała w stronę tajemniczego wejścia do Wrzeszczącej Chaty. Nie miała wyboru, tą tajemnicą także musiała się z Malfoyem podzielić.
— Malfoy?!
— Tak, Granger?! — warknął. Nie zauważyła, jak również uwolnił się z uwięzi małych gałązek i sam trzymał się chwiejnie całym ciałem. Trzymał mocno w prawej dłoni różdżkę.
— Gdy krzyknę już masz się puścić i rzucić na nas arresto momentum! — krzyknęła, gdy minęli się o kilka centymetrów, a ich osobne gałęzie znowu zaczęły się telepać jak we wściekłym tańcu.
— Pogięło cię?!
Sytuacja była nieodpowiednia, lecz mogła to także zwalić na zbyt wielki poziom adrenaliny: uśmiechnęła się najszerzej jak potrafiła. I, co gorsza, Malfoy to dostrzegł.
— Ufasz mi? — przedrzeźniła go i obdarzył ją wściekłym spojrzeniem za każdym razem, gdy się mijali w powietrzu.
— Po prostu powiedz mi kiedy — odkrzyknął w końcu, nie mając za bardzo wyboru.
Hermiona czekała, aż oboje znajdą się w dobrym położeniu. To zajęło trochę czasu, może dziesięć minut, nim nadeszła idealna okazja na ratunek.
— MALFOY, JUŻ!
— Arresto momentum — szepnął pod nosem. Poczuł jak Hermiona jest nad nim, dotykając jedną dłonią jego pleców. Kierowała kierunek, chociaż był to ułamek sekundy, nim zawiśli kilka centymetrów nad ziemią... w jaskini?
Upadli na ziemię, Hermiona leżała, pojękując, na jego plecach. Co samo w sobie brzmiało komicznie.
— Udało się — szepnęła i przetoczyła się na ziemię. Oddychała głęboko, miała delikatnie rozchylone usta i zamknięte oczy.
— Jeśli na mnie zwymiotujesz, wiedz, Granger, że się zemszczę — powiedział, gdy dostrzegł jej zieloną twarz. Hermiona wzięła tę groźbę na poważnie, odwróciła się do niego plecami, zaplatając w kłębek.
Lumos Maxima, pomyślał, a z jego różdżki wydostały się wiązki, tworząc dużą kulę światła. Poleciała ona pod samym sufit, robiąc za żarówkę. Nie przemieściła się jednak wysoko. Gdy Malfoy wstał, dotknął plecami sufitu. Zgięty w pół przeszedł się po nowym miejscu. Były tylko dwa wyjścia, tym który weszli, a którego nie pragnął znowu użyć i... tunel. Wyglądał na długi i prosty, nieoświetlony, jak czarna otchłań.
— Granger, gdzie jesteśmy? — Spojrzał na nią. Powoli dochodziła do siebie, zielonkawe kolory zniknęły z jej twarzy i miała już otwarte oczy, które skierowała w jego stronę.
Usiadł na kolanach, ból w zgiętych plecach zaczął być dokuczliwy. Hermiona podniosła się do pozycji siedzącej i nie odpowiadała.
— Musimy się stąd wydostać — powiedziała, wstając ze zgiętymi plecami. Malfoy zrobił to samo. Hermiona weszła w tunel, Malfoy się wahał, jednak podążył za nią. Zostawili za sobą kulę srebrzystego światła i zatopili się w ciemności.
*
— Hagridzie, twój domek wygląda fantastycznie. Mogę ci go ukraść? — Ginny podeszła z szerokim uśmiechem do gajowego. Przyjrzała się gotowemu domkowi, o wiele większemu niż wcześniej. Kieł, wierny brytan Hagrida, podbiegł do niej i poplamił jej spodnie śliną, ale nie zwróciła na to uwagi. Podrapała go za uchem.
— Cholibka... dumny aż jestem z siebie i Ma... no, z siebie jestem dumny — dodał szybko. Ginny zmarszczyła brwi, ale postanowiła nie drążyć tej pomyłki.
— Sam to wszystko zrobiłeś? Nikt ci nie pomagał? — zapytała z niedowierzaniem, uśmiechając się przyjaźnie. Hagrid chrząknął donośnie, zabrzmiało to jak kaszel, a głos miał lekko drżący.
— No, ja sam i Kieł też! — powiedział donośnie. Kiedy pokiwała głową, widocznie odetchnął z ulgą, że Ginny mu uwierzyła.
— Widziałeś może Hermionę? — zapytała, gdy już dokładnie ją oprowadził po odremontowanej posiadłości i razem wychwalili jej nowe możliwości. — Nie widziałam jej od dwóch dni.
Hagrid spojrzał na coś za jej plecami. Odwróciła się, ale w oddali była tylko Bijąca Wierzba i bijące w oczy słońce. Spojrzała na Hagrida spod zmarszczonych brwi.
— Nie, nie widziałem — odparł i później oznajmił, że musi iść do Zakazanego Lasu, załatwić coś z centaurami, i o ile Ginny nie chce iść z nim, muszą się niestety pożegnać. Ginny odparła, że bardzo chętnie spotkałaby się z centaurami, jednak musi znaleźć Hermionę. Pożegnali się uśmiechami i oboje pomyśleli o prawie tym samym. Hagrid spojrzał na skraju Zakazanego Lasu na Bijącą Wierzbę — co, cholibka, Hermiona robiła z Draconem? Widział ich.
Ginny zastanawiała się natomiast, gdzie Hermiona się podziewa... nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo ona i Hagrid mogą sobie pomóc w odpowiedzi na nęcące pytania.
*
— Granger.
— Nie teraz, skupiam się na drodze.
— Przecież jej nie widzisz — powiedział, a na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Hermiona potknęła i prawie upadła. Przytrzymała się wilgotnej ściany, zahaczając dłonią o ostry kant skały. Syknęła pod nosem, rzucając mu poirytowane spojrzenie.
Lumos Maxima.
Hermiona przyglądała się, jak z jej wnętrza dłoni, a potem nadgarstka, kapie krew. Rana wyglądała jak za długie pociągnięcie pędza na płótnie, nieciekawie.
— Mówiłam, że muszę się skupić na drodze — warknęła pod nosem. Malfoy wziął dłoń bliżej siebie, chcąc się jej przyjrzeć. I, jak profesjonalistę, udawał, że nie widzi, jak Hermiona pod mocą jego dotyku drga. Kątem oka dostrzegł jej gęsią skórkę na ręce.
Rzucił zaklęcie bez wypowiadania słów, rana nareszcie przestała krwawić. Hermiona nie skupiła się na czarach, nie dociekała, chociaż zawsze jest zbyt złakniona wiedzy. Myślami była blisko, ale tylko dlatego, iż błagała Merlina, by Malfoy przestał jej dotykać. Było jej niezręcznie, chociaż dotykał tylko dłoni i w pełnym skupieniu starał się pomóc.
— Robiłeś to już wcześniej? — zapytała, a jakaś histeria wstąpiła w jej struny. Chrząknęła i przez chwilę widziała, jak jego kąciki się unoszą, jakby czytał w jej myślach.
— Jest po wojnie, więc uznam to za pytanie retoryczne. — Nie odrywał wzroku od jej dłoni, która wyglądała na z powrotem ukrwioną, chociaż podłużna rana psuła cały wizerunek. Po minucie rozdarta skóra znowu się połączyła, ale została widoczna różowawa blizna; wyglądem znacznie odróżniała się od linii papilarnych. Hermiona odetchnęła spokojem, kiedy Malfoy odsunął się i poszedł dalej ciemnym tunelem. Ruszyła za nim, ale widoków... nie było. Sama ciemność, więc jedyną zajmującą rzeczą stały się myśli. One nie prowadziły ku dobremu, ale nie można od tak przestać.
Dalej czuła jego uścisk na nadgarstku, gdy chciał unieruchomić te nerwowe drgnięcia.
Ledwo widziała tył pleców, ale wyraźnie słyszała jego kroki. Wiedziała, że idą dobrą drogą — sufit coraz bardziej się podwyższał. Zdała sobie także sprawę, że jeszcze nie wytłumaczyła Malfoyowi ich dziwnego położenia. Nie miała ochoty spieszyć się z wyjaśnieniami, a on z jakiegoś powodu nie pytał.
— To czas byś wiedział, gdzie idziemy — powiedziała oficjalnie, co go trochę rozbawiło. Chciał się odwrócić, ale nic poza konturami jej twarzy by zobaczył; więc się nie fatygował.
— Brzmi upiornie. Czy tam jest twoja szafa na trupy, Granger?
— Można tak to ująć — odparła grobowym tonem, ale chwilę potem parsknęła. Wkrótce on także i atmosfera przeistoczyła się w coś innego, niż mogła się spodziewać.
Nie widziała jego twarzy, ruchów, miny, podążała za głosem w ciemności, a rozmowa stała się łatwiejsza. Iluzja rzeczywistości porwała ją na tyle, by nie przejmować się blokadą krwi, statusu i tego, że nawet po wojnie powinni być po dwóch stronach barykady.
Co powiedzieliby jej przyjaciele?, to pytanie coraz rzadziej pojawiało się w jej głowie. Często zastanawiała się, czy to oznaka większej swobody czy zacieranie się jej dawnego sumienia, wpisanego w charakter.
— Kiedy wrócimy, będziemy musieli iść prosto w gniazdo węży.
— W paszczę lwa?... — zapytała.
— Jeden pies.
— Już za dużo tych zwierząt — odparła przekornie. — Extance zabiera same najlepsze zwierzęta.
Dopiero potem ugryzła się w język.
— Węże są najlepsze? — Usłyszała w jego szepcie rozbawienie, pomieszane z niedowierzaniem. Ciemność na szczęście pomogła mu wyjść z tego cało, Granger nie mogła dostrzec jak się uśmiecha.
Hermiona prychnęła jak kotka.
— Nie chodziło mi o węże, a psy i lwy. Już się tak nie pusz. Nie zaszczycę cię swoją aprobatą! — dodała szybko i pewnie.
— Puszą to się tylko twoje włosy, nie ja. — Czuł jej świdrujący wzrok na karku.
— Pospiesz się — rzekła rozeźlona — twoje ego jest zbyt wielkie na tak mały tunel i nas dwoje.
— Jaka wyszczekana się zrobiłaś, czuję się dumny. Moja towarzystwo bardzo ci pomaga.
— Jak ty mnie wkurzasz, ty cholerny... — Nie dokończyła, wpadając na jego twarde plecy. Odsunęła się w ułamku sekundy. — Dlaczego się zatrzymałeś?
— Chyba jesteśmy na miejscu — odpowiedział, odsuwając kotarę i wchodząc do Wrzeszczącej Chaty, która pod mocą wiatru skrzypiała i chwiała się na całej objętości. Hermiona weszła przed Malfoyem. Wspomnienia wróciły i uśmiechnęła się pod ich naporem, chociaż w większości nie były to miłe chwile.
— Granger, gdzie my jesteśmy? — zapytał, kopiąc odłamek drewnianego krzesła. Wśród różnych elementów mebli, nie doliczył się ani jednego, które zachowałoby się w całości.
Spojrzała na niego pustym spojrzeniem. W jego stalowych tęczówkach czaiła się ciekawość, a gdy zwlekała z odpowiedzią — zmarszczył brwi. Z tak drobnej odległości widziała jego piegi. Zaczarowała ją ta twarz.
— Witaj we Wrzeszczącej Chacie, Malfoy.
*
Rozdział jest długi, to jako taka rekompensata za czas. Nie wiem, kiedy następny rozdział. Poważnie podchodzę do kilku konkursów i szkoły, a wkrótce koniec ferii... Ja nie chcę... A co u Was?
A u mnie początek ferii (+ ten tydzień, który przesiedziałam w domu)!
OdpowiedzUsuńRozdział jest boski. Ale fajnie jest czytać o ich rekacjach na siebie,emocjach, patrzeć jak się zakochują :3
Strasznie, strasznie fajne zakończenie, Draco na pewno jest zaskoczony.
Ekscyuję się jak dziecko tą sceną z wierzbą, bardzo podoba mi się Twój sposób kreowania tego wszystkiego. No i tak jak Hermiona, zastanawiam się, co powie reszta jak się dowie. Czuję ogromny niedosyt i czekam na więcej.
Przepraszam, że krótko i chaotycznie.
Życzę powodzenia w konkursach!
Jak mijają (minęły) Ci ferie?
Co ja bym dała za początek ferii! :(
UsuńDziękuję za tyle miłych słów, Black, stęskniłam się za Tobą. Też najbardziej lubię ten etap pośredni, te drobne wiktoriańskie gesty. No, i cieszę się, że Ci się podoba!
Przecież komć jest długi. Powodzenie mi się przyda... Ciekawe, jak to wyjdzie.
Ferie minęły dobrze, pierwszy tydzień był kompletnym resetem. Dopiero potem było zakrapianie, zabawnie, że byłam natchnięta weną. Milusio, że pytasz.
Możesz pocieszać się tym, że już prawie niedługo wakacje ;-;
UsuńUmiliłaś mi ten zimowy wieczór :) Rozdział cudowny, zresztą jak wszystkie w tym opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńUjęło mnie to, że profesor Sprout aż tak jest zapatrzona w Hermionę. Dziewczyna daje jej skradzioną trawę, a ona ją wielbi ponad niebiosa. I ta postawa jakby mówiła "Kradzione? A tam, luz. Przecież jesteś Hermiona Granger!" Lubię ten fragment :D
List Hermiony do Draco przemyślany i tylko bardzo dociekliwy domyśliłby się kto go wysłał. Na szczęście sam zainteresowany zrozumiał aluzję ;) Podobała mi się współpraca naszego dramione. Akcja z wierzbą totalnie mnie rozwaliła, czytałam w napięciu oczekując co będzie dalej! Uwielbiam docinki Malfoya i tą troskę w jego oczach, kiedy leczył jej rękę <3
Wyobraziłam sobie minę Draco, kiedy Hermiona wypowiedziała ostatnie zdanie: bezcenna :)
Oczywiście czekam na dalszy rozwój sytuacji ;)
Pytasz co u mnie. No cóż, nie ukrywam dzieje się wiele. Teoretycznie powinnam się trząść jak galareta, bo w niedziele mam egzamin dyplomowy (zachciało mi się być bhpowcem to mam), ale jakoś podchodzę do tego na luzie. Co w ogóle jest do mnie nie podobne. Zamiast się uczyć, piszę opowiadanie na projekt dla młodych pisarzy. Dziewczyny mnie namówiły, bo podobno mam talent. Jeśli byłabyś zainteresowana to info znajdziesz na moim blogu, pod ostatnim rozdziałem. A wracając do opowiadania, co chwila zmieniam koncepcję, a czasu coraz mniej. Teraz mnie naszło na coś odważnego i chyba przy tym zostanę. Dobra lecę pisać, dopóki mam wenę.
Pozdrawiam
Arcanum Felis
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Cieszę się! Ja też sobie umiliłam wieczór... A teraz ranek, odpowiadając na twój komentarz (wstałam o 11, więc jeszcze dla mnie jest rano).
UsuńDziękuję za taki długi komentarz, jeju.
Walentynkowy egzamin, będę trzymać kciuki! Oo, jaki projekt? Na pewno zobaczę, o czym mówisz. I będę czekać na Twój tekst na Katalogu! :)
Pozdrawiam! I weny oczywiście życzę.
Ostatnio jakoś tylko długie komentarze mi wychodzą :)
UsuńEgzamin miał być w walentynki no ale przenieśli na jutro żeby nie psuć nam niedzieli. Tak się z tego cieszę, że słucham jakiejś smętnej piosenki -.-
Napiszę Ci trochę o tym projekcie. Polega on na tym, że piszemy krótkie opowiadania na tematy podane przez czytelników lub współautorów. Projekt ma na celu rozwinięcie naszych umiejętności pisarskich i wyobraźni przy tworzeniu historii. Dokładne szczegóły dotyczące naboru do ekipy znajdziesz w zakładce O projekcie. Serdecznie zapraszam, bo to świetna zabawa :) W razie jakichkolwiek pytań pisz do mnie, albo w komentarzach na blogu. Adres projektu: http://wzor-spod-piora.blogspot.com/ Śmiem twierdzić, że masz talent do pisania i chciałabym żebyś do nas dołączyła :)
Oczywiście zapraszam każdego kto ma talent do pisania ;) co o tym myślisz?
Ale mi się podoba ten rozdział! ♥♥♥
OdpowiedzUsuńTak mega, mega bardzo mi się podoba.
Draco. Hermiona. Ich rozmowy. Myśli Hagrida. Słowa profesor Sprout. Wszystko takie tró. Taki fajny ten rozdział, kurczę. Mam banana na twarzy od ucha do ucha. Naprawdę widać, że jakiś zalążek fajnej relacji pojawił się pomiędzy Granger, a Malfoyem. I ostatnia scena... Aww *-*
Pozdrówki! :D
♡♡♡
OdpowiedzUsuńTo naprawdę niesamowite, że masz takie chęci do tworzenia kolejnych rozdziałów, że ciągle masz wenę i nie rezygnujesz, tylko ciągle idziesz do przodu. Nic tylko zazdrościć!
OdpowiedzUsuńRozdział był, kurde, naprawdę genialny. Przez cały czas, kiedy go czytałam, na mojej twarzy gościł uśmiech, w niektórych momentach nawet się zaśmiałam! Widać jak wiele między Hermioną a Draco się zmieniło i to jest chyba najfajniejsze - że możemy obserwować jak zmienia się ich nastawienie do siebie, jak zaczyna coś powoli między nimi kiełkować, chociaż pewnie będą starali się to odeprzeć. W ogóle ich rozmowy są takie naturalne! Że bardzo Ci tego zazdroszczę, ale ta zazdrość jest miła, że wow, potrafisz tak umiejętnie poprowadzić dialogi, że czuję się jak widz, obserwator tych zdarzeń, a nie czytelnik. W dramionkowym świecie to powoli zanika, więc cieszę się, że mam szansę czytać renowacje. I cieszę się, że w ogóle postanowiłaś zacząć je pisać, bo wychodzi Ci to więcej niż dobrze. Cały rozdział wydaje się być dopracowany do ostatniego zdania, słowa, nawet kropki. Niczego mu nie brakuje.
Czekam na kolejny rozdział!
M.
Witam! :D
OdpowiedzUsuńMoże na początek powiem tylko jedno słowo: wow! Niesamowite opowiadanie! Ogólnie mówiąc dawno nie zaczytywałam się w dramione, bo trochę zbrzydła mi ta ciągła monotonia, ale gdy ostatnio znów wróciła mi chęć do tych opowiadań, to mogę śmiało przyznać, że to jest jednym z lepszych! Fabuła jest naprawdę intrygująca, w dodatku to opowiadanie niczym nie przypomina innych, jest niepowtarzalne. Motyw terapii, wspólne odratowywanie (jeśli mogę to tak nazwać) Bijącej Wierzby; coś niesamowitego. Widać, że masz bardzo bujną wyobraźnie. Ponadto zdecydowanie talent! Umiesz bawić się słowem, tworzyć zabawne wypowiedzi, ale i jednocześnie takie, które zmuszają do przemyśleń. Mi osobiście ogromnie podobały się te wstępy, dotyczące, na przykład cierpienia, czy też ten fragment książki, który to Hermiona czytała (nie pamiętam niestety, który to był rozdział). Wprowadziłaś niesamowite wątki i muszę przyznać, że dawno tak dobrze nie czytało mi się żadnego opowiadania! :D Z jednej strony jestem zła na siebie za to, że tak późna tutaj trafiłam, a z drugiej wściekła, że tak wcześnie, bo teraz będę musiała z niecierpliwością czekać na kolejne rozdziały!
Ten rozdział wyjątkowo przypadł mi do gustu, jestem ciekawa, co wyniknie z małej, co prawda niespodziewanej i przypadkowej, wyprawy do Wrzeszczącej Chaty! Ogólnie relacja między Hermioną a Draco jest tak -według mnie- słodka, ale nie mdła, i nie dzieje się za szybko, po prostu w sam raz. Ich rozmowy są takie prawdziwe, tak realne, czasami czułam się jakbym stała gdzieś obok i podsłuchiwała, jak Blaise w ostatnim rozdziale :D Co prawda ja nie pod zaklęciem, ale blisko :) A, jeśli mowa już o podsłuchiwaniu, masz zamiar w kolejnych rozdziałach rozwinąć wątek Harry'ego 'szpiegującego' Hermionę? Wiem, wiem, jak na razie tylko o tym wspomniałaś, ale już mnie ciekawość zżera :)
Ogólnie, podsumowując; piszesz fantastycznie, opowiadanie jest fantastycznie, bohaterowie, dialogi, opisy, wątki; wszystko!
Mam nadzieję, że w najbliższym czasie dodasz kolejny rozdział :) Ah, i prawie zapomniałam wspomnieć: cudowny wystrój bloga! Taki minimalistyczny, ale za to z ogromnym smakiem dobrane kolory i ogólnie kod css, od razu mnie zachwycił, gdy weszłam. Nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie w dużej mierze, o pozostaniu na danym blogu świadczy wystrój, nie cierpię tych blogów, gdzie wchodzisz, a tam jaskrawo zielona czcionka na jaskrawo czerwonym tle! Wtedy mam wrażenie, jakby moje oczy się wypalały :c
No cóż, na koniec ślę serdeczne pozdrowienia i życzę dużo weny, a także chęci do pisania :)!
Charlotte Petrova
dramione-wymiana.blogspot.com
Brakowało mi Renowacji. Jak dobrze zebrać się w sobie i nadrobić zaległości. ❤
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDługo nie sprawdzałam, co i jak, ale w końcu jestem. Rozdział, jak zwykle... Przecudowny. Żadnych błędów, nic! Przyjemny. Ciekawi mnie reakcja Malfoya na WCh C: Będzie "ok" czy przerażenie...? C: Pozdrawiam i czekam,
OdpowiedzUsuńKH.