Westchnęła, gdy jej ręka sama chwyciła za klamkę. Weszła do środka. Słońce podświetlało unoszące się w powietrzu drobinki kurzu. Jej miejsce — biblioteka w Hogwarcie, posiadająca niezliczoną ilość ksiąg — chowało w sobie odpowiedź na każde pytanie. Półki wypełnione każdym rodzajem woluminów. Lekkich i ciężkich; ciekawych i mniej użytecznych.
Ginny weszła za nią, trochę niechętnie.
— Nie cierpię tego miejsca — powiedziała z kwaśną miną. Hermiona natomiast przeszła się lekkim krokiem, szukając choćby najdrobniejszych zmian. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało identycznie. Stoliki były przysunięte w te same miejsca co do milimetra. Nawet blaty miały charakterystyczne rysy. — Ooookej, to ja cię z tym stolikiem zostawię. Macie wiele do nadrobienia.
Hermiona zignorowała ironię, ale faktycznie została sama. Przeszła do swojego ulubionego miejsca w bibliotece. Rzadko kto zapuszczał się tak daleko, więc miejsce w latach użytku odcinało od hałasu; stolik także zachęcał, za sprawą magii mieścił o wiele więcej ksiąg. Stał przysunięty do okna, pomiędzy półką książek o tematyce prawie że czarnomagicznej a ścianą. Od tych ksiąg, które czasami szeptały, biła pozostawiona przez autorów magia.
Hermionie jednakże odebrano tę opiewającą chwilę, dobrą na wywołanie wspomnień — dostrzegła Teodora Notta. Czytał książkę i ignorował jej przyjście lub go w ogóle nie dostrzegł.
— Znowu ukradłeś coś z Działu Ksiąg Zakazanych? — zapytała karcąco, krzyżując ręce na piersi. Tyle że on już nie był chuderlawym chłopcem, a ona Wiem-To-Wszystko-Granger. Mimo to słowa zabrzmiały jak za dawnych lat.
Biblioteka zatrzymała w sobie nie tylko ten sam wystrój, ale i poczucie przynależności, którego Hermiona potrzebowała teraz najbardziej na świecie.
— Znowu wygłosisz mi wykład? Potem będziesz udawać, że idziesz naskarżyć, choć w rzeczywistości zabierzesz mi księgę i sama ją przeczytasz? — mruknął, unosząc wzrok i natrafiając na jej zdegustowaną minę.
— Nigdy tak nie zrobiłam.
— Ja też nigdy nie ukradłem książki — odparł i wrócił do lektury. Hermiona pozwoliła sobie na krótki uśmiech, który był nieprzemyślany. W dowolnej chwili mogła tu wtargnąć Ginny, a jej nigdy nie wspominała, że kiedyś zdarzyło jej się rozmawiać z Teodorem Nottem. Westchnęła głęboko, siadając naprzeciwko niego. Miała swoje za uszami, co nie pozwalało jej długo gniewać się na Ginny za kłamstwa.
Usiadła plecami do okna. Na siedząco spoglądała na tomy, chociaż tytuły znała bardzo dobrze po siedmiu latach. Związała włosy, by jej nie przeszkadzały i wybrała wolumin.
— Gdzie masz Weasley? — zapytał znienacka, nie odrywając wzroku od tekstu. Hermiona czuła czarną, brudną magię bijącą od jego księgi; była silna, jakby pewna siebie i niezwyciężona, ta moc niesamowicie przyciągała, ale miała w sobie pewien rodzaj brzydoty i ciężkości. Z trudnem takim powietrzem oddychała.
— Pewnie jest na dziale, jak czyścić miotły — odpowiedziała, strzepując kurz z dłoni. Zamilkli, i tylko Teodor nie spuszczał jej z oczu. Skoro przykuła jego uwagę, zebrała się na pewną odwagę, wchodząc w dość niepewny grunt. — Prawie cię uwięzili w Azkabanie. To niemądre czytać to — wskazała na książkę — w miejscu publicznym.
— Niemądra to jest ta rozmowa, Granger. Zaczną się plotki — sarknął, z udawaną uprzejmością. Zamknął książkę, ale nie ruszył się ze swojego miejsca. Spojrzał na nią z tą upiorną tajemnicą i jak na złość zamilkł. Przewróciła oczami.
— Jakby to teraz miało jakieś znaczenie — zbyła go. — Chodzę na terapię z Malfoyem. Już jestem na dnie.
Uniósł kąciki ust, tylko na to potrafił się zdobyć. Hermiona przeszło przez myśl wiele głupich rozważań, cały czas miała przed oczami jego siostrę i Malfoya. Powoli ku temu zmierzała, choć nie chciała się bezpośrednio zdradzić. Miała tylko nieodparte wrażenie, że Ginny zaraz ją znajdzie. I to w tak niebezpiecznym towarzystwie.
— Malfoy to tylko zszargana opinia. Nie on jest najgorszy w tym całym gównie. — Teodor Nott najprawdopodobniej chciał kilkoma słowami wywołać w niej ciekawość. Chciał, żeby zaczęła się zastanawiać. Nie sądził, że jedno słowo może się odbić na nim samym.
— Wiem.
Kiedy doszedł do niego sens, dziewczyna już stała na równych nogach, idąc w kierunku tej gorszej części biblioteki, gdzie nigdy się razem nie pokazywali.
— Granger — usłyszała. Podłoga zaskrzypiała pod jej stopami, gdy odwróciła się na pięcie. Teodor również wstał, trzymając książkę w żylastej dłoni. Wyglądał surowo, gdy tak na nią patrzył. — Przemyślałaś układ, jaki ci zaproponowałem?
— Sprecyzuj. — Grała na czasie.
— Doskonale wiesz, o czym mówię — warknął. Wzruszyła na to ramionami, więc Nott odpuścił. — Wymiana informacji za informację. Ty mi dasz ciekawsze kąski o Malfoyu, a ja o twojej rudej przyjaciółce.
Dziwny to był układ, ale tak naprawdę, przez swoją wrodzoną ciekawość (nie wścibstwo), tylko jedna odpowiedź nasuwała się na język.
Usłyszała nagle czyjąś obecność w głównej części biblioteki. Musiała jak najszybciej skończyć tę rozmowę.
— Odpowiedź brzmi: nie.
Odeszła szybkim krokiem w miejsce, gdzie rozdzieliła się z Ginny. Ale tam również jej nie było. Po pięciu minutach poszukiwań śmignęła jej tylko czarna smuga, po czym drzwi wejściowe trzasnęły; Teodor Nott wyszedł w dramatycznym stylu. Nie przejęła się jego odejściem, była z tego powodu zadowolona. Jeszcze kilka dni temu zgodziłaby się na taki układ, z czystej ciekawości. Ale po nocnej wędrówce w salonie Slytherinu znała więcej tajemnic, niż by chciała.
Przeszukała całą bibliotekę, ale po Ginny nie było śladu. Dziwna sprawa, bo jeszcze godzinę temu zarzekała się, iż pomoże jej znaleźć jakieś informacje o Bijącej Wierzbie. A że wczorajszego wieczora otworzono bibliotekę, zadanie Hermiony nie wydawało się aż tak trudne. Aczkolwiek towarzystwo Ginny zdawało się miłą odskocznią, niż samotna wędrówka w stosie książek, którą zawsze preferowała.
Może rozmowa z Nottem trwała dłużej, niż sobie wyobrażała? Ginny pewnie nie mogła jej znaleźć, więc sobie poszła, nie ma w tym nic dziwnego. Hermiona sama by tak postąpiła, jednak teraz została tylko na swojej łasce, niepocieszona samotnością i natłokiem zbyt dużej ilości myśli, które w czyimś towarzystwie by z łatwością odparła.
Stała między półkami, tematyka: magiczne rośliny. Jeden opasły wolumin, wyjątkowo zakurzony, wydawał się pomocny, więc położyła go na najbliższym stoliku. Była odwrócona do niego tyłem, więc nie mogła dostrzec, jak książka znika.
Kolejna księga zaciekawiła ją tytułem. Hermiona przez swój niski wzrost nie mogła jej dosięgnąć, próbowała stanąć na palcach i kiedy dotykała brzegu półki opuszkami... wolumin sam osunął się i prawie spadł jej na głowę. W porę udało jej się odskoczyć! Od razu odsunęła się od półki i rozejrzała. Wtedy dostrzegła tę księgę, którą położyła na stoliku, a która teraz lewitowała otwarta nad nim.
— Kto tu jest? — zapytała drżącym głosem. Zaklęcie niewidzialności wtedy się zniosło, a na stoliku pojawił się nie kto inny, jak właśnie Malfoy. Pochylał się nad książką, którą o n a znalazła. Nie zwracał na Hermionę najmniejszej uwagi. — Chciałeś mnie zabić?!
— Nie mogłaś dosięgnąć. To się nazywa pomoc. P-o-m-o-c.
— Mogłeś podać, a nie zrzucać mi ją na głowę — syknęła. Malfoy nie odwrócił wzroku od tekstu, mrucząc tylko pod nosem nieważne. Wszyscy dzisiaj ją doszczętnie ignorowali. Prychnęła i podniosła tom, który wcześniej wykonał zamach na jej życie. Przez najbliższe półgodziny szukała następnych woluminów. W tym czasie Malfoy je przeglądał, czego nie zauważała — nie współpracowała z nim.
Po godzinie ciszy, nie przeszkadzającej żadnemu z obojga, Hermionie powoli rosło ciśnienie. Ani jedna książka nie miała informacji o zaczarowanej wierzbie. O jakiejkolwiek wierzbie! Przełknęła ślinę i z bólem serca zapytała:
— Znalazłeś coś?
Spojrzał na nią z pobłażaniem.
— Tylko ogólne informacje o lecznictwie. Nie ma nic o magicznych wierzbach — odpowiedział. Malfoy też niczego konkretnego nie znalazł, więc to nie miało żadnego sensu.
— Może... — zastanowiła się, marszcząc czoło — źle do tego podchodzimy?
— Raczej TY.
— MusiMY współpracować przez najbliższy czas, więc tak, będę używała tego strasznego zwrotu — MY. Ale nie wyobrażaj sobie zbyt wiele. Dalej cię nienawidzę, Malfoy.
— I vice versa.
Późniejszy czas przeznaczyli na bardziej konsekwentne rozmowy. Temat wierzby, którą chcieli jak najszybciej uratować, powielał się i powielał. Godziny straszliwie mijały, bez wachania nie zostało to jednak zauważone przez dwójkę wrogów, która dyskutowała, niczym na politycznej debacie przedwyborczej. Ta zaciętość doprowadziła ich do jednakowych wniosków.
— Będziemy musieli współpracować — powiedziała z żalem w głosie.
— Przykro mi — odparł beznamiętnie, dobitnie i stuknął się z nią kremowym piwem. Piwo pojawiło się którejś godziny, ale minuty ani Hermiona, ani Draco nie umieli sprecyzować. Pili w ciszy, na chwilę wierzba została odłożona na bok. Ileż można rozmawiać o drzewie? Nie poruszyli też innego tematu, więc wytworzyło się ogromne napięcie; tak przynajmniej odczuwała to Hermiona. Spojrzała na niego, w sekundę później odwracając wzrok, by jej nie przyłapał. Wyglądał na zamyślonego, platynowe włosy prawie opadały mu na oczy. Dłonie trzymał na stoliku, przy butelce piwa. Oczy, w kolorze prawie szarym, utkwił w coś za oknem. Analizując wcześniej uchwycony obraz Malfoya, nie zauważyła jasnego księżyca, ponurej nocy i dominującej ciszy na błoniach.
— Dlaczego się nie zgodziłaś? — niespodziewane pytanie wyrwało ją z myśli. Spojrzała na niego zaciekawiona, ale czuła od niego tylko kremowe piwo i powściągliwość. Wskazał ręką na drzwi, rzucając: — Teodor.
Zamurowało ją. Słyszał? Widział? Ile był niewidzialny, stojąc w bibliotece? Usta otwierały jej się i zamykały, wyglądała jakby próbowała złapać powietrze. Szukała odpowiedzi na jego niedostępnej twarzy. Wzięła wreszcie głęboki oddech, ale cisza pozostawała wymowniejsza od niej samej. Z trudem ubrała odpowiedź w słowa.
— Po pierwsze: nie powinieneś podsłuchiwać. Po drugie: Nott zaproponował mi informacje, które znam w najdrobniejszych szczegółach. — Wyginała palec, wymieniając powody. Jednak pod koniec opuściła dłoń i ostatni powód wypowiedziała najciszej. — A po trzecie: nie chcę nikomu komplikować życia, nawet tobie. Jeśli Nott chce jakiegoś informatora, szpiega, na pewno nie będę nim ja.
Słuchał ją uważnie, nie przerywając w ani jednym momencie. Jego skupiony na niej wzrok odbierał Hermionie pewność siebie.
— Wiesz o Zabinim? — zapytał, napotykając brązowe oczy, pełne wątpliwości. Omal pokręcił głową z dezaprobaty; Granger nie wiedziała, czy dalsza rozmowa jest słuszna. Nie zaskoczyła go odpowiedzią — krótką i zwięzłą.
— Oczywiście — mruknęła.
— Nott już wcześniej ci to proponował, czemu od razu nie odmówiłaś? — Malfoy doskonale się bawił, chociaż nie dawał nic po sobie poznać. Czuła jego radość z zagięcia ją tym pytaniem. Mimowolnie spuściła wzrok, powtórnie pesząc się i rumieniąc. Nie odpowiedziała, więc zrobił to za nią. — Bo nie wiedziałaś o Weasley. Zastanawiałaś się.
Stwierdził fakt, nie miała na co odpowiadać. Pozostawało jej opanować czerwone policzki i spojrzeć na niego z gryfońską resztką godności. Był śmierciożercą, mimo wszystko nie mogła się przed nim płaszczyć. Wygrała już dawno temu.
— To nie jest twój...
— Jest — uciął ostro. Jego zaciśnięte pięści i surowe spojrzenie ją przeraziły. Spostrzegła, że jest z nim sama w opustoszałej bibliotece, nocną porą. Nie była pewna, czy mógłby jej coś zrobić; wydawał się przez ostatnie sesje z Extance łagodny. Jednak co do Malfoya nie można było mieć pewności, był nieobliczalny. Przecież nie bez powodu trafił do starej klasy od historii magii. — Nie masz prawa się zastanawiać. To, co zostało powiedziane u Extance, ma tam pozostać.
Stał w ułamku sekundy i wyciągnął różdżkę, która zawisła pomiędzy nimi jak ostatnie siedem lat; ogromna przepaść i nienawiść. Była bezbronna, ale nie pokazała mu, jak bardzo się boi. Siedziała wyprostowana i nie spuszczała z niego wzroku.
— Grozisz mi? — wmurowało ją. Kraniec różdżki zaświecił się czerwienią, ale czar nie został rzucony. Drgnął jej policzek, ale w rzeczywistości grała. Dłonie zaczęły jej drżeć i się pocić, gdy on stał nad nią jak kat.
— Oczywiście.
Opuścił dłoń wzdłuż ciała. Hermiona odetchnęła z ulgą — zauważył to.
— Nie boję się ciebie — dodała na swoją obronę. — To nie jest szkoła, gdzie pójdziesz się poskarżyć Snape’owi, że szlamy znowu przeszkadzają ci w oddychaniu.
Wstała z krzesła, a głos drżał jej niespokojnie. Policzki opadały z rumieńców wstydu, blada złość przyćmiewała kolory. Beznamiętnie na nią patrzył, ale mówiła dalej, tym razem bez skrępowania; nie była nastolatką, która da się kolejny raz stłamsić.
— Jeśli mamy współpracować, zachowuj się jak człowiek, Malfoy! — Nie zauważyła, kiedy potrąciła butelkę z kremowym piwem, która przetoczyła się po stole, rozlewając zawartość i lądując na podłodze. Na szczęście nie w kawałkach.
— Cholera! — zaklęła i wyjęła różdżkę, by usunąć szkody. Chłoszczyć, mruknęła, by dywanik uwolnił się od piwa. Pustą butelką postawiła na stole, obok tej drugiej — również opróżnionej. Usiadła z westchnieniem, obserwowana przez Malfoya, opartego o parapet.
— To, co mówię przy Extance, ma zostać w obrębie jej gabinetu, Granger — odrzekł spokojniej, a różdżka tkwiła mu schowana za paskiem spodni.
— Przecież ty nic nie mówisz — powiedziała. Sama była zdziwiona, że w jej głosie pojawił się wyrzut. Nie było jej przykro, nie miała nawet do tego prawa, więc zażenowanie w całości ją objęło; tym bardziej, że Malfoy uniósł kąciki ust. W podobny sposób co Teodor Nott.
— Naprawdę, Granger... naprawdę? — Wziął księgę, którą wcześniej czytał, wychodząc z biblioteki. Dopóki drzwi nie trzasnęły, unosiła się między nimi neutralność i smutne rozbawienie. Hermiona uśmiechnęła się, patrząc w okno i analizując to, co miało wcześniej miejsce. Nie czuła jednak wesołości w swoich myślach, choć osoba trzecia, gdyby ją zobaczyła, dostrzegłaby w niej błyszczące oczy i kąciki ułożone ku górze; jakby była z czegoś zadowolona. Ale Hermiona w głębi bała się, że współpraca, by pomóc chorej wierzbie, będzie polegała nie tylko na spędzaniu razem czasu w bibliotece. Za żadne skarby nie próbowała sobie wmówić, że jest w stanie mu zaufać. Nie chciała powrotu Scorpiusa i Rose. To była bardziej odległa wizja niż ta, w której odnajduje rodziców i jest w końcu szczęśliwa.
*
— Nie zgodziła się? — Blaise zdawał się być zdziwiony tak samo, jak on. Teodor usiadł na obitej skórą, czarnej sofie i wlał sobie whisky, którą tak uwielbiał. Zabini obserwował, jak ten wypija duszkiem dwie szklanki, a potem klnie. Chociaż dalej nie tak świetnie jak ok. — Kurewsko piękne słowa, stary. A tak się poświęciłem.
— W tym problem. Ona wie.
— Możesz, kurwa, jaśniej? — Niedziwne, że zabrzmiało to, jak rozkaz. Nawet Teodor, który znał go od siedmiu lat i mógł na nim polegać, powinien się spiąć. O Zabinim trzeba było wiedzieć trzy najistotniejsze fakty — dbał o to, co do niego należało; przeklinał; i nienawidził, kiedy coś nie szło po jego myśli.
— Granger wie o Weasley...
— Pierdolisz — zakpił, ale zobaczył jego wyraz twarzy. Walnął pięścią w stolik, który się przesunął o kilka centymetrów. Wstał i przeszedł się kilka metrów, robiąc wielkie kroki i szukając ujścia dla swojej złości. Miał ochotę przyłożyć Teodorowi, chociaż wiedział, że on najmniej zawinił. Granger dowiedziała się o jego durnym układzie, o Ginny. W rzeczywistości planowali Granger podpuścić; dowiedzieć się coś o Malfoyu, a ją zwodzić. Dla Teodora informacje o Malfoyu były smakowite — Blaise to robił z czystej nudy. Głupota niemiło się na nim odbiła. Jeśli Granger rozpowie cokolwiek, Ginny będzie skończona.
— Ja pierdole, no nie, no po prostu, kurwa, nie — klął coraz głośniej, przez co obaj nie usłyszeli skrzypiącej podłogi.
— Okropny nawyk — zrugała go Vicky, siadając w poprzednie miejsce Zabiniego. Wystarczyło jedno spojrzenie, by stwierdzić, że nie wygląda najlepiej. Nie miała opuchniętych oczu czy potarganych włosów; wyglądała prawie że nienagannie. Teodor jednak wolał okrzyknąć to w myślach kamuflażem.
— Muszę iść — rzucił na pożegnanie.
— Poczekaj! — krzyknęła za nim Vicky, ale on nie usłuchał i wyleciał z salonu. Zaklęła pod nosem i starała się nie patrzeć w stronę swojego brata.
Nie pamiętała momentu, w którym by przebywali sami. Nie liczyła czasu przed i w trakcie wojny, bo od tamtego czasu wiele się zmieniło. Nie odwiedziła go nawet, gdy trafił ze śpiączką do skrzydła szpitalnego. I nie miała wyrzutów sumienia.
Zaschło jej gardło, więc wyczarowała sobie szklankę. W tym samym jednak momencie Teodor machnął różdżką, a Ognista Whisky zniknęła.
— Nie będziesz pić. — Odrzuciła ją surowość na jego twarzy. Wykrzywiła się niesmacznie i przywołała własny alkohol. Nie chciała wiele pić, ale skoro mogła mu zrobić na przekór?
— Jeszcze coś? — prawie roześmiała się mu w twarz i odkręciła nową butelkę, upijając z gwinta. Teodor zachował kamienną twarz. — Jeszcze jakiś rozkaz... zakaz może?
— Znowu zaczynasz? — żachnął się. Stukał palcami w szklany stolik i przyglądał się jej żałosnym próbom zrobienia mu na złość. Spoglądała na niego wyzywająco. Trzymała butelkę w dłoni, która przechylała się w powietrzu, jakby miała zaraz wypaść. Vicky już nie wyglądała tak nienagannie, złość nie tylko dodawała jej iskier w oczach, ale i uwypuklała jej prawdziwe uczucia.
— Jeszcze nie zaczęłam — odwarknęła, opierając się o zagłowie kanapy. Butelkę położyła sobie na kolanach, a jej dłonie wiązały długie, czarne włosy w byle jakiego kucyka. Victoria była tak samo blada jak on; miała czarne włosy, jak i również oczy. W charakterze też się nie uzupełniali, łamiąc szyk prawdziwego rodzeństwa. Oboje byli swego rodzaju skryci, a już na pewno mściwi.
— Chcesz znowu o tym...
— Przestań, nie mamy o czym rozmawiać — zbyła go, a kiedy chciał coś wtrącić, spojrzała na niego pustym wzrokiem i wypowiedziała słowa, które nieumyślnie zapamiętał do końca życia: — Nie mogę być na ciebie zła, ale jestem. Jestem tak wściekła, że chcę coś zrobić, cokolwiek byś cierpiał tak samo jak ja. Chcę żebyś znalazł dziewczynę, którą pokochasz tak mocno jak ja Malfoya, bym mogła ci to szczęście zabrać i rozdeptać. TO NIE TWOJA WINA, wiem o tym. Jesteś moim bratem, ale Merlin mi świadkiem, że cieszyłam się, kiedy zapadłeś w śpiączkę i mogłam Dracona zobaczyć. Nie porozmawiać, nie dotknąć, tylko
z o b a c z y ć.
— Podobno z rodziną tylko dobrze na zdjęciu.
Pokręciła głową.
— My nawet tego nie mamy — mruknęła z nieco rozczarowaną miną, stawiając butelkę na stolik. Ruszyła w stronę swojego dormitorium. Teodor odprowadził siostrę wzrokiem, z ułudą wmawiając sobie, że nie zobaczył w jej oczach łez.
*
Taka nieregularność w rozdziałach powoli działa mi na nerwy; mam nadzieję, że o mnie jeszcze nie zapomnieliście. Co u Was słychać?
Nie do końca rozumiem podejście Blaise'a do Ginny w tym momencie. Chyba potrzebuję dodatkowego rozdziału na ten temat.
OdpowiedzUsuńPS. Ciesz się, że dodajesz więcej niż jeden rozdział na miesiąc (:
I bardzo dobrze. Przecież to jeden z fajniejszych wątków - psychika Blaise'a. :-)
Usuń... Grozisz mi?...
C U D O W N E .♡.♡.♡
OdpowiedzUsuńJestem tak zachwycona rozwojem sytuacji, że nie jestem w tym momencie nic mądrego z siebie wykrzesać.
Podziwiam i Pozdrawiam
Nie musisz wykrzesywać, te serduszka z ironicznymi kropkami mówią same za siebie. :v
UsuńPozdrawiam baaardzo ciepło. Mam gorączkę.
Rozdział bardzo fajny, tylko nie wiem czy tak dobrze się go czytało czy był krótki bo szybko skończyłam. Niecierpliwie czekam na następny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Kasia
Załóżmy, że po prostu tak dobrze się czytało. :')
UsuńNo dobra, miał tylko 6/7 stron. -,-
Trzymaj się ciepło, bo dzisiejsza pogoda jest jak pierwszy naleśnik.
Powiem szczerze, ze nie pamietam kiedy ostatni raz komentowałam jakiegokolwiek bloga. Pewnie było to z rok temu. Miała dłuższa przerwę w czytaniu ff, ale chyba wróciłam :) tak czy inaczej, zdecydowanie wole HG/SS, dlatego nie byłam przekonana do Twojego opowiadania. Szybko jednak stwierdziłam, ze paring tu nie ma znaczenia; blog jest tak dobry, przemyślany i zgrabnie napisany, ze czytanie go, to sama przyjemność. Hermiona jest Hermiona, A Malfoy to Malfoy. Nawet powojenna rzeczywistość jest.. Taka prawdziwa! Masz prawdziwy talent, nie mowię takich rzeczy każdemu. Cieszę sie, ze piszesz, pomimo tego ze nie tak często jak chcesz. Błagam, wytrwaj w swoim postanowieniu i skończ bloga! :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Mała Miss!
Ugh, no to czuję się autentycznie uprzywilejowana. Bardzo się cieszę, że moje opowiadanie, nawet jeśli to okropne dramione!, Ci się spodobało. (:::::::
UsuńNo i miło mi słyszeć, że jako taka kanoniczność pozostała, bo to z nią jest najwięcej... zabawy. Bo nie problemów. Wcale.
Nie chcę wyjść na skromną, ale to nie talent, tylko ciężka praca. Talent się (jeszcze) nie objawił.
A skończenie bloga to nie jest jako takie postanowienie, bo choćbym i pisała renowacje następne dwa lata, to i tak je skończę. Po Powojennej Historii (moim poprzednim blogu) wierzę, że dam radę.
I czym ja się przejmowałam; na skromną to ja nie wyszłam.
Pozdrawiam, Mała Miss! Dziękuję za komentarz. :-)
Jak mogłabym zapomnieć! Czekałam nawet. A co do regularności... no cóż, ja rozumiem, bo mam *chyba* to samo, mało czasu, mało snu i mało weny. No ale bywa, to chyba przez tą jesień.
OdpowiedzUsuńRozdział wspaniały, jak zawsze. Tęskno było za tą Hogwartową biblioteką, o tak. Zbudowałaś bardzo fajny klimat podczas jednej, a potem drugiej rozmowy. Podoba mi się. I jestem bardzo ciekawa, czego chce Teodor. Jakie informacje i do czego są mu potrzebne. Malfoy to się wycwanił, z tą niewidzialnością, nie powiem. Fajnie, że zrzucił jej książkę na głowę, a nie ściągnął, a ona się na niego przewróciła, czy coś. Nie wiem po co to piszę, bo to przecież takie nie w Twoim stylu i nie wiem co musiałoby się stać, żebyś napisała coś takiego :')
Vicky chyba nie lubię ale szkoda mi jej bardzo i jakoś tam rozumiem jej uczucia względem Notta.
Lecę do książek .-.
Co u Ciebie? :3
Przechodzimy przez to samo, to prawie tak romantyczne jak spadająca książka wprost na głowę Hermiony, która nie zdążyła odskoczyć i zemdlała. You know what I mean. :-)
UsuńPowiem tak... na wpadanie jeszcze przyjdzie pora. Ale nie w bibliotece. Nie żebym coś sugerowała. Nie... O JEJU UWIELBIAM CIĘ, BLACK, WŁAŚNIE WPADŁ MI DO GŁOWY TAK KUREWSKO-MEGA-MERLINOWSKI POMYSŁ. Ale mnie zabijecie.
Też rozumiem Vicky; bo między miłością a nienawiścią jest bardzo cieŃka granica (musiałam). Nie no, naprawdę ją rozumiem, Notta zresztą też, ale o nim będzie mowa o wiele, wiele później.
Jak widzisz... u mnie jest bardzo wesoło... mam dobry dzień... nawet logarytmy wydają się jakieś przyjemniejsze, Ci powiem. A u Ciebie, moja weno?
Jestem weną, cóż za zaszczyt mnie spotkał :333
UsuńA ja to biegam na zmianę od moich nowych zabawek (kulki magnetyczne są takie irytujące i takie super .-.) do książek. Wiesz, 15 minut nauki, godzina wkurzania się, ale no. A tak ogólnie, to może nawet być, chociaż trochę nudno ;--;
Jaki tam zaszczyt. :D
UsuńWybacz, że tak późno, ale zapomniałam kompletnie odpisać. Moja pamięć jest coraz bardziej dziurawa, nie polecam. Też miałam kiedyś takie kulki! Ale gdzieś się pogubiły...
Nudno?! Muszę dodać rozdział, żeby wnieść trochę pikanterii. :-)
Jasna cholera. O co, na stringi Umbridge, chodzi Teodorowi. Blaise robi to z nudy... A Teodor? Teodor jest pełen tajemnic.
OdpowiedzUsuńJak Malfoy!
kurczękurczękurczę
znowu nie wiem co i jak i w ogóle po co po Twoim rozdziale ;<
(Stringi Umbridge pewnie też są różowe).
UsuńTeodor ma swoje powody, nie można zaprzeczyć. Nic Ci, niestety, nie mogę na to odpisać, żeby się nie zdradzić, no. :I
Wybacz. Będzie lepiej! :v
Rozdział ciekawy.
OdpowiedzUsuńJeszcze mało Dramionowate.
Fakt, mogłoby być bardziej regularnie.
Ja? Umieram.
#KH
Miło mi! :)
UsuńA co do regularności, muszę Cię zawieść. Brak czasu.
Przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem zachwycona ;)
OdpowiedzUsuńTo opowiadanie jest świetne! Dobrze, że Hermiona i Draco są sobą mam nadzieję się, że kiedyś się dogadają.
Ta psycholog to dość intrygująca postać.
Ciekawe co wyjdzie ze współpracy Hermiony i Draco
Czekam na kolejne rozdziały :)
Nie umiem pisać długich komentarzy więc sorki :)
Przy okazji zapraszam do mnie może Ci się spodoba
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/
Pozdrawiam
Arcanum Felis
O kurczę, zabrnęłaś tutaj! Ale mi, kurde, miło. :)
UsuńA na twojego bloga zajrzę, ale dopiero w czasie świąt albo chociaż dnia wolnego. Teraz, przed całym końcem semestru, czas nie bardzo mi sprzyja. Dziękuję i pozdrawiam! :)
Cześć. Właśnie natrafiłam na twój blog. Kurcze świetnie piszecz i aż Ci tego chyba zazdroszcz, że nie poddajesz się po pierwszym rozdziale tak jak ja już kilka razy zrobiłam.
OdpowiedzUsuńOowieść, którą piszesz zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Wszystko wydaje się być takie prawdziwe!
To co teraz napisze może wydawać się okropne, ale podczas czytania dwóch ostatnich rozdziałów miałam ochotę wbić sobie w ręke wielki zardzewiały gwóźć. Długo nie mogłam przekonać się do parringu dramione, ale w końcu mi się udało. Moja niechęć pochodziła do mojej niechęci co do Hermiony, bo Draco uwielbiałam od zawsze. I teraz w twoim opowiadaniu pojawia się Victoria! Wyobrażasz sobie? Dla mnie to takie dołujące że piszesz dramione!
W każdym razie nie moge się doczekać następnego rozdziału. To jest zbyt fajne żeby przestać czytać tylko dlatego, że podoba mi się myśl o Draco i Vicky. Zresztą twoja Hermiona jest całkiem fajna. Uh! Serio to napisałam?
Przecież chciałam tylko powiedzieć, że mi się podobało!
PS: Tym razem poważnie: też chce się dowiedzieć o co chodzi Teodorowi :) Mam nadzieje, że już niedługo wszystko się wyjaśni.
PPS: A Blayse jest tu po prostu super!
Pozdrawiam
Vernix
Ile nowych osób u mnie, aż nie wierzę. I tyle miłych słów się przelało, że dzisiaj napisałam dwie strony do rozdziału. Ach, cudowni jesteście. :)
UsuńZardzewiały gwóźdź powiadasz? Powiedziałabym: jak Jezus, ale jestem ateistką i nie chciałabym nikogo urazić. :')
Ja też uwielbiam Draco, ale wszyscy tak katują tę Hermionę, że już czasami można nie wyrobić. Osobiście ją piszę, bo jest łatwą do wyobrażenia postacią: a że jestem początkująca, łatwiej mi.
Tak, napisałaś to, ale mnie zaszczyt kopnął, o ja! :D
Vicky i Draco... :)
Pozdrawiam i do następnego!