We wszystkim, czego próbowałam zasmakować, czułam gorycz. W każdym najmniejszym momencie nie byłam całą sobą zadowolona. Tylko czekać potrafiłam aż to minie, ale nie mijało. Uciekał tylko czas, ale nie uczucia. One nie przestały mnie sobie owijać wokół palca. Mogłam oddychać, mogłam chodzić, uśmiechać się i po prostu być, ale to były tylko czynności. Wszystko pozbawione sensu, monotonia, która w połączeniu z jeszcze większą monotonią dawała po znaku równości mnie. M n i e. Tylko mnie, równoważna ja z zerem.
Dziewczynę z bardzo czarnymi oczami i rzadkimi do pasa włosami. Piękną, w pewnym sensie. W sensie względnym.
Przerwała na chwilę pisanie, by napić się koniaku, który w smaku wydawał się męski. Piła, ale jej nie smakował. Dopiero w zapachu odnajdywała miłość, wyobraźnia dodawała do tego aromatu jeszcze jego perfumy. Mogła w spokoju rozkoszować się własnym cierpieniem.
Nie chcę się nad tym rozdrabniać. Jestem niemal pijana i powinnam zastanowić się nad czymś więcej, niż tylko własnym wyglądem. Chciałabym... pomyśleć o myślach, które na trzeźwo zawsze odpycham. Przecież nie bez powodu, gdy tylko jestem wcięta, wpadam w wielkiego doła, prawda? Jestem idealnym materiałem na kurewską alkoholiczkę! Oczywiście nie mam tu na myśli zawodu najstarszego na świecie w połączeniu z alkoholem. Mówię tylko o alkoholu, słowo.
Pokręciła głową, pewnym ruchem nalewając sobie szklankę do pełna. Przypomniały jej się te liczne mugolskie filmy, w których nalewano elegancko koniaku. Nie rozumiała dlaczego, na miłość (Koską? Boską? Coś takiego), nalewali tego obrzydliwego alkoholu do jednej trzeciej szklanki. Rozumiałaby, gdyby było się czym delektować, ale koniak to największe gówno jakie świat widział.
Ale, niestety, zawód alkoholiczki byłby zbyt ordynarny w moim przypadku. Stałabym się celebrytką, w końcu nie często arystokratka ma do czynienia z nałogiem — żartuję, arystokraci dobrze się ukrywają, w tym tkwi cały sekret. Arystokracja i domy z marmuru to wylęgarnia najgorszego ścierwa, gorszego od koniaku. Te wykwintne domy, maniery nie z tej ziemi, to po prostu teatr na miarę paryskich salonów. Każdy ma do odegrania jakąś rolę! Trudno się wpasować i podołać wyzwaniu. Zapamiętać te wszystkie formułki grzecznościowe i ogarnąć do czego jest siedem innych widelców, noży i łyżeczek... Nie idzie wyrobić.
Na dodatek, jakby tego było mało, arystokracja to zadufana w sobie elita. Tak o sobie myślą, są w sobie zakochani. Tworzą takie kółeczko, łączą się za dłonie i nie wpuszczają nikogo z zewnątrz do swojego magicznego środowiska. Stąd uprzedzenie do mugoli. Żyć bez magii? Ale to musi być upokarzające, ha-ha-ha! Oczywiście śmiech arystokratów jest tak zimny, że mrozi błękitną krew w żyłach. (Tylko ci o błękitnej krwi usłyszą ten olśniewający żart).
— Vicky?
Zerwała się ze swojego miejsca. Szklanka z koniakiem spadła z biurka i przetoczyła się pod ogromne łóżko. Dźwięk szkła zbił ją z tropu, zaklęła pod nosem, obserwując ze złością intruza.
— Co? — zapytała, rozkładając z zapytaniem ręce. — Czego znowu chcesz?
— Pachnie od ciebie miłością... koniak?
— Spieprzaj — odparła, gdy zgarnął butelkę z biurka i nie chciał oddać. Siłowała się z nim, ale w końcu dała za wygraną. Kręciło jej się w głowie i trudno było ustać na nogach. Uznała, że koniak spełnił już swoją rolę i może odpuścić; chociaż może nie jutro, nie z takim kacem, ale innego dnia na pewno się zemści. Ten głupi brat dostanie za swoje.
— Znowu pijesz? — zapytał Teodor. Zmarszczyła brwi, bo tylko idiota zapytałby właśnie o to.
— Nie, zabijam czas i podlewam koniakiem kwiatki. Oczywiście, że piję, co cię to, kurwa, obchodzi? — warknęła i otworzyła drzwi od swojego pokoju. Dość jasnym gestem kazała mu wyjść i spadać jak najdalej, dopóki nie wytrzeźwieje.
— Jesteś moją siostrą...
— Gratuluję odkrycia, może starczy rewelacji na dziś, co? — Głos miała rozemocjonowany. Teodor przyjrzał się jej trochę dokładniej, próbując znaleźć coś nowego. Widok załamanej Victorii — jego wiecznie misternej siostry, zawsze specyficznej, na swój sposób idealnej — teraz wprawił go w obrzydzenie. Do siebie, bo nie umiał jej pomóc i do niej, bo nie dawała sobie pomóc.
— Możesz łaskawie wyjść? — dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— Nie, dopóki się nie ogarniesz. Ile to jeszcze potrwa? Malfoya nie ma już prawie od dwóch miesięcy... — Nie zdążył dokończyć, bo Vicky rzuciła w niego najbliższym przedmiotem, do którego była w stanie dosięgnąć. Swoją różdżką. Rzuciła jedyną rzeczą, którą mogłaby się bronić. Ten akt wydawał mu się rozpaczliwy, więc w osłupieniu zamknął jadaczkę na kłódkę.
— ZAMKNIJ SIĘ!
Nigdy nie widział jej z tak wieloma łzami na twarzy. Prawie trafiła go różdżką w oko, po czym krzyknęła i złapała się za usta i rozpłakała na dobre. Ten wybuch chyba nie zaistniał przez nagromadzone cierpienie, a miłość, która nie znalazła swojego ujścia. Tak Teodor przynajmniej przypuszczał. Spróbował do niej podejść, drzwi dalej były otwarte na oścież, Vicky trzymała je jakby w garści. Nie dała do siebie podejść, odepchnęła go pewnym ruchem, wyklinając pod jego adresem liczne frazy.
Nie lubił łez, a Vicky nie lubiła płakać, jednak i jedno i drugie nie miało w takim momencie zbyt wielkiego znaczenia. Teodor stał metr od swojej siostry i spróbował zetrzeć ogromne poczucie winy.
Victoria prawie łkała, ale nie trwało to dłużej niż minutę. Co więcej, był świadomy, że wybuch został wywołany alkoholem. I oczywiście głęboko skrywanym bólem; słyszał, że pierwsza miłość jest tą najboleśniejszą.
— Czemu sobie nie pójdziesz? — zapytała zachrypniętym, ale niemal normalnym głosem. Wpatrywała się w niego z chęcią wyrzucenia Teodora za drzwi, ale jednocześnie zdawała się być bardzo zrezygnowana.
— Przepraszam — mruknął. Nie pamiętał, by kiedyś wcześniej i później wypowiedział to słowo tak szczerze.
Vicky skamieniała, ale nie dawała po sobie poznać, że to słowo z jego ust brzmiało idiotycznie. Jakieś uczucia na nią spadły, ale była w tym kontekście taka sama jak Draco, niedostępna.
— Żadna miłość nie jest warta twojej śmierci. Nigdy więcej mnie nie przepraszaj.
Vicky umiała zadać ostateczny cios. Jej słowa były pijacko szczere, nie miał wątpliwości, ale sumienie paliło go żywcem. Ona tylko wlała w swoje słowa kolejne litry benzyny. Nie był pewny, czy zrobiła to umyślnie.
*
Stała na skraju brzegu. Linia wody i piasku dzieliła się jak przepaść. Wiatr delikatnie popychał wodę w jej stronę, pomagało jej to zebrać myśli. Spokój, jaki czuła wewnątrz, i chaos, znajdujący cię za jej plecami, były po dwóch stronach takiej samej przepaści.
Przez kurtynę bujnych i jakby nierozczesanych loków przebijały się promienie słońca, tańcząc wyraźnie na żywszych kosmykach. Dziewczyna była zamyślona, ale jej twarz naturalnie uchylała się od słońca, pozostając w cieniu.
Westchnęła z dosłyszalnym jękiem. Kucnęła nad wodą, łapiąc się dłońmi za łokcie i mocno je tuląc. Wpatrywała się w wodę, minę miała taką, jakby i oczy miały zaraz zamienić się w szklistą taflę. Może dlatego zaciskała usta. By temu zapobiec.
Wyglądała też na osobę w żałobie. Czarne dżinsy opinające zbyt chude nogi i jeszcze ciemniejszy sweter, który powinien palić jej plecy od słońca i dwudziestu pięciu stopni; ona nie była nawet spocona czy czerwona. Co najwyżej blada. Jakikolwiek wynik słońca znajdował się na jej twarzy w postaci piegów.
Hermiona Granger westchnęła z dosłyszalnym jękiem. Potem wstała i otrzepała spodnie, chociaż miała je czyste. Nie kryła już swojej twarzy w cieniu. Odwróciła się na pięcie, szybkiem krokiem wracając do zamku.
Trudno powiedzieć z którego miejsca wróciła do zamku. Myślami mogła być nawet na drugim końcu świata.
*
— I tak mi nie powiecie, gdzie i po co byliście... Ale możecie mi wyjaśnić to. — Rzuciła gazetę na stolik. Extance wyglądała po prostu nijako nawet w zachwycających promieniach słońca. Hermiona zatęskniła za minutami spędzonymi nad jeziorem. Nie miała nawet odwagi, by spojrzeć Malfoyowi w oczy. Było jej tak wstyd.
— Nie jesteś dumna? Nie po to te spotkania? — zakpił, ale kobieta nie dała się wyprowadzić z równowagi jak ostatnim razem.
— Jestem psychologiem, nie swatką. Nie lubuję się w sesjach dla par — odpowiedziała spokojnie, ale dłoń spoczywała zaciśnięta na podłokietniku. — Przestań traktować mnie jak wroga.
— Czego chcesz? — mruknął od niechcenia, czując napływającą złość. Wlewała się turami, coraz silniejszymi. Nie chciał tu być... zerknął na Granger... zapewne ona też tego nie pragnęła. Ta myśl była dziwnie kusząca do wykorzystania.
— Pomóc wam, Draco. Co to za pytanie?
Nie pozwolił jej dokończyć. Serce zabiło mu mocniej, gdy zrozumiał, że rozwiązanie problemu leży na szklanym stoliku. Spojrzał na gazetę, na jej oczy; dla potwierdzenia, że to zdjęcie dalej tam jest, nie będąc tylko wytworem wyobraźni. Uniósł wzrok, przeszywając Extance lodowatym spojrzeniem, chociaż w środku był podniecony nowym planem.
— Nie potrzebujemy pomocy, razem dajemy sobie doskonale radę — powiedział to w błahy sposób, ale Extance zdawała się być poruszona. Hermiona spięła się jak struna i spojrzała na niego z mieszanką niedowierzania, jej milczenie krzyczało: dlaczego? Po co? Co chcesz tym osiągnąć, dlaczego potwierdzasz te brednie, Malfoy, ty arogancki... Merlinie, ty geniuszu. Olśniło ją — lepiej późno niż wcale — ich przydługa wymiana spojrzeń mogła przejść tylko na korzyść nowego planu, który miał wyciągnąć ich z tego miejsca.
— Chyba nie chcecie mi powiedzieć, że ukrywaliście się? — zapytała, gwałtownie pochylając się nad stolikiem.
— Aż do teraz... — szepnęła Hermiona, fałszywie złoszcząc się na swojego — nawet nie przeszło jej to słowo przez myśl. To słowo było gorzkie, palące i niemożliwe. Przeszły ją niemiłe dreszcze. — Nie chciałam, żeby moi przyjaciele się dowiedzieli. Ale tym się już nie muszę martwić, ta gazeta...
Prychnęła pod nosem, przyglądając się fałszywym pozorom, jakie kształtowały się na fotografii. Ta więź była tak realna, że nawet Extance była w stanie w to wszystko uwierzyć, chociaż znała ich czasami bardziej, niż oni siebie. Hermiona splotła ręce na piersi, starając się wyglądać na zdenerwowaną i jednocześnie smutną, co nie było w rzeczywistości takie trudne.
Extance milczała przez dłuższą chwilę, grając palcami na swoim policzku jak na cymbałkach. W końcu westchnęła cicho i wyprostowała plecy, oddzielając je od oparcia. Decyzja zapadła.
— Zrobiliście ogromne postępy od maja. Minęło półtora miesiąca, wiele godzin sesji... Jestem w stanie wam uwierzyć, ale nie zaufać. Nie zasłużyliście na zaufanie po weekendowym występku, jednak nie jestem tutaj, by zastępować wam matkę...
Draco wypuścił powietrze głośniej, Hermiona ledwo to zauważyła, siedząc tak blisko; Extance nie miała na to szansy.
— Zmniejszam liczbę sesji do jednej w tygodniu. Piątek, godzina osiemnasta. Spróbujcie je ominąć albo chociaż się spóźnić, stracić cenne minuty ze mną, a wracacie do punktu wyjścia. — Uniosła wzrok na swoją dłoń. — Idealnie, koniec czasu. Do piątku, kochani.
Poderwali się do góry i wyszli. Hermiona cicho się pożegnała, Draco był na to zbyt zadowolony. Zamknął za sobą drzwi i spojrzeli po sobie. Hermiona nie ukryła uśmiechu, nagle zapominając o gazecie i ludziach w prawie całym zamku. Ich mały przekręt się udał, unosiła się z tego powodu w powietrzu.
— To idiotyczne, że kiedy jesteśmy... udajemy — poprawiła się — szczęśliwych, ona przestaje się nami interesować.
— Osobiście uważam, że to ona z naszej trójki jest największą wariatką. Chociaż czasami ją przebijasz.
Zmiażdżyła Malfoya wzrokiem.
— Niby kiedy?
— Kto siedział na podłodze w pokoju wspólnym Slytherinu przez całą noc, tańcząc na palcach przed Zabinim?
— Och, zamknij się — mruknęła, przypominając sobie o nocnej eskapadzie, która zdawała się odbyć wieki temu. Przymknęła na dłuższą sekundę oczy, próbując pozbyć się tego dziwnego wspomnienia.
Malfoy spojrzał na nią z figlarnością. Odpowiedziała mu pełnym dezaprobaty spojrzeniem, próbując uspokoić trzepoczące serce, ale było to niezwykle trudne.
— Kopiemy sobie grób, Malfoy — rzekła ze zbolałą miłą, rzeczywistość ją przytłoczyła. Gabinet Extance był jak osobny pokój w szóstym wymiarze czasu, miała nagłą chęć ponownie przekroczyć próg gabinetu. Tylko tam czuła się w towarzystwie Malfoya bezpieczna — byli niewidoczni.
— Przybijamy gwóźdź do trumny? Tak, zdaję sobie z tego sprawę.
— Przyjaciele mnie znienawidzą... no, może oprócz Ginny — napomknęła z nieopisaną ulgą. Malfoy zlustrował ją spojrzeniem, nic nie mówiąc. Nie miał zbyt wielkiego poczucia winy, nawet nie pamiętał jakie to uczucie. Napomknięcie o Weasley było jednak dziwne, a jeszcze dziwniejszy okazał się głos Hermiony z dosłyszalną ulgą. Zdał sobie sprawę, że to z Granger ma jeszcze jako takie kontakty, nawet jeśli niespecjalnie za sobą przepadali. Blaise i Teodor... nie wspominając już o Victorii... oni mieli własne sprawy i momentalnie zniknęli. To do Granger najczęściej otwierał usta, a teraz — zachowując się jak koleś z depresją i chęcią autodestrukcji — podkopał jej przyjaźń z Ginny Weasley.
(Tak naprawdę dla zabawy). Może.
(A może po prostu nie lubisz się dzielić?)... Na pewno nie.
— Malfoy? Znowu mnie nie słuchasz? — Głos Granger doszedł do niego z opóźnioną mocą. Zauważył, że jego kroki stały się ospałe, a dziewczyna spoglądała na niego ze zdziwieniem... i może z troską, ale mógł sobie to tylko wyobrazić, bo uczucie zniknęło w ułamku sekundy.
— Tak szczerze, nie.
Pokręciła głową, uśmiechając się lekko.
— Mówiłam, że ta gazeta nas pogrąży. Ludzie w zamku będą się gapić na nas jak na zbiegów z Azkabanu... — powiedziała, ale urwała, gdy zrozumiała swój mało wywarzony dobór słów. Malfoy przewrócił oczami.
— Na mnie już tak patrzą, nie robi mi to większej różnicy. To ty najbardziej ucierpisz przez te plotki. W ich oczach przestaniesz być idealną bohaterką... chociaż — zastanowił się. — Możliwe, że uznają, że chcesz mnie nawrócić, kto wie? Chociaż gdy Potter do mnie przyszedł, nie wyglądał na szczęśliwego.
— Harry do ciebie przyszedł? — zdziwiła się, rozszerzając oczy.
— Razem z Longbottomem i Weasleyem. Nowe trio, nie czujesz się zazdrosna o Longbottoma?
— Malfoy, co im powiedziałeś? — szepnęła konspiracyjnie i ostro, łapiąc go za ramię. Czując pod palcami napięte mięśnie. Zatrzymali się na środku korytarza. Hermiona wpatrywała się w niego z zaciętością, bo chciała wiedzieć. Malfoy nie okazał ani jednej emocji.
— Rozwiałem ich wątpliwości — odparł spokojnie. Z dziwną delikatnością dotknął jej palców i zrzucił dłoń Hermiony ze swojego ramienia. O kilka sekund za długo nie puszczał jej nadgarstka. Zrobił to, a Granger miała na twarzy rumieńce, jednak jej zaciętość w oczach utrzymywała się twardo.
— Opowiedz mi wszystko ze szczegółami... — szepnęła, czując jak dłoń, która jeszcze chwilę temu znajdowała się na jego ramieniu, pali ją bezwstydnie.
Opowiedział, wtrącając sarkastyczne anegdoty o Harrym i Ronie.
— Nie obrażaj ich! — piekliła się, aczkolwiek była zadowolona z rozmowy, jaką odbył. Hermiona nie okazała swojego zdziwienia, że ironia Malfoya nijak nie dotknęła Neville'a. Malfoy wyrażał się o nim neutralnie.
— Bo?
— Bo bę... — nie dokończyła. Srebrzysty patronus z mocą parł w jej kierunku. W ostatniej chwili zatrzymał się tak, że łatwo było wyobrazić sobie pisk hamowania. Malfoy obserwował jak Hermiona blednie. Srebrna kula zmieniła się w lwa o bujnej grzywie.
Hermiona była zielona, kiedy patronus przekazał jej zaszyfrowaną wiadomość. Gdy rozpłynął się w powietrzu, mieszając z nim, Granger przytrzymała się ściany.
— Granger?
Spojrzała na niego bez wyrazu i odeszła. Sytuacja stała się nietypowa. Nie próbował się z nią zrównać, już na pierwszy rzut oka widać było, że potrzebuje samotności. A Malfoy, jak nikt inny, potrafił to uszanować.
*
Profesor McGonnagall była wymagającą kobietą, chociaż jej empatia działała równie sprawnie co różdżka. Nie miała jednak szansy wykazać jakiejkolwiek empatii, gdy Hermiona Granger bez powodu nie stawiła się na umówione spotkanie. Bez powodu, czyli bez wyjaśnienia i uprzedzenia. Minerwa miała złe przeczucia, ale wolała nie zatruwać się melodramatycznymi myślami.
Brała pod uwagę kilka możliwości, ale żadna nie wydawała się dość oczywista. Ostatnimi czasy dostawała wiele skarg od Extance. Granger i Malfoy omijali spotkania. Naprawdę im się nie dziwiła, jednak, biorąc ten fakt pod uwagę, możliwe jest, że to spotkanie Hermiona także sobie odpuściła, nieprawdaż? Przeczyło to jej charakterowi, ale po nowym wydaniu Proroka Codziennego nie wiedziała, co ma sobie myśleć. Minerwa dalej nie uraczyła Malfoya kredytem zaufania, ale Hermiona, widząc po zdjęciu, zrobiła to z ochotą! Nie była na nią zła. Granger zawsze lubiła ratować ludzi, może po wojnie nabrała drastyczności? Wpadła w skrajność?
Minerwa zastanawiała się nad tym trochę czasu, ale w końcu postanowiła przesłać Hermionie krótki liścik z reprymendą. Nie była już jej nauczycielką, ale zdawała sobie sprawę, że Granger dalej czuje wobec niej wiele respektu. Patrząc jednak na zdjęcie w gazecie, zastanowiła się nad względnością respektu.
*
W porze obiadowej z ust i rąk ludzi nie schodziła poranna gazeta. Wszyscy byli zmęczeni renowacjami, kacem, ale to nie miało większego znaczenia wobec tak emocjonującej plotki… a właściwie faktu, bo zdjęcie nie mogło być sfałszowanego, raczej rozwiewało wszelkie wątpliwości.
Ginny usiadła przy swoim stały miejscu obok Neville’a. Nie odzywała się, jadła powoli i niewiele. Zastanawiała się nad poranną rozmową z Malfoyem… wprawił ją w wątpliwości. Mógł żartować, mógł zrobić Hermionie na złość, ale od jego słów biła taka szczerość, że po prostu nie wiedziała w co powinna wierzyć. Hermiona jedno, Malfoy drugie. A gazeta jeszcze trzecie. Gdyby wyrzucić to zdjęcie z Proroka, na pewno uwierzyłaby Hermionie. A w takiej sytuacji? Dwa do jednego.
— Nie mogę ich już słuchać — warknął Neville. Ginny po sekundzie spostrzegła, że mówi do niej. Pokiwała głową. Rozejrzała się po sali, większość miała w rękach gazetę, inni obserwowali drzwi Wielkiej Sali, nie mogąc się doczekać, aż najdzie podwójny temat tego dnia. Nie pokazali się na obiedzie i śniadaniu, co tylko powiększało podniecenie czytelników Proroka i mieszkańców zamku.
— Ja też, ale co im się dziwić? Nie codziennie były śmierciożerca wiąże się z bohaterką — odparła z ironią. Neville przez chwilę nic nie mówił. Podniósł wzrok ze swojego talerza i popatrzył na Ginny, obdarzając ją czymś dziwnym. Poczuła nagłe i palące poczucie winy pod skórą.
— Nawet jeśli, co z tego? Ludzie kulturalni nie wchodzą sobie do portfela i łóżka…
— Łóżka? Nawet tak nie kracz. — Ginny przeszły widoczne dreszcze.
— Nie kraczę, po prostu mówię. Martwię się o Hermionę, ale to jej życie… Chociaż i bez tego sądzę, że ich romans jest wyssany z palca.
— A zdjęcie?
— Zwykły zbieg okoliczności — odpowiedział cierpko, a dziewczyna nie wyglądała na przekonaną. Neville nie powiedział jej o rozmowie z Malfoyem, chociaż mogłaby ona przekonać Ginny do zmiany zdania. Sam nie wiedział czemu tego nie zrobił.
— Oho — mruknęła Ginny, gdy do Wielkiej Sali wszedł Draco Malfoy. Wiele osób zamilkło na jego widok, a potem zrobił się prawdziwy chaos. Malfoy jednak usiadł obok swojego przyjaciela i nie zwracał uwagi na jakiekolwiek pytające spojrzenia czy krzyki. Był oazą cholernego spokoju. Ginny poczuła do niego odrazę, nie mogła sobie wyobrazić jego i Hermiony w jakiejś… romantycznej scenerii. Nie pasowali do siebie, a Ginny dalej nie wybaczyła Malfoyowi poprzednich lat. Nie mówiąc o tym, że nie lubiła w nim tego, że po prostu był arystokratą.
Spojrzała mimochodem na Blaise’a i od nadmiaru myśli miała ochotę zatopić się w jego ciepłych ramionach, zapominając na chwilę o wszelkich skandalach.
— Hermiona na pewno nie przyjdzie — zastanowiła się Ginny na głos. Neville wzruszył ramionami, nieskory do dalszych rozmów na ten temat. Chłopak nie chciał i nie lubił plotkować. Z ulgą przyjął obecność Luny, która zakradła się za jego plecy i zakryła mu oczy.
— Zgadnij kto — powiedziała piskliwym zdeformowanym głosem. Neville po nagłej ślepocie i zdziwieniu, uśmiechnął się delikatnie pod nosem. Ginny nie mogła oderwać od tej dwójki oczu.
— Chrapak krętorogi? — zapytał Neville… było to romantyczne, uznała Ginny. Neville nie wierzył w wyimaginowane stworzenia swojej dziewczyny, ale akceptował ją bez względu na swoje przekonania.
Luna odkryła ręce i na przywitanie pocałowała go w nos, a potem policzek.
Takie właśnie momenty powinny być uwieczniane na zdjęciu i dane do gazet, nie jakieś wyssane z palca historie. Ginny z oczarowaniem skończyła obserwować swoich przyjaciół, zawiesiła wzrok na Zabinim. Odległość, jaka ich dzieliła, paliła żywcem.
— Cześć! — przywitał się Harry, siadając obok. Nałożył sobie porządną porcję sałaty, ziemniaków i placków ziemniaczanych ze śmietaną. Ginny z niesmakiem patrzyła na jego talerz.
— Ale jestem głodny — jęknął Ron.
— Wy tylko o jednym, a właściwie o dwóch rzeczach potraficie myśleć — zauważyła złośliwie. Spojrzeli na nią z widoczną niezręcznością, dopóki nie parsknęła i dodała: — O miotle i jedzeniu.
— Jesteś najgorszą siostrą, jaką mam — powiedział Ron z żalem.
— Najgorszą i najlepszą zarazem, bo jedyną.
— Na szczęście, z dwiema takimi to byłaby makabra.
— Właściwie to ja i Hermiona jesteśmy dla ciebie jak siostry, nie? — Z czystej ciekawości napomknęła o Hermionie, czekając na ich reakcję. Ron ponownie się spiął, tak samo Harry stał się markotny. Jedli, napychając sobie usta, by nie musieć nic mówić.
— Nawet Malfoy zawitał do Wielkiej Sali — sarknęła Ginny, wskazując na niego głową. Niefortunnie się stało, że Draco właśnie na nią patrzył. Posłał jej zimne spojrzenie i zwrócił się z powrotem do Zabiniego. Ginny miała ochotę rzucić w niego klątwą. Malfoy pewnie skarżył się na nią.
— Po co poruszać ten temat? — zapytał Neville zmęczonym głosem, popijając herbatę. Luna zajadała obok niego pudding.
— Jestem ciekawa, co myślą chłopacy o tej gazecie. — Wzruszyła ramionami.
— Nie wiem sam… Gazeta mówi co innego, Malfoy mówi co innego i Hermiona pewnie powie co innego. Chociaż sam nie wiem, nie miałem jeszcze szansy z nią porozmawiać — odpowiedział Harry z zamyśleniem. Neville przestał słuchać ich rozmowy, naprawdę nie chciał obgadywać swojej dobrej przyjaciółki. Luna zaproponowała mu spacer nad jezioro, co przyjął z wielką ochotą.
— Rozmawiałam z Hermioną, potem z Malfoyem…
— Ty też gadałaś z Malfoyem? — zdziwił się Ron, po czym ugryzł kurczaka i skomentował jeszcze, plując naokoło: — No to się porobiło.
— Tak, wpadłam na niego i chciałam dać do wiwatu… wcześniej jednak rozmawiałam z Hermioną i ona wszystkiemu zaprzeczyła — opowiedziała im.
— Tak samo jak Malfoy, więc… — dodał Harry, chcąc powiedzieć, że powinni zamknąć ten temat i nie wierzyć Prorokowi, ale Ginny przerwała mu wpół zdania.
— Przecież Malfoy wszystko potwierdził! Przynajmniej kiedy ze mną rozmawiał.
— Kiedy z nim rozmawiałaś? — Harry zmarszczył brwi, a blizna na jego czole dziwnie się zdeformowała.
— Dzisiaj rano.
— To tak jak my… — odpowiedzieli jednocześnie. Milczeli, nie wiedząc, co powinni o tym myśleć. Sprawa stawała się coraz bardziej zagmatwana.
— A co jeśli Hermiona nas okłamuje i tak naprawdę spotyka się z Malfoyem? To przecież… dziwne. No i nas okłamała — szepnęła Ginny z urażonym wyrazem twarzy. Popijała sok dyniowy, wyobrażając sobie, że to wino, które naprawdę by się jej teraz przydało.
— Powinniśmy z nią porozmawiać — odparł Harry.
— Już z nią rozmawiałam. Wszystkiego się wyparła.
Ron robił się coraz bardziej czerwony ze złości, a Harry i Ginny patrzeli na siebie ze smutkiem, zastanawiając się, co powinni zrobić. Czuli się całą trójką zranieni, co widać było po ich minach, które bacznie obserwował Draco Malfoy.
*
Zostało bardzo niewiele osób po kolacji w Wielkiej Sali. Jedzenie dalej stało i dumnie parowało, ale taki stan rzeczy miał się niedługo zmienić. Harry, Ginny, Ron i Neville zostali, uznając, że Hermiona musi w końcu coś zjeść.
(Poprosili skrzaty domowe, by ich poinformowali, kiedy do kuchni zawita Hermiona — nie dostali żadnej wiadomości).
— Hermiona — szepnęła Ginny, zrywając się z miejsca. Nie wyglądała najlepiej, jakby zestarzała się od rana o pięć lat. Podeszła w ich stronę obojętnie. Nie miała już żadnych obaw przed konfrontacją po porannej wiadomości z Biura Aurorów. Nie interesowało ją nic, poza tym patronusem.
— Jesteś w końcu, gdzie się podziewałaś? — zapytał z troską Neville, ale za nim włączył się Ron, czerwieniejąc po koniuszki uszu, co zawsze miał w zwyczaju, gdy był zły.
— Romantyczny spacer z ukochanym cię tak zajął?
— Ronaldzie, o czym ty mówisz? — zdziwiła się, sięgając po tosta. Jadła go powoli, dalej stojąc na kafelkach. Nawet nie spojrzała na miejsce przy stole.
— O tobie i Malfoyu, nie strugaj głupiej!
— Głupiej? — zapytała, a na jej twarz powróciły na chwilę kolory. Z niedowierzaniem obserwowała swojego przyjaciela, który właśnie ją znieważył. — To ty gadasz jakieś wyssane z palca dyrdymały o romantycznym spacerze z Malfoyem...
— Nie wspomniałem o Malfoy, tylko o ukochanym! Samą siebie zdemaskowałaś!
— Twój tok myślenia mnie zadziwia, Ron. Oczywiście, że mówiłeś o Malfoyu przez tę gazetę, więc nie rzucaj we mnie oszczerstwami — zdenerwowała się, krusząc tosta przez zaciśnięte palce. Okruchy spadły cichutko na podłogę.
— Spokojnie — napomniał ich Neville, ale nikt go nie słuchał.
— Ginny powiedź Ronowi, co ja tobie powiedziałam rano. — Spojrzała na przyjaciółkę z nadzieją. Ginny milczała, nim pokręciła głową ze smutkiem.
— Nie wierzę ci, Hermiono.
— Co? — Hermiona nie wiedziała, co powiedzieć, była zaskoczona. Brała Ginny za pewnik, tylko ją, a tym czasem Neville próbował wszystkich uspokoić i nie rzucał się na nią z brutalnymi słowami. Nawet Harry co chwila wtrącał swoje trzy knuty, czuła się osaczona i naprawdę próbowała odpędzić łzy spod powiek.
— Czego tak właściwie ode mnie chcecie, skoro mi nie wierzycie? Mi, swojej wieloletniej przyjaciółce. Wierzycie Prorokowi Codziennemu…
— Malfoy też zaprzeczył twojej wersji — wtrąciła Ginny. Hermiona wpatrywała się w nią i nie wierzyła, w co mówi, bo faktycznie uznała to za nieprawdopodobne.
— Niemożliwe — skwitowała tylko.
— Powiedział mi, że naprawdę coś was łączy — parła w zaparte Weasley, a Hermiona coraz bardziej jej wierzyła. Ginny nie potrafiła kłamać, a w jej oczach zobaczyła prawdę, rozumiejąc, że Malfoy dla zabawy z niej zakpił. Poczuła się osierocona jeszcze bardziej niż kiedykolwiek. Straciła ostatnie oparcie, jakie miała. Łza spłynęła po jej policzku, ale szybko ją starła. Neville wstał.
— Dajcie już spokój.
— Masz rację — szepnęła z goryczą Ginny. — Nie ma co ciągnąć tematu, Hermiono. Po prostu nie mogę uwierzyć, że tak po prostu kłamałaś mi w żywe oczy.
Hermiona nie czekała, aż Harry i Ron powiedzą coś równie podobnego. Odwróciła się na pięcie i niemal wybiegła z Wielkiej Sali, zapominając o głodzie. Łzy spływały strumieniami i nawet nie mogła tego zatamować, chociaż niezbyt się starała. Była słaba i odkryta, obnażona oraz opuszczona. Nie miała przyjaciół, którzy by jej ufali. Malfoy także ją zranił, nie mówiąc już o Biurze Aurorów.
Z przykrością informujemy, że poszukiwania Jane Granger i George’a Granger zostały wstrzymane z niepomyślnym skutkiem.
Z wyrazami współczucia
Szef Biura Aurorów
Gawain Robards
Nie mogła uwierzyć, że po dwóch miesiącach tak po prostu się poddali… Kingsley obiecał, że wszystkiego dopilnuje, jeśli będzie siedzieć w Hogwarcie i ładnie pozowała reporterom, by uspokoić zahukane społeczeństwo.
W drodze do swojego dormitorium nie widziała już twarzy ani jednej osoby, wyjęła różdżkę i cały czas idąc wyczarowała sobie podróżny plecak. Miała jeszcze starą listę rzeczy najpotrzebniejszych, które powinna spakować, więc w niecałe półgodziny była gotowa, aby teleportować się prosto do Australii. Z bólem wyszła z terenu Hogwartu, orientując się, że nie ma osoby, z którą powinna się pożegnać.
Pozostał po niej tylko niewiadomy trzask, ale on także wisiał w powietrzu tylko przez kilka sekund. Nigdy sobie nie wyobrażała, że opuści Hogwart, swój drugi dom, bez żalu.
COO? Jak mogłaś?.-.
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi się podoba, no ale co Ci wpadło do głowy, żeby robić coś takiego? Zabiję.
Zrobiło mi się bardzo smutno, kiedy Ginny przestała wierzyć Hermionie. Wychodzi na to, że wierzy bardziej Malfoyowi, do którego przecież ma żal. Ech, kobiety xD
Przynajmniej Neville zachowuje się w porządku.
Ciekawei mnie, jak Draco zareaguje, kiedy ogarnie, że Hermiona uciekła. No i fajnie, że dogadali się tam u Extance i Hermiona nie odstawiła jakiejś szopki.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko, bo czuję ogromny niedosyt.
Co u Ciebie?
Pozdrawiam!
PS Pierwsza?
Rozdział oczywiście bardzo dobry ;)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Ginny przestała wierzyć Hermionie. W sumie nigdy nie wydawała mi się dobrą "przyjaciółką", fajnie, że chociaż Neville jest po stronie Herm.
Scena u pani psycholog mistrzostwo. Te ich wymiany spojrzeń i szopka, którą odstawili bardzo mi się podobały :D Fajnie, że zaczynają się dogadywać ;)
Oczywiście czekam na dalszy ciąg i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
♡♡♡
OdpowiedzUsuń:)
UsuńRozdział przeczytałam bardzo szybko - ale to już się staje normalne, że Twoje rozdziały pochłaniam w błyskawicznym tempie, za jednym razem. Teraz oczywiście nie było inaczej.
OdpowiedzUsuńMeh, strasznie zrobiło mi się szkoda Vicky, bo tak naprawdę kocha, ale dobrze wie, że ta miłość nie ma prawa bytu, więc jedyne, na co jest skazana, to... życie bez miłości. Szkoda mi jest też Teodora, bo musi patrzeć jak własna siostra zatraca swoje smutki w alkoholu, patrzy na jej chwile słabości. I przy okazji jest świadomy, że tak naprawdę żyje dzięki temu, że Vicky zrezygnowała dla niego z miłości.
Pewnie wiesz to już z poprzednich komentarzy - ale bardzo podobała mi się scena u doktor Extance. Zrobili to sprytnie, ale jednak zastanawiam się, czy złapała haczyk i uwierzyła, czy wręcz przeciwnie, tylko udała, że im wierzy... Ciekawe jak to wymyśliłaś.
Strasznie wkurza mnie Ginny. Robi mnóstwo wyrzutów Hermionie, mimo że tak naprawdę sama nie była lepsza, ukrywała swój 'związek' z Blaisem i dopiero gdy Hermiona go odkryła, wyznała jej prawdę. I w dodatku jej nie wierzy - tu parsknęłam. Oficjalnie znielubiłam Ginny, ale za to w moich oczach zyskał Neville, zresztą już w poprzednim rozdziale także pokazałaś go z dobrej strony. I wiesz co? Właśnie takiego wyobrażam sobie Neville'a, takiego dobrego i ciepłego, ufnego. Bardzo lubię jego postać.
Końcówką mnie zszokowałaś, nie spodziewałam się takiej akcji. Trudno mi się to pisze, ale w sumie może i dobrze, że Hermiona postanowiła wybrać się w poszukiwanie rodziców, sama. Przyjaciele, którzy nie wierzą, a wierzą gazecie, to nie przyjaciele. Ciekawe co wymyśliłaś dla Hermiony w związku z Ginny, Ronem i Harrym. No i oczywiście jak dalej potoczy się relacja Hermiona-Draco, bo to też przyprawia mnie o dreszcze. Ciekawe czy Malfoy się przejmie, huh.
Czekam na kolejny rozdział, wysyłam pokłady weny,
M.
Końcówka powalająca. Nie spodziewałam się czegoś takiego... Przyznaję jestem trochę, a nawet bardzo(!), rozczarowana zachowaniem Ginny i reszty, nie sądziłam, że mogą jej nie uwierzyć. Jej przyjaciele(!) woleli uwierzyć w to, co jest łatwiejsze do przyswojenia niż posłuchać wyjaśnień Miony. I z tego też powodu bardzo dobrze, że Hermiona sama wyruszyła, by odnaleźć rodziców. Choć to na pewno musiał być cios, najpierw informacja o zaniechaniu poszukiwań przez aurorów, a później 'zdrada' przyjaciół... Mhmm, co to będzie się działo w jej główce, jestem bardzo ciekawa jak rozpiszesz jej przemyślenia. A skoro już mowa o przemyśleniach to fantastyczny początek rozdziału! Duża dawka emocji już na wstępie! :D
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się ten rozdział! Zdecydowanie jest genialny! Mam nadzieję, że już niedługo wstawisz kolejny :)
Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo weny i czasu na pisanie :D
Charlotte Petrova
Kiedy pojawi sie nowy rozdział? :)
OdpowiedzUsuńJuż jest! :)
UsuńWreszcie.