19. Punkt kulminacyjny.

— Możecie mi powiedzieć — zaczęła ostro, co było czymś niebywałym w jej stoickim usposobieniu. — Gdzie wyście się podziewali?
Hermiona przeklęła siarczyście w myślach, uciekając od kobiety wzrokiem. Jane zaparła się pod boki. Malfoy miał dziwne wrażenie, że nie widział Extance bardzo długi czas... A minął zaledwie weekend. Zerknął na Hermionę, która nie znosiła dobrze besztania nauczyciela, chociaż Exance nim nie była. Konfrontacja z lwem spoczywała na nim.
— Wypełnialiśmy swoje obowiązki.
— To znaczy?
— Bijąca Wierzba sama się nie uratowała — odpowiedział chłodno, mając dosyć tego żałosnego przesłuchania.
— Nie interesuję mnie żaden krzak. Nie macie prawa nie przychodzić na umówione spotkanie. To ignorancja, której nie zamierzam tolerować. Czy to jasne? — Przyjrzała im się. Zapadło głuche milczenie, potem jednak przerwane przez Dracona. Hermiona spojrzała na jego zaciśniętą pięść. Chciała dotknąć jego ręki, by się opanował i rozeszli się w spokoju już teraz. Szybko zrezygnowała z tego zamiaru.
— Niekoniecznie jasne. — Wyprostował się, a brodę uniósł dumnie ku górze, będąc o wiele wyższy od dwóch kobiet. — Nie jesteśmy zobowiązani nijaką ustną czy pisemną umową. Wkupujesz się w nasze łaski, by mieć pole do eksperymentów... Tym bardziej nie możesz i — uwierz mi — nie chcesz mówić, jakie przysługują nam prawa.
Hermiona poczuła się dziwnie, wysłuchawszy liczbę mnogą w jego stwierdzeniach. Była mu wdzięczna za uwzględnienie jej w tej niewygodnej sytuacji... to jednak nie znaczyło, że Extance podzielała ich punkt widzenia. Podchodziła do sprawy osobiście. Hermiona widziała to wahanie w jej oczach, nie była pewna jak enigmatyczna kobieta zareaguje, ale wystarczyło poczekać.
— Mogę... Draco, skoro już przeszliśmy na ,,ty". Mogę, gdyż moja praca nie wymaga pozwolenia, gdy uznam, że jesteście zagrożeniem. Dla siebie lub innych.
— Znowu szantaż? — zauważyła Hermiona z wymuszonym uśmiechem.
— Szantaż — potwierdziła. — Ale zgodny z prawem.
— W prawie znajdą się wyjątki. — Draco spojrzał na nią z rezerwą... jakby coś wiedział i prowadzili między sobą wojnę na utajnione sekrety.
— Nie chcesz mieć we mnie wroga, przecież wiesz, o czym mówię — rzekła zwycięsko. Spojrzała na Hermionę, ale gdy nic nie powiedziała, pożegnała się z nimi i życzyła miłego wieczoru wśród przyjaciół, gdyż przyjęcia są dobre dla zdrowia psychicznego.
— Dlaczego wszyscy mówią o jakimś przyjęciu? — zapytała Hermiona. Draco wykrzywił usta w dziwnym uśmiechu i wzruszył ramionami.
— Nie interesuj się, i tak nikt cię w takim stanie nie wpuści. — Zlustrował ją wzrokiem i zaśmiał kpiąco, przez co odebrał mocny strzał w ramię. Hermiona odrzuciła włosy do tyłu. Posypała się z nich ziemia.
— Ciebie tym bardziej... Wyglądasz jakbyś zafarbował tę swoją platynę.
Draco też miał we włosach pełno czarnej ziemi.
— Uważaj, bo mi zajady popękają ze śmiechu.
Szli oświetlonymi przez pochodnie korytarzami, nie omijając nikogo, w kompletnej tajemnicy. Posuwali się do przodu, zbyt zajęci sobą, by odezwać się jednym sarkastycznym słowem. W głowie mieli wspólny weekend pełen... czarnego rynku, szybu wentylacyjnego, hotelu, Chucka i Wrzeszczącej Chaty. Chata była najświeższym wspomnieniem, musieli się z nim uporać. Hermiona przeżywała katusze, nie wiedząc, czym było to wszystko, czego ma się następnego dnia spodziewać.
A że nie była specjalnie nieśmiała, zapytała:
— Malfoy, co będzie jutro?
Draco odebrał te słowa inaczej, a może specjalnie prześlizgnął się po niewygodnym gruncie.
— Będziemy na kacu — odparł, kiwając głową, najwyraźniej nie mogąc się tego doczekać. Nie zrozumiała go, więc wyjaśnił. — Mój drogi, choć może trochę przygłupi, przyjaciel urządza imprezę...
— I co ja mam z tym wspólnego? — zapytała, marszcząc czoło.
— Dasz mi dokończyć? — Draco zdenerwował się. — Zaproszenia były rozsyłane, gdy ty byłaś zbyt zajęta, stąd wynikło pewne... trochę niewygodne dla mnie... niedopatrzenie. Jesteś zaproszona.
— Zapraszasz mnie do siebie? — Uśmiechnęła się szeroko. Malfoy pokręcił powoli głową, nie uzewnętrzniając swojej ironii. Nie odpowiedział, a z Hermiony ust znikał uśmiech. Nadeszła ją pokusa, by zatrzymać się na środku korytarzu i sprawdzić, czy to wszystko dzieje się naprawdę. — Co z tobą?
— Nic — powiedział, zerkając na nią z ukosa. Wyglądał na zamyślonego, nie miała pojęcia, o co może mu chodzić. Nie zabiegała też o odpowiedź. Skupiła się na tym, jak bardzo czuje się brudna. Nie tylko od ziemi, liści i potu... może nawet krwi. Jedna z gałęzi zadrasnęła jej spodnie i skórę, dopiero teraz poczuła szczypanie na wysokości prawego uda.
— Więc... przyjęcie w Slytherinie? — zapytała, a Malfoya mruknął twierdząco. — I co... pójdziemy w poniedziałek na kacu do Extance?
— A co to za problem?
Westchnęła głęboko.
— To jakby przyjść w takim stanie na lekcje. Jakoś sobie tego nie wyobrażam. — Obdarzył ją spojrzeniem: wcale mnie to nie dziwi, więc skapitulowała, skoro nie miał ochoty na pogawędki. Kiedy mieli się już minąć, odchodząc w dwie inne strony, Hermiona zdziwiła się, widząc, jak Malfoy zmierza w tym samym kierunku.
— Gdzie ty idziesz?
— Do Gryffindoru, zawsze to jakaś odmiana — sarknął.
— Malfoy...
— Co?
— Myślałam, że masz do mnie zaufanie — wyklęła jego poprzednie słowa na wierzch. Spojrzał na nią przenikliwie
— Są jakieś granice.
— Nie ustaliliśmy ich jeszcze, więc... o jakich granicach mówisz? — Była tak perfidnie zadowolona ze swojego toku myślenia.
— Jesteś pewna swoich słów? — zapytał z przekąsem, zwalniając krok. Mruknęła twierdząco i Malfoy z dziwną szybkością przybił ją do ściany. Obie ręce miała usztywnione nad głową, stojąc na palcach. Jej włosy prawie w całości zasłaniały oczy. Były tylko drobne prześwity, z których mogła wywnioskować, że jego twarz jest naprawdę blisko. Bliżej niż kiedykolwiek. Pisnęła, zanim ją całkowicie sparaliżowało. Miała strach wymalowany w oczach, ale on go nie dostrzegł. Przełknęła ślinę, biorąc głęboki oddech. Sekundy mijały, a niewygodna pozycja zaczęła być upokarzająca.
Poczuła jego palce na policzkach. Odgarnął jej loki z twarzy, robiąc to z niezwykłą delikatnością. Kontrastowało to z mocnym uściskiem. Spróbowała się wyrwać, ale nawet przytrzymując jej dłonie jedną ręką był silniejszy.
— Malfoy, do cholery... — szepnęła zachrypniętym głosem, nie mogąc wyjść z zaskoczenia. Przyglądał się jej, czuła, że miał z tego satysfakcję... Niemal stykali się nosami, kiedy nachylił się nad nią, zapytawszy.
— Bez żadnych granic?
Bała się, miała to wypisane na twarzy. Puścił ją, gdy zauważył. Hermiona odeszła szybkim krokiem, rozmasowując dłonie. Skręciła w korytarz bez słowa, a on pozostał w tym samym miejscu, z tym samym pytaniem w głowie. Przetarł skronie i poszedł w przeciwnym kierunku. Sam nie wiedział, czy żałował... musiał jej przypomnieć, że to wszystko nie powinno się dziać, że dalej pozostaje nieobliczalny i niebezpieczny. Jeśli nie zrozumiała przekazu, bardzo dobrze. Jej strach do niego wróci i będzie się trzymać z daleka, jak powinno być od początku.

*

— Widzieliście Hermionę? — Ginny stanęła przed ławą, gdzie siedzieli Harry, Ron i Susan Bones. Harry od razu spuścił głowę, gdy ją zobaczył, ale nie przejmowała się tym. Susan uśmiechnęła się na sam jej widok, ale z czystej nieśmiałości, tylko pokręciła przecząco głową. Ron, z tostem w gębie, odpowiedział, że nie, nie widział Hermiony od dobrych dwóch dni, plując dookoła szynką.
— Nie mogę jej znaleźć... Myślałam, że mnie unika, ale to przecież Hermiona.
— Dziwna sprawa — ożywił się Harry, ale wyglądał, jakby toczył walkę z myślami. Spojrzał na swoje towarzystwo i z dozą niepewności wyciągnął Mapę Huncwotów. Ginny nie wiedziała, czy to dobry ruch zważywszy, że zaraz... a właściwie teraz miała się odbyć kolacja? Wielka Sala świeciła pustkami!
— Gdzie są wszyscy? — zdziwiła się.
— Na imprezie w Slytherinie — mruknął Harry, rozkładając czarodziejską mapę i stukając w nią różdżką. Uniosła brwi, klnąc w myślach na Zabiniego.
— Odbiło im? — Ginny zadrżał głos. Przysiadła się do ławy, by lepiej widzieć Mapę Huncwotów. Harry śledził każdą kropkę na mapie, aż w końcu upływające minuty się opłaciły. To Ginny pierwsza dostrzegła kropkę z Hermioną Granger.
— Ojej! — pisnęła, wylewając niechcący kawę na papier. Harry w pełnej panice zaczął suszyć go chusteczkami, a w ostatniej fazie desperacji — różdżką. Susan spojrzała na Ginny wielkimi oczami, najwyraźniej dostrzegając dokładnie to samo, co ona. — Bardzo cię przepraszam, Harry...
— Nic się nie stało — odparł, ale miał poddenerwowany głos. Z jego zielonych oczów wymsknęły się błyskawice.  Nie przejęła się tym, Harry złościł się na jej niezdarność, zapominając, że i ona ma w sobie refleks szukającego.
— O, patrzcie, Hermiona... jest w dormitorium — dodała zwycięsko, cały czas czując żarliwy wzrok Susan. Wstała od stołu i zapytała, czy Bones miałaby coś przeciwko odwiedzić z nią Hermionę. Ta jednak odmówiła, chcąc spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem. Zapewniła Ginny, że następnym razem chętnie się wybierze na plotki...
— Tylko nie plotkuj beze mnie! — powiedziała radośnie. Susan uśmiechnęła się i puściła jej oczko, rumieniąc się przy tym. Ginny miała wrażenie, że nie ma się, czym martwić... Odeszła od przyjaciół i swojego brata, nawet nie pytając o przyjęcie w Slytherinie. Miała tylko nadzieję, że nie spotka na nim Harry'ego lub Rona, inaczej byłaby ugotowana.

*

Hermiona weszła do swojego dormitorium w kwaterach Puchonów. Wzięła prysznic, co rusz fukając pod nosem. Była wściekła na samą siebie, że tak łatwo dała się podejść Malfoyowi. Nie mogła jednak nic zrobić; gdyby to była walka na zaklęcia, miałaby duże szanse, aby wygrać... Nie miała nawet pewności, czy w ich starciu w ogóle chodziło o wygraną. Czuła się przegrana, ale Malfoy także nie wyglądał na szczęśliwego, gdy odchodziła.
Zmyła z siebie pot, ziemię i opatrzyła ranę na udzie. Spojrzała na lustro, które odbijało jej bladą twarz i przeszklone oczy. Rozczesała włosy i wróciła w samej bieliźnie do pokoju. Z braku sił, usiadła na krawędzi łóżka. W pokoju panował półmrok, chłód bił w skórę, przez co co rusz przechodziły ją dreszcze.
Ginny weszła zaczerwieniona do pokoju. Nie przywitała się, rzuciła dwie sukienki na łóżko, warcząc pod nosem.
— Ubieraj się, mamy do pogadania. — Spojrzała na Hermionę miażdżąco. Wyglądała na umęczoną, ale dopiero sińce na przegubach rąk Granger zmiękczyły Ginny serce. Myśli, jaki zrobić wykład Herminione, wyparowały. — Co się...
Wzięła jej dłonie w swoje, wykręcając je pod różnymi kątami. Fioletowe smugi, mieszające się z żółcią i zielenią. Jakby namalowała sobie niezłomny pejzaż... wschód słońca, czy coś takiego. Ginny zrobiła się blada z niedowierzania.
— Efekt uboczny zabawnego weekendu. — Uśmiechnęła się, aby ją uspokoić, ale dotyk palców przyjaciółki piekł. Ledwo zdusiła odruch,  żeby się wyrwać.
Ginny spuściła głowę i odsunęła się. Hermiona przebrała się w piżamę, ignorując rzucone sukienki na łóżko.
— Chcesz może kremowego piwa? — zapytała uprzejmie.
— Nie, dziękuję, wystarczą wyjaśnienia — podziękowała z czystej uprzejmości i nauk etykiety, na jakie zwracała uwagę pani Weasley. Obserwowała jak Hermiona wykrzywia usta, krząta się w pokoju, chyba zbierając myśli.
— To bardzo długa historia, a ja jestem zmęczona, Ginny. Naprawdę zmęczona — dodała błagalnym tonem. Potrzebowała snu i nocy. Chciała poukładać myśli i odpowiednią dla świata wymówkę. Przyjaciółka wpatrywała się w jej oczy, aż w końcu wstała.
— Po śniadaniu, jutro. Chcę wiedzieć wszystko, każdy najdrobniejszy detal. — Pogroziła jej palcem. Hermiona uśmiechnęła się sztucznie i pokiwała twierdząco głową. — Dobranoc.
— Dziękuję, Ginny.
Ginny w odpowiedzi mruknęła coś niezrozumiałego i stała przed drzwiami. Nie sięgnęła za klamkę, tylko obróciła się na chwilę, by dorzucić coś śmiertelnie poważnym tonem.
— Widziałam was na Mapie Huncwotów. Tylko ja.
Dopiero wtedy zniknęła, życząc jej kolorowych snów. Hermiona straciła grunt i usiadła na łóżku z rozbieganym wzrokiem. To nie mogło wyjść na jaw. Westchnęła głęboko, przyglądając się sukienkom na łóżku... Nie, porozmawia z nim rano. Pójście na przyjęcie nie byłoby najlepszym pomysłem.

*

Draco stał przy barze, trzymając w dłoni swojego pierwszego drinka. Nie upił ani jednego łyka. Obserwował jak ludzie, którzy jeszcze niedawno patrzyli na niego z pogardą, tańczą chwiejnie na jego parkiecie.
Blaise stał obok niego, wyprostowany jak dumny gospodarz. Tylko oczy miał zajęte wpatrywaniem się w drzwi do salonu. Wypił swojego siódmego drinka. Draco podał mu swojego.
— Nigdy nie myślałem, że będę jednym z tych wiernych piesków, które tylko czekają u progu na swojego pana... panią. — Draco ledwo usłyszał te słowa przez muzyczny jazgot. Blaise spojrzał na niego ponuro.
— Myślałeś — zaprzeczył, a Blaise wypił haustem jego drinka.
— Może czasami. Może zazdrość mnie zżerała, ale nigdy nie brałem tego na poważnie. — Wrócił wzrokiem do drzwi salonu. Draco mu nie powiedział, że osoba, na którą czeka, jest już na parkiecie między ludźmi. Pozwolił mu pić drinka w spokoju jeszcze jedną chwilę.
Ginny wirowała w spokojnym tańcu. Ogniste włosy miała poskręcane i bujne. Draco zastanowił się, ile jest w niej żywiołu... obserwując silne uczucie Blaise'a, uznał, że wiele.
Ginny zaczęła tańczyć z jakimś chłopakiem, chyba Gryfonem. Nie dawała się dotykać, ale kusiła nie tylko jego. Draco kiwnął głową na nią i Blaise dopiero zwrócił uwagę na jej obecność. Nawet nie pożegnał się z Malfoyem, tylko przeszedł kilka większych kroków, by odbić Gryfonowi to, czego chciał... a może potrzebował.
Draco pokręcił głową. Muzyka zaczynała go drażnić, to nie było miejsce, w którym powinien się znaleźć. Zdawał sobie z tego głęboko sprawę.
Zauważył Teodora, który rozmawiał na kanapie z powietrzem. Victoria. Nie chciał o niej myśleć. Nie był już nawet zły, że dziewczyna, którą naprawdę kochał, jest już przeszłością. Pogodził się z tym i uznał za przedawnioną historię.
Wybrał się na spacer, wziąwszy dla smaku kremowe piwo. Był trzeźwy i ten stan mu w zupełności odpowiadał. Niebo pozostawało prawie czarne, nie dostrzegł ani jednej gwiazdy. Buty miał całe w wieczornej rosie. Usiadł na trybunach przy boisku, chcąc się ukryć przed wszystkimi. Zaznać trochę samotności i zapomnieć, jak bardzo jest w tym momencie nieporadny.

*

— Harry... mogę pożyczyć Mapę Huncwotów? — zapytała Hermiona. Spojrzał na nią uważnie, trochę zdziwiony jej obecnością. Na usta ciskały mu się same pytania.
— Gdzie ty się podziewałaś? Co robiłaś? Dlaczego nic...
— Jestem już dużą dziewczynką. Miałam pracę do wykonania.
— Jaką? — niemal warknął.
— Jutro. Teraz potrzebuję twojej pomocy. Bez zbędnych pytań.
Podał jej niechętnie mapę i przyglądał się, jak znowu odchodzi.
— Trzymam cię za słowo — powiedział, ale nie usłyszała.

*

— Tak sądziłam, że właśnie tutaj się ukryjesz, Malfoy. — Usłyszał za swoimi plecami. Obrócił się. Czuł podziw, że była w stanie go znaleźć... musiała w to włożyć trochę fatygi.
— Co masz na myśli?
— Jesteś jak Harry. — Zmarszczył brwi. — Ten bezsensowny sport to twoja świątynia... dlatego tak łatwo cię znaleźć. Jeśli chciałeś się przede mną ukryć, trzeba było wybrać bibliotekę.
— Była zamknięta — parsknął, gdy usiadła obok. Zobaczył jej fioletowe pręgi na dłoniach i przeklął swoją trzeźwość. Hermiona zauważyła, jak nie może odwrócić wzroku od swojego dzieła. Uśmiechnęła się nieznacznie.
— Jeśli nie chciałeś tego wszystkiego, wystarczyło powiedzieć.  Nie się na mnie rzucać.
— Myślałem, że to wystarczy. — Bo wystarczyło zawsze.
Hermiona ukryła twarz w dłoniach. Czy płakała? Nie wiedział, zostawił ją w spokoju, skoro miała tyle odwagi i głupoty, by przy nim okazywać uczucia. Nie rozumiał, jak była do tego zdolna... Mierzył ją niesłusznie swoją miarą. Czuł ponowny podziw do jej naturalności. Sam nie potrafił sobie nawet tego wyobrazić.
— Wszystko powinno być prostsze — wychrypiała. Położyła głowę na swoich kolanach i przekręciła ją, żeby go widzieć. Włosy zasłaniały jej twarz, ale nie oczy, które błyszczały od łez w kompletnej ciemności jak świetliki. — Nawet to. Nawet płakanie mi nie wychodzi.
Wstała spokojnie i mozolnym ruchem podeszła do barierek. Zawisła na nich, zwieszając głowę w dół. Obserwowała czarny od nocy trawnik i milczała przez dłuższą chwilę.
— Zastanawiasz się, czy skoczyć?
— To byłoby zbyt proste — zachichotała, jakby rozmawiali w swoim świętym przekonaniu, że to normalny temat. Hermiona poczuła mdłości. Zamknęła oczy, zawieszając się na barierce. Draco stanął obok. Wbił wzrok w niebo. Pomyślał, że gdyby nie ich niebezpieczne myśli o śmierci, to byłaby bardzo romantyczna chwila. Odwieczni wrogowie, tak różni od siebie, stoją i rozmawiają jak starzy przyjaciele. Jakby poznali siebie na wylot i potrafili formować słowa w swobodny sposób — znając drugą osobę bardziej, niż siebie samych.
Kiedyś brakowało mu człowieka, który powiedziałaby mu, jak powinien zareagować, znając Dracona na tyle dobrze. Teraz nie chciał by była to Granger.
— Nie daję rady — powiedziała Hermiona.
— Wszystko zdaje się popieprzone — przyznał jej rację, chociaż zawsze starał się przy Granger nie przeklinać. Jak uczyła go matka... chociaż przy matce zawsze przeklinał. Czuł się bezpiecznie w towarzystwie matki, wiedział, że ona nie będzie go oceniać przez język, jakiego używa. Potem umarła.
Hermiona podniosła głowę i wydawała się bardzo zmęczona. Miała szklane oczy, a na policzkach były świeże ślady po łzach. Odgarnęła bujne loki do tyłu.
— Jeśli jeszcze raz podniesiesz na mnie rękę, zabiję cię, Malfoy.
Uśmiechnął się w jej stronę, jakby tylko na to czekał. W jej ustach brzmiało to jak komplement. Pokręciła głową i wyciągnęła różdżkę, by ukryć ślady na nadgarstkach. Ostatni raz tak po prostu wymazała jego błąd z pamięci. Dopiero potem Draco zaczął się starać, by więcej błędów nie popełniać.
— Dlaczego tutaj przyszłaś?
— Ginny i Harry czegoś się domyślają. Ginny widziała mnie z tobą, gdy wracaliśmy! — parsknęła wymuszonym śmiechem.  Wszystko jeszcze bardziej się komplikuje... Nie wiem, co robić.
Ja mam ci powiedzieć? — zapytał retorycznie. — Zrób, co uważasz za słuszne.
— Jak to? A jeśli powiedziałabym im prawdę? — Spojrzała na niego z naganą. Zachowywał się niedorzecznie.
— Twoja sprawa.
— Ale... W jakiej pozycji by cię to stawiało? Nie interesuje cię to?
— Zadajesz dużo pytać. — Zaśmiał się sarkastycznie. — Powiedziałem: rób, co chcesz. Nie interesuje mnie, jak twoi przyjaciele na mnie spojrzą. Nieważne, co powiesz, i tak będą mnie nienawidzić. Prawda?
Po chwili namysłu i ciszy Hermiona przyznała mu rację. Zeszli z trybun i szwendali się spokojnym krokiem po środku boiska. Zdawało się, że cisza i ciemność jest prawdziwa i nikt poza nimi nie istnieje na tym świecie.
— Jednak nie mamy kaca... — zauważyła.
— Możemy się napić jutro przed wizytą u Extance. Nie przeżyję tego na trzeźwo.
— Nawet tak nie żartuj — powiedziała, wyobrażając sobie minę psychologa, gdy wchodząc do jej gabinetu, zataczając się.

*

Nie jestem już szczęśliwa pisząc tego bloga. Brakuje mi w nim czegoś, dlatego... muszę wprowadzić jakieś zmiany. Jeszcze nie wiem jakie, ale mówię, byście się pewnego dnia nie zdziwili. Pozdrawiam i życzę Wam tego, co najpotrzebniejsze.
Salvio

12 komentarzy:

  1. Ojej, Salvio. Przykro mi, że czegoś Ci brakuje. Mam nadzieję, że znajdziesz to i wszystko wróci do normy.
    ***
    Nie wiem czemu, ale ten rozdział kojarzy mi się bardzo ze spokojem. Rozmowy Draco i Hermiony, cały ten nastrój, niby-romantyczna sytuacja na końcu. A może tylko mi się wydaje. Ale w każdym razie, to i tak pozytywne odczucie. Smutno, że Draco nie chce. Albo udaje, że nie chce. No bo ja chcę. Ach, nie wiem co pisać. Po przeczytaniu mam masę myśli, a jednocześnie odczuwam pustkę.
    Życzę Ci weny i szczęścia i tego, co najpotrzebniejsze także.
    Trzymaj się ciepło!

    PS Dalej nie lubię Extance.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powoli zaczynam wracać do normalności. Zresztą, moja przyjemność do pisania do jedno, ale drugie; ostatnio mam wrażenie, że bardzo zawodzę swoich czytelników. Ale... nieważne.
      Ze spokojem? Możliwe. Całkiem. Sama nie wiem.
      Nie, to nie jest romantyczne. Jeszcze nie... Tutaj na razie przełamują swoje pierwsze lody (źle to brzmi).
      Haha, Draco sobie może nie chcieć. Ale jest różnica między tym czego chce, a czego potrzebuje! :)
      Ja też Tobie życzę wszystkiego najlepszego. I dziękuję za obecność. Bardzo mi ona pomaga. :(
      Haha... Extance? Jesteście świetne!

      Usuń
  2. Jestem w szkole, mam wf, na którym nie ćwiczę, więc to doskonały moment by skomentować ten rozdział. Wyszedł Ci naprawdę świetnie i muszę się zgodzić z Mrs Black - jest taki spokojny, ale właśnie to jest w nim piękne. Tak, jest zdecydowanie piękny. Zawarłaś w nim bardzo dużo szczegółów, wszystko jest tak dobrze dopracowane, przemyślane. Naprawdę bardzo mi się podoba. I podobnie jak moja poprzedniczka, ja też nie lubię Extance. Jest głupia, tak. Oczywiście relacja Draco - Hermiona nadal wprawia mnie w zachwyt, nie mogę uwierzyć, ze tak potrafisz nimi kierować, a ich rozmowy... to mistrzostwo świata, mówiłam Ci kiedyś? Jeśli nie to właśnie Ci mówię - to serio mistrzoswto i nie żartuje. Dawno nie czytałam tak dobrze napisanego i poprowadzonego opowiadania. Wszystko ma swoje miejsce, wszystko jest wytłumaczone... i tak bardzo mi się podoba jak sterujesz zachowaniem Harry'ego, Rona i Ginny! Są w swoich czynach naturalni, właśnie tak wyobrażam sobie, ze się zachowują.
    Końcowy dialog Draco i Hermiony wygrał życie, chyba sobie go wydrukuje (mimo zepsutej drukarki) i powiesze na ścianie... :))) Ten rozdział jest po prostu bardzo mądry, refleksyjny. Spokojny.
    Nie wiem co jeszcze napisać, więc napiszę tylko, że mam nadzieję, że wkrótce odzyskasz to, co straciłas. Bardzo Ci tego życzę, tej radości z pisania, tego zapału.
    Czekam na kolejny rozdział!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. M... mimo że oficjalnie Cię nie lubię, jesteś dla mnie oparciem i pojawiasz się, kiedy trzeba, jakby za sprawą intuicji. Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić, jaka jestem Ci wdzięczna. Dalej jesteś kapciem, ale takim trochę różowym. Rozumiesz? Wiem, że tak, Dajanie.
      POWINNAŚ ĆWICZYĆ NA WF BY BYĆ ZDROWA!! Wychowanie fizyczne to ratunek dla współczesnego szkolnictwa!
      Dziękuję za obecność... Za tyle miłych słów i mówienie tylko o pozytywach mojego opowiadania. Wiem, że wiele rzeczy przemilczasz i chociaż jestem skromna; czasami patrzenie tylko na pozytywy jest dobre. Zwłaszcza, gdy ma się zły humor.
      Końcówka też jest moją ulubioną częścią rozdziału!
      Ja też czekam na następny rozdział. T w ó j. : - )

      Usuń
  3. Ten rozdział mimo tego, że odczuwasz, że czegoś tu brakuje, według mnie jest bardzo fajny. Lubię takie spokojne i wyważone teksty. Ale oczywiście jeśli chcesz zmian to je wprowadzaj. Dobrze wiesz, że przeczytam wszystko co napiszesz ;)
    A teraz moje krótkie przemyślenia:
    Nienawidzę Extance! Jest taka denerwująca, że aż coś mi się robi. Sposób w jaki „rozmawia” z Draco i Hermioną jest okropny. Jak ona może ich szantażować? Wnerwiła mnie tym. Podobało mi się, że nawet Hermiona odważyła się jej odpyskować :D
    Hmm jak to Hermiona nie jest zaproszona? Przecież Malfoy ją zaprosił. Chyba, że coś przegapiłam ;) coś blondas niezdecydowany.
    Lubię sceny w których Draco i Hermiona rozmawiają ze sobą tak szczerze. A to zdanie „Bez żadnych granic” wryło mi się w pamięć chyba już na zawsze ;)
    Ah ci Gryfoni oni to mają zapłon. Hermiony nie ma dwa dni, a im to lata i powiewa :D Na szczęście ruda ją znalazła. No ale dobrze, że Hermiona się jej nie zwierzyła. Bo niby poco?
    Blaise i jego obsesja na punkcie Ginny tym razem mi się podobała ;)
    Końcowy fragment podbił moje serce. Uwielbiam ich rozmowy. I cieszę się, że w Twojej historii jest ich tak dużo. Fajnie, że Hermiona w jakimś stopniu ufa Draco i rozmawia z nim szczerze. Jestem ciekawa jakby zareagowali Gryfoni na wieść, że Hermiona zadaje się z Draco. To na pewno byłoby interesujące.
    Mam nadzieję, że na nowo odzyskasz chęć pisania tego opowiadania, bo ma w sobie urok i bardzo mi się podoba. Czekam na rozwój sytuacji ;)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    W między czasie zapraszam na moje nowe tłumaczenie
    http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, ale wcześniej nie miałam kompletnie nastroju na odpisywanie na komentarze. Dopiero teraz, po obejrzeniu Suits (serial godny polecenia!) jakoś mnie natchnęło; i dobrze.
      Bardzo mnie cieszy, że Ci się rozdział podobał... Ostatnio mi trudno o jakąś taką estetykę i obiektywność. Robię się chyba bardziej narcystyczna i wymagam od siebie więcej.
      Nie, haha, Draco jej nie zaprosił. Przynajmniej tak mi się wydaję (dlatego nie lubię tak długich odstępów między rozdziałami, ugh!).
      Też lubię ,,bez żadnych granic"... :D
      Ooo, to się cieszę! Ostatnio dostałam konstruktywną krytykę, jeśli chodzi o Blaise'a. Trzeba będzie nad nim popracować, chociaż mi osobiście się podoba. :)
      Właśnie! Poruszyłaś trochę ważną kwestię. Nie lubię blogów, gdzie jest mało konfrontacji Dracona i Hermiony. Dodatkowo pisanie ich rozmów jest po prostu świetną zabawą... A jeśli chodzi o reakcję Gryfonów, zapraszam na następne rozdziały!
      Cholera, muszę przeczytać Twoje tłumaczenia z czystej przyzwoitości, ale coraz mam coraz mniej chęci na blogowy światek, więc niczego nie obiecuję, dobrze?
      Pozdrawiam i do następnego!

      Usuń
    2. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe tamtego komentarza o Blaisie? Może trochę mnie poniosło, ale naprawdę mnie irytował. Oczywiście nie bierz tego do siebie.
      Spokojnie kochana nie ma pośpiechu :) moje blogi jeszcze długo pożyją w sieci ;) ostatnio prowadzę trzy jednocześnie także można powiedzieć niezły hardcore *.* no ale nie odczuwam przesytu, może dlatego, że siedzę w domu (szukam pracy ale bez rezultatu) i to moje jedyne zajęcie ;) Nie wiem czy czytałaś miniaturki na konkurs KG? Ja napisałam "Ostatnią piosenkę". Wiem, że to nie jest tekst najwyższych lotów, dlatego na jej podstawie powstanie moja autorska historia :) jak znajdziesz chwilę czasu to zapraszam http://music-and-love-mission.blogspot.com/

      Usuń
    3. Jasne, że nie biorę. To tylko kolejna lekcja na przyszłość... chociaż jakaś postać musi irytować, nie może być sielankowo. Zależy od punktu widzenia! :D
      Trzy jednocześnie? Podziwiam, naprawdę... Hardcore to za mało powiedziano. Jak ja przy dwóch nie wyrabiam. Praca na pewno się niedługo jakaś nawinie, a teraz korzystaj! Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło.
      Nie czytałam tej miniaturki, tak mi się wydaję. Ale twojego bloga sobie zapiszę i na pewno zajrzę. Tłumaczenia mnie tak nie rajcują jak autorskie! :)
      Do następnego!

      Usuń
  4. Nie wiem jak to się stało, ale wpadłam w szpony Doktora House'a(śniło mi się ostatnio, że zapadłam na jakąś przedziwną chorobę i kłamałam na temat własnych objawów), więc w przerwie między odcinkami postanowiłam dokończyć to, co zaczęłam wczoraj(czy przedwczoraj?).

    Przeczytałam rozdział do końca.

    Widzę, że nie tylko ja mam słabość do Mapy Huncwotów. To chyba najbardziej przydatna magiczna rzecz, jaką wymyśliła Rowling. Gdy nie wiesz jak kogoś zdemaskować, gdy jesteś zazdrosny, gdy po prostu zżera Cię ciekawość - użyj mapy! To takie proste. Boże, mogłabym pisać reklamy do Proroka Codziennego.
    W każdym razie, co chciałam napisać na samym wstępie, to to, że byłam niemal całkiwicie przekonana o nadciągającym pocałunku albo chociaż, no nie wiem, cmoknięciu. Wymagam podobnych scen od innych autorów, a sama milczę jak zaklęta w związku z romantycznymi odruchami.
    Miałam już gotową wizję Hermiony z raną na udzie, w obcisłej kiecce, w stylu hard and naughty, ale oczywiście przeczytałam rozdział od końca i wiedziałam, że tam nie pójdzie. :/
    Szkoda.
    Czekam z niecierpliwością na kolejną sesję u Jane.
    Nawiasem mówiąc, jak chcesz cos zmieniać, to idź w kierunku szablonu, nie historii. Przecież miały być trzy tomy! Ja chcę doczekać epilogu! <3

    (Chociaż to połączenie różu i czerni jest takie awww :D)

    Przytulaski i całuski


    TO CHYBA NAJBARDZIEJ NIESKŁADNY KOMENTARZ EVER. JESTEM Z NIEGO TAKA DUMNA.
    (*kawa i guarana nie były dobrym pomysłem)

    OdpowiedzUsuń
  5. TO JEST NAJLEPSZY ROZDZIAŁ, NAJLEPSZE DRAMIONE, NAJLEPSZE OPKO JAKIE KIEDYKOLWIEK CZYTAŁAM.

    JAKAŚ TOTALNA BOMBA, MIAZGA I W OGÓLE.

    Draco jest tutaj tak genialny... Swoją postawą, przemyśleniami, wspomnieniami (gdzieniegdzie), a nawet i tą liczbą mnogą u Extance... Jestem pełna podziwu dla Twoich kreacji bohaterów. Hermiona jest tutaj równie genialna i jeszcze bardziej ciekawa, zagubiona trochę, ale jednak urocza.

    Niebo. Dosłownie.


    I, Salvio, nie zawodzisz nas - czytelników, wręcz przeciwnie. Rozdział za rozdziałem zaskakujesz mnie pozytywnie coraz bardziej. Szacunek za taki talent, naprawdę! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Och.. Odznaczę tylko, że tu byłam, gdyż nie mam siły napisać czegoś sensowniejszego. Uhhh... Umieram...
    Pozdrawiam,
    KH.

    OdpowiedzUsuń

^